Satoru stał osłupiały w korytarzu i udało mu się wyrwać z transu dopiero wtedy, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwi na dole. Otępiale zszedł na dół, a w jego głowie nadal huczały gniewne słowa Manon. Ty jesteś Yoshida, ja jestem Czarnodzioba. Przecież Satoru mówił jej po pięć razy, że ma na nazwisko Yoshida... Może pomyślała, że to bardzo popularne nazwisko i to wszystko kwestia przypadku? Ale on nie był taki... Nie chciał być takim łowcą, jak ojciec. Od dzieciństwa nie chciał. Rozwydrzony i zły, nawet nie wiedział, na kogo i dlaczego, zbiegł na dół po schodach, a kiedy wpadł na Henry'ego popchnął go wściekły.
- Coś ty jej powiedział?! - Satoru warknął; miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie był taki zły.- To, co musiałem, Oru - mężczyzna odpowiedział niewzruszony. - Nie zdawała sobie sprawy, z kim się brata. Tak jest lepiej i dla niej, i dla ciebie. Ciesz się, że twój ojciec o tym nie wie. Przyjechałby tu od razu.
Satoru miał ochotę nawrzeszczeć na Henry'ego, ale jedyne, na co się zdobył, to na gromienie go wzrokiem.
- Ona jest chora! Ma zapalenie płuca, a jeśli wróci do swojego klanu, zabiją ją bez wahania.
- Nie. Może się jakoś wytłumaczy - wuj Satoru przytrzymał go w przedpokoju, skutecznie zagradzając przejście. - Zastanów się, chłopie! Jesteście z dwóch różnych światów. Przyjmijmy, że czarownice ją zabiją. Ale one ją zetną, powieszą, może spalą! A twój ojciec? Torturowałby ją za informacje!
- Mój ojciec nigdy nikogo nie torturował i nad nikim się nie znęcał. Łowcy tak nie robią, mylisz nas z Myśliwymi - wyminął wuja w korytarzu, chwytając swój płaszcz i szalik w biegu.
Już sięgał do klamki, już miał otworzyć drzwi i pędzić za białowłosą, kiedy zadał sobie całkiem poważne pytanie: dlaczego mu tak zależy? Zmarszczył brwi. Nie wiedział, dlaczego mu tak zależało na tym, by Manon żyła, by nie wróciła do czarownic, ale wydało mu się to, koniec końców, nieistotne. Wziął drżący oddech, kiedy usłyszał za sobą głos wuja; stał ze skrzyżowanymi rękoma na piersi w lekarskim ubraniu i w okularach na czole:
- Synu, daj tej dziewczynie odetchnąć, ona musi pomyśleć. Wiesz, co to znaczy dla czarownicy poznać, a co dopiero dotknąć Yoshidę? Bo zakładam, że siłą rzeczy choć raz jej dotknąłeś, a ona ciebie. To jak przekleństwo, twoi przodkowie wymordowali tyle czarownic, że wypełniłbyś ich krwią cały ocean. Zostaw tę dziewczynę w spokoju, pójdź do baru, napij się czegoś i też pomyśl.
- Zajmujesz mi czas - chłopak wypowiedział to zdanie neutralnym tonem bez emocji.
- Jesteś samolubny, Oru, jeśli pójdziesz teraz za tą dziewczyną. Czarownice to jej życie, jej przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Oraz to jej rodzina. Nie zabieraj jej od rodziny, nawet, jeśli ona ją zabije - to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział do niego Henry, zanim Satoru wyszedł z jego kamienicy.
xxx
Chłopak z żalem się przyznał, że szukał białowłosej wśród ulicznego tłumu. Wydawało mu się to łatwe, w końcu był całkiem wysoki i czasem wystawał ponad tłum, lecz nie dostrzegał Manon nigdzie. Minęła dobra godzina, kiedy się w końcu poddał, usiadł w barze i zasępił się nad szklanką z napojem sodowym. Powieka drgała mu nerwowo, a zęby zacisnął tak mocno, że czuł, jak ściera się z nich szkliwo. Chciał w zasadzie wszystko wytłumaczyć Manon. Powiedzieć, że on nie jest, jak reszta Yoshidów, że nie zabija, a kiedy miał kilkanaście lat zafascynowała go magia i okazało się, że on również ją posiada i miewa predyspozycje do jej praktykowania. W swoim życiu nie zabił ani jednej czarownicy! Czy była tu sprawiedliwość, kiedy przez czyny jego przodków, los pozbawił go... przyjaciółki? Nie! To nie było sprawiedliwe. Walnął pięścią w stół tak głośno, że aż kilku klientów obróciło się w jego stronę, szepcząc między sobą. Miał przemożną ochotę kogoś uderzyć. Nawet siebie. Powiedzieć sobie, żeby wziął się w garść i przestał rozwodzić się nad czarownicą! Tysiące z nich umiera, co się stanie jak umrze i ta? Satoru wiedział, że jego głos Łowcy powinien odpowiedzieć 'Nic', ale on nie potrafił tego głosu do siebie dopuścić. Miał ochotę nawet palnąć Manon! Zmusić ją, żeby spojrzała na niego i wysłuchała, a nie znowu rozpłynęła się w powietrzu pod tym swoim ciemnym kapturem.
- Przepraszam, czy wszystko w porządku? - usłyszał nad swoim uchem nerwowy szept.
Odwrócił się do tyłu, pod maską bez żadnych wyszczególnionych uczuć, i spojrzał na osobę, która śmiała mu przeszkodzić w rozżalaniu się i myśleniu. Była to wyglądająca młodo, piękna kobieta o zmysłowych kształtach i żółtych, gryzących oczach. Satoru prawie spadł z krzesła, kiedy je zobaczył. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie potrafił wydobyć z nich żadnego dźwięku. Podobne oczy miała Manon, nie takie same, Manon były z większą domieszką złota i w ciemnej oprawie. Takie przecież tęczówki miały podobno wszystkie Czarnodziobe. Satoru wziął głęboki oddech, nie dając nic po sobie poznać. Zachował zimną krew; sięgnął dłonią do swojej szklanki i pociągnął z niej dużego łyka, dopiero wtedy odpowiedział:
- Tak, jest okay.
Kobieta bez słowa usiadła naprzeciwko Satoru, splatając palce swoich dłoni i spojrzała się na chłopaka z szerokim, trochę drapieżnym i nienaturalnym uśmiechem. Mag miał wrażenie, że zaraz zostanie siłą woli rozszarpany na kilka części, wypchany błotem i rzucony w rzekę dla ozdoby. Może dla ryb.
Postanowił udawać, że wszystko jest w porządku, że wcale nie kojarzy tej kobiety i po prostu dosiadła się do niego z braku towarzystwa. Satoru włożył rękę do swojej kieszeni, wyciągnął z niej obsydianową kulkę i rzucił ją ukradkiem na ziemię, w myślach wypowiadając imię białowłosej, której szukał dzisiejszym popołudniem. Był to bowiem Ogar, sposób komunikacji wśród Łowców, pocztowych i nie-czasem magów. No... produkt zakazany, trochę przemycony, ale jakże skuteczny. Satoru patrzył kątem oka jak kulka toczy się do drzwi i później pod listwą przeciska się na dwór, by tam zamienić się w cienistego psa, który odnajdzie białowłosą. Że też nie pomyślał o tym godzinę temu... Ależ on był głupi...
- To ty jesteś Satoru Yoshida? - zapytała go nagle kobieta o żółtych oczach. - P=Bo jeśli tak, to daję ci pół minuty na ucieczkę.
Manon? powiedzmy, że Satoru trzepnął ją tak mentalnie po głowie
ilość słów: 988
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz