17 lut 2018

Od Margaret c.d: Sebastiana


Sebastian chwilę się z nimi bawił, by sekundę później wstać, jakby nic takiego nigdy nie miało miejsca. Skinął głową na znak, że możemy już ruszać. Przytaknęłam i podniosłam się, podpierając ręce na kolanach. Demon nagle zatrzymał się jak wryty, po czym zniknął z prędkością światła. Ja natomiast zostałam sama i na dodatek kompletnie zdezorientowana. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami. Czyli dalszy spacer czekał mnie w samotności. No cóż. Jednak po chwili dostałam informację, że mam wrócić spokojnie do domu. Jakoś mi się nie spieszyło, żeby po raz kolejny spotkać się z Tartarusem. Postanowiłam mimo wszystko skorzystać z dobrej pogody. Moim celem stał się park i wielkie, rozłorzyste drzewo. Spędziłam chwilę to tu, to tam, maszerując wydeptanymi ścieżkami. W drodze powrotnej skończyłam jeszcze do sklepu po coś do jedzenia. Oczywiście kupiłam więcej niż potrzebowałam. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się żywej i bez żadnego urazu dotrzeć do domu. W progu powitał mnie Tyks, który zgarnął pierwszą lepszą torbę, taszcząc ją do kuchni. Gdy wszystko rozpakowałam, rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Moja ręka sięgnęła po blisko leżącą książkę. Wątek romantyczny, bo kto nie lubi. Sama nie pamiętam, kiedy zasnęłam. To po prostu się stało. Dopiero po jakiejś godzinie obudził mnie Tyks, domagając się pieszczot i zabawy. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Później zajęłam się wieloma innymi rzeczami. A to z nudów zmieniłam pościel w pokoju, a to odkurzyłam stare książki… Byleby się zająć. Sebastian dalej nie wracał. Zaczynałam się nawet trochę martwić. Nie, wróć. Nie ma powodu do obaw, to demon. Z drugiej strony ciekawe, czy doszedł już do siebie. Ostatnio nie wyglądał najlepiej. Zwłaszcza tego ranka. Wieczór powoli się zbliżał. Wpadłam na genialny pomysł przygotowania kolacji. Gdy zaczęłam wdrażać plan w życie, do domu z impetem wszedł Sebastian.
- No to jest już skandal! - mruknął, najwyraźniej mało zadowolony widokiem mnie w kuchni - żeby zwykła kobieta wyręczała demona, skandal, po prostu skandal! - zbliżył się, wyrwał mi z dłoni chochlę razem z ręką i niemalże wcisnął dosyć spore, różowe pudło z równie różową wstążką - Ja wiem, że to bardziej prezent dla mnie, niż dla Ciebie, ale zaopiekujemy się nim razem! - powiedział, podekscytowany chyba jak nigdy dotąd.
Na spodzie siedział mały, uroczy kotek, który właśnie wlepiał we mnie swoje ślepia. Na dodatek był cały biały. Jak długo żyję na tym świecie, tak chyba nigdy nie widziałam bardziej uroczego kociaka.
- Jejku, ale dlaczego.. Jest naprawdę uroczy, Sebastianie - nie mogłam napatrzeć się na tą małą, puszystą kulkę.
- Dodaj trochę majeranku i będzie niebo w gębie, wiem co mówię - mrugnąłem do mnie, po czym wziął się za ogarnięcie kuchni.
Jednak dla mnie temat nie był jeszcze skończony.
- Z jakiej okazji to? Przecież nie mam dzisiaj urodzin…- mój wzrok, który jeszcze przed sekundą gdzieś błądził, zatrzymał się na kalendarzu.
Który dzisiaj był? Ani moje urodziny, ani nawet imieniny… Walentynki! Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie spodziewałam się, że zrobi mi prezent z takiej okazji. Na dodatek tym prezentem był mały kot. Zazwyczaj nie obchodziłam tego święta, ale ten gest ze strony Sebastiana naprawdę mnie rozczulił. Zwłaszcza, że był w końcu demonem, czyż nie?
- Dziękuję, Sebastian! Tak bardzo, bardzo ci dziękuję - bez zastanowienia wbiegłam do kuchni, rzucając mu się na szyję i niemalże go dusząc, zapominając już kompletnie o tym, że właśnie robił coś przy kuchence.
Sebastian?

Ilość słów: 538

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz