25 sty 2019

Od Manon c.d: Satoru


W zakazanym lesie, które stanowiło odwieczną zagadkę dla ludzkości, która obawiała się wykonać chociażby krok w jego stronę, odbywało się masę rytuałów. Wszelakie wiedźmy z klanu Czarnodziobych, Żelaznozębnych czy Crochan, w dzień Krwawego Księżyca odbywały długą wędrówkę, aby przynieść klanom wiedźmie potomstwo. Był to jedyny dzień w roku, w którym Matrony spotykały się i zawierały pakt, aby nie przeszkadzać sobie wzajemnie w tak ważnym dla nich dniu. Krwawy Księżyc wymagał ofiary w postaci męskiej płci, tak więc wszystkie wiedźmy z klanu, polowały wśród ludzkich istot, aby kusić niewinnych mężczyzn niczym sukkuby, Wybierały możliwie najbardziej pijanych, czy żądnych przelotnego romansu magów. Wszystko to, aby zasiać w ich łonie małe nasionko, które wkrótce miało wykiełkować na morderczą, legendarną bestię. Wiedźmy nie tolerowały mężczyzn niczym Amazonki, używały ich tylko i wyłącznie do rozrodu, więc gdy urodził im się syn, zostawał szybciutko zjedzony przez swoją matkę wraz z łonem, który przynosił wiedźmie chwałę i rzetelną siłę. Nie miała bowiem córki, ale pozbyła się kolejnego przysłowiowego "wrzodu na tyłku". 9 miesięcy od tych cudownych zabaw, które przypominam odbywały się tylko raz w roku (i teraz większość z was; ahh, to ja nie chce być nigdy wiedźmą!; macie rację, nie chcecie) następował poród, który nie zdawał się być aż tak łatwy, jak ludzkie porody, albowiem w wiedźmach od poczęcia drzemie ta... iskra, która nakazuje im siać grozę; tak więc kobieta rozrywana jest wręcz od środka, ich demoniczne dziecko próbuje wydostać się na drastyczne sposoby, potrafi nawet się wygryźć, a szycie takiej makabrycznej dziury wymaga wprawy, do tego zostają blizny, głębokie. W momencie, gdy dziecko przychodzi na świat, matka jest totalnie wyczerpana, jej rekonwalescencja trwa zwykle miesiąc, w tym czasie małym wiedźmiątkiem opiekuje się starszyzna. Taki rytuał przechodzi każda wiedźma, która przeżyła swoje pierwsze krwawienie, wyjątki stanowią aczkolwiek córki Matron, które mają prawo wyboru, kiedy chcą, to po prostu zachodzą w ciążę, mają do tego czas aż do menopauzy; reszta wiedźm co 2 lata powinna przynosić na świat nowe, demoniczne nasienie. Nastąpił dzień porodu Lothian Czarnodziobej, która zaczęła rodzić w dniu swoich 22 urodzin. Wiedźma, przyszła następczyni Klanu Czarnodziobych przyniosła tymże dumę swojej matce; Rhiannon, która od paru lat oczekiwała wnuczki. Dziecko o dziwo nie było agresywne, potulnie wydostało się z łona swojej matki, która ani razu nie krzyknęła z bólu; było jakieś inne... I miało białe włosy. Szamanka od odbierania porodów złapała dziecko za jej kudły (bowiem wiedźmy rodziły się już z dłuższymi włosami, był to wyznacznik ich siły i przynależności do określonego Klanu). Rhiannon Czarnodzioba spojrzała na córkę, jakby była niczym innym - tylko zdrajczynią.
- Dlaczego to dziecko ma białe włosy, Lothian? - wywarczała te słowa tak głośno, że aż ptaki opuściły wszystkie, pobliskie drzewa. Nie mogła przecież znieść takiego poniżenia, jak mogła zrobić jej to własna córka? - Każdy wie, że wiedźmy, które rodzą się z innym kolorem włosów, niż z ciemnym, w tym Klanie nie są poczęte we właściwy sposób - uderzyła pazurami w korę z taką siłą, że parę drzazg wbiło się w dłonie innych członkiń Klanu. - Z kim poczęłaś tego odmieńca i kim był ten człowiek - przykuła swoją córkę do ziemi, dusząc ją powoli. Mała wiedźma (jeżeli kobiety mogły ją tak nazwać) zaczęła głośno płakać, co nie przystoi krwiożerczym bestiom.
- M-matko proszę, przestań - uwolniła się ze śmiercionośnego uścisku Matrony, pierwszy raz była tak przerażona, nigdy nie sądziła, że jej drobny sekret wyda się przez głupi kolor włosów; dlaczego nie znała tej starej zasady? Czy cała starszyzna trzymała ją w tajemnicy, aby zdemaskować potencjalnych łamaczy kodeksu? - T-To Tristan, człowiek. Możesz tego nie zrozumieć, ale kocham g... - nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż otrzymała solidnego "liścia" od własnej matki, pazury wbiły się głęboko w jej policzek w taki sposób, że aż przebiły się do zgryzu. Czarna krew zaczęła powoli sączyć się na ziemię, powodując jej okropne zabrudzenia. Rhiannon Czarnodzioba nie mogła tego puścić mimo oka, nie wtedy, gdy wszyscy obecni wiedzieli już, co się wydarzyło. - Ściąć je obie - W tym momencie Lothian spojrzała na małą córkę, która nie była niczemu winna i zauważyła najbardziej kluczowy szczegół, który mógł uratować życie chociażby jej.
- Zanim to uczynisz, spójrz jej w oczy - wyszeptała, gdy siekiera była powyżej jej karku. Stal błysnęła w słońcu, ale zatrzymała się pod rozkazem Matrony. Rhiannon nie chciała, lecz spojrzała na swoją nieprawą wnuczkę i zauważyła, że posiada oczy ich rodu; soczyście żółte, wiedźmie oczka
- Manon oszczędzić - syknęła, wybierając jej imię w króliczym tempie, aby chociażby pozwolić własnej córce na tą informację. Matka Manon uśmiechnęła się do płaczącego dziecka, a chwilę później jej głowa oddzieliła się od reszty ciała i potoczyła się do pobliskich krzaków. Będzie idealną pożywką dla diabelskich wron.
- Czas wykąpać moją następczynię w krwi jej ojca - powiedziała do swoich sług, zdanie to zawierało również drugie dno; otóż wiedźmy miały za zadanie znaleźć jej ojca, za życia pozbawić go wszelakiej krwi (nie miał zostać chociażby najmniejszy mililitr) i obsmarować nią dziecko, aby na zawsze nienawidziła tych pachołków i otrzymała tak ważną dla Klanu chęć mordu.
~~*~~
Dziewczyna wybudziła się z koszmaru, który prześladował ją praktycznie co drugą noc; znów ten sam scenariusz; matka, która ratuje jej życie i przyznaje się do złamania prawa wiedźm oraz krwawy prysznic. Przez chwilę mało co do niej docierało, słyszała tylko drobne "pik, pik, pik", które brzęczało jej nad uchem; gdzie się znalazła? Zaczęła dokładnie badać pomieszczenie; było jasne, nawet za jasne; wszędzie wisiały bazgroły głupich dzieci i naklejki "dzielny pacjent", dlaczego istnieje tutaj wciąż tak wiele słów, których Manon nie rozumie? Dziewczyna dopiero po chwili zauważyła, że do jej dłoni podłączone są dziwne rurki, a urządzenie, które wydaje takie okropne dźwięki, to wielki telewizor z powtarzającymi się co jakiś czas ślaczkami. Wtem białowłosa usłyszała szepty wydobywające się zza drzwi, ów nieszczęśnicy mieli taki niefart, że wiedźmy posiadały również zwiększony zmysł słuchu, gdyż nieustępliwe go szkoliły.
- Satoru, czy ty wiesz kim jest ta kobieta? Jej żółte oczy nie są kwestią przypadku - w tym samym czasie głosy ucichły, jakby rozmówcy zorientowali się, że mogą być podsłuchiwani. Bez zastanowienia pozbyła się wszystkich rurek; z ran zaczęła sączyć się czarna krew, ale nie to było najgorsze, gdyż nagle mężczyźni otworzyli drzwi. Manon odskoczyła z gracją na drugi kąt pokoju, syknęła groźnie, niczym szczuta syrena, a z jej rąk wydobyły się mordercze, żelazne pazury, które były zdolne przebić nawet ścianę. W tym samym momencie dziewczyna poczuła makabryczny ból głowy i zachwiała się nieco, nie pozbywając się jednak skupienia; a w jej oczach wyraźnie można było zobaczyć dziką, nieokrzesaną bestię; zdolną jedynie zabijać.

To niegodziwa dziewczynka no:< Powiedzmy, że po prostu się przestraszyła, bo nie wie co się aktualnie wokół niej dzieje; reaguje dosyć pierwotnie. Satoru? c':
ilość słów: 1083

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz