17 sty 2018

Od Olivii c.d: Angelo


Dostałam zadanie od mistrza Makarova, który specjalnie pomagał mi przy wyborze odpowiedniego
do mojego poziomu oraz doświadczenia. Podał mi kilka zleceń, które nie miały nic wspólnego z morderstwem, bójkami ani kradzieżami, czyli nic z tego, co wcześniej robiłam. Mistrz, jako jeden z niewielu - poznał moją historię, dlatego zastanawiał się wiele razy, jak może mi pomóc, żebym mogła lepiej poznać świat i ludzi, a co więcej, nie musiała już widzieć otaczającego mnie środowiska w czarno białych kolorach. Nie chciał również, bym wracała wspomnieniami do przeszłości. W ciągu krótkiego czasu, zdążył poznać niektóre z moich zachowań nietypowych dla zwykłych osób, którzy nie mieli styczności ze światem czarnego rynku, w którym wszystko było przedstawiane w formie zero jedynkowej. Od dziecka wpajano nam różne idee, w które nie mogliśmy wątpić, inaczej czekała nas kara. W moim byłym świecie, wszystko było złe, czyli coś, co było na naszą korzyść albo nie warte uwagi. Na szczęście oduczyłam się takiego myślenia. Mogłam rozmyślać nad wieloma sprawami, miałam swoją przestrzeń osobistą oraz prywatność, którą mi wcześniej odbierano. Musiałam również zacząć zarabiać legalnie na samą siebie. Było to o wiele trudniejsze, niż te brudne roboty, które wcześniej dostawaliśmy od rodziców. Wtedy za jedno zlecenie dostawałam o wiele więcej pieniędzy niż teraz, ale taką drogę sobie obrałam. Życie w cieniu przestało mi się w jakikolwiek sposób podobać. Mistrz, chcąc nauczyć mnie pomocy innym oraz towarzyszącej jej radości, dał mi zadanie, bym eskortowała jakąś ważną rodzinę do jakiegoś miasta, której nazwy nie mogłam zapamiętać, a potem służyła jako ochroniarz ich dzieci. Rodzice sami byli magami, jednak z nimi jechały ich niepełnoletnie pociechy, które jeszcze były bezbronnymi istotami. Okazało się, że należą do jakiejś rodziny arystokrackiej, która jechała w interesach do swoich znajomych na niemalże drugim końcu świata. Podczas ich nieobecności, miałam pilnować dzieci. Jednym z nich była dziesięcioletnia dziewczynka, o jasno niebieskich włosach i szmaragdowych oczach. Cały czas zadawała mi różne pytania, typu „Jak to jest być magiem?” czy „Skąd się bierze magia?” Jej ciekawość świata była zaraźliwa, sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Dostałam specjalne leki od mistrza, które miały zapobiec mojej nieznośnej chorobie lokomocyjnej. Dzięki temu, mogłam być czujna podczas podróży, a nie musiałam myśleć o tym, żeby nie zwrócić swoje śniadanie. Siedzieliśmy w przedziale pierwszej klasy, gdzie były zaledwie jeszcze dwie inne rodziny. Trochę nie rozumiałam sensu mojej obecności. Nie zauważyłam, żeby gdziekolwiek czyhało niebezpieczeństwo. W mojej głowie pojawiła się wizja pięknego miasta, tętniącego życiem oraz bogactwem. Jednak rzeczywistość była nieco inna. Było to piękne miejsce, jednak nie tak zamożne, jak myślałam. Ulice były skromne, bez wyszukanych ozdób, a ludzie nie nosili jakieś ekstrawaganckie ubrania, ale też nie wyglądali na biednych. Powoli zaczęłam wątpić w to, czy na pewno ci arystokraci są w tym miejscu w legalnych interesach.
-Kendrick, my pójdziemy przodem - oznajmił mężczyzna z dużym, blond wąsem. - Masz tutaj trochę pieniędzy, na wszelki wypadek, jeśli dzieci będą coś chciały - dodał, wręczając mi niemałą sakiewkę pieniędzy.
~ Trochę? ~ zrobiłam nieco zaskoczoną minę i uniosłam jedną brew. Pożegnałam się z rodzicami i spojrzałam na dziewczynkę i jej młodszego braciszka. Demon przez większość czasu rozmawiał z chłopcem, który był bardzo zainteresowany rozmawiającym ludzkim głosem wilkiem.
-Chcecie gdzieś iść? - zapytałam dzieci. Nie miałam bladego pojęcia, co by ich zainteresowało. To był pierwszy raz, kiedy miałam tak bliski kontakt z dziećmi. Rozmawiałam już z nimi, ale nigdy nie byłam sama. Kolejne nowe doświadczenie.
- Na plac zabaw! - krzyknął radośnie pięcioletni chłopiec, niemalże podskakując z podekscytowania.
- A ja wolę do biblioteki - mruknęła niezadowolona dziewczynka, która zmarszczyła czoło.
- Plac zabaw! - wrzasnął braciszek tupiąc nogą.
- Biblioteka! - jego starsza o pięć lat siostra podniosła głos i była gotowa się rozpłakać. A jednak kolega dobrze mnie ostrzegał, przed rozpieszczonym bachorami z rodzin arystokracji. Bywały nie do zniesienia.
- Zróbmy tak, pójdziemy najpierw na plac zabaw, a potem do biblioteki - powiedziałam spokojnym tonem, mając nadzieję, że to nieco pogodzi rodzeństwo.
- Ale ja nie lubię innych dzieci - wymamrotała pod nosem błękitno-włosa.
- Nie szkodzi, później pójdziemy do biblioteki. Nie mogę zostawić cię samą, ani twojego brata - odpowiedziałam na niezadowolony mamrot dziecka. - Jesteś starsza, zachowuj się jak bardziej dorosła siostra. Niech się wybawi, wtedy będziemy miały spokój w bibliotece - szepnęłam jej do ucha i puściłam jej oczko. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Podobało jej się taki pomysł. Pokiwała głową i już nic nie mówiąc, chwyciła moją dłoń po lewej stronie. Chłopiec chwycił moją prawą dłoń i w podskokach szli przed siebie. Po kilku metrach spaceru, zrozumiałam już dlaczego potrzebowali ochrony. Obrzydliwie bogaci magowie, nie byli tutaj zbyt mile widziani. Wszyscy na nas patrzyli z pogardą oraz witali nas burknięciami, czy nieprzyjemnymi uwagami. Zdarzali się i tacy, co podchodzili, a potem odchodzili bez słowa, albo rzucali jakieś obelgi w naszą stronę, kiedy doszliśmy do placu zabaw. W tym samym momencie, kiedy się tam znaleźliśmy, wszystkie matki zabierały swoje dzieci z huśtawek, zjeżdżalni, z wszystkiego, co nadawało się do zabawy. Czyżby bali się dzieci arystokratów? Mikael podbiegł do huśtawki zrobionej na podstawie dźwigni dwustronnej. Potrzebował drugiej osoby, żeby móc się bawić, jednak jego siostra, Erina, nie chciała się bawić. Siedziała na ławce, wraz z Demonem, który bezskutecznie chciał ją namówić do zabawy. Odmawiała i była po raz kolejny bliska płaczu. Nagle usłyszałam kroki, biegnących dwójki dzieci. Była to dziewczynka i chłopiec. Wyglądali na rodzeństwo, a wiekowo byli podobni do tej dwójki, którą się zajmowałam.
- Lily! Mattew! - krzyknęła ich matka, widząc że jej syn podbiegł do złej Eriny, a jej córeczka do mnie i Mikaela. - Chodźcie do mnie, nie możemy im przeszkadzać… - powiedziała chwytając za ramię młodszego rodzeństwa, czyli dziewczynę.
- Ona wcale mi nie przeszkadza! - burknął urażony blondyn, który wstał z huśtawki podchodząc do swojej nowej towarzyszki. Kątem oka zauważyłam, że chłopiec zainteresował Erinę swoją osobą. Odetchnęłam z ulgą. Będą mieli przynajmniej z kim się bawić. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, zazwyczaj bawiłam się sama. To było okropne. Jako kilkuletnie dziecko musiałam się bawić sama, ponieważ nikt nie dla mnie czasu. Ich matka była nadal spanikowana, co mnie martwiło. Podeszłam do niej z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
- Nie ma się pani czego bać. One też są dziećmi - powiedziałam, jednak mina kobiety mówiła co innego. Po lekkim skrzywieniu ust, mogłam wywnioskować, że się czegoś bała. - Dlaczego się pani boi? - zapytałam spokojnym tonem.
- Wie pani, wcześniej jedno z naszych dzieci zostało pobite, ponieważ bawiło się z dzieckiem arystokratów i lekko je poturbowało podczas zabawy… - odpowiedziała przerażonym głosem, próbując uniknąć kontaktu wzrokowego. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Rozumiem, że arystokraci uważają się za lepszych niż większość ludzkości, ale bez przesady. Jestem pewna, że rodzice Mika i Eriny nie są tacy.
- Nie macie się czego bać - zapewniałam ją, ale nadal czuła się niepewnie. Na całe szczęście uspokoiła się, gdy zobaczyła, jak jej dzieci bawiły się z Mikaelem i Eriną. Dzięki ich uśmiechu na twarzach, nabierała pewności, a nawet zaczęła mnie zagadywać. Dowiadywałam się wielu ciekawych rzeczy na temat tego małego miasta. Najbardziej zaciekawił mnie jednak fakt, że w pobliżu jest gildia Raven Tail. Niestety nie wiedziała zbyt wiele na jej temat, więc szybko zaczęłyśmy rozmawiać o czymś innym. Kiedy chciała poruszać temat rodziny, to wymigiwałam się z odpowiedzi. Nie wiedziałam, czy moje pochodzenie może mieć wpływ na resztę zadania. Nie chciałam, by ktoś mnie skreślił tylko dlatego, że moi rodzice byli płatnymi zabójcami. Przez całą rozmowę musiałam kontrolowałać czas, ponieważ umówiłam się z głową rodziny na około 4 po południu w miejscu, gdzie się rozstawaliśmy. Kilka minut przed czasem, poprosiłam dzieci, by żegnały się ze swoimi nowymi znajomymi. Niechętnie to zrobili, ale postąpili wedle moich próśb, co było mi na rękę. Nie lubiłam i nie miałam cierpliwości, by użerać się z dziećmi. Zauważyłam, że składały sobie obietnice o ponownych spotkaniach. Demon przez cały czas grzecznie leżał na ziemi i zażywał kąpieli słonecznej. Gdy zobaczył, że zaczęliśmy się zbierać do odejścia, wstał natychmiast i podszedł do Mikaela. Zanim spotkaliśmy się z ich matką i ojcem, poprosiłam ich, by nic nie wspominali o dzisiejszej zabawie z Lily i Mattewem. Mimo wszystko, bałam się ich reakcji. Nie znałam ich na tyle dobrze, by ocenić ich zachowanie. Zaprowadziłam dzieci do rodziców, którzy byli pozytywnie zaskoczeni faktem, że nie wydaliśmy ani grosza. Podziękowali mi, ale w ich głosie słyszałam nutkę smutku. Dowiedziałam się, że zostali zaproszeni na jakiś bankiet, ale właściciel nie chciał mnie przyjąć jako gościa, ani jako prywatnego ochroniarza rodziny Soars. Przeprosili mnie, że nie będę mogła do następnego ranka z nimi spędzać czasu i będę musiała sama sobie zorganizować nocleg. To nie był dla mnie żaden problem, miałam trochę pieniędzy przy sobie, jednak mężczyzna naciskał na przyjęcie dodatkowej sumy. Próbowałam odmówić, ponieważ za zadania dostajemy już zapłatę, a nie chcę brać więcej, niż tyle, ile zostało wcześniej ustalone. Koniec końców, arystokrata wcisnął mi do ręki sakiewkę, a potem od razu odszedł szybkim krokiem, nie dając mi możliwości zwrotu pieniędzy. Westchnęłam cicho zrezygnowana. Miałam w planach oddać mu te pieniądze następnego dnia, więc postanowiłam znaleźć jakiś w miarę tani hotel. Potrzebowałam jedynie łóżka i prywatną łazienkę. Nic więcej. Zostałam przyzwyczajona do skromnych i prostych standardów życia. Na szczęście ten, na który trafiłam, pomimo swojej niskiej ceny, był bardzo zadbany, a obsługa bardzo miła. Recepcjonistka powiedziała mi, że gdzieś niedaleko jest dobry bar, gdzie można się napić po przyzwoitych cenach. Stwierdziłam, że mogłabym się przejść, w końcu niecodziennie mam taką możliwość, a byłam osobą ciekawą świata. Demon poszedł razem ze mną, chociaż wolałabym, żeby został w hotelu. Doszliśmy w końcu do baru, o którym mówiła recepcjonistka. Miejsce z pozoru stare i mało gościnne, ale i tak postanowiłam wejść do środka. Przynajmniej czułabym się bardziej komfortowo, niż w burdelu. Byłam kilka razy i nigdy więcej. Musiałam tam iść, by znaleźć swojego najstarszego brata… Nie był to ciekawe przeżycie. Gdy tylko weszłam do budynku, poczułam na sobie wzrok wielu mężczyzn. Poczułam dyskomfort, który dobrze ukrywałam. Skierowałam się w stronę baru, by zamówić coś do picia. Nie zwracałam ani trochę uwagi na mężczyzn, którzy byli dookoła mnie. Bałam się kontaktu wzrokowego z jakimkolwiek z nich. Nie wyglądali mi na zbyt sympatycznych.

~~~

Przez jeszcze kilka minut zastanawiałam się nad wydarzeniem sprzed kilkunastu minut. Muszę przyznać, że zachowanie blondyna mnie bardzo zaskoczyło. W pozytywnym sensie, oczywiście. Podszedł do mnie, zagadał a co więcej, „uratował” od rudowłosego mężczyzny, który paraliżował mnie swoim wzrokiem. Z gestów i zachowania rudego mogłam wywnioskować, że to nie jest typ mężczyzny, który szanuje kobiety, a traktuje je na wzór zabawek na jedną noc. Ale Angelo był jego przeciwieństwem. Był szarmancki, przystojny, a jego głos - uspokajający. Aż nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu oraz delikatnego rumieńca.
-Olivia - przedstawiłam się krótko i posłałam w jego stronę delikatny uśmieszek. - Akurat nie przyjechałam tutaj w poszukiwaniach Ivana Dreyer’a, ale zaciekawiłeś mnie, Angelo - oznajmiłam, opierając się na łokciu.
- Ale nic za darmo - zaśmiał się cicho pod nosem i spojrzał mi prosto w oczy. Nadal mu się przyglądając, wzięłam łyk czerwonego napoju. Nie było jakieś najlepsze, ale mimo wszystko bardzo dobre.
- Co chcesz w zamian? - zapytała zaciekawiona. Nagle sobie uświadomiłam, że przez dłuższy czas przyglądał mi się bardzo uważanie. A jednak, to nie jest tylko przystojny mężczyzna, ale też dobry obserwator.
- Widzę, że jesteś z gildii Fairy Tail… - zaczął, ale zanim dokończył, wziął kolejnego łyka napoju. - Może w zamian z informacje o Ivanie Dreyerze, powiesz mi coś ciekawego o swojej gildii, słyszałem o niej wiele dobrego - dodał zadowolony z propozycji. Słysząc jego słowa, uniosłam jedną brew w geście zaskoczenia. Chciałam upewnić się, czy dobrze usłyszałam. Miałam zdradzić jakieś tajne (w końcu to co jest niedostępne dla świata, jest ciekawe) informacje o swojej gildii? Pomijając fakt, że nie znam żadnych, w końcu jestem od miesiąca ich członkiem. Kiedy otworzyłam usta, by odmówić propozycję Angela, poczułam, jak ktoś mnie brutalnie i mocno złapał za ramię, a potem z wielką siłą mnie podniósł. Był to ten sam rudy chłopak, który mnie zaczepił od razu przy wejściu. Nazywał się Arno? Jakoś tak. Szkoda, że tak piękne imię należało do kogoś tak brawurowego.
- Poważnie? Za jakieś informacje na temat naszego mistrza, chcesz się wymienić? - zakpił z blondyna i posłał w moją stronę flirciarski uśmiech, który był obrzydliwy - Na twoim miejscu, Angelo, za informacje chciałbym ją mieć na jedną noc… Rzadko się widuje takie kobiety w naszych progach - mówiąc to, zbliżył swoją twarz do mojej szyi. Poczułam jego oddech na skórze, który był mieszanką tytoniu i alkoholu. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie lubiłam takich mężczyzn, którzy uważają wszystkie dziewczyny za łatwe. To, że ma ładną buźkę, nie oznacza od razu, że wszystkie będę mu się pchać do łóżka.
- Możesz mnie z łaski swojej puścić? - warknęłam niezadowolona z faktu, że trzymał swoją dłoń na moich biodrach. Nie tolerowałam tego, jak obcy mężczyzna dotykał moje ciało. Przytulić? No dobra, jeszcze ujdzie. Ale jak kładzie swoje brudne łapska na moim ciele dłużej niż 3 sekundy, to bierze mnie kurwica. Zostało to chyba po moim byłym, który pod koniec naszego związku - irytował mnie bardziej, niż ktokolwiek.
Byłam całkowitą oazą spokoju, niemal przez cały poranek i popołudnie, ale takie zachowanie budziło we mnie odrazę oraz irytację. Wszystko we mnie zaczęło się gotować szybciej, niż kiedykolwiek. Pragnęłam, by mnie puścił i oddalił się jak najbardziej. Mogłam oczywiście mu to powiedzieć, jednak wiedziałam, że na takich ludzi jak on, taka prośba nie zadziała, a nawet może jeszcze bardziej go nakręcić do działania.
- No to co? Zgadzasz się na taką umowę? - zapytał, jeszcze bardziej przybliżając do mnie twarz. Nie wytrzymałam. Moja cierpliwość i dobry dzień się w tym momencie skończyły.
- Wiesz co? - spojrzałam na niego lodowatym wzrokiem. Nie czekałam na odpowiedź. Nie miałam ochoty użerać się z takimi ludźmi, jak on. Kopnęłam go mocno z kolana w brzuch, przez co się zgiął w pół, a potem mocnym chwytem jednej dłoni, jak orzeł szponami swoją zwierzynę, chwyciłam jego głowę… Drugą ręką, zwinnym, płynnym oraz wyćwiczonym ruchem, wykręciłam mu ramię, by utrudnić mu ucieczkę z mojego uchwytu. Kilka milisekund później, jego piękna twarz zetknęła się z biednym, drewnianym stołem, który został roztrzaskany na małe kawałki. Przez jeszcze jakiś czas, trzymałam go w tej pozycji. W ostatniej chwili, za pomocą magii telekinezy, zatrzymałam spadającą butelkę alkoholu. To grzech marnować taki trunek.
Z jego nosa poleciała strużka krwi. Leżał przez chwilę sparaliżowany i zszokowany. Cała ta sytuacja dla niego była zdecydowanie za szybka. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że jakaś dziewczyna, niska i z pozoru słaba, go powaliła w mgnieniu oka.
- Szanuję się w przeciwieństwie do ciebie! - warknęłam niezadowolona, a jeszcze bardziej zdegustowana jego zachowaniem i traktowaniem mnie, jak tylko kawałek mięsa czy własność. Spojrzałam nadal wściekłym wzrokiem na Angelo. Nie byłam zła na blondyna, ale nadal nie ochłonęłam. W dodatku, cała ta akcja też miała na celu dać znać temu pięknemu młodzieńcowi, żeby też uważał, aby nie przekraczać pewnych granic. Nie ufałam do końca facetom, a szczególnie tym, którzy bardzo dobrze potrafią flirtować z kobietami. Co prawda miałam wrażenie, że nie stanowi zagrożenia, ani niczego złego nie planuje, ale wolałam zachować pewien dystans.
- Będę na dworze - rzuciłam obojętnie. Potrzebowałam chwili oraz świeżego powietrza, by się uspokoić. Jego zachowanie przypominało mojego byłego chłopaka, pod koniec naszego związku… Przestał traktować mnie, jak kobietę - a zaczął, jak przedmiot, a co gorsze, z chęcią flirtował z innymi kobietami na moich oczach. Co prawda już prawie się pozbierałam po rozstaniu, ale wspomnień nie wymażę. Kiedy ruszyłam w stronę drzwi, rzuciłam chłodne spojrzenie na kolegów Arno, który jeszcze leżał na ziemi. Na ich twarzy widziałam szerokie uśmiechy. Byli rozbawieni tym, co się stało, ale żaden z nich nie odważył się do mnie podejść. Uznali, że to nie byłby zbyt rozsądny czyn, który jedynie by mnie rozgniewał jeszcze bardziej. Wyszłam z budynku i podeszłam do Demona, który patrzył na mnie z zaciekawieniem. Pewnie słyszał większość rzeczy.
- Co mnie ominęło? - zapytał, nastawiając uszu.
- Nic takiego… - westchnęłam cicho i pogłaskałam go po łbie. Byłam ciekawa, czy Angelo wyjdzie z baru, czy zostanie w środku. Chciałam go przeprosić za swoje zachowanie, ale nie chcę tego robić na oczach osoby, którą minutę temu upokorzyłam. Trochę żałowałam swojego wybuchu złości, ale nie mogłam nad tym zapanować. Po prostu… nie cierpiałam takiego zachowania.

Angelo?

Ilość słów: 2697

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz