27 sty 2018

Od Margaret cd Sebastiana


Mężczyzna znowu wyszedł zostawiają mnie samą po raz kolejny. Jednak mógł dać mi coś do ubrania. Wcale bym się nie obraziła. Kilka chwil później do pokoju wszedł Mard Geer. Uśmiechał się, jednak ten uśmiech nie należał do najprzyjemniejszych. Było w nim coś złego, coś, czego sobie zapewne nawet nie mogłam wyobrazić. 
- Nareszcie można zobaczyć Sebastiana w jego pełnej postaci. Jeśli cenisz swoje życie, radziłbym ci się stąd czym prędzej wynosić- powiedział, a chwilę później usłyszałam krzyki, wrzaski i odgłosy walki. 
Natychmiast podbiegłam do okna. To, co się tam działo, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Armia Rady Magii była masakrowana przez... Sebastiana? Nie, on nie wyglądał jak Sebastian. Czyżby to była ta forma, przed którą mnie ostrzegał? O którą zakazał mi prosić, a teraz sam w nią wszedł? Gdy się obejrzałam, mistrza Tartarusu już nie było. Nie mogłam pozwolić na to, co się tam działo. Mógł nas wpędzić w jeszcze gorsze kłopoty. Już miałam wybiec z pokoju, kiedy przypomniałam sobie, że nadal jestem w tym głupim szlafroku. Co za kretyn. Podeszłam do wielkiej szafy z nadzieją, że uda mi się tam znaleźć cokolwiek, co mogłabym założyć na tą chwilę. Była tam jedynie jakaś stara, długa suknia. Swoją drogą, była całkiem ładna. Bez zastanowienia ją założyłam. Co prawda utrudniała mi bieg, ale lepsze to niż nic. Jakoś udało mi się dotrzeć do drzwi, a gdy je otworzyłam, moim oczom ukazała się istna tragedia. Większość armii leżała już w połowie martwa. Bestialska postać Sebastiana zbliżała się do ostatniej grupki żywych, którzy dzielnie starali się przeżyć. Przez chwilę sama bałam się obecnej postaci demona, ale nie mogłam pozwolić na to, co się tam działo. Nie mogłam. 
- Sebastian!- krzyknęłam, a potwór, bo inaczej nie mogłam go w tej chwili nazwać, zatrzymał się, odwracając w moją stronę głowę i ukazując mi czarne, demoniczne ślepia. Czułam od niego silną magię, jakiej nie czułam jeszcze nigdy wcześniej od nikogo. Jednak jeśli ja ich nie uratuję, to nikt tego nie zrobi.- Masz natychmiast przestać- powiedziałam stanowczym tonem mimo ostrzeżeń, że w takiej postaci nie jest sobą. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy się przede mną pojawił i kiedy zadał mi cios. Ostatecznie wylądowałam na ścianie zamku gildii. A więc to tak. Czyli nie mam wyjścia. Musiałam wdać się w walkę z nim pomimo, że wiedziałam iż nie dam mu rady. Musiałam jednak dać żołnierzom armii czas na ucieczkę. Przynajmniej tyle mogłam zrobić. Użyłam Przejęcia, przejmując duszę jednego z demonów, które pokonałam. Moja skóra nabrała sinego koloru, ręce porosły łuski i pojawił się ogon. Z mojej głowy wyrosła też para rogów, a uszy wydłużyły się do nienormalnych rozmiarów. Nie chciałam nawet myśleć, jak to wszystko się skończy. Na pewno nie dobrze. Bez chwili zwłoki przeszłam do ataku. Na początek, dla odwrócenia uwagi, rzuciłam w niego kulą czarnej energii, wokół której wiły się fioletowe błyskawice. Może i ten demon nie był szczególnie silny, ale szybki, czego teraz najbardziej potrzebowałam. Trafiłam w jego lewe ramię, kiedy akurat ponownie zbliżał się w stronę żołnierzy. Uniósł głowę, a po chwili po okolicy rozniósł się jego ryk, przez który ziemia drżała. Chyba go zdenerwowałam. Nieważne. Zostałam po raz drugi przyciśnięta do ściany. Co gorsza, moja szyja była miażdżona coraz bardziej. 
- Uciekajcie!- krzyknęłam na tyle głośno, na ile w danym momencie potrafiłam, w stronę żołnierzy, którzy chyba mieli zamiar jeszcze walczyć.- No już!- ryknęłam na nich, a ci posłusznie usunęli się czym prędzej z pola walki, zabierając tylu rannych towarzyszy ile mogli. 
Ja natomiast czułam, jak zaczyna mi brakować powietrza. Resztkami sił po raz kolejny cisnęłam w niego kulą, tym razem w brzuch. Bo jednak to nadal był Sebastian, chociaż z drugiej strony wątpię, żebym zadała mu jakiekolwiek obrażenia. Na szczęście przynajmniej poluzował uścisk na tyle, że mogłam się wydostać. Zaczęłam szybko łapać powietrze. Dosłownie w ostatniej chwili udało mi się zrobić unik przed jego kolejnym atakiem. W miejscu, w którym jeszcze pięć sekund temu stałam, była teraz dosyć spora dziura. Nie mogłam jeszcze odpuścić. Resztki z armii Rady musiały oddalić się stąd jak najdalej tylko się da. No i najlepiej żeby jak najszybciej. Nigdy nie wiadomo, co takiemu demonowi przyjdzie do głowy. Szybko się rozejrzałam po okolicy. Całkiem niedaleko znajdowały się wzgórza, do których mogłam go zaprowadzić. Wzięłam głęboki oddech. Musiało mi się udać. Musiało i nie było innej opcji. Zaczęłam uciekać w tamtą stronę, a żeby przypadkiem Sebastian w obecnej postaci nie stracił zainteresowania, zadawałam mu co jakiś czas cios. Było ciężko, ale udało się. Znajdowały się tam sterty kamieni, które mogłam wykorzystać. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, żebym po chwili została wciśnięta w ziemię. Po raz kolejny. Z małym trudem, ale podniosłam się. Postanowiłam, że będę walczyć, dopóki już nie będę w stanie. Nawet jeśli nie było nawet odrobiny cienia szansy, że go pokonam. Przybrałam się do kolejnego ataku. Ku mojemu nieszczęściu, podczas gdy starałam się go atakować, złapał mój ogon, wyrzucając mnie w powietrze. Świetnie. Po prostu cudownie. No normalnie lepiej być nie mogło. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Kiedy spadałam chciałam ponownie zadać mu jakikolwiek cios, jednak demon był szybszy. Po raz enty wbił mnie w ziemię. Te uderzenie było zdecydowanie mocniejsze od pozostałych. Splunęłam krwią. Czułam, jakbym miała pogruchotane wszystkie kości i organy wewnętrzne. Oddychać było coraz trudniej. Ponownie się do mnie zbliżał. Jednak miałam już plan, który miałam nadzieję, że wypali. Gdy znajdował się pod jedną z większych stert kamieni, rzuciłam w nie czarną kulą, powodując małą lawinę pędzącą w prost na demona. Udało się, został zasypany. Już miałam zacząć cieszyć się chociaż odrobinę, kiedy wszystko obróciło się w pył. Sekundę później znowu stał nade mną, a jego ślepia wpatrywały się we mnie z żądzą zabijania. Nigdy w życiu nie widziałam tak strasznego i przerażającego spojrzenia, co wtedy. Chciałam uciec, ale wszystkie drogi ucieczki były zablokowane. Przyjęłam wszystkie ciosy, bo co innego mi zostało? Błagać o litość? Tak, bo na pewno przestałby mnie atakować. Czułam, jak tracę magiczną moc. Po prostu wszystko ze mnie wypłynęło. Przejęcie zniknęło, a ja zostałam w mojej normalnej postaci. Jedynie suknia nie była już w takim stanie, w jakim ją zakładałam. Szkoda, była naprawdę ładna. Myślałam, że to już koniec, że tak oto, Margaret Veena, zakończy swój żywot. Nagle nieoczekiwany zwrot akcji. Znikąd pojawiły się inne pół demony i zaczęły go atakować. Również sam Mard Geer. Przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl, że może przyszli mi na ratunek. Jednak nic na to nie wskazywało. Jego wzrok wyrażał pogardę co do mojej osoby. Mogłam jedynie domyślać się, że miał już dość szaleństw ze strony bestii pod imieniem Sebastian. Korzystając z okazji, ulotniłam się z miejsca bitwy. Z trudem, wielkim trudem. Zadane rany nie należały do tych najlżejszych. Trzymając się za lewą rękę jakoś doczłapałam do zamku, a potem do pokoju, w którym wcześniej byłam. Oczywiście po drodze nie obyło się bez kilku lub kilkunastu upadków, w tym również na schodach. O dziwo udało mi się znaleźć jakieś bandaże, którymi mogłam pozakrywać rany. Czułam się jak mumia. Kiedy wiązałam ostatni, już czułam, że zaraz runę na ziemię. Niemal się doczołgałam do łóżka. Miałam jeszcze kilka zadrapań do zakrycia, ale nie chciałam nagle stracić świadomości, a przy upadku przywalić jeszcze o coś głową. Im bliżej byłam, tym obraz stawał się coraz bardziej zamglony. Dosłownie w ostatniej chwili położyłam się na miękkiej kołdrze. Potem już tylko ciemność. Nie miałam już siły kompletnie na nic.
Nie mam pojęcia, po jakim czasie się obudziłam. Chciałam usiąść, ale natychmiast pożałowałam. Świdrujący ból rozrywał moją głowę, ale po kilku minutach powoli ustąpił. Oprócz mnie w pokoju był także Sebastian. Już się nie uśmiechał, jak wcześniej. Jego twarz nie wyrażała nic, albo ja nic nie mogłam z niej wyczytać. Jednak z mojej było wszystko jasne. Byłam na niego zła, a on doskonale wiedział, za co. Przynajmniej miałam nadzieję, że wie. Zabronił mi kazać mu zmieniać się w tą bestię, po czym sam to zrobił. Na chwiejnych rękach podniosłam się do pozycji siedzącej. Gdyby mój wzrok mógł zabijać, Sebastian już byłby martwy. Chociaż, czy da się zabić demona? Nie obchodziło mnie to. Byłam zbyt zła, żeby o tym wtedy myśleć. 
- Zabraniam ci więcej przemieniać się w tą postać. Jedynie w bardzo skrajnych sytuacjach możesz się zmienić- powiedziałam chłodno. Już chciał zacząć coś mówić, może zaprotestować, ale przerwałam- Zabraniam, rozumiesz?!- niemalże ryknęłam, uderzając pięścią w pościel.
Chwilę potem syknęłam z bólu. Złapałam się za lewe ramię. To nie był najlepszy pomysł. Zdecydowanie potrzebowałam odpocząć. Za dużo wrażeń, zdecydowanie za dużo wrażeń. Wzięłam głęboki oddech, żeby przypadkiem się zaraz nie rozpłakać. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc po prostu odwróciłam się do niego plecami, bo co innego mogłam wtedy zrobić. Nie miałam siły żeby wyjść i trzasnąć teatralnie drzwiami.

Sebastian? Nie umiem opisywać walki ;-;


Ilość słów: 1425

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz