20 sty 2019

Od Satoru c.d: Manon


Manon, czarownica, która tak przedstawiła się Satorowi, ciągnęła chłopaka za koszulę przez spory okres czasu i równie duży kawał drogi. Chłopak zacisnął zęby, dusząc w sobie żal, który wzbudziła w nim jego bluzka, wyglądająca teraz jak skrawek szmatki do czyszczenia kominka. Niebieskie nitki smutno zwisały i podskakiwały z każdym podmuchem wiatru. Satoru w duchu pomstował swoją koszulę, jakby był to teraz jego jedyny problem, co oczywiście, okazało się być nieprawdą. Bo, nie oszukujmy się, czy kiedy ciągnie cię czarownica przez las, przeklina cię i wszystkich pod nosem, a przedtem jeszcze wyciąga cię z bagna dwa razy, to czy to dobra sytuacja? Uratowała mu życie, Satoru nie wiedział, dlaczego i po co. Przecież raczej zdrajców wśród czarownic się nie toleruje. Tego się domyślił sam. Wcześniej słyszał o czarownicach, ale tylko w bajkach, w baśniach. Otashi Kada, jego przyjaciel z Blue Pegasus, lubił rozmawiać o legendach i różnych istotach. Głównie mówił o tym, że czarownice były popularne w słowiańskich wierzeniach. Opowiedział mu nawet bajkę o Babie Jadze, której Satoru nigdy wcześniej w życiu nie słyszał. W jego rodzinie traktowano takie tematy poważnie, a jeśli mówiło się o potworach, demonach i czarownicach, to tylko w kwestii "roboty do wykonania", czyli eksmitowania takowych stworzeń.
- Satoru, to są słudzy Hadesu i Diabła, chcą tylko zabijać, więc trzeba ich wyplenić - tak mu mówiła mama. Tłumaczyła to do bólu i tonem takim, jakby pouczała małe dzieciątko. - Demona zabijesz Słowem Bożym, wilkołaka srebrnym nabojem, wampirowi odetnij głowę i zakop daleko od ciała, ghoula spal żywcem, tak samo czarownicę.
Ale jakoś terminu sługi "Hadesu i Diabła" nie mógł przypisać dziewczynie, która z zahartowaną miną prowadziła go przez ciemny las. Ponownie w głowie uderzyła go myśl: Uratowała ci życie, jełopie. Dwa razy. Jesteś kompletnie do niczego... Umiesz tylko się szczerzyć i ładnie wyglądać. Satoru akurat się z tym zgodził. No bo co on wyprawiał? Poszedł pilnować ludzi w wiosce, nagle jakaś dziewczyna wyprowadza go z kościoła, zatrzaskuje przed nim drzwi i mówi, że powinien dziękować. A kiedy się domyśla, że to zamach, jest już za późno. Bezczynnie słyszy przez drzwi, jak czarownice zabijają dzieci, dorosłych i starszyznę za nic. A on tylko stał, trząsł się ze strachu i... nawet zapłakał. Ale to tylko raz. Później jak pijany udało mu się dotrzeć do pobliskiego lasu, gdzie zobaczył morderczynie. Nawet nie stawiał oporu, kiedy go związywały. Warknął pod nosem. To koniec, gildia wykopie go na zbity pysk, odbiorą status maga i tyle będzie po jego ambicjach z dzieciństwa. I wtedy spojrzał też na dziewczynę, która prowadziła go w stronę starej szopy, może domku byłego leśniczego. Ona też miała przechlapane. Satoru czuł ogromną pokusę, żeby zapytać się jej, dlaczego go ratuje, ale zamknął buzię na kłódkę. Zastanawiał się, co mogą zrobić owej Manon za to, że go uratowała i pomogła mu uciec. Pewnie zabiją ją, pomyślał. A ona i tak chce wrócić. Nie chciał, żeby tam wracała, może czuł po prostu potrzebę odwdzięczania się za to, że dwa razy uratowała mu tyłek. Dziwnie pewnie jest być czarownicą... Możliwe, że własna matka mogłaby zabić cię bez wahania. I jakie było jego zdziwienie, kiedy wyciągnął rękę w geście pojednania i powitania do dziewczyny, a ona podejrzliwie chwyciła ją w palce i zaczęła oglądać z wszystkich stron. Prychnął cichym śmiechem na to wspomnienie. Dziewczyna pewnie nie widziała połowy świata i o połowie nic nie wiedziała. Prawdopodobne jest to, że ją to nigdy nie interesowało i nie miała czasu się tym przejmować. Dla Satoru było to trochę smutne. W końcu, mimo wszystko, ładny jest ten światek.
Weszli do starej szopy, w której stało spróchniałe krzesło. Satoru wzdrygnął się lekko z zimna i tego, jak nieprzyjemne wydawało się być to miejsce. A czego on miał się spodziewać? Hotelu trzygwiazdkowego? Westchnął cicho i plasnął się w czoło. Dziewczyna puściła jego koszulę, zmierzyła go spojrzeniem swoich żółtych oczu i odsunęła się w jeden kąt szopy. Przypomniało mu to trochę zachowanie jego kota. Czarownica powiedziała, że zatrzymają się w tej szopie na noc, co wydawało się chłopakowi wręcz absurdalne. Tutaj?! Przecież każdy mógł tu nagle wejść, zaatakować ich, cokolwiek! A o mrozie, który tutaj panował, już nie wspomniał. Zrezygnowany po prostu osunął się na kolana i usiadł po turecku. Nie chciał spać, nawet mu to do głowy nie przyszło. Zmrużył oczy, patrząc jak dziewczyna chowa się pod płaszczem, zwija w kulkę i trzęsie się ledwo zauważalnie. Satoru domyślił się, że próbowała to ukryć, zacisnąć zęby i z tym żyć, ale nie wychodziło jej to dobrze.
- Co ci zrobią, jeśli wrócisz? - Satoru odezwał się wśród ciszy przerywanej wyciem wiatru. - Wydaje mi się, że się domyślą, że mi pomagałaś.
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale Satorowi to nie przeszkadzało.
- Zamarzniesz. Kiedyś mieliśmy takie ćwiczenia w Blue Pegasus. Kiedy jest zimno, a nie macie żadnego schronienia, lepiej trzymać się razem i zbić w grupę, oddając sobie nawzajem ciepło. Wiesz, ja tam bym nie chciał skończyć jako mrożonka.

Manon? c:

ilość słów: 808

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz