18 lut 2018

Od Atalii cd. Lyona

<poprzednie opowiadanie>

Tak mało brakowało, aby móc cieszyć się szczęściem płynącym z siedzenia w skromnym barze i popijania jednego z najlepszych soków malinowych, ale nie. Kiedy weszłam do lokalu, chwilę później drzwi raz jeszcze się otworzyły i wpuściły do środka personę, którą szczerze mówiąc, wolałabym uniknąć. Jeszcze te panienki, które rzuciły się na niego jak na mięso. Przepraszam, czy nie ma lepszych zajęć od podziwiania osoby, która zresztą dawkę potrzebnego podziwu załatwia sobie sama? Coś we mnie pęka, gdy tylko na niego spojrzę. Nerwy puszczają i jak nigdy mam ochotę kogoś zabić gołymi rękoma. Wszyscy skupili swoją uwagę na hałaśliwym tłumie. Te jęki, piski i krzyki były naprawdę irytujące. Połowa zebranych mężczyzn westchnęła, po czym zaczęła szeptać między sobą, jak Lyonowi jest dobrze. Tyle miłości to oni nigdy w życiu nie dostaną. Inni zaczęli mu współczuć, widząc, jak z niepowodzeniem próbuje je odgonić. Proszę państwa, święty mag został pokonany przez zgraję młodych kobiet, które z walką nigdy nie miały do czynienia. Nasza gwiazda betlejemska nie potrafiła sobie poradzić z tą sytuacją. Nagle krzyknął coś o wiewiórce, na co zdecydowana większość odwróciła się we wskazanym kierunku. Wytężyli wzrok, wyszukując rudej kity, jednak gdy nic nie znaleźli, spojrzeniami wrócili do swego obiektu uwielbienia. To już było żałosne, nie stać cię na nic więcej? Nie rozumiem, dlaczego nawet Lloyd poddał się twojemu urokowi wyśmienitego maga, skoro nie radzisz sobie z czymś takim. Jeszcze dostałam upomnienie od brata za to, że tak cię potraktowałam te dziesięć miesięcy temu. Kazał przeprosić, ba nawet podziękować za ratunek, który właściwie niezbyt wiele zmienił. Jedynie przyspieszył wydanie wyroku uniewinniającego. Mogę pogodzić się z jego decyzją tylko w połowie, ponieważ wtedy naprawdę przesadziłam i mogę się zdobyć na próbę przeprosin, ale dziękować? Nie ma takiej opcji. Miotał się we własnych zdaniach, nie potrafił przemówić im do rozsądku, że poważnie naruszają jego strefę prywatności i są zdecydowanie za blisko. Powoli przesuwali się w głąb lokalu, a ich oznaki zachwytu stawały się coraz głośniejsze, a zachowanie niektórych dziewuch zaczynało upodabniać ich do zwierząt. Zauważyłam, jak niektórzy podchodzą do barmana i proszą, aby coś z tym zrobił. Ludzie przychodzą tutaj się napić w spokoju, po całym dniu, a one przyprawiają o ból głowy i nie ma mowy o odpoczynku w ich towarzystwie. Kurcze, nawet dobrze się stało, że tutaj przylazł, w końcu nie będę musiała się zadręczać tymi przeprosinami, ale z drugiej strony, nie mam nawet jak mu tego powiedzieć, gdyż ma skuteczną barierę antyataliową. Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając ratunku. Każda próba ucieczki kończyła się niepowodzeniem, bo, a to jedna się niby potknęła, druga przypadkiem uderzyła go w ramię bądź twarz, inna pragnęła jeszcze jednego autografu. Poświęcają mu zbyt dużo uwagi, później będzie płakał, że nikt już się nim nie interesuje, no nie można go przyzwyczaić do wiecznych oklasków i ciągłych komplementów. Odstawiłam pół pustą szklankę, a następnie wstałam od stołu. Pewnym krokiem weszłam w ten cały tłum. Przecisnęłam się między potężnymi babami, a następnie złapałam za jego rękaw. Odruchowo ścisnął mnie za nadgarstek, jakby chciał mi zrobić krzywdę. Spojrzał na mnie i się zdziwił, natychmiast rozluźnił uścisk. Zdezorientowanie na jego twarzy zostało bardziej pogłębione, a ja zapomniałam, co chciałam osiągnąć. Czułam jednak, jak patrzą na mnie z nienawiścią. Jak śmiałam dotknąć ich Lyonka? Ich kochanego Lyonka?
– Miałeś skończyć z tym podszywaniem się, nie możesz wiecznie udawać kogoś innego.
Wszystkie chichoty, jęki, krzyki zamilkły w jednej chwili. Postawiłam parę kroków do przodu, aby znaleźć się bliżej centrum tego światka. Pozwoliłam sobie puścić materiał jego ubrań i rozejrzałam się wokół. Z bliska te dziewczyny wyglądały na bardziej próżne niż wcześniej. Poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na głowie, momentalnie więc spojrzałam do góry. Z twarzy chłopaka mogłam odczytać, że załapał, o co chodzi i nie będę musiała się zbytnio przemęczać, aby dalej pędzić mu z pomocą.
– Spójrz, w końcu mnie kochają!
Dziewczęta zmierzyły go spojrzeniem, po czym zaczęły wymieniać własne zdania na ten temat. Poczuły się oszukane, ale jeszcze nie odpuściły do końca i dopytały, co tu się właśnie wydarzyło i kim jest ten mężczyzna, który kropka w kropkę przypomina ich ukochanego.
– Niestety mój niewolnik doznał poważnych obrażeń podczas ostatniej misji, a kiedy się ocknął w szpitalu, a zamiast swojej zwyczajnej twarzy dostał coś takiego – mówiłam spokojnie, niewzruszona.
Teraz wyglądały, jakby chciały go opluć za to, że zmarnował im tyle czasu. Pozwolił sobie na to, aby je odpędzać. Później się zajmie autografami, tak? Na pewno. Z lokalu wysypała się porządne stadko plastikowych ludzi, na co Lyon odetchnął z ulgą. Szybko cofnął do siebie swoją dłoń, a na jego twarzy wdarł się kpiący uśmieszek. Wzruszyłam ramionami, po czym wróciłam do swojego stolika. Podążył za mną. Przez chwilę myślałam, że teraz popsuje mi resztę dnia, ale po prostu stanął przy drewnianym meblu i zbierał coś, co mógłby powiedzieć.
– Widzę, że ty również za mną...
– Nie. – Zmarszczył brwi, chyba nie spodobało mu się to, że mu przerwałam. – Ich piskliwe głosy były już nie do zniesienia, nie zrobiłam tego dla ciebie, więc sobie nie wyobrażaj. – Parsknął, po czym mruknął pod nosem coś w stylu "wmawiaj sobie, wmawiaj". – Podarowałam ci wolność, idź sobie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale wszystkie wolne miejsca niestety były już zajęte, więc stwierdził, że tylko się czegoś napije i nie będzie musiał na mnie patrzeć. Tak, to on nie będzie musiał patrzeć na mnie. W końcu to on zajął sobie ten stolik jako pierwszy, a ja się przysiadłam na chama. Przeszkadzał mi i to bardzo, ponieważ jak już wiecie, jak tylko go widzę, to nerwy mi puszczają. Chyba emocje podobne do gniewu zostały przeze mnie przyswojone w należyty sposób i teraz mogę wyżywać się na zwykłych przechodniach... Machnęłam mu ręką, że ma moje pozwolenie, że tak naprawdę mi jest obojętne to, czy usiądzie tutaj, czy gdzie indziej. Poprosiłam kelnera o dolewkę soku, z kolei on sobie coś zamówił, no i siedzieliśmy w tej krępującej ciszy, mimo że wokół było mnóstwo innych ludzi. To robiło się męczące, jak mniemam, on bawił się świetnie, rujnując mi spokój. Nie, zauważyłam, jak nerwowo złapał za szklankę. Ta sytuacja przerasta również jego. Jakby nie patrzeć, uratowałam go przed statkiem krwiożerczych harpii i dalej nie usłyszałam słowa na podziękowanie. To jest ta duma, którą tak zażarcie bronimy, tak? Chwila, wróć. Miałam go przecież przeprosić, teraz jest okazja... Podniosłam głowę i spojrzałam prosto na niego. Akurat brał łyk swojego napoju i prawie się zakrztusił, gdy tak nagle wbiłam w niego wzrok. Odkaszlnął sobie i warknął:
– Czego chcesz?
– Przepraszam. – Choć w sumie wątpiłam, aby jeszcze pamiętał zdarzenia sprzed dziesięciu miesięcy.
– Nie powinnam była się tak zachowywać. Przepraszam raz jeszcze.
– Yhm... – Ku mojemu zaskoczeniu, speszył się. Raczej spodziewałabym się tych uszczypliwych komentarzy. – Jesteś tylko głupiutką nastolatką, a więc myślę, że mogę ci wybaczyć. – No i się doczekałam.
Szybciutko opróżniłam kolejną szklankę soku i zaczęłam kręcić pustym naczyniem, tak aby zwrócił na to uwagę. Znów niemiłym tonem zapytał, o co tym razem mi chodzi. Pozwoliłam sobie na odświeżenie jego pamięci i wspomniałam, że obiecał mi odkupić napój, który zamówiłam, gdy był w trakcie rozwalania karczmy.

Lyon?

Ilość słów: 1168

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz