14 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru


Dziewczyna siedziała w barze niczym kłoda, czekając aż jej.. Szczerze, nawet sama nie wiem jak go nazwać; znajomy? Chwilowy partner? Przelotny, niechciany romans?... skończy sączyć swojego ostatniego drinka. Manon wiedziała, jakim żarłocznym wzrokiem jest już pożerana, więc powinno pójść szybko i koniec; zrobi to, raz w życiu i będzie miała spokój; zdegraduje babkę, zostanie Głową Klanu i będzie miała władzę, która pozwoli jej na zmiany. Czuła się okropnie, odsłaniając taką ilość ciała, ale nie miała wyjścia; wiedźmy nie mogą od tak zrezygnować z rytuału, uciec i stwierdzić, że no po prostu nie udało im się zajść w ciążę, po wszystkim są szczegółowo badane, zwłaszcza po wpadce z jej matką, która nie została przebadana i urodziła odmieńca. W każdym bądź razie, od tego czasu każda wiedźma jest pod ścisłą kontrolą, codzienne badanie krwi, rozmowy z przodkami o różne tego typu ceregiele.. Wyszłoby; czy zrezygnowała. Białowłosa przeklinała się w duchu, że pozwoliła sobie wejść do tego baru, powinna iść do innego, o wiele, wiele dalej! Teraz osoba, na której jej naprawdę zależało; siedzi obok, zapija smutki, a ona jedynie co może zrobić, to jak najprędzej stąd uciec. Brunet szturchnął lekko dziewczynę, że ta aż się wzdrygnęła, ale nie miała siły odpowiadać na przeprosiny, poza tym Satoru mógł ją rozpoznać po samej barwie głosu, to byłoby zbyt ryzykowne; Graves zauważył to i wyręczył swoją partnerkę, na co dziewczyna z ulgą westchnęła. Nie mogła uwierzyć, że ich drogi tak bardzo się ze sobą splatają, gdzie by się nie udała, to w końcu i tak go spotka, nieważne, ile ma minąć czasu; w końcu na siebie trafią. Dziewczyna mogła już założyć się z bogami, że nawet gdyby została po drugiej stronie oceanu, coś podpowiedziałoby brunetowi, aby udał się w rejs, żeby odpocząć od miejskiego gwaru; kolejna komplikacja gwarantowana.
- Chodźmy już - odparł Graves, który skończył ku chwale ojczyzny swojego drinka bez dna. Odstawił szklankę i zostawił napiwek, niczym prawdziwy dżentelmen. Manon mógłby się on może i podobać, naprawdę, nie miał zachowania typowego ignoranta, wygląd też miał niczego sobie, jego ogólna aparycja zapierała dech w piersiach niejednej młodej szlachciance, ale to nadal nie był Satoru. Bóg jeden wie, czemu kobieta trzymała go ciągle w swojej głowie, jakby nie mogła przestać. Był dla niej niczym narkotyk, gdy nie było go w pobliżu; czuła się podle, miała ochotę skoczyć w byle jaką przepaść, natomiast gdy już zjawił się obok; aż sama się trzęsła, wszędzie pojawiała się gęsia skórka i miała ostre napady paniki; przecież było to co najmniej ostro zakazane. W każdym bądź razie, mężczyzna trochę zdziwił się, że kobieta w pomieszczeniu musiała założyć kaptur i do tego zrobiła to tak nagle, aczkolwiek nie odezwał się o tym słowem. Wstali i zmierzali w stronę wyjścia, gdy dziewczyna połapała się, że zza kaptura wychodzi jej jeden, pojedynczy kosmyk białych włosów; jeden pojedynczy, który mógł wszystko zdradzić. Manon zastanawiała się, jak zareagowałby na to Satoru, ale przecież nie byli razem, nie mogli być, a ona miała swoje długi w Klanie, które musiała uregulować, jak każda Czarnodzioba. Po chwili opuścili budynek, mężczyzna zapytał kobietę, czy ma ochotę odwiedzić go w jego apartamencie, na co właśnie liczyła białowłosa; to znaczy, teraz już nie bardzo, bo była w takim szoku, że na nowo nie mogła się pozbierać, tak, jak miesiąc wcześniej. Nie miała wyjścia, zgodziła się, więc szli powoli, spacerkiem, do jego domu; mijali dużo par, również facetów z kobietami, które miały być przygodą tylko na jedną noc, zupełnie tak jak Graves dla Manon i pewnie na odwrót. Dziewczyna miała mocne uczucie niepokoju, więc co chwilę odwracała się do tyłu; to dziwne uczucie sugerowało jej, że ktoś ich śledzi, ale było już na tyle ciemno, że nawet jej wiedźmie oczy nie mogły odkryć, czy była to prawda. W końcu dotarli pod drzwi, białowłosa potulnie weszła do środka, chociaż miała minę "jak na skazanie". To co teraz? Nieszczególne miała doświadczenie w romansach, nawet tych chwilowych. Graves wziął od niej płaszcz i zawiesił na jednym z wieszaków, nagląc gestem dłoni, aby skierowała się wraz z nim do jego wielkiej sypialni. W środku zaczął ściągać koszulę, ukazując swoje muskularne ciało; Manon tylko stała, nie mogła ruszyć rękami nie ze względu na szok, że mężczyzna był tak wysportowany, ale przez to, że zaraz miała ochotę się rozpłakać; nadal czuła miejsce, w które przypadkowo szturchnął ją Satoru. Była bardzo beznadziejną wiedźmą i niech ją trafi szlag za to, że tak szybko wymięka. Każda z nich robiła to co najmniej raz na dwa lata; od czasu pierwszego krwawienia, ona miała już 22 lata i dopiero teraz się zdecydowała, po czym ma ochotę zwiać gdzie pieprz rośnie i zhańbić dobre imię Rhiannon, zresztą nie pierwszy raz.
- Ja.. Pójdę tylko zapalić - wymsknęło jej się, gdy Graves zbliżył się i już miał ochotę zedrzeć z niej te przykrótkie ubrania - przeklęte uzależnienie - wymamrotała drobne kłamstwo i wydostała się z uścisku jego ciała. Pędem pobiegła do wyjścia i oparła się o barierkę przy schodach do wejścia do jego domu. Próbowała odpalić zapalniczkę, ale ta nie chciała współpracować.
- Szlag by to - warknęła i cisnęła papierosami w krzaki obok, ale nie usłyszała żadnego dźwięku, który sugerowałby, że papierosy faktycznie spadły na ziemię. Zdziwiona zaczęła przyglądać się roślinom. - Wyjdź, zanim wywlokę Cię stąd na wpółżywego, kimkolwiek jesteś - warknęła jeszcze raz, była pewna, że to jedna z tych zazdrosnych panien, które to chciałyby spędzić noc z Gravesem, tak jak właśnie miała to zrobić nasza Czarnodzioba, ale osoba, która wyszła z krzaków spowodowała, że pod białowłosą ugięły się kolana, a oczy na nowo zaszkliły się od łez.
- Co tu robisz, Satoru? - wychrypiała, nie mogła już dłużej się powstrzymywać, więc parę kropel wydostało się niczym żrące jej skórę strumienie okropnej trucizny; Manon, wiedźma, która zapłakała.

Skądże, było cudnie^^ Mam nadzieję, że to ja ci niczego nie zawaliłam ;-; Satoru? <3

ilość słów: 948

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz