Nie był zbytnio zadowolony z postawy kotoszczura, który nie potrafił zrobić nic pożytecznego. Skarcił go, po czym wsadził do kieszeni swojego płaszcza. Misha nie ukrywał swego zafascynowania zmiennokształtnym stworzeniem. Gdyby posiadał coś takiego, jeszcze po swojemu wytresował, wszystko stałoby się łatwiejsze. Małą przeszkodą mógł być obecny właściciel. Może nawet mniejszą…
Jego uwagę przykuło dziwnie zmienne zachowanie. W słowach chłopaka wyczuł coś podobnego do zaprzeczenia samemu sobie w ciągu paru sekund. Nadzwyczaj interesujące zjawisko, acz zarazem na tyle podejrzane, by zachować szczególną ostrożność.
– Coś kombinujesz – Stwierdził, podnosząc z ziemi jedną z wielu rozrzuconych kart. Zaczął się jej przyglądać.
Chłopak odwrócił się, po czym zaczął w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. Mishabiru skorzystał z tej okazji i postawił swą nogę na podkładce, na której to widniał bliżej niezidentyfikowany bohomaz.
– Możemy się umówić, że odejdę, kiedy dostanę na własność tą zmiennokształtną kupę futra…
Nieznajomy spojrzał nań nieco zaniepokojonym wzrokiem, ledwo trzymając w palcach podkładkę.
Ta chwilowa niepewność dała Mishabiru otwarte drzwi do zmanipulowania. Pozwolił sobie na przykucnięcie, by łatwiej nawiązać kontakt wzrokowy. Wtedy właśnie nastąpił niespodziewany atak ze strony ptaszyska, które parędziesiąt sekund temu było kotem. Wlot czegoś takiego prosto w twarz sprawiło, że Misha padł na plecy, rękami odganiając te agresywne cholerstwo. Ivan wpierw się spłoszył, za sekundę wracając do obrony swego właściciela, ale szkoda, że na jego twarzy.
Zirytowany Misha użył elektryczności, by pozbyć się małych szatanów z siebie. Zwierzaki spłoszyły się, uciekając w stronę miasta. Białowłosy podniósł się do siadu, ocierając twarz z piachu. Wyczuł również zadrapanie na lewym policzku, na co westchnął. Spojrzał na obcego szatyna, który do końca zebrał swoje rzeczy. Pewnie ten teatrzyk sprawił mu wielką przyjemność.
– Zatłukę twojego futrzaka, jeśli znajdę go pierwszy – mruknął pod nosem, podnosząc się z ziemi.
Uczynił płynny gest zapraszający do pójścia przodem, lecz tenże nawet nie drgnął, kurczowo trzymając swoją torbę.
– Ale Nott nie zrobił nic złego… – Wyszeptał, nadal nie ruszając się z miejsca.
– Idziemy do miasta – zarządził Misha, najpierw ciągnąc go za ramię, a następnie szturchając w stronę tego przybytku niedoli. – Tam, gdzie będzie twój szatański pomiot, znajdę i swojego. Wtedy zastanowię się, co z wami zrobić. Wkurzyliście mnie.
Kroczyli w ciszy, zajęci swoimi myślami. Mishabiru trzymał się nieco z tyłu, bardzo dokładnie obserwując każdy jego ruch. Miał podejrzenia, iż ten typ jest złodziejską mendą, której szuka już dobry miesiąc. Człowiek kradnący cudze zlecenia zabójstw od razu został zakwalifikowany do unicestwienia. Spotkał go tylko raz, po zmroku. Nie widział nic, oprócz tych charakterystycznych kart.
<Artiś?>
Słów: 403
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz