Wiedźmy od setek lat pozostawały niewzruszone na ludzki los, ich zawziętość brała się z tradycji, którą tak pilnie pieściły. Nawet, jeżeli jednej z nich zdawało się odczuwać jakieś emocje, szybko próbowały to zataić, ukryć... Pozostać niewzruszonym; niczym dziki dąb, który unosi piedestał całego Klanu, ponieważ gdy jeden z nich opadnie, cała reszta pójdzie na dno razem z tym jednym, słabym ogniwem; jeden za wszystkich, wszyscy za jednego? Nie możemy więc dziwić się dzikiemu zachowaniu białowłosej, od samego początku nie była przyzwyczajona do skrajnych emocji, które teraz zaczęły nawiedzać ją, niczym najgorszy koszmar. Zaufanie, kultura, a nawet miłość; były to słowa zupełnie niezrozumiałe dla młodej wiedźmy, więc powoli zaczęły ją przytłaczać; każda, nawet najmniej podła Czarnodzioba w końcu zamienia się w to, do czego została stworzona. Ich dzikie DNA, zrodzone z nocy, pustki i ciemności w końcu daje o sobie znać; czasami zapominają, że przecież również są ludźmi, tylko innymi... Ale któremu z nas woda sodowa nie uderzyłaby do głowy, gdybyśmy musieli znosić najgorsze mrozy, najgorętsze upały czy najbardziej obfite ulewy w domku ulepionym z gliny, z którego przedostają się najznamienitsze choroby? Ich głównym źródłem lekarstw były zioła, które same musiały poznawać, czy od zawsze były złe? Nie, ale ta ich zupełna inność sprowadziła złych ludzi, którzy tępili to, co było dla nich nowe; obudzili tymże pradawne zło. Halloween? Czy to nie święto, w którym dzieci przebierają się za czarownice, mumie czy różne inne rodzaje owiniętego papieru toaletowego wokół własnej osi? Byleby z dobrej firmy, aby rolka wytrzymała działalność na rzecz słodyczy! Te wszystkie ludzkie tradycje, to kpina tego, co legendarne. Wracając więc do tematu, dziewczyna została potraktowana niczym dzikie zwierzę, lecz czy można wykluczyć fakt, że właśnie nim była? Manon rzuciła się na Satoru, któremu uprzednio przecież uratowała życie; dwa razy. Jaki byłby tego sens, gdyby białowłosa wydłubała mu teraz oczy... Strzałka usypiająca może działa dobrze na konie, lecz pradawnej mocy tak łatwo nie zdusi; wszystkie słowa wypowiedziane przez niebieskookiego bruneta dziewczyna wyraźnie słyszała, aczkolwiek odpowiedzieć nie była w stanie. Zawieszono go w prawach na 18 miesięcy, Manon nie wiedziała co to są prawa; może coś takiego, jak wiedźmie kodeksy, aczkolwiek one bardziej przypominały Kodeks Hammurabiego, niż coś dobrego; odcięto ci język? Super, w zamian możesz odkroić przeciwniczce śledzionę, teraz będziesz pewna, że gdy dostanie grypę, nie wywinie się w zadawalającym tempie, o ile jeszcze da radę. Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyna w końcu wybudziła się, aczkolwiek chłopak zniknął bez śladu; była tylko ona i ten koszmarny pikający telewizor; ponownie podłączono jej te wszystkie, zbędne rurki, które wbijały się jej po raz kolejny głęboko w czarnawe żyły. Próbowała nie zastanawiać się co robi teraz jej babka, może właśnie wysłała za nią szereg pościgów na pewną śmierć; mróz łatwo wykańcza, co można zaobserwować na naszej bohaterce, wiedźmy żyją stanowczo zbyt krótko, a raczej większość z nich, gdyż Rhiannon Czarnodziobej nadal można pozazdrościć boskiej urody; właściwie gdyby tak przyjrzeć jej się z bliska można negować, czy nie jest starszą siostrą Manon. Wiedźmy może nie żyją zbyt długo, aczkolwiek wolniej się starzeją; nie używają kremów, od których później ludzki organizm staje się na tyle uzależniony, że gdy tylko zapomnisz o dziennej dawce - rano obudzisz się z twarzą mopsa, a twój stary mąż będzie zastanawiał się kiedy przygarnęliście psa; gorzej będzie, gdy odda cię do schroniska, a ty nie udowodnisz przecież, że jesteś jego idealną żoną, którą byłaś za czasów kremu dla kobiet w średnim wieku <Manon udało się przeczytać najnowsze ulotki ze świątecznych przecen, albo raczej rozszyfrować> Nagle do pokoju wszedł ten sam mężczyzna, który ośmielił się strzelić do kobiety długim, czarnym, patyko-podobnym urządzeniem. Dziewczyna oparła się na łokciach, przysunęła się jak najbliżej ściany i syknęła w geście ostrzeżenia.
- Nie musisz się mnie obawiać moja droga - odparł, przysunął sobie drewniane krzesło i usiadł koło tego dziwnego telewizora, zawzięcie spisując jakieś notatki - Chciałem pobrać trochę twojego DNA jako materiał badawczy, aczkolwiek Satoru za mocno Cię chroni - na te słowa uśmiechnął się, lecz Manon nie zdawało się, aby był to jeden z jego najszczerszych uśmiechów - Obawiałem się, że w końcu wrócicie, Yoshidowie walczyli z takimi jak wy od setek lat, a wiesz, że właśnie z takiego rodu pochodzi twój ludzki kolega? - właściwie skąd dziewczyna mogła to wiedzieć? Słyszała dużo pogłosek, że kiedyś ludzie tępili je w zasadniczo szybkim tempie, ich głowy przyozdabiały wejścia do zamków oraz odganiały potencjalnych wrogów, niczym złe fatum - Chciałbym jedynie, abyś trzymała się od niego w miarę możliwości jak najdalej, nie sądzę aby twój ród był zadowolony z takiego obrotu sprawy, rodzina Satoru też pewnie nie będzie. To mądry dzieciak, chciałbym dla niego jak najlepiej - westchnął po czym poklikał różne guziki na ekranie jednej z maszyn, zapewnił dziewczynę, że nic złego jej nie będzie, zostanie jak najszybciej wyleczona i będzie mogła wrócić do swojego ciemnego lasu. Taki układ jej odpowiadał, nie powinna zrobić tego, co zrobiła, ale czasu się nie cofnie, lepiej do tego nie wracać. Henry ostatni raz spojrzał na białowłosą, po czym zamknął drzwi i wyszedł. Czy wiedźma ufała mężczyźnie? Odpowiedź na to pytanie brzmi nie, ponieważ on musiał również należeć do rodziny Yoshidy; może aktualnie jej ciało jest zatruwane? Satoru wyglądał na niegroźnego chłopaka, takiego, który rzuci się w przepaść, aby tylko ktoś nie umierał samotnie, lecz po uzyskanym fakcie... Tak, Manon była pewna, że słyszała pogłoski związane z tym nazwiskiem, były one przekazywane od całej wiedźmiej starszyzny; czarne nazwiska; morderców jej sióstr, spisane w starych księgach, które miały nawet kilkaset lat; za czasów, gdy Klan Czarnodziobych mógł jeszcze siać grozę, gdy było ich mnóstwo, dopóki... W tym momencie odgłos cierpiących wiedźm rozbrzmiał w głowie białowłosej niczym echo, nic dziwnego, że pora na zemstę. Dziewczyna ponownie pozbyła się tych okropnych "pikawek", sięgnęła po swój czarny płaszcz, który leżał w rogu pokoju i wyszła z pomieszczenia, drogę jednak zagrodził jej Yoshida (od tego momentu dziewczyna nie potrafiła nazywać go już po imieniu), ponownie syknęła przeraźliwie w jego stronę, jak to mają w zwyczaju wiedźmy, przed skokiem na potencjalną ofiarę.
- Zejdź mi z drogi - warknęła uderzając pięścią w ścianę, co skutkowało niemałym jej wgnieceniem - nie jesteśmy przyjaciółmi, nigdy nimi nie będziemy - wydyszała już te słowa, gdyż płuca dalej bolały ją niemiłosiernie, może znajdzie na to jakieś zamrożone w śniegu zioła - Ty jesteś Yoshida, ja jestem Czarnodzioba - na te słowa stanęła dumnie i z grozą spojrzała na chłopaka, którego wcześniej powoli zaczynała.. lubić? - Może zanim spróbujesz znaleźć sobie nienaturalnych przyjaciół, poczytaj o naszych rodach, jesteśmy wrogami - Manon nie dała mężczyźnie z rodu Yoshid'ów dojść do słowa, gdy chciał coś powiedzieć, natychmiast uciszała go kolejnym zdaniem, chwilę później przedarła się przez jego bark, uderzając nim o swój i wyszła trzaskając głośno drzwiami. Na dworze odetchnęła głęboko, bo przecież zamierzała wracać do Klanu, czy nie właśnie tak powinno być?
Satoru? Manon nie chowa urazy, ale weź ją palnij w głowę:')
ilość słów: 1120
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz