- Co to jest świąt? - zapytała bez większych skrupułów, ponieważ z aż tak wielką niewiedzą, czuła się co najmniej dziwnie. Wiedźmy przez setki lat nie wychodziły do ludzi; zaraz po zakończeniu Wielkiej Wojny stwierdziły, że muszą odbudować swoje siły, a teraz należy na nowo poznać swoich wrogów; poznać ich czuły punkt, aby później móc solidniej walczyć. Starsza kobieta, obdarzona zaszczytnym imieniem Suzanne, spojrzała na wiedźmę z podejrzliwym wyrazem twarzy, jakby kompletnie nie spodziewała się, że ktokolwiek na świecie mógłby zadać to pytanie. Na swoim straganie posiadała jedynie owoce morza; krewetki, ryby, ślimaki morskie i tym podobne jedzenie, które nie służy żołądkowi wiedźm.
- A co ty dziecko z jakiejś wymiany jesteś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a jej brwi uniosły się w geście zdziwienia - święta to najpiękniejszy dzień w roku, każdy uśmiecha się do siebie, daje prezenty, śpiewane są kolędy.. Jest mnóstwo pysznego jedzenia! To jedyny dzień w roku, w którym każdy staje się dla siebie miły; a wróg zamienia się w przyjaciela - na te słowa Suzanne lekko się uśmiechnęła, natomiast Manon pozostała niewzruszona niczym skała.
- U mnie nie ma świąt - wywarczała, jakby ogarnęła ją dzika furia, po czym odeszła od sklepiku tej drobnej staruszki. Dobroć? Miłość? Uggghhhh… To zdecydowanie nie jest świat dla wiedźm! Dziewczyna ponownie opatuliła się swoim nieszczęsnym, czarnym płaszczem, który nie stanowił idealnej ochrony przed mrozem, po czym wróciła do zimnego lasu. Manon wiedziała, że noc nie okaże się łaskawa.. Zwłaszcza podczas takich temperatur; ale co mogła zrobić? Do klanu na razie nie wróci, świat ludzi jest totalnie nie dla niej, zwłaszcza w okresie tak zwanych "świąt"; albo "Wesołych Świąt"; szczerze; białowłosa już nie wiedziała co jest czym. Wróciła do starej szopy, która kiedyś należała prawdopodobnie do myśliwego, ułożyła się w tym samym kącie i cicho drżała z zimna, które nie ustępowało. Nie miała pojęcia co ma zrobić, prawdopodobnie do jutra zostanie z niej kawałek sopla.
~~*~~
Dziewczyna przeżyła ciężką noc, rano, gdy wstała, była cała rozpalona. Jej policzki zaróżowiły się odrobinę, a głowa pulsowała bólem nie do zniesienia. Oczy Manon zrobiły się szkliste, powoli wyciekała z nich cudowna, żółta barwa. Brawo wiedźmo, umrzesz na gorączkę, babka będzie z Ciebie dumna. Jej ciało ewidentnie dawało sprzeczne sygnały, dziewczyna wiedziała, że powoli opada z sił, ledwo wstała i ruszyła z powrotem w stronę miasta, lecz nie dała rady. Opadła na śnieg, który ku uldze łagodził ten okropny ból głowy. Miała ochotę tu zostać, na zawsze, co było bardzo możliwe, gdyż jej "na zawsze" nie miało trwać już długo. Poddała się. Noc ją dobiła, choroba osłabiła i doprowadziła do takiego stanu... Poza tym, kiedy ostatnio Manon coś jadła? Surowe mięso... Tak bardzo marzy jej się teraz soczysta, krwawa dziczyzna.. Dookoła nie było śladu życia, chociaż nawet gdyby miała tą szansę, jak miałaby cokolwiek upolować? Mogłaby zabić aktualnie jedynie temperaturą swojego ciała. Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na niebo, po czym uśmiechnęła się; niedługo spotka matkę, zapyta co dokładnie się stało, że za jej urodzenie przepłaciła życiem i kim dokładnie był jej ojciec, co ich łączyło? Tak dużo pytań, żadnych odpowiedzi. W tym momencie wiedźma straciła przytomność, może ktoś ją znajdzie i postawi w domu jako figurę lodową?
Satoru? Wybacz, że tak długo... Ale te rozmowy o pracę wykańczają;-;
ilość słów: 741
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz