4 lut 2018

Od Sebastiana c.d: Margaret


Siedziałem jeszcze z nią w jednym pokoju przez jakiś czas, ale nie bardzo wiedziałem, co mam robić. Te całe "zbliżenie", dziwnie na mnie wpłynęło. Nie powinienem był tego robić, jestem w końcu demonem jakby nie patrzeć, prawda? To moja pani, muszę mieć do niej szacunek i wykonywać wszelkie rozkazy, a nie zaczynać się spoufalać, już raz dostałem nauczkę. Margaret siedziała na łóżku z filiżanką herbaty w dłoni i nad czymś rozmyślała, chociaż za wszelką cenę próbowała to ukryć swoim mało szczerym uśmiechem. Uraziłem ją czymś? Wiedziałem, że przytulenie jej nie było odpowiednim ruchem z mojej strony. W końcu ostatecznie spoważniałem i postanowiłem pójść do Mard Geera, żeby powiedzieć mu co postanowiłem. Skłoniłem się do dziewczyny, jak na podwładnego przystało i wyszedłem już bez słowa. Mistrz rozdawał właśnie misje swoim podopiecznym, a gdy mnie ujrzał, wyszczerzył się diabelsko.
- Sebastiaaaanieee - specjalnie przeciągnął to słowo, bo dzięki niemu wzrok wszystkich małych demonków, został przerzucony na moją osobę. Nie lubiłem, gdy podróba piekielnego nasienia zwracała a mnie jakąkolwiek uwagę. Powinni raz na zawsze nauczyć się, że istnieje pewna hierarchia, którą przekroczyć nie mogą. Przebiłem się przez tłum, dając wielu z nim "z bara" w trakcie tej krótkiej wędrówki.
- Geer, mam dla Ciebie niezbyt miłą informację - westchnąłem i wbiłem wzrok w jego czerwone ślepia - Postanowiłem, że dla dobra mojej pani wrócimy do jej gildii na jakiś czas, tzn. to nie tak, że Cię zostawiam i sio uciekam sobie stąd - pokręciłem przecząco głową, aby dać mu to bardziej do zrozumienia, gdyż jego twarz zaczynała nabierać coraz to ostrzejszego wyrazu - Po prostu widzę, że Margaret nie czuje się tutaj swobodnie, możliwe, że tęskni za domem? Nie wiem, nie rozumiem ludzkich uczuć, aczkolwiek Tartarus nie jest miejscem dla robactwa, sam o tym dobrze wiesz - westchnąłem, bo wiedziałem, że opuszczenie go nie jest dobrym pomysłem - Wątpię, że Rada dalej ją szuka, nie podejrzewają, że ktokolwiek z Legalnych Gildii uratowałby demona, tak czy inaczej ja sobie świetnie dam z nimi radę - uśmiechnąłem się. Mistrz nic nie odpowiedział, jedynie pogłębił spojrzenie, więc doszedłem do wniosku, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Będzie starał się mnie zatrzymać - przecież nie może stracić ostatniego "prawdziwego" demona, któremu ufał. A jednak są rzeczy ważne i ważniejsze; dla mnie szczęście mojej pani, jest jedną z nich. Dziewczyna nawet nie podejrzewała, że w herbacie znajdował się specjalny środek usypiający, który nie powodował żadnych efektów ubocznych, ale ofiara padała momentalnie w paro-godzinną śpiączkę. Wszedłem do pokoju i spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy - nie dałem rady jeszcze polecieć, więc całą drogę musiałem nieść dziewczynę na rękach. Legalna Gildio - jak przywitasz demona, swój koszmar senny?
~~*~~
Stałem już pod drzwiami Fairy Tail w cudownym mieście, Magnolii. Nie muszę opisywać tego wzroku płci pięknej na swojej osobie, gdy niosłem nieprzytomną dziewczynę przez cały rynek, prawda? Niektóre z nich wyrażały nim "co za dżentelmen", ale większa część po prostu uznała mnie za gwałciciela i uśmiechały się od ucha do ucha, jakby próbowały rywalizować ze sobą, która będzie następna. Oczywiście, że żadna. Zapukałem do mosiężnych drzwi, otworzył je sam mistrz, Makarov i chwilę później wyrwał mi z rąk dziewczynę.
- Co ty jej zrobiłeś? - krzyknął dziadyga, a zaraz zrobiło się tutaj wielkie zbiegowisko. Martwili się o nią, to zrozumiałe, tylko to ona musi im powiedzieć, że zaprzedała duszę diabłu.
~~*~~
Makarov położył dziewczynę na podłodze i podłożył jej pod głowę poduszkę Lisanny. Słyszał tylko pojedyncze szepty; Kto to? Co się stało? Ale mistrz dobrze wiedział, z kim ma do czynienia. Czarna poświata otaczająca mężczyznę, czarne włosy, wiecznie idealny garnitur... To musiał być legendarny Czarny Lokaj, tylko.. Dlaczego jej nie dobił? Demony nie są słynne z oszczędzania swojej ofiary, a z krwawych jadek, z których mało kto wychodzi żywy. Starszy człowiek wyczuł od Margaret rzadkie zioła, cholernie mocno usypiające i powoli zaczął się martwić, czy oby nie... Nie, to niemożliwe. Może i jest demonem, ale one nie interesują się żądzami cielesnymi. Makarov spojrzał na uśmiechającą się legendę, o której słyszał same pogłoski (i to wcale niedobre), nie mógł uwierzyć, że taki potwór uratowałby człowieka, którego ma za nic nie znaczącego robaka, jak każdy z nich.
- To moi drodzy Sebastian Michaelis - mruknął Mistrz Fairy Tail do pozostałych osobników - Legenda tego świata - na te słowa cała reszta wybałuszyła oczy, niektórzy aktywowali swoje przemiany, drudzy natomiast wtoczyli na swe dłonie poświatę z magii. Zaśmiałem się tylko głęboko, a chwilę później ma Pani w końcu się zbudziła. Z bólem rozłożyłem skrzydła, aby w razie czego móc się jakoś bronić; niby garstka magów, ale nie odzyskałem jeszcze pełnie sił.

Margaret?

Ilość słów: 757

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz