8 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru

Manon siedziała bez ruchu jeszcze przez jakiś czas, czujnie obserwowała, jak rodzina Yoshidy przekrzykuje się nawzajem i próbowała zapamiętać możliwie jak najwięcej szczegółów. Mężczyzna jak już wcześniej wspomniałam; był dostojny, męski i honorowy (jeżeli tak można nazwać zabójcę Czarownic), aczkolwiek jego żona najbardziej przypominała Satoru; była to kobieta, która tylko próbowała kryć się pod maską niegodziwości; dziewczyna zauważyła, jak patrzy na młodego Yoshidę takim matczynym wzrokiem... Takim czułym, którego nigdy nie doświadczyła wiedźma i na pewno nigdy nie doświadczy. W pomieszczeniu zaczynało być już ciemno, oznaczało to bowiem, że zbliża się noc; spędzili tutaj aż tyle czasu? Satoru próbował bronić Manon słabymi argumentami, że jest magiem, ale ktokolwiek tylko spojrzałby jej w oczy, od razu wiedziałby, że to jedynie perfidne kłamstwo. Białowłosa powoli nie wiedziała już co myśleć; z jednej strony ta okropna zasadzka, w którą mogła również wpaść Asterin… A z drugiej te marne próby ratunku. Próbowała bez skutku dowiedzieć się, co siedzi w głowie chłopaka, jakie ma zamiary i co chce zrobić, ale wychodziło jej to co najmniej fatalnie. Wszystkie sytuacje, w jakich się znaleźli, były na tyle dziwne, że Manon kompletnie się już w tym wszystkim pogubiła i nie mogła wrócić na prostą.
- Jesteś głupcem Satoru! Nie mów mi tylko, że zależy ci na tym szatańskim nasieniu, bo inaczej zhańbisz dobre imię rodziny, a tego przecież nie chcesz, prawda? Musiałbym Cię wydziedziczyć, a nasz dom mógłbyś obserwować jedynie z oddali - na te słowa jego matka wzdrygnęła się na krześle, aczkolwiek w dalszym ciągu jedynie obserwowała przebieg wydarzeń; najwidoczniej nie chciała się wtrącać, mąż nie pozwoliłby jej ponadto dojść do słowa; widać było, że to człowiek bardzo władczy. Mężczyzna wyzbywał się możliwie jak najwięcej wyzwisk, które skierowane były w wiedźmy; jesteśmy podłe, zabijamy, plądrujemy i nie potrafimy żyć w harmonii; możliwe, ale to przecież nie Czarnodziobe rozpoczęły tą krwiożerczą wojnę pomiędzy ich rodami, wiedźmy nie chciały pakować się w bijatyki, działały pod przykrywką, bez zbędnych obserwatorów; wszystko robiłu po cichu, maskując ślady z wyrobioną precyzją. W każdym bądź razie, po godzinach rodzinnych sprzeczek, z których wyszedł zwycięsko jedynie jej główny dowodzący; dziewczynę ponownie zakuto w anty-magiczne kajdany, aczkolwiek z jedną, drobną różnicą; jeżeli wiedźma próbowała się wydostać, jej nadgarstki zostawały uwięzione jeszcze mocniej, co wywoływało niesamowitą ilość bólu. Wiedźma nie do końca miała co robić, więc zaczęła grać w kółko i krzyżyk, gdyż znalazła drobny kamyczek, który na szczęście pozwalał "rysować" po marmurowej posadzce, ale jaki sens ma gra, gdy grasz jedynie sam ze sobą; ostatecznie kamyk poszedł w zapomnienie. Białowłosa miała niedługo zostać zabita; na oczach wszystkich obecnych w Magnolii mieszkańców; uh co to miało być za widowisko, pewnie szykowano na tą cześć festyn ku czci wyzwolenia Magnolii; Manon nie przyznała się, gdzie leży ich główna siedziba, nigdy nie zaryzykowałaby, że wytępią ich co do jednego osobnika; nawet, gdy wyrywano by jej język, palono żywcem, albo... A co, gdyby ojciec zauważył, że między Satoru a Manon.. Coś jest? Co, gdyby chciał poświęcić syna, aby "ku lepszej wierze" dać początek światu bez wiedźm? Dziewczyna stanęłaby przed ogromnym wyborem; musiałaby cierpieć z dwóch stron; bez Satoru jej życie na nowo zostało takie drętwe, nieczułe i nijakie, aczkolwiek gdyby została jedynie ona o złotych tęczówkach... Pewnie nie wybaczyłaby sobie tego do końca życia i skoczyłaby w pierwszą, lepszą przepaść. Śmierć była tutaj najlepszym rozwiązaniem dla młodej wiedźmy, więc gdzieś w oddali czuła, że wszystko idzie tak, jak powinno być; że spełnia się jej przeznaczenie; odda życie za Klan, który oddałby życie za nią. W tym momencie coś zaczęło stukać, raz po raz kamyki przedostawały się do celi Manon; przez malutki otwór w oknie, aby udostępnić kobiecie chociaż troszkę świeżego tlenu; chcieli ją przecież na jutro mieć żywą, musieli się więc tak poświecić.
- Psst - usłyszała kobiecy głos, który barwą bardzo przypominał głos jej kuzynki - wydostaniemy Cię stąd, nie bój nic - w tym momencie okno spadło na posadzkę, a z niego przecisnęły się dwie sylwetki, za którymi jednak nasza wiedźma bardzo tęskniła; Asterin i Fallon Czarnodziobe. Bez większego problemu pozbyły się kajdan; dzięki kluczowi, który pasował do nich wręcz idealnie; Manon patrzyła na to wszystko z lekkim niedowierzaniem; ale jak? Kajdany opadły na ziemię, a wiedźma podeszła i mocno przytuliła kuzynkę, której jeszcze wczoraj chciała skoczyć do gardła i rozszarpać tchawicę; ahh te wiedźmie zapędy.
- Twój Satoru… Yoshida - resztę słów Asterin wręcz wypluwała z gardła, jakby nie chciała ich dłużej trzymać w sobie - Posłał kruka z wiadomością, że jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie; babka nic nie wie, pod osłoną nocy przyszłyśmy w wyznaczone przez niego miejsce, dostałyśmy klucz; zawarliśmy pakt, że jeżeli Cię uratujemy, to on nigdy więcej nie zbliży się ani do nas, ani do Ciebie droga kuzynko - Asterin wydawała się być z siebie bardzo dumna, aczkolwiek Manon na chwilę rozsypało się serce, które musiała szybciutko pozbierać. Nie lubiła słowa "nigdy", to takie niewdzięczne słowo, oznaczające jedynie bezdenną pustkę. Wiedźmy zaczęły drapać ściany lochów, aby dać wrażenie, że zaplanowały to same.... Aby chociaż raz Satoru nie musiał płacić za problemy Manon. Asterin i Fallon zgodziły się "raz w życiu" pomóc jednemu Yoshidzie, który zawiadomił ich o nadchodzącej śmierci byłej następczyni. Gdy już miała wychodzić, spojrzała jeszcze raz na ciemność, która sączyła się coraz bardziej za kratami i pozwoliła sobie uronić jedną łzę. Jedną, która oznaczała, że kobieta chociaż raz coś poczuła; nieważne, jak bardzo zabronione było to uczucie, ale zawładnęło nią niczym szatański demon, o którym wspominał ojciec niebieskookiego. Dziewczyna dopiero teraz dowiedziała się, co to znaczy stracić kogoś na zawsze, albowiem o uczuciach dowiadujemy się jedynie wtedy, gdy już stracimy to, co dla nas wydawało się niczym, lecz było cenne.... Stanowiło już część naszej duszy, która rozmyła się teraz jak we mgle.

Te 12h dziennie pracy mnie zabija, naprawdę, ale mam nadzieje, że ci się podoba choć troszkę:< Satoru?

ilość słów: 949

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz