6 lut 2018

Od Sebastiana c.d: Margaret


Naprawdę cholernie dziwnie się czułem, gdy przebywałem w jej mieszkaniu. Musiałem szybciutko posprawdzać wszystkie szafki, aby sprawnie tutaj działać - gdzie cukier? A..Sól? Margaret naprawdę nie dbała o porządek, więc muszę pamiętać, żeby złożyć jej solidne zażalenie. Praktycznie niczego tutaj nie było, nie miałem więc pojęcia, co zrobić. Na bank jutro z samego rana muszę obskoczyć pobliski rynek w poszukiwaniu cennych, żywnościowych skarbów - to klucz do tego, aby ma Pani nie umarła z głodu. Cicho westchnąłem, gdy uderzyłem się w nogę o wystający kant jednej z półek. Złośliwość rzeczy martwych, naprawdę. Ostatecznie zdecydowałem się na szarlotkę, bo zauważyłem na blacie jabłka, dużo jabłek (chwała!) i wpadłem na ten cudowny pomysł. Męskiego fartucha Margaret niestety nie posiadała w swoim dobytku, ale nie będę już marudził - założyłem go (miał falbanki, szkoda, że nie wzory kotków) i usłyszałem cichy śmiech dziewczyny. Z całej siły próbowała pokazać, że ta sytuacja wcale nie jest komiczna, ale znałem prawdę. Demon, legendarny Czarny Lokaj w różowo-białym, damskim fartuchu - ironia losu? Najwyraźniej. Na samym końcu ciasto wyglądało wybornie, a duma aż mnie rozpierała, że potrafiłem stworzyć coś z niczego; nieważne, że Margaret co jakiś czas podbierała z miski bitą śmietanę, nie zauważyłbym, gdyby nie fakt, że zdradził ją biały nos. Doczekała się mojego "upominania" co sekundę. Dziewczyna po chwili szybciutko pochłonęła ciasto, jakby nie jadła od kilku dni, czyli jednak były jakieś skutki uboczne tamtych ziół - i dobrze, trochę ciałka jej się przyda. Poszliśmy do sypialni, w której miała spać. Nad Magnolią powoli rozbrzmiewała symfonia burzy, a pioruny tańczyły wesoło na niebie, przepiękny widok. Długowłosa poszła się kąpać, a ja postanowiłem, że pójdę chociaż "troszeczkę" posprzątać ten cały burdel. Kurz latał dosłownie wszędzie; parę razy musiałem wymieniać ścierki, które nie nadawały się już do późniejszego użytku. Tyle zakupów, aż powoli brakuje mi miejsca na kartce. Pościeliłem łóżko, wymieniłem obrus, poskładałem ubrania (oprócz bielizny, której dotykać nie miałem prawa), a nawet umyłem okna. Sądzę, że sąsiedzi będą zdziwieni, że w końcu mogą dowiedzieć się jaki kolor zasłon ma dziewczyna. Jasno-fioletowe, a to ci niespodzianka. Dam sobie rękę uciąć, że kiedyś się o to zakładali; kto wygrał? Jakoś po północy dziewczyna wreszcie leżała już w łóżku, a ja miałem zamiar wyłączyć światło, gdy...
- Sebastianie…- odwróciła się twarzą do mojej osoby, a w tle słychać było grzmoty- Czy zostałbyś ze mną, dopóki nie zasnę? - zapytała nie ukrywając już drgawek, spowodowanych zapewne strachem przed wyładowaniami elektrycznymi. Zrobiło mi się jej żal, więc przytaknąłem, ale parę sekund później, usłyszeliśmy naprawdę potężny huk; burza musiała być dzisiaj cholernie zabójcza. Nie myśląc zbyt długo, wgramoliłem się pod kołdrę dziewczyny i zdjąłem marynarkę, aby jej nie przeszkadzała; dało się zauważyć, że Margaret nieco się zdziwiła i była tak jakby... speszona? Nie przeszkadzało mi to, bo nie pozwolę, aby się bała. Na samym początku dziewczyna leżała co najmniej pół metra ode mnie, ale gdy usłyszeliśmy kolejny gromki huk, to szybciutko się zbliżyła i wtuliła w mój tors, będąc z lekka spiętą.
- Spokojnie, nie przeszkadza mi to - mruknąłem, a wtedy dosłownie jeszcze bardziej "wczepiła się, niczym rzep psiego ogona". Mocą zgasiłem światło i oglądałem chwilowe rozbłyski za oknem. Musiała trwać niedaleko jakaś walka pomiędzy magiem Błyskawicy (albo co gorsza Smoczym Zabójcą lub Zabójcą Bogów Błyskawicy), ponieważ burza sama w sobie nie powinna być aż tak mocna. Jakieś pół godziny później - Margaret już smacznie spała i oddychała w miarę spokojnie, więc miałem zamiar wygramolić się z jej potężnego uścisku, lecz nie dało rady. Obudziłbym ją. Reakcja dziewczyny, gdy się obudzi, na pewno będzie bezcenna.
~~*~~
[sen]
Blondynka spoglądała na mnie na wpół uśmiechnięta, nie miała "stałego" ciała, była tylko i wyłącznie niematerialnym duchem, który powoli zbliżał się do mojej osoby coraz bardziej. Miałem ochotę odejść, albo chociaż odskoczyć, lecz coś mnie blokowało... Jakaś dziwna i chora moc. Cornelia mruknęła coś pod nosem, a ja spuściłem wzrok. Tyle lat... Tyle lat jej nie widziałem, tyle lat nie mogłem przekonać siebie, że ją kochałem. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze.
- Ale jak to, Sebastianie, nie masz ochoty na moją duszę? - zapytała tym samym słodkim tonem, od którego ciarki mnie przechodziły za każdym razem. Nigdy nikt tak na mnie nie działał, ale nie mogłem przyznać, że coś czułem. Byłem demonem, istnieniem bez uczuć - zostałbym zdegradowany, tak samo jak Parathorn.
- Sebastianie, masz moją duszę na wyciągnięcie ręki - dotknęła moje ramię, lecz nie poczułem nic. To wszystko było tak nierealne, tak cholernie nierealne, że zacząłem błagać już o litość. Serce łamało mi się kawałek za kawałkiem jak wtedy, gdy musiałem pożerać jej prawdziwą duszę, aby nie ulec słabościom. Takie potwory jak ja, od zalania dziejów skazane są na piekło, a nasze losy opisane od momentu urodzenia, nie możemy nic poradzić na naszą naturę. Cholernie nie chciałem pożerać jej duszy, kochałem ją... Ja.. Kochałem
~~*~~
Obudziłem się, gdy ktoś zwalił mnie z łóżka. Momentalnie otworzyłem zdziwiony oczy, bo poczułem inny zapach, jakiś taki... Męski. Szybko wstałem i spojrzałem na blondyna, który jak się wydaje, miał zamiar zaraz strzelić mi w łeb, odsunąłem się, bo byłem niewiarygodnie szybki i zmieniłem się w moją pierwszą przemianę, początkową, a chwilę później przygwoździłem nieznajomego do ściany, robiąc w niej widoczną dziurę i wyrzucając jego klucze Gwiezdnych Duchów na drugą stronę pokoju.
- I tak by ci nie pomogły - warknąłem coraz mocniej ściskając go za szyję, ale poczułem nagle na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Wystraszony tym, ze była to znów Cornelia, szybko puściłem chłopaka. "Tykaczem", okazała się być Margaret.
- Sebastianie, to mój brat! - odparła głośno szybko do niego podbiegając, a ja zacząłem intensywnie mrugać. Zdawało mi się, że miałem dejavu. Za pomocą mocy przyodziałem swój nienaganny garnitur i usiadłem przy stoliku (dalej podczas przemiany). Z mojego ciała emanowała mroczna aura, a ja sam miałem teraz soczyście krwiste oczy. Znowu mało do mnie docierało, byłem cały czas wystraszony i zdenerwowany z powodu tego cholernego snu i Cornelii, która nie miała zamiaru przestać mnie nawiedzać.
- Spałaś z demonem?! - usłyszałem krzyk blondyna i najeżyłem się, gotowy do ataku w razie takiej potrzeby (w sumie nawet wtedy, gdy ta potrzeba by niezaistniała). Margaret zaczęła go uspokajać, ale była cała czerwona na twarzy, jakby wydała się właśnie jakaś mroczna tajemnica. Ciekawe.

Margaret?

Ilość słów: 1022

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz