- Chodźmy już - odparł Graves, który skończył ku chwale ojczyzny swojego drinka bez dna. Odstawił szklankę i zostawił napiwek, niczym prawdziwy dżentelmen. Manon mógłby się on może i podobać, naprawdę, nie miał zachowania typowego ignoranta, wygląd też miał niczego sobie, jego ogólna aparycja zapierała dech w piersiach niejednej młodej szlachciance, ale to nadal nie był Satoru. Bóg jeden wie, czemu kobieta trzymała go ciągle w swojej głowie, jakby nie mogła przestać. Był dla niej niczym narkotyk, gdy nie było go w pobliżu; czuła się podle, miała ochotę skoczyć w byle jaką przepaść, natomiast gdy już zjawił się obok; aż sama się trzęsła, wszędzie pojawiała się gęsia skórka i miała ostre napady paniki; przecież było to co najmniej ostro zakazane. W każdym bądź razie, mężczyzna trochę zdziwił się, że kobieta w pomieszczeniu musiała założyć kaptur i do tego zrobiła to tak nagle, aczkolwiek nie odezwał się o tym słowem. Wstali i zmierzali w stronę wyjścia, gdy dziewczyna połapała się, że zza kaptura wychodzi jej jeden, pojedynczy kosmyk białych włosów; jeden pojedynczy, który mógł wszystko zdradzić. Manon zastanawiała się, jak zareagowałby na to Satoru, ale przecież nie byli razem, nie mogli być, a ona miała swoje długi w Klanie, które musiała uregulować, jak każda Czarnodzioba. Po chwili opuścili budynek, mężczyzna zapytał kobietę, czy ma ochotę odwiedzić go w jego apartamencie, na co właśnie liczyła białowłosa; to znaczy, teraz już nie bardzo, bo była w takim szoku, że na nowo nie mogła się pozbierać, tak, jak miesiąc wcześniej. Nie miała wyjścia, zgodziła się, więc szli powoli, spacerkiem, do jego domu; mijali dużo par, również facetów z kobietami, które miały być przygodą tylko na jedną noc, zupełnie tak jak Graves dla Manon i pewnie na odwrót. Dziewczyna miała mocne uczucie niepokoju, więc co chwilę odwracała się do tyłu; to dziwne uczucie sugerowało jej, że ktoś ich śledzi, ale było już na tyle ciemno, że nawet jej wiedźmie oczy nie mogły odkryć, czy była to prawda. W końcu dotarli pod drzwi, białowłosa potulnie weszła do środka, chociaż miała minę "jak na skazanie". To co teraz? Nieszczególne miała doświadczenie w romansach, nawet tych chwilowych. Graves wziął od niej płaszcz i zawiesił na jednym z wieszaków, nagląc gestem dłoni, aby skierowała się wraz z nim do jego wielkiej sypialni. W środku zaczął ściągać koszulę, ukazując swoje muskularne ciało; Manon tylko stała, nie mogła ruszyć rękami nie ze względu na szok, że mężczyzna był tak wysportowany, ale przez to, że zaraz miała ochotę się rozpłakać; nadal czuła miejsce, w które przypadkowo szturchnął ją Satoru. Była bardzo beznadziejną wiedźmą i niech ją trafi szlag za to, że tak szybko wymięka. Każda z nich robiła to co najmniej raz na dwa lata; od czasu pierwszego krwawienia, ona miała już 22 lata i dopiero teraz się zdecydowała, po czym ma ochotę zwiać gdzie pieprz rośnie i zhańbić dobre imię Rhiannon, zresztą nie pierwszy raz.
- Ja.. Pójdę tylko zapalić - wymsknęło jej się, gdy Graves zbliżył się i już miał ochotę zedrzeć z niej te przykrótkie ubrania - przeklęte uzależnienie - wymamrotała drobne kłamstwo i wydostała się z uścisku jego ciała. Pędem pobiegła do wyjścia i oparła się o barierkę przy schodach do wejścia do jego domu. Próbowała odpalić zapalniczkę, ale ta nie chciała współpracować.
- Szlag by to - warknęła i cisnęła papierosami w krzaki obok, ale nie usłyszała żadnego dźwięku, który sugerowałby, że papierosy faktycznie spadły na ziemię. Zdziwiona zaczęła przyglądać się roślinom. - Wyjdź, zanim wywlokę Cię stąd na wpółżywego, kimkolwiek jesteś - warknęła jeszcze raz, była pewna, że to jedna z tych zazdrosnych panien, które to chciałyby spędzić noc z Gravesem, tak jak właśnie miała to zrobić nasza Czarnodzioba, ale osoba, która wyszła z krzaków spowodowała, że pod białowłosą ugięły się kolana, a oczy na nowo zaszkliły się od łez.
- Co tu robisz, Satoru? - wychrypiała, nie mogła już dłużej się powstrzymywać, więc parę kropel wydostało się niczym żrące jej skórę strumienie okropnej trucizny; Manon, wiedźma, która zapłakała.
Skądże, było cudnie^^ Mam nadzieję, że to ja ci niczego nie zawaliłam ;-; Satoru? <3
ilość słów: 948
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz