19 sty 2019

Od Manon c.d Satoru


Manon spojrzała na chłopaka tak, jakby był jakimś duchem; zbladła do tego stopnia, że włosy dziewczyny wcale nie różniły się od koloru jej skóry. Aktualnie ryzykowała wszystkim; nawet swoją głową, w końcu Rhiannon Czarnodziobej nie przeszkadzało zamordowanie z zimną krwią córki, więc czemu miałaby mieć problem z wnuczką? Satoru zamiast wiać ile sił w nogach, wstał, podał jej rękę i ponownie się przedstawił (tym razem bez towarzystwa zgłodniałych wiedźm). Mężczyzna chyba nie do końca miał pojęcie o tym, kim są wiedźmy; może czytał o nich w bajkach, ale to nadal nie to samo. Teraz mało kto wie, że istnieją, krążą legendy, pogłoski, tak samo jak o demonach, które chowają się na dnie Tartaru, choć istnieją; z powodu dobrych magów, każdy zły potwór musi się chować, nasza populacja stała się znikoma, czas odnowić siły, dopiero później uderzyć. Dziewczyna nie była przyzwyczajona do takiego życia, tak naprawdę mało wiedziała o tym, jak żyją ludzie; czemu Satoru podał jej rękę? Czy to jakiś spisek? Manon pociągnęła za jego rękę, odwracała ją parę razy, aby znaleźć pułapkę; zawiodła się, spojrzała jeszcze raz na bruneta i pozwoliła mu schować dłoń. Wiedźmy były wychowywane na jaskiniowych warunkach, prawie jak pierwotny człowiek z rodzaju homo erectus, nie wiedziały nic o technologii, całe życie spędzały w lesie, polowały, zabijały i nosiły skóry zwierząt; prawie jak wikingowie, którzy jednak wydawali się bardziej uspołecznieni.
- Mam Ci ją amputować, że mi ją podajesz? - zapytała mężczyznę i to całkiem na serio, w końcu w swoim życiu nie poznała nic innego, oprócz smaku krwi. Rządzą nimi bardziej krwiożercze instynkty, wiedźmy to... Bardziej zwierzęta, niż ludzie. Pojawiając się w mieście, wiele z nich nie wie, co sprzedają inni na targach, w końcu skąd miałyby się dowiadywać? Małe wiedźmiątka nie pracują w fabrykach i nie produkują komputerów, ani nie uczą się w szkołach żadnego fachu; no może omijając zawodu bezwzględnego zabójcy, Satoru spojrzał na dziewczynę, jak na ufoludka, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że o wiedźmach nie ma zielonego pojęcia, tak samo jak ona o ludziach. Spotkały się całkiem inne epoki, ta historia mogłaby być ciekawa, gdyby nie to, że Matrona nie pozwoli, aby Manon rozmawiała z ludźmi, prędzej sczeźnie. Dziewczynę ciekawiło tylko co ją czeka, gdy wróci; miłe przywitanie? Na pewno nie. Została już zdegradowana ze stanowiska, właściwie czy miała dokąd wracać? Poważnie zaczęła zastanawiać się nad ostateczną ucieczką i pozostaniu w gildii po wsze czasy, lecz istniał jeden problem, kto przyjmie wywerne w samym środku miasta... El Diablo nie należy do przyjacielskich, wyglądem budzi strach; dlatego wiedźmy żyją z dala od innych; są dziwne, powinny trzymać się jak najdalej. Manon ewidentnie łamie ten zakaz, ale tylko do świtu.
- Naprawdę powinieneś stąd iść i to szybko - spojrzała na drzwi, które zaczęły przeraźliwie skrzypieć, w obawie, że ktoś się w nich zjawił; na szczęście nikt. Satoru nie miał pojęcia, że jeżeli ich złapią, to oboje jutro skończą bez głów; a trzeba przyznać, że głowa jest jednak potrzebna. Wiedźma, chowając żelazne pazury, pomogła chłopakowi wstać i ponownie (jak to ma w zwyczaju) złapała skrawek jego ubrania, a następnie zaczęła go ciągnąć za sobą; przecież brunet nie wiedział nawet gdzie u licha jest.
- A ty, powiesz coś o sobie, skoro już mam się za Tobą wlec? - odparł uśmiechając się promiennie, że też w tej chwili miał taki humor. Dziewczyna przewróciła oczami, sięgnęła tylko po czarny płaszcz tuż przy rogu jednego z domków i założyła go; w niczym innym nie czuła się tak dobrze. W końcu weszli do ciemnego lasu, który nocą był bardzo niebezpieczny.
- Manon, Wiedźma z Klanu Czarnodziobych - warknęła, jakby te słowa były dla niej obelgą - Morduje, katuje, torturuje i wypruwam flaki, chciałbyś wiedzieć coś jeszcze? - spojrzała na Satoru spode łba. Kolejny raz ratowała chłopakowi życie; dlaczego? Zdaje się, że to pytanie będzie męczyć ją jeszcze przez jakiś czas; ciekawe, czy dziewczyna znajdzie na nie w ogóle odpowiedź. W końcu po paru godzinach ostrej wędrówki znaleźli pomniejszą, drewnianą szopę. Nie było w niej niczego, oprócz spróchniałego krzesła, który zawaliłby się pod ciężarem dziewczyny. Bez głębszego zastanowienia zwinęła się w tak zwaną "kulkę" w kącie i przykryła czarnym płaszczem.
- Na dziś już wystarczy, do miasta dojdziemy jutro - odparła ponownie zachrypniętym głosem, była totalnie padnięta, dzisiejszy dzień i ta.. Ucieczka, przez którą straci głowę; wykończyła ją - Jutro się pożegnamy raz na zawsze, przysięgam, a teraz spróbuj jeszcze chwilę wytrzymać - mruknęła cała dygocząc z zimna; ta noc nie zapowiadała się przytulnie.

Satoru?^^

ilość słów: 724

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz