16 lut 2018

Od Levy CD Gajeela


   Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu Gajeel leżał pod drzewem. Zamrugałam kilka razy, by otrząsnąć się z szoku.
 - Ugh, co za gbur. - Fuknęłam, krzyżując ręce na piersiach. 
 - Nie zapominaj jak bardzo ty byłaś samodzielna, zaraz po dołączeniu do gildii. - Mruknął Gardan, poprawiając swój kapelusz. Spojrzałam na kota, wzdychając cicho i wracając pamięcią do starych czasów. 
   Jak zwykle bywało Gardan miał rację. Kiedy dołączyłam do Fairy Tail minęło sporo czasu nim zrozumiałam, że proszenie i przyjmowanie pomocy, nie jest równoznaczne z okazywaniem słabości. Zajęło mi to dłuższą chwilę, więc chyba powinnam być wyrozumiała w stosunku do Gajeela. W końcu wiedziałam z doświadczenia, że mężczyznom ciężko przychodzi przyznawanie się do błędu czy zmienianie nastawienia do... Czegokolwiek. No, w każdym razie do wielu rzeczy.
   Pokręciłam jedynie głową i powolnym krokiem wróciłam do budynku gildii, odpuszczając na dzisiaj dalsze próby zawarcia znajomości z Panem Upatrym Gburem i przekładając to na następny dzień. Po drodze odwiedziłam kilka znanych mi miejsc, za którymi jakoś szczególnie tęskniłam, napotkałam także wiele znajomych twarzy, w tym starszego mężczyznę, od którego dostałam swojego puchatego towarzysza.
   Mężczyzna był pod wielkim wrażeniem jak bardzo Gardan wyrósł i zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy pochwaliłam towarzysza za jego mądrość. Chociaż po dłuższym namyśle, który w jego wykonaniu był naprawdę długą przerwą zupełnej ciszy, której z grzeczności nie chciałam przerywać, stwierdził, że właściwie zawsze miał przeczucie, iż ten kociak będzie wyjątkowo inteligentny. Z delikatnym uśmiechem patrzyłam na Gardana, któremu, choć nie było tego widać, ego puchło niczym ususzona bułka namoczona w mleku.
   W końcu po około godzinnym opowiadaniu jak moja więź ze zwierzakiem się zacieśniała przez te wszystkie lata, które razem spędziliśmy, ruszyliśmy prostą drogą do gildii na kolację, której pora nieuchronnie się zbliżała. Oczywiście, było jeszcze trochę czasu, ale chciałam przeznaczyć go dla moich przyjaciół.
   Jak to bywa w życiu plany sobie a rzeczywistość sobie, kiedy wróciliśmy do gildii nie było tam prawie nikogo z wyjątkiem Lucy i Natsu, którzy z wielką chęcią spędzili ze mną te dwie godziny, które dzieliły nas od kolacji. Och, jakże mi brakowało tej dwójki przez ten cały czas, tych ich szerokich uśmiechów, śmiechu, który przez długi czas potem dźwięczał mi w uszach i zapału i woli walki jaką zawsze widziałam w ich oczach, bez względu na sytuację w jakiej się znajdują. Taka postawa była naprawdę godna podziwu.
   Przyglądając się ich postawom, uznałam, że może za szybko dzisiaj odpuściłam w związku z Gajeelem. Jednak nie miałam zupełnie pomysłu jak zagadać do tego wielkiego faceta, przecież gdyby tylko chciał wgniótłby mnie w ziemię jednym palcem. Musiałam wymyślić jakiś sposób, powód, wymówkę, cokolwiek... Spojrzałam na Natsu, który machał mi przed oczami dłonią, by zwrócić moją uwagę. Uśmiechnęłam się przepraszająco. Ale to później. Tak, później. 
   Czas do kolacji upłynął nam na spokojnej rozmowie, chociaż może spokojna w przypadku smoczego maga nie jest odpowiednim słowem. Na posiłku Gajeel się nie pojawił, co nieco, przyznać muszę, mnie zmartwiło. Czyżbym swoją uprzednią nachalnością go wystraszyła i teraz postanowił sie nie pokazywać przez najbliższy czas? Byłoby to dość... Cóż, porównywalne z porażką.
   Kiedy myślałam już, że czarnowłosy mężczyzna w ogóle się nie pojawi, pod sam koniec, gdy większość z członków Fairy Tail już zjadła, drzwi do pomieszczenia się otworzyły i stanęła w nich wielka sylwetka oświetlana od tyłu jasnymi promieniami zachodzącego słońca. Momentalnie w całym pomieszczeniu zapanowała cisza, a oczy wszystkich zwróciły się na ponurą twarz nowego członka. Ja także na niego spojrzałam i nie umknęło mojej uwadze, że mężczyzna również zmierzył mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Westchnęłam cicho i odwróciłam się z powrotem do stołu, tak jak uczynili to pozostali. Nie zostałam jednak w tej pozycji zbyt długo, gdyż zaraz potem wstałam i ruszyłam w stronę chłopaka, starając się go dogonić.
 - Gajeel! - Zawołałam, ale tak jak podejrzewałam, nie wywarło to na nim kompletnie żadnego wrażenia i nawet się nie zatrzymał. - Gajeel! - Powtórzyłam, za późno orientując się, iż mężczyzna się zatrzymał. Wpadłam w jego twarde plecy, odbijając się od nich boleśnie nosem. Odsunęłam się kilka kroków w tył, pocierając bolące miejsce. Popatrzyłam w górę, ponownie odczuwając pewien dyskomfort przez różnicę wzrostów między nami. Ponownie poczułam jak stres zaciska mi się na gardle, ale musiałam go przezwyciężyć. Kiedy już miałam otworzyć usta, drzwi niedaleko nas się otworzyły i wyłonił się z nich mistrz Makarov.
 - O, dobrze, że jesteście. Mam dla was pewne zadanie, chodźcie ze mną. - Powiedział i wrócił z powrotem do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszedł. Zdziwiona patrzyłam na otwarte drzwi, nie do końca wiedząc, co się właśnie stało. Zerknęłam ukradkiem na Gajeela i ruszyłam w ślad za mistrzem.


Gajeel? Sumimasen! >.< *przeprasza na kolanach* Sumimasen!

Liczba słów: 760

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz