- Mam Ci ją amputować, że mi ją podajesz? - zapytała mężczyznę i to całkiem na serio, w końcu w swoim życiu nie poznała nic innego, oprócz smaku krwi. Rządzą nimi bardziej krwiożercze instynkty, wiedźmy to... Bardziej zwierzęta, niż ludzie. Pojawiając się w mieście, wiele z nich nie wie, co sprzedają inni na targach, w końcu skąd miałyby się dowiadywać? Małe wiedźmiątka nie pracują w fabrykach i nie produkują komputerów, ani nie uczą się w szkołach żadnego fachu; no może omijając zawodu bezwzględnego zabójcy, Satoru spojrzał na dziewczynę, jak na ufoludka, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że o wiedźmach nie ma zielonego pojęcia, tak samo jak ona o ludziach. Spotkały się całkiem inne epoki, ta historia mogłaby być ciekawa, gdyby nie to, że Matrona nie pozwoli, aby Manon rozmawiała z ludźmi, prędzej sczeźnie. Dziewczynę ciekawiło tylko co ją czeka, gdy wróci; miłe przywitanie? Na pewno nie. Została już zdegradowana ze stanowiska, właściwie czy miała dokąd wracać? Poważnie zaczęła zastanawiać się nad ostateczną ucieczką i pozostaniu w gildii po wsze czasy, lecz istniał jeden problem, kto przyjmie wywerne w samym środku miasta... El Diablo nie należy do przyjacielskich, wyglądem budzi strach; dlatego wiedźmy żyją z dala od innych; są dziwne, powinny trzymać się jak najdalej. Manon ewidentnie łamie ten zakaz, ale tylko do świtu.
- Naprawdę powinieneś stąd iść i to szybko - spojrzała na drzwi, które zaczęły przeraźliwie skrzypieć, w obawie, że ktoś się w nich zjawił; na szczęście nikt. Satoru nie miał pojęcia, że jeżeli ich złapią, to oboje jutro skończą bez głów; a trzeba przyznać, że głowa jest jednak potrzebna. Wiedźma, chowając żelazne pazury, pomogła chłopakowi wstać i ponownie (jak to ma w zwyczaju) złapała skrawek jego ubrania, a następnie zaczęła go ciągnąć za sobą; przecież brunet nie wiedział nawet gdzie u licha jest.
- A ty, powiesz coś o sobie, skoro już mam się za Tobą wlec? - odparł uśmiechając się promiennie, że też w tej chwili miał taki humor. Dziewczyna przewróciła oczami, sięgnęła tylko po czarny płaszcz tuż przy rogu jednego z domków i założyła go; w niczym innym nie czuła się tak dobrze. W końcu weszli do ciemnego lasu, który nocą był bardzo niebezpieczny.
- Manon, Wiedźma z Klanu Czarnodziobych - warknęła, jakby te słowa były dla niej obelgą - Morduje, katuje, torturuje i wypruwam flaki, chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? - spojrzała na Satoru spode łba. Kolejny raz ratowała chłopakowi życie; dlaczego? Zdaje się, że to pytanie będzie męczyć ją jeszcze przez jakiś czas; ciekawe, czy dziewczyna znajdzie na nie w ogóle odpowiedź. W końcu po paru godzinach ostrej wędrówki znaleźli pomniejszą, drewnianą szopę. Nie było w niej niczego, oprócz spróchniałego krzesła, który zawaliłby się pod ciężarem dziewczyny. Bez głębszego zastanowienia zwinęła się w tak zwaną "kulkę" w kącie i przykryła czarnym płaszczem.
- Na dziś już wystarczy, do miasta dojdziemy jutro - odparła ponownie zachrypniętym głosem, była totalnie padnięta, dzisiejszy dzień i ta.. Ucieczka, przez którą straci głowę; wykończyła ją - Jutro się pożegnamy raz na zawsze, przysięgam, a teraz spróbuj jeszcze chwilę wytrzymać - mruknęła cała dygocząc z zimna; ta noc nie zapowiadała się przytulnie.
Satoru?^^
ilość słów: 724
ilość słów: 724
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz