Dziś był taki dzień jak zawsze. Oczywiście Licht jak co dzień próbował mi wejść na głowę. Wreszcie mając go serdecznie, dość wstałem i zamknąłem się w łazience. Akurat słyszałem, jak aniołek gdzieś wychodzi. Jedynie przewróciłem oczami i otworzyłem książkę, nie przejmując się nim w ogóle. Minęła godzina i zdążyłem już dawno wyjść z łazienki. Spojrzałem na zegarek. Zadziwiające, co on może tyle robić w sklepie. Stanąłem przed lustrem i zacząłem ogarniać włosy. I co mam iść go szukać? Spojrzałem za okno. Nie miałem ochoty się za nim uganiać. Kto wie, gdzie go znów poniosło... Zająłem się zrobieniem czegoś do jedzenia, ktoś przecież musi. Zeszło mi na tym około pół godziny. Znowu sprawdziłem ile czasu, minęło. A Lichta jak nie było, tak nie było... Wzdychając, stanąłem przed drzwiami. Jednak w momencie, gdy otworzyłem drzwi, chłopak padł mi prosto pod nogi. Zdziwiony mrugając, spojrzałem na niego. I w co on się ponownie wpakował? Odsunąłem jego irytującego zwierzaka na bok i podniosłem byłego pianistę z ziemi. Zdziwiony zauważyłem, że ma o wiele za wysoką temperaturę. Zawlokłem go do łóżka i przyłożyłem rękę do jego czoła. Miał gorączkę, to był fakt... Poszedłem po jakąś szmatkę, aby zrobić mu okłady. Czemu nic nie mówił. Jaki on jest nieodpowiedzialny! Zachowuje się jak małe dziecko!
- - - - - - - - - - -
Po paru godzinach ten dzieciak się nareszcie obudził.
- Gdzie... Gdzie ja... - Zmarszczył brwi, rozglądając się.
- W domu i masz siedzieć w łóżku. Jesteś chory. Znalazłem cię nieprzytomnego na drzwiach. Przy okazji na coś ty wydał pieniądze hm?
Licht wpatrywał się we mnie jakimś nieobecnym wzrokiem.
- Hm... Co proszę...? Ale co z łazienką? I jak ty zdjąłeś ten kran?
- Jaki znów kran? - Mrugając, wpatrzyłem się w niego.
- No jak to jaki! Wsadziłeś palec do kranu!
- Eh... Jakby... Nie? Jak tak przeglądałem, co kupiłeś. I wiesz co? Taka scena znalazła się w twojej nowej książeczce... No więc nic się tu takiego nie wydarzyło, pewnie majaczyłeś przez chorobę...
- Wcale, że nie...? - W jego głosie już było słuchać nutkę wahania. - Nie możliwe przecież tu byliśmy ja i... Gdzie jest Hyde?!
Przewróciłem oczami, niezadowolony wskazując na salon.
- Siedzi sobie na sofie i nie planuje się nigdzie ruszyć.
Zaraz chciał wstać.
- Ej! Mówiłem coś, masz leżeć! - Posadziłem go z powrotem na łóżko.
- Jak mogłeś go zostawić samego?!
Jedynie przewróciłem oczami, słysząc jego oskarżycielski ton.
( Licht? )
ilość słów: 376
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz