4 mar 2018

Od Angelo c.d: Olivii

Zaśmiałem się miękko, acz sztucznie, ze źle odegraną swobodą.
- Ależ widzę, że siedzisz, chère - odpowiedziałem na tyle naturalnym tonem, na ile byłem w stanie - Chciałbym się raczej dowiedzieć, do czego zmierzasz.
No cóż, gdyby Olivia usiadła na mnie w zupełnie innych okolicznościach, zapewne nie siliłbym się na zadawanie pytań, tylko pozwoliłbym sprawom biec własnym torem. W tamtym momencie jednak, krótko mówiąc, mój umysł skupiał się głównie na tym, iż Ivan Dreyar, mistrz mej najdroższej gildii, w każdej sekundzie mógł wparować wraz z tą śmieszną małą żmijką Areą do mego jakże przytulnego pokoiku, i urządzić mi awanturę stulecia. Dodatkowo miałby przy okazji wspaniały pretekst do wykopania mnie z gildii, a wtedy, cóż... To byłby mój osobisty koniec. Prawda była taka, że w takiej sytuacji nie miałbym gdzie się podziać. Raven Tail było moim jednym domem, nie posiadałem więc koła ratunkowego, żadnego zabezpieczenia na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.
Ponownie skarciłem się w myśli, że w ogóle dopuściłem do czegoś takiego, że na własne życzenie wpadłem po uszy w nowe bagno, chociaż obiecałem sobie, że nigdy już do tego nie dopuszczę. Byłem wściekły, że dałem Arei satysfakcję, że będzie miała na mnie nowego haka. Wiedziałem aż nazbyt dobrze, że cała ta nonsensowna sytuacja w zastraszającym tempie mogła okazać się moim nowym gwoździem do trumny. No, chyba że ponownie jakimś cudem udałoby mi się sprytnie wywinąć od konsekwencji i spaść na cztery łapy. Zdawałem sobie jednak sprawę, że szanse na to były cokolwiek nikłe, a cała sytuacja z lekka beznadziejna.
Spojrzałem na Olivię. I oczywiście nie, nie kazałem jej natychmiast ze mnie złazić, nie wydarłem się na nią, i nie zapytałem, co ona sobie w ogóle myśli, jak nakazywałby zdrowy rozsądek, tylko jak ostatnie cielę siedziałem jak zaczarowany, nie mogąc odkleić od niej wzroku. Typowy facet, prawda? Zgoda, racjonalne myślenie opuściło mój umysł i wyskoczyło przez okno, ale jak mogłem je winić?
Potarłem skroń, zdając sobie sprawę, że Olivia skutecznie miesza mi w głowie. Powiedziałbym nawet, trochę za bardzo. Ale nie odwróciłem wzroku, a skąd. Za żadne skarby nie byłem w stanie go z niej zdjąć.
Pierwszy raz miałem okazję z przyjrzeć się jej twarzy z równie bliskiej odległości. Wydawała się nieskazitelna pod każdym względem, idealnie ukształtowana, niezaprzeczalnie doskonała. Każdy jej element pasował do siebie, tworząc harmonijną całość. A te oczy... Ich lazurowy odcień był na tyle głęboki, że z powodzeniem można było w nim utonąć. Skupienie na dziewczynie sprawiło, że chwilowo zapomniałem, w jakiego obliczu niebezpieczeństwa właśnie się znajdowaliśmy. Opuścił mnie niepokój.
Złapałem Olivię za podbródek i niczym we śnie obrysowałem kciukiem krzywiznę jej pełnych ust. Cóż, szczerze mówiąc, nie pamiętałem, czy w ogóle dostałem odpowiedź na swoje ostatnie stwierdzenie. Być może białowłosa mówiła coś do mnie, lecz mój umysł był na tyle pochłonięty jej osobą, że nawet tego nie zarejestrował.
Pochyliłem się nad dziewczyną, po czym łagodnym, acz stanowczym ruchem uniosłem jej podbródek do góry, na wysokość własnej twarzy. Ciężko byłoby mi uzasadnić jak to się wydarzyło i co mną wtedy kierowało, ale pocałowałem ją w kącik ust. Tak po prostu, najzwyczajniej pod słońcem zapomniałem o bożym świcie, o tym, że zaraz Ivan może obedrzeć mnie ze skóry, a Area pewnie właśnie rozpuszczała gorące plotki, niszcząc mi tym samym długo i skrupulatnie budowaną reputację; et cetera, et cetera.
Wolną ręką oplotłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie, prawie całkowicie niwelując dzielącą nas wolną przestrzeń. Białowłosa nie odepchnęła mnie, ba, objęła mnie za szyję i, najwyraźniej rozumiejąc mój zamysł, przylgnęła do mnie całym ciałem. Pocałowałem ją. Namiętnie oraz z całą pasją, jaką w sobie miałem. Przesunąłem dłońmi wzdłuż boków je ciała, lecz nim zdążyłem dotknąć bioder, drzwi mojego pokoju gwałtownie otworzyły się na oścież z tak przeraźliwym hukiem, jakby uderzył w nie grom. Wzdrygnąłem się, a po moim grzbiecie przemknął lodowaty dreszcz. Nim zorientowałem się, co się dzieje, w progu ukazała się wielka jak góra sylwetka dorosłego mężczyzny. Oddech uwiązł mi w piersi.
Ivan Dreyar.
- A N G E L O. - głos twardy jak hartowana stal odbił się echem po ścianach pokoju i omal rzucił mi te słowa w twarz. Mistrz mojej gildii zgromił nas oboje morderczym spojrzeniem oczu zimnych jak lód i twardych jak skała. W ułamku sekundy posadziłem Olivię na łóżku i rzuciłem jej koc.
- I-Ivaan... - bąknąłem, pobladłszy tak, jakby sama śmierć zajrzała mi w oczy. - Jestem w stanie wszystko racjonalnie wyjaśnić! - Rzecz jasna, nie byłem, ale jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta.
Wiedziałem już, że paradowanie półnagim przed mistrzem mojej gildii, który chwilę wcześniej przyłapał mnie w dość dwuznacznej sytuacji, mogłem uznać za nową najbardziej żenującą rzecz, jaka dotąd przytrafiła mi się w życiu. Miałem jednak na tyle szczęścia, że nie dostrzegłem nigdzie tej małej wredniej żmijki, Arei. Zdawałem sobie sprawę, że gdyby była w tym miejscu, najpierw zabiłaby mnie śmiechem, a potem rozpuściła po gildii tak dosadne i bezwstydne plotki na mój temat, że moja nieskazitelna opinia raz na zawsze ległaby w gruzach. Z dwojga złego wiedziałem więc, że palący wzrok Ivana jest znacznie lepszym wyjściem, niż oszczerstwa na mój temat sączone do członków Raven Tail przez Areę.
- Kto. To. Jest. - zapytał niecierpiącym sprzeciwu głosem, taksując Olivię nieprzychylnym spojrzeniem.
- To? - wskazałem podbródkiem na białowłosą. - Ach, to... To moja dziewczyna, Angelika.
Miałem nadzieję, że Olivia nie powiesi mnie za to kłamstwo na najbliższym drzewie, ale o powiedzeniu prawdy nie mogło być mowy.
- Dziewczyna? - powtórzył, dobitnie przeciągając sylaby i niedowierzająco unosząc brwi. Łypnął pytająco na Olivię. Ta z miejsca szczelniej opatulając się kocem, po czym zamarła w niemym bezruchu. Dyskretnie przysunąłem się do niej i sprzedałem jej sugestywnego kuksańca w żebra. Białowłosa, najwyraźniej zrozumiawszy, o co mi chodziło, energicznie głową na potwierdzenie moich słów. Ivan podparł się wielkimi jak bale rękami pod boki, przyglądając się nam z rozpaczliwą skrupulatnością. Po chwili jego wzrok nieco złagodniał, a mnie kamień spadł mi z serca. - Nie zmienia to jednak faktu, że nie życzę sobie, abyś robił z mojej gildii burdel, rozumiesz, co mówię, A n g e l o? Ostrzegam cię po raz ostatni. Jeszcze jeden taki numer, a gwarantuję ci, że porozmawiamy inaczej i z pewnością ci się to nie spodoba. - obrócił się na pięcie, zamiatając drewniany parkiet długą aksamitnoczarną peleryną. - A teraz ubieraj się. Oczekuję cię za kilka minut w swoim gabinecie.
Gdy opuścił mój pokój, bezwładnie opadłem na łóżko i uszczypnąłem się w rękę, aby sprawdzić, czy to przypadkiem nie był tylko bardzo zły sen.
Na moją zgubę, nie był.

<Liv? XDDDD>

Licznik słów: 1070

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz