Zerwałem się gwałtownie z łóżka, cały zlany potem. Wdech, wydech, wdech, wydech, i tak przynajmniej dziesięć razy, aż zupełnie się uspokoiłem - tego nauczyła mnie jeszcze mama, siedząc cierpliwie w moim pokoju za każdym razem, gdy nie potrafiłem zasnąć w dzieciństwie po podobnym koszmarze. Cóż, teraz za to bardzo dobrze działał na mnie długi spacer po lesie. Niechętnie wyszedłem spod ciepłej kołdry i postawiłem ostrożnie stopę na podłodze.
- Brr... - mruknąłem pod nosem.
***
Szedłem już w sumie naprawdę długo - którąś godzinę z rzędu, zmrok zdążył zapaść jakiś czas temu, ale wciąż nie miałem zbytniej ochoty na powrót do domu. Spokojnie stawiałem krok za krokiem, w dużo lepszym nastroju wdychając wszechobecny zapach żywicy. Wtem jednak moją uwagę przykuła dziwna jasność, zaledwie kilkanaście metrów ode mnie. Zacząłem wolno iść w jej stronę - na niewielkiej polanie dostrzegłem siedzącą dziewczynę z kotem, dookoła której tańczyła chmara świetlików. Wytężyłem wzrok, przyglądając się uważniej pannie, a na mojej twarzy zjawił się szeroki uśmiech - była dość drobna, miała też ładną twarzyczkę o dość ostrych, ale miłych rysach, okoloną w dodatku fioletowymi włosami. Najwyraźniej wyczuła też moją obecność, gdyż zacisnęła dłonie na łuku, uważnie szukając źródła jej niepokoju - zapewne mnie, uznałem zatem, że im szybciej wyjdę, tym dla mnie lepiej.
- Poddaję się całkowicie, piękna pani - krzyknąłem, schodząc na polanę z podniesionymi rękami. - Składam ci w dowód całą swą broń, uśmiech, serce i zaproszenie do karczmy!
Dziewczyna, wyraźnie nieco zdenerwowana, nadal trzymała rękę na łuku.
- A, wybaczy panienka, gdzie moje maniery - wykonałem kolejne kilka kroków w jej stronę. - Lubbock jestem, do usług. Byłem na spacerze, ale zwabił mnie blask twych pięknych oczu...
- To świetliki - odparła, wyraźnie dystansując się ode mnie, choć na jej policzkach dostrzegłem lekki rumieniec. Aj, czyli takie buty...
- Świetliki są przepiękne - potaknąłem. - Acz ich blask i tak niknie przy świetle z twych oczu. Zdradzisz mi swe imię?
- Raven - odparła krótko, kiwając lekko głową. Kot na jej kolanach prychnął cicho, najwyraźniej niezbyt zachwycony.
Przed oczami stanął mi obraz kruka, wpatrującego się uważnie w moją stronę, jakby oceniając. Musiałem przyznać, że widzę pewne podobieństwo.
- Zatem, Raven - podjąłem znowu, zupełnie niezrażony. - Chciałabyś może docenić ze mną piękno nocy również w karczmie? Podają tam wyjątkowo dobry alkohol... no i pierożki. Co tylko sobie wymarzysz.
Ilość słów: 618
< Raven? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz