3 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru


Dziewczyna spojrzała przeraźliwie na chłopaka , spodziewała się bodajże wszystkiego, ale nie tego. Jasne jest, że chciał ją przecież uratować, ale ten jego wyraz twarzy, ta złość, chęć mordu, która niemalże spowodowała, że zabił jej kuzynkę... Walczyły, to prawda, ale Manon nigdy nie zabiłaby członkini klanu, nie bez wyraźnego powodu; spowodowałyby u siebie wiele obrażeń, ale nie pozbawiłyby się życia, gdyż w dzisiejszych czasach; każda Czarnodzioba zdaje się być cenniejsza niż diament. Białowłosa syknęła z bólu i złapała się za bok, z którego nadal sączyła się czarna krew. Satoru po chwili wrócił do swojej normalnej postaci; już nie był tym przerażającym, siejącym zamęt potworem, o którym Manon również słyszała tylko legendy. Mężyczna próbował podejść do kobiety, lecz ta tylko przeraźliwie na niego syknęła; była potworem, ale nie sądziła, że Satoru też potrafi nim być. Przez chwilę widziała w nim Yoshidę, którego ich klan tak bardzo się obawiał, który pozbawił życia tysiące Czarnodziobych i Żelaznozębnych… Niektóre historie po prostu ciężko wymazać z pamięci, poza tym kobieta non stop powtarzała sobie w głowie ostatnie słowa Asterin "Mówiłam ci, to morderca"; skoro taki z niego morderca, to czemu Manon nadal żyje? Wiedźma nie do końca rozumiała co ich łączyło, ale wiedziała, że stworzyła się między nimi dziwna więź; ona sama miała ochotę go ratować; człowieka, syna ich wrogów; rzuciła się nawet na krew z jej krwi, aby nie stała mu się krzywda, gdyż Asterin w tamtej sytuacji; szybko rozłożyłaby bruneta na łopatki, nie z takimi miała do czynienia. Tymczasem do błękitnookiego przyszedł właściciel baru, z nadąsana od gniewu miną.
- Czy ja nie mam wyraźnie napisane na drzwiach, że tutaj nie praktykujemy żadnych czarów ani voodo śmuuduu? - warknął i walnął pięścią w stół. Cała ta bijatyka spowodowała wiele szkód, a przemiana Satoru zrobiła wielką dziurę w ścianie oraz wybiła okoliczne okna. Wszyscy mężczyźni dookoła powoli podnosili się "z popiołów", lecz w tym momencie zrobili coś, czego kobieta nie spodziewała się kompletnie; mężczyzna wziął ciężki, metalowy łańcuch i owinął sprawnie wokół szyi Manon, gdy ta skupiała się bardziej na krwawiącej ranie, z trudem zaczęła łapać oddech; Satoru chciał jej pomóc, aczkolwiek drogę zagrodziła mu cała chmara ludzi. Właściciel baru zaczął się gorzko śmiać, trzymając wiedźmę "na smyczy"; niestety białowłosa nie była w stanie już nic zrobić, straciła dużo krwi, do tego te całe zapalenie płuca.. Była bezbronna, pierwszy raz w życiu.
- Dostaniemy za Ciebie grube pieniądze, już wykonałem telefon do rodziny Yoshidów, przyjadą za niecałą godzinę; ale nie martw się, ponoć szykują łagodną śmierć - na te słowa Satoru wzdrygnął się, ponieważ oznaczały one, że ma spotkać się z ojcem osobiście, jeżeli tylko chce pomóc białowłosej. Dziewczynę ciekawiło, co zamierzał mu powiedzieć, ale przecież... Po co Yoshida miałby ją ratować przed własną rodziną, to oznaczałoby zdradę. Błękitnooki jeszcze przez chwilę negocjował z właścicielem, niestety bez skutku; zmiana w smoka również wyssała z niego ogromną ilość magicznej mocy; co ciekawsze, nieważne jak bardzo dziewczyna pragnęła się uwolnić; założono jej antymagiczne kajdany i wepchano do najciemniejszego z lochów w podziemiach, tuż pod barem, który na nowo zaczął tętnić życiem. Zawiązano jej oczy, więc wiedźma nie do końca wiedziała, gdzie podział się Satoru; chociaż rozpaczliwie szukała go we wspomnieniach. Miejsce to cuchnęło zgnilizną i rozpadem; cud, że w ogóle jeszcze istniało i kto wie, czy koło Manon nie leży teraz jakiś już dawno zabity truposz. Dziewczyna siedziała tutaj jeszcze przez jakiś czas; zasnęła; to było jedyne, co jej pozostało; za parę godzin i tak jej głowa spocznie na bramach miasta, jak kiedyś głowy jej sióstr, więc czy jakaś interakcja miałaby teraz sens? Białowłosa ledwo oddychała, rana nie chciała się zagoić, pewnie już wdarło się zakażenie; jej stan był tragiczny; co ja mówię, wręcz przedagonalny. W pewnej chwili bezkarnie obudzono ją i zaniesiono przed oblicze jej największego wroga. Mężczyzna był wysoki, przystojny, jak na swój wiek i posiadał...Te same oczy, co Satoru; błękitne i zapierające dech w piersiach, chociaż to nie czas na takie przemyślenia.
- Manon Czarnodzioba, wnuczka Rhiannon, Matrony - wymówił te słowa z taką odrazą, jakby wolał je wypluć. Tymczasem dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy posiadają jakiś szczególny spis wiedźm i czy stawiają krzyżyk, gdy już jedną z nich zamordują. Błękitne oczy świdrowały ją od góry do dołu, jakby nie mogły uwierzyć, że tak drobne ciało; posiada w sobie tyle siły zarówno witalnej, jak i magicznej. - Czy powiesz nam, gdzie ukrywałyście się przez tyle lat? Niemalże sam uwierzyłem, że wyginęłyście wraz z uprzednią wojną, byłaby szkoda, gdybyśmy nie mieli już na kogo polować, siejecie zamęt wśród okolicznych mieszkańców, a my nie możemy sobie na to pozwolić - mężczyzna udał smutek, ale po chwili uśmiechnął się dostojnie, niczym niczego winny dżentelmen. Ah, więc miała być cenną zdobyczą, która ujawniłaby centrum gniazda os. Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie pokiwała przecząco głową; w tym momencie cieszyła się, że jej kuzynka zniknęła niczym cień parę godzin temu, bo kto wie; mogłaby być teraz na miejscu białowłosej; a psychikę Asterin łatwo złamać, wystarczy wspomnieć o jej zamordowanych bliźniaczkach, które miały zaledwie pięć lat i oddaliły się nieco od matki, opuszczając bezpieczną strefę lasu; kobieta dalej opłakuje je co noc, zostały zastrzelona jak zwierzęta.
- Możecie mnie torturować, a nawet spalić, zabić w jak najokropniejszy sposób, ale ja i tak wam nic nie powiem - warknęła, przerywając trwającą ciszę; przez chwilę próbowała się nawet szamotać, ale nie była to walka równa jej aktualnej sile. Starszy mężczyzna szepnął coś do kobiety przy swoim boku, przez co Manon połączyła fakty; była to matka jej ludzkiego niby-przyjaciela. Nie dbała już o to, co się z nią stanie; chciała tylko trzymać ich jak najdalej od Klanu, aby cała reszta mogła żyć bezpiecznie; nie mogłaby znieść, gdyby krwawa historia zatoczyła koło. W tym momencie do sali wszedł Satoru, a dziewczyna spojrzała na niego gniewnie; zaczęła wierzyć w słowa kuzynki... Może to był spisek? Ten cienisty pies, ta walka.... Czyżby Satoru złapał ją w pułapkę?

Gorączka chwilowo się poddała, więc dałam rade coś wydukać c': Satoru? Co ty na to?

ilość słów: 974

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz