Wioska była całkowicie opustoszała. Gdzieniegdzie walały się jedynie śmieci potrącane przez wiatr, a w powietrzu latały dziwne nici, jakby pajęczyny. Nie wyglądało to za ciekawie, a mając w pamięci moją ostatnią przygodę z opuszczonymi miejscami nie kojarzyło mi się to dobrze. Blair nie czekając na mnie zbytnio ruszyła przed siebie. Tak, zdecydowanie bardzo dobrze ze sobą współpracowaliśmy. Jej wilk za to został ze mną i poganiał mnie co chwila pacając mnie ogonem. W sumie zachowywał się bardziej jak pies, ale za każdym razem, kiedy na niego patrzyłem wiedziałem, że jedno kłapnięcie szczęk i będę martwy. Tym bardziej, że przecież byłem kotem.
-Zero, pospiesz się!-Blair była już dobry kawałek dalej i zdążyła zajrzeć do kilku domów, które chyba okazały się puste, bo przy żadnym nie zatrzymała się na dłużej. Nie marnując czasu podbiegłem, żeby ją dogonić. Znowu panowało milczenie - wyraźnie nie jest zbyt gadatliwa. No nic. Zacząłem zastanawiać się, na czym ta misja miała polegać. Nie dostaliśmy żadnych wskazówek, nie było nikogo, kto miałby nam to wytłumaczyć... W dodatku ta cisza... Nagle mnie olśniło.
-Blair? Na pewno zdmuchnęłaś tamtą iluzję?-spojrzała na mnie jak na debila.
-Oczywiście, że tak. Za kogo ty mnie masz?-coś mi tu jednak nie grało, a po moim pytaniu w jej oczach tez pojawiło się zwątpienie.
-Sugerujesz to, co myślę, że sugerujesz?-rozejrzała się dookoła.
-Chyba tak. Wydaje mi się, że to wszystko iluzja. Pamiętasz, że zasnęłaś, zanim powiedziałaś, że ruiny też się przemieszczają? Wydaje mi się, że te przysnąłem na chwilę i obudził mnie dopiero twój wilk. A to wszystko, co stało się przed chwilą... Jest tak nieprawdopodobne, że to wręcz musi być sen albo iluzja, nie uważasz?-zapadła cisza, jeszcze bardziej ciążąca niż przed chwilą. I wtedy znikąd rozległo się klaskanie.
-Brawo, brawo! Nie spodziewałem się tak szybkiego rozwiązania pierwszej zagadki!-znikąd pojawił się wysoki człowiek w fioletowym garniturze i zielonym kapeluszu na głowie. Uśmiechał się szeroko i dalej klaskał. Blair i Siva natychmiast przyjęły pozycje obronne, a ja nie pozostałem im dłużny.
-Kim jesteś?-zapytałem, bo moja towarzyszka chyba nie była zbyt chętna do zaczynania rozmowy. Mężczyzna dalej się uśmiechał, ale przestał klaskać i ukłonił się.
-Jestem Avisa Burstburton, wasz zleceniodawca. Udało wam się!-tutaj pstryknął palcami i spowrotem pojawiliśmy się w ruinach, jak gdyby nigdy nic. Avisa usiadł na kamieniu i wyjął zza pazuchy zegarek.
-Cóż, czas nas goni, więc lecimy z tym koksem. Spójrzcie na wasze kartki. Jak już zdążyliście zauważyć, łączą się w jedno. Teraz możecie zauważyć, że litery zmieniły miejsce. Układają się one w kolejną zagadkę, której rozwiązanie znajdziecie na dnie-na chwilę zapanowała cisza.
-Na dnie? Jakim dnie?-tym razem to Blair zabrała głos. Burstburton uśmiechnął się znacząco.
-Och, jestem pewien, że na pewno wiecie o jakie dno mi chodzi. Nie widzieliście go, ale wiecie, że tam jest. To sprawdzian na waszą wytrzymałość... Psychiczną i fizyczną. Ach, zapomniałbym. Na dole nie możecie używać magii-teraz całkowicie nas zamurowało. Co to za pokręcone zadanie? Chociaż z całych sił starałem się o tym nie myśleć, zdawało mi się, że szczelina, nad którą skakaliśmy chwilę temu nas woła.
-Nie mówisz chyba, że mamy skoczyć do tej dziury na polanie?-zapytałem, mając nadzieję, że mężczyzna zaprzeczy. Ten jednak uśmiechnął się szeroko.
-Tak, dokładnie tam macie skoczyć. A na dole... Będziecie wiedzieć, co zrobić dalej, jeśli rozwiążecie zagadkę. Powodzenia!-zniknął równie nagle jak się pojawił. Spojrzeliśmy na siebie z Blair. To prawie na pewno samobójstwo! Jednak z drugiej strony... Jeśli chciał nas zabić, właśnie miał ku temu świetną okazję.
-Zero-spojrzałem w jej stronę. W rękach trzymała kartkę i uparcie się w coś wpatrywała. Tak jak powiedział nam przed chwilą Aviro, litery zmieniały swoje miejsce i układały się w zupełnie coś innego, niż to, czym były jeszcze chwilę wcześniej.
Na dnie ognia leży on
Niespokojny i uśpiony
Wciąż do życia nie zbudzony.
Popiół go okala zewsząd, nie pozwala powstać jeszcze.
Odnajdź gniazdo, zgaś płonienie,
Niechaj skończy się zmartwienie.
Wyjdź na światło z piekła dna – lecz pamiętaj - droga ta, chociaż piękna, prosta, gładka,
Doprowadzi do ostatka. Strach koszmary tu pogania, trwałości życia ocalić nie pozwala.
Tam gdzie niebo wam zaświeci, będę czekać, moje dzieci.
Przynieść dziecko życia i ognia
Misja wasza tak ogromna.
Nie powiedziałbym, że była to rymowanka najwyższych lotów, w dodatku nie miała najmniejszego sensu. Tym czymś mogło być wszystko. Jedyne, co przychodziło mi do głowy to smok – w końcu płomienie, gniazdo i tak dalej. Coś jednak mówiło mi, że to nie o smoka chodzi. Ba, to wszystko byłoby zbyt proste, gdyby chodziło o jajo smoka. No chyba, że był dorosły. Wtedy to zupełnie co innego. Blair dalej wpatrywała się w kartkę, pewnie też próbując rozszyfrować o co tak właściwie chodzi. W końcu jednak westchnęła i spojrzała na mnie.
-nie dowiemy się niczego, dopóki tam nie zeskoczymy, nie sądzisz?-po czym nie czekając zbytnio na moją reakcję wyszła na polanę i stanęła na skraju przepaści. Chcąc nie chcąc ruszyłem za nią - w końcu miała rację. Nie uśmiechało mi się, że na dole nie będzie można używać magii, ale co zrobić - misja to misja.
-Skaczemy ra...-chciałem się jej zapytać, ale nie czekała, aż dokończę zdanie i skoczyła sama. Westchnąłem i zrobiłem to samo. Prawie natychmiast zrobiło się ciemno. Dookoła mnie co jakiś czas tylko pojawiały się czerwone smugi, albo zahaczałem o coś podejrzanie zimnego i twardego, jednak ani razu nie było mi dane zobaczyć co to takiego jest. Spadałem w nieskończoność, w dodatku pęd wyrwał mi powietrze z płuc i leciałem już na ostatkach, coraz bardziej wątpiąc w sens tej misji. Nie wiem ile czasu minęła, ale gdzieś daleko pode mną pojawiła się czerwona łuna, przybliżająca się coraz szybciej. Wcale nie wyglądała przyjaźnie. Wreszcie udało mi się zobaczyć Blair i Sivę, które wydawały się zwalniać. Wtedy też poczułem, jak wpadam na coś miękkiego, co ugina się pode mną, stopniowo spowalniając pęd. Z przyjemnością zauważyłem, że to ogromna bańka. Już z trochę mniejszą zarejestrowałem ziemię, niebezpiecznie blisko. Bańka jednak ugięła się aż do samego gruntu i dopiero, kiedy upadek nie groził mi niczym więcej niż siniakiem, pękła z cichym pyknięciem. Blair i jej wilk już stały i rozglądały się po okolicy, która rzeczywiście mogła uchodzić za piekło. Ziemia była sucha, popękana, a w dodatku miała brzydki odcień. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć wyżłobienia, jakby kiedyś płynęła tutaj woda – teraz jednak były wypełnione ogniem. Czarne drzewa bez liści, które również gdzieniegdzie się paliły, sterty popiołu, czerwona łuna na horyzoncie i falujące, gorące powietrze świetnie dopełniały krajobrazu. Spojrzałem na dziewczynę.
-No więc? Co teraz?
*Blair?*
Ilość słów: 1057
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz