18 lut 2018

Od Sebastiana c.d: Margaret


Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Dziewczyna zostawiła nas samych, więc zacząłem sprzątać, gdyż ten dom niedługo zamieni się w wysypisko śmieci. Miałem coraz większe wrażenie, że tutaj nie pasuje - że ludzie, to nie jest odpowiednie towarzystwo dla kogoś takiego jak ja, ale liczyło się przecież szczęście Margaret. Powoli zaczynałem tęsknić za Tartarusem i nienawidzić koty, bynajmniej te białe. Wyrzuciłem śmieci, zrobiłem porządne zakupy, nagotowałem naprawdę masę różnych potraw i zostawiłem dziewczynie w lodówce (do tego zakupiłem również mikrofalę, aby mogła sobie odgrzać jedzenie na kiedy indziej). Całkiem przypadkowo zapomniałem karmy dla kotów, więc Śnieżynek, czy jak moja Pani go tam nazwała, będzie musiał się obejść bez tego. Założyłem swój czarny płaszcz, pokazałem język białemu złu i wyszedłem z domu. Nie bardzo wiedziałem, dokąd chce iść, ale najpierw zahaczyłem o pobliski bar, później jeszcze inny... Skończyło się to tak, że moja tułaczka obejmowała tylko kluby i alkohol. Sebastianie, zaczynasz się naprawdę staczać. Może to i prawda, ale nie potrafiłem poradzić sobie z emocjami, które we mnie kotłowały się już jakiś czas.
- Barman - wydukałem. Powoli zaczynałem widzieć świat; jakby przez mgłę, a brązowowłosy odmówił mi dolewki, tłumacząc "coś tam, coś tam za dużo, bo coś tam". Złapałem mężczyznę za kołnierz tej jego pięknej marynarki, a moje oczy zmieniły kolor na krwisty - Pan wie, kim ja jestem? - pewnie te słowa nie wyszły z moich ust tak idealnie, ale właśnie to miałem zamiar mu powiedzieć; jak wyszło? Tego nie wiem. - wie-wię kim jestę? Jak mówię dolewę, to dolewę! - walnąłem pięścią w blat, robiąc tam niewielką dziurę. Świat zaczął wirować, ale za bardzo się tym nie przejmowałem. - To wszystke przez tę Cornelię - wydukałem po raz kolejny - Nawet demon mosze się stoczyć psze Pana pszez te całe kobiety - zrobiłem sobie chwilę przerwy, bo złapała mnie pijacka czkawka. - Po co i na co komu kobiety? - mężczyzna spojrzał na mnie, jak na świra, ale ostatecznie podał mi kolejną butelkę wódki, żebym tylko się od niego odczepił. Czułem poprzez więź, że Margaret już zaczęła się martwić, ale nie oszukujmy się; byłem zalany w trupa, co mnie to obchodziło? Otworzyłem magiczny napój szczęścia (kto by się spodziewał; szczęście jednak jest dostępne za pieniądze!) i nalałem sobie kolejną serię. Niektórzy z przebywających tam ludzi szeptali, ale gdy tylko nasz wzrok się spotkał, od razu odwracali głowę, jak gdyby nigdy nic. Sekundę później prawie spadłem z krzesła, ale przytrzymała mnie czyjaś delikatna ręka. Odwróciłem głowę i jak sparaliżowany natychmiast wyrwałem się z uścisku Margaret.
- A pszeplaszam, Pani to moja niańka jest? - wymamrotałem już ledwo widząc na oczy. Bałem się każdego jej dotyku po tym, co stało się wczorajszego wieczora. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie było to "nic wartego uwagi". Prąd, który powędrował wtedy od karku, aż do moich stóp był.. Naprawdę dziwny, a ja nie za bardzo chciałem wiedzieć, co on oznaczał. Zabranie mnie stamtąd nie stanowiło dla niej problemu, ponieważ jako pijany niczym Messerschimitt; nie stawiałem jej żadnego oporu (oprócz tego "wagowego"). Jakieś 15 minut później byliśmy już w domu. Dziewczyna położyła mnie do łóżka dukając coś o mojej wadze, że powinienem schudnąć i takie tam różne duperele.
- Maerg - nie mogłem nawet wymówić jej imienia - Garet! - krzyknąłem, gdy wychodziła. Dziewczyna odwróciła się do mnie i widać po niej było, że była na mnie wściekła jak osa. Mogłem tylko gdybać, co za rozmowa czeka mnie jutro, gdy już się obudzę. - Zostań! Ja muszem.. Muszem Ci coś baerdzo waśznego powiedźieć - mruknąłem - a jutro nie bende miał już odwagi - próbowałem mówić jak najbardziej płynnie, przysięgam; słowo honoru. Różowowłosa sapnęła, ale ostatecznie usiadła na kancie łóżka i wbiła swoje "przeokropnie złe ślepia" w moją osobę, domagając się wyjaśnień, czegokolwiek. Wziąłem głęboki wdech, żeby choć na chwilę uspokoić swoje ciało, które zaczęło drżeć na samą myśl o tej chwili. Mój mózg wyraźnie mówił; nie rób tego, nie mów nic! Ale nie ma co dłużej ukrywać - Pszed Tobom - walnąłem sobie plaskacza na twarz, żeby odrobinę otrzeźwieć i być sobą - Miałem inną Panią - moje tętno niebezpiecznie wzrosło - Miała na imię Cornelia, a śmiała się tak bosko, że słowiki przy niej umierały ze szczęścia. Była dobra, cholernie za dobra... Nawet dla mnie. Zakochałem się w niej, chociaż nie powinienem był; ukrywałem to, ale okazało się, że ona poczuła do mnie to samo, rozumiesz? Zakochać się w demonie, to ci niespodzianka. - patrzyłem w sufit, bo nie mogłem wziąć się na odwagę, żeby spojrzeć na dziewczynę - Żyło nam się dobrze, dopóki nie zacząłem interesować się z Tartarusem odłamami Czarnej Magii; dzięki niej, nauczyłem się swojej ostatniej przemiany, której kontrolować nie potrafię, gdyż ten potwór ogarnia wszelkie oznaki społeczeństwa - zacząłem mieć szklanki w oczach, ale nie pozwoliłem sobie płakać - Ja.. Ja ją zabiłem, Margaret - spuściłem głowę - Zabiłem Cornelię i zjadłem jej duszę, pomimo tego, iż nie mogłem. Jestem potępiony bardziej, niż reszta demonów, mój czas niedługo się skończy, ale chciałem, żebyś w końcu się o tym dowiedziała. Nie jestem dobry, jestem mordercą. Nie mogę pozwolić sobie na żadne uczucia, żadne. - wychrypiałem przez zaciśnięte z żalu gardło - Nie jestem też godzien bycia twoim sługą. Jeżeli jeszcze raz zrobię coś takiego, to po prostu sobie nie wybaczę. Ona mi się śni, śni praktycznie każdej nocy, jako dusza, która namawia mnie do zjedzenia  - nie wytrzymałem presji, łzy ruszyły żwawym potokiem, nie prosząc mnie o pozwolenie. Tama padła, a ja mogłem tylko się jej całkowicie poddać.
Margaret?

Ilość słów: 910

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz