13 sty 2019

Od Manon c.d: Satoru


Manon nie udało się ukryć przed dwunastką wiedźm na zbyt długi okres czasu, całe zakrwawione, demoniczne kobiety, szybko znalazły ją na samym środku jasnej polany, tuż pod dużym świerkiem, który dawał jej upragniony skrawek cienia. Białowłosa widziała ich ponure miny i czuła, że niedługo będzie musiała się tak wyspowiadać, jak ci wszyscy ludzie ich kapłanowi. Asterin, kuzynka Czarnodziobej; podeszła do niej, chowając w tym samym czasie ostre pazury, pobrudzone szkarłatną cieczą. Przyszła Matrona zdjęła kaptur, ponieważ nie przystało następczyni klanu chylić czoła, nawet przed członkiem swojej rodziny; wstała i spojrzała prosto w oczy młodej kobiecie; dobrze wiedziała, że blondwłosa wiedźma doniesie o wszystkim Rhiannon - chociaż nawet jeżeli nie, zrobi to za nią reszta kanibalistycznych dziewcząt.
- Manon czy ty do reszty oszalałaś? - warknęła w jej stronę i przykuła białowłosą do pnia drzewa, co nie bardzo jej się spodobało, ponieważ w tej pozycji; to jej kuzynka miała górę. Nie myśląc zbyt długo; Manon wyrwała się z jej objęć, po czym popchnęła Asterin na resztę wiedźmowej policji (w końcu scena niemalże z przesłuchania, przepraszam; a gdzie kajdanki?). Następczyni cierniowej korony oddaliła się od nich na parę kroków, po czym zaczęła chodzić po polanie w kółko, przecież sama nie do końca wiedziała, jak mogłaby wyjaśnić to, co zaszło w kościele; dlaczego uratowała człowieka; i dlaczego właśnie jego? Czym tak bardzo różnił się od pozostałych? Główkowanie nie było jej najlepszą stroną, więc po prostu westchnęła i znowu oparła się o ten sam wysoki świerk.
- Nie wiem Asterin, nie wiem, uznajmy to za błąd w systemie, hormony, wymyśl co Ci się żywnie podoba, ja nadal nie będę wiedziała; dlaczego postąpiłam tak, jak postąpiłam - wzruszyła ramionami i spojrzała jeszcze raz zmęczona na kuzynkę. Manon miała dosyć tego dnia i wszystkiego, co się z nim wiązało; czekał ją horror w klanie, a jeszcze nie ma dziesiątej. Nagle zza krzaków, ni stąd, ni zowąd wyskoczył chłopak, którego dziewczyna uratowała przed rzezią w kościele; może niedosłownie wyskoczył, a zdradziły go poruszające się gałęzie; na litość boską jeszcze tego tutaj brakowało! Wiedźmy natychmiast okrążyły wściekle chłopaka, a Manon miała wrażenie, że Asterin dobrze wie, kim jest chłopak; że to ich nieszczęsny uciekinier, który niósłby za sobą zbyt wiele plotek, zbyt wiele faktów. Blondwłosa córa szatana związała nieszczęśnikowi ręce oraz zakryła oczy i nakazała, aby udał się z nimi na przemówienie Rady - białowłosa tylko spojrzała na niego ze złością, że tak łatwo dał się schwytać, bowiem wiedziała, że wiedźmy i tak w końcu zaczęłyby go ścigać.
~~*~~
Rhiannon Czarnodzioba, Matrona klanu Czarnodziobych słuchała wyjaśnień Asterin z wrogą miną, ponieważ wiedźma opowiedziała jej wszystko tak, jak się wydarzyło; o buncie jej wnuczki i uratowaniu człowieka też nie zapomniała wspomnieć; mimo wszystko, Manon stała z wysoce uniesioną głową, jakby wszystko to, co miało się zaraz wydarzyć kompletnie jej nie obchodziło. Wiedźmy przykuły chłopaka łańcuchami do drewnianego słupa i zadawały mu szereg pytań; chociażby jak miał na imię, kim był i skąd pochodził; Klan dowiedział się, że jest to 22 letni członek gildii Blue Pegasus, mag o imieniu Satoru. Chłopak musiał odpowiadać, inaczej zostałby spalony żywcem (w najlepszym wypadku). Możecie wierzyć, albo i nie, ale wiedźmy są znane z najgorszych tortur na świecie; od wyrywania paznokci żywcem, aż po plecenie warkoczy z ludzkich żył. Matrona skazała chłopaka na śmierć, ponieważ posiadał o nich zbyt wiele cennych informacji; zaś Manon została odsunięta na czas nieokreślony od tytułu następczyni; co wcale nie kolidowało z jej planami na przyszłość, było jej szkoda tylko chłopaka, który jutro miał zostać ścięty, lecz mimo wszystko niejeden więzień klanu - błagał o taką śmierć. Manon nie mogła zasnąć, albo księżyc świecił za mocno, albo znów miała te cholerne poczucie winy; emocje odziedziczyła zdecydowanie po matce; była nauczana od dzieciństwa; uczucia to najgorsze z wrogów; potrafią cię zniszczyć, zdeptać lub pochłonąć, nie wyrządzając przy tym fizycznych krzywd. Westchnęła, wstała z łóżka i pomaszerowała żwawym krokiem do sypialni babki, która trzymała klucze na jednej ze swoich szafek nocnych; niech Cię szlag trafi Manon; usłyszała w swojej głowie same przekleństwa na swój temat, te dziwne szmery jednak nie myliły się - była cholernie słabą wiedźmą. Jak tylko najciszej potrafiła weszła do pokoju, Rhiannon Czarnodzioba ma to do siebie, że śpi naprawdę mocnym snem, więc zabranie kluczy nie stanowiło problemu; Dlaczego Matrona nie chowała ich w bardziej niedostępnym miejscu? Ponieważ nikt nie spodziewałby się, że ktoś odważy się je zabrać; a tu proszę, kolejna czarna owca w rodzinie przeciwstawia się rodowi, zresztą nie pierwszy raz. Manon pędem pobiegła do szopy, w której przetrzymywano tzw Satoru.
- Piśnij choć słowo, a sama znajdę Cię i zabiję - wywarczała, co wyglądało nieco komicznie, ponieważ nawet najgroźniejsze wiedźmy przestają być niebezpiecznie; będąc w słodziuchnych piżamach. Dziewczyna zbliżyła się do Maga i otworzyła żelazny zamek kajdanek, z których w inny sposób naprawdę ciężko się wydostać. Nie wiedziała co jeszcze ma powiedzieć, więc stali oboje tak w ciszy jeszcze przez moment.
- No idź już, chyba wolisz mieć głowę na karku - sapnęła, ale już nie patrzyła chłopakowi w oczy, ponieważ miał w sobie coś, co rozbrajało nawet najtrwalsze mury empatii, a to nie przystało krwiożerczej wiedźmie, która powinna siać zamęt i lęk.

Oh na Bogów, jej trzeba sporo wybaczać, Satoru?

ilość słów: 843

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz