28 sty 2018

Od Margaret cd Sebastiana


Nie odezwałam się już do niego ani słowem. Ani tego dnia, ani przez resztę najbliższych dni, które spędzałam w tymczasowo przywłaszczonym pokoju. Nie chciałam z nim rozmawiać. I nie byłam egoistką! To nie było tak, że to, co powiedział, wcale mną nie poruszyło. Poruszyło, dosyć porządnie. Jednak kiedy sobie je powtarzałam, byłam zła coraz bardziej. To on był zbyt egoistyczny. Tamto co zrobiłam dałoby się jakoś wytłumaczyć przed Radą i wyjść cało, ale Sebastian zareagował zbyt pochopnie. Zdecydowanie zbyt pochopnie! Nie jeden raz i nie dwa tłumiłam krzyk pełen irytacji w poduszce. Zabawne i dziecinne. Z drugiej strony, jak miałam zareagować? To wszystko było zbyt skomplikowane, albo przynajmniej tak mi się wydawało. Moje siły zaczęły się regenerować, a zdrowie polepszać. Znaczyło to tyle, że niedługo będę mogła już opuścić to miejsce, do którego w sumie zdążyłam się już przyzwyczaić. Pokój stał się trochę mniej mroczny i ponury, a bardziej przytulny? Za dużo czasu w nim spędziłam. Złość powoli mi mijała, bo w końcu nie można wściekać się na kogoś całą wieczność, prawda? Jednak ta noc była inna. O wiele bardziej inna od wszystkich, które tutaj spędziłam. Miałam koszmary, ale wszystko działo się jakby za mgłą, a głosy były stłumione. Potrafiłam rozpoznać jedynie tyle, że działo się coś złego. Ktoś cierpiał. Ostatecznie obudził mnie dosyć ostry ból. Przeklęłam cicho, łapiąc się za prawy bok. Czyżby jednak wszystko dobrze się nie zagoiło? Podniosłam kawałek koszulki, ukazując faustowski znak. Na dodatek emanował jasnym, fioletowym światłem. 
- Co się...- nie dokończyłam, bo ponownie poczułam ukłucie. 
Jakby tysiące igieł lub gwoździ wbijały się w moje plecy. Na pewno nie zwiastowało to nic dobrego. Jakoś udało mi się wstać, a światło padające z gwiazd oświetlało poszczególne partie pokoju. Moją uwagę przykuło coś na biurku. Była to kartka, a obok niej... torebka herbaty? Na dodatek Earl Grey. Już samo to powodowało u mnie złe przeczucia, bardzo złe. Natychmiast dorwałam kartkę w ręce, czytając jej zawartość. Dłonie zaczęły mi drżeć, a moja twarz na pewno stała się bledsza. Co on najlepszego zrobił?! Chyba sam nie wiedział na co się gotuje, idąc tam. Musiałam jak najszybciej się tam dostać. Było jasne, że go tam zabiją. Nie miałam chwili do stracenia. Zaczęłam nawet mieć wyrzuty sumienia, że przeze mnie się tam znalazł. Czym prędzej opuściłam zamek Tartarusu, udając się najpierw do swojego domu w Magnolii, aby odpowiednio się przygotować. W końcu, nie codziennie odbijało się więźniów Rady, prawda? 
Kiedy dotarłam, był już prawie ranek. Tyks cierpliwie na mnie czekał pod drzwiami. Misja na której ostatnio byłam, do łatwych nie należała. 
- Nie teraz, mały. Nie mamy na to czasu- powstrzymałam go ruchem ręki gdy ledwo co wparowałam do domu, a on już miał zamiar rzucać się na mnie z radością. 
Wbrew pozorom był mądrym stworzeniem i rozumiał, że nie mam teraz czasu na zabawy. Po dotarciu do swojego pokoju natychmiast przebrałam się w dobrze znane mi ubrania. Od razu lepiej, gdy masz na sobie coś wygodnego. Złapałam jedynie coś do jedzenia. To, co miałam zrobić było ryzykowne i niebezpieczne, ale Tyks był mi potrzebny. Dla lepszego kamuflażu narzuciłam na siebie czarny płaszcz z dużym kapturem. Nie wątpię, że się przyda. Łapiąc jeleniowatego w ręce, użyłam Magii Powietrza, aby dostać się jak najbliżej siedziby Rady. Nie miałam czasu na wleczenie się jakimiś powozami. W tym momencie, liczyła się każda sekunda. Po niemalże kilku minutach lecenia, postanowiłam zatrzymać się w wiosce nie daleko. Musiałam poczekać do zmroku, bo przecież noc to najlepsza pora do włamywania się i wyprowadzania więźnia, czyż nie? Przy okazji trochę zregenerowałam jeszcze swoje siły, bo perfekcyjnie się jeszcze nie czułam. Musiałam przyznać, że ta cała akcja powodowała we mnie mały dreszczyk emocji. Zanim nadeszła odpowiednia pora, miałam okazję pokręcić się przy budynku i przy użyciu Magii Archiwum wybadać teren. Szybko zorientowałam się, gdzie jest ilu strażników. Do wieczora na spokojnie przygotowałam plan działania, uwzględniając wszystkie ewentualne przeszkody. Martwiło mnie jedynie to, że gdybym trafiła na któregoś z Rady, byłoby po mnie. Wtedy to już nie byłoby odwrotu. Na pewno wylądowałabym w więzieniu razem z Sebastianem, a plan uratowania go spaliłby na panewce. 
Gdy w końcu nadeszła odpowiednia pora, zakradłam się pod budynek. Zaszłam oczywiście od strony, gdzie było najmniej strażników. Tyks posłużył za przynętę i odciągnął ich kawałek dalej, abym mogła wejść do środka. Kochany maluch. W głowie widziałam każdy korytarz, każdy zakamarek. Skradając się niczym najwyższej klasy włamywacz przemierzałam wyznaczoną trasę. Jeleniowaty po kilku chwilach do mnie dołączył. Wyłapując poszczególne słowa z rozmów strażników dowiedziałam się, gdzie znajdują się więźniowie. Oczywiście nie obyło się bez wspomnienia o Sebastianie. Śmiali się, że taki kretyn jak on sam wszedł do więzienia Rady i niedługo nastąpi jego koniec. Zacisnęłam pięści i zęby, żeby przypadkiem nie zrobić im krzywdy lub czegoś nie palnąć. Po prostu pobiegłam dalej. Maluch co jakiś czas odciągał strażników lub sama się przemykałam pod postacią mgły. Jednak musiałam zachować magię na koniec lub w razie ewentualnej walki. Aczkolwiek wolałam obyć się bez tego drugiego. Zbędne kłopoty. Na noc mniej strażników pilnowało więźniów. Kiedy byłam już prawie u celu, rzuciłam czymś w ścianę, aby ich zwabić. Przylecieli posłusznie niczym psy. Gdy znajdowali się blisko, udało mi się podwędzić im klucze. Nie przypominały za bardzo tych, których używało się zazwyczaj. Mało istotne. Ważne, aby działały. Rzuciłam jeszcze hasłem, że coś się dzieje przed budynkiem i że wszyscy strażnicy mają się tam zebrać. Zniknęli w mgnieniu oka. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na działanie. Nigdy nie wiadomo, kiedy połapią się w moim małym oszustwie. Przemierzając wśród różnych klatek z różnymi więźniami udało mi się odnaleźć Sebastiana. Biedak wyglądał na takiego, co już ledwo zipie. Z początku mnie nie zauważył. Szybko znalazłam odpowiedni klucz i wyłączyłam? więzienie. Zanim zdążył się zorientować, byłam już przy nim.
- Przepraszam...- wyszeptałam jedynie, zanim go ogłuszyłam. 
Zapewne znowu zacząłby prawić mi kazania o tym, jaką to egoistką jestem. Nawet jeśli przyszłam uratować jego demoniczne dupsko od rychłej śmierci, ot co. Nie potrzebowałam jego wywodów w takim momencie, gdzie na pewno stawiałby mi opór. Skorzystałam z okazji w jakim był stanie, co tylko ułatwiło mi sprawę. Pamiętałam jego zaskoczony wyraz twarzy, zanim nieprzytomny opadł. Przełożyłam jego rękę za swoim karkiem, drugą dłonią trzymając go pod bokiem. Do najlżejszych nie należał, nawet jeśli był chudy. No Sebastian, chyba musisz więcej ćwiczyć, albo przejść na dietę. Ponownie używając Magii Powietrza wyprowadziłam nas z budynku Rady, zostawiając klucze od klatek pod drzwiami więzienia. Szybko zjawił się również Tyks, który wyglądał na całkiem zmęczonego. Teraz moja kolej, żeby cię uratować, Sebastianie. Możesz nawet potem na mnie krzyczeć. Mimo wszystko plątanie się po korytarzach było dosyć męczące. Nie miałam już na tyle magicznej mocy, żeby zabrać go do mojego domu w Magnolii albo chociaż do jego Gildii. Gdy byłam już dalej, usłyszałam krzyki dobiegające z siedziby. Czyli już się zorientowali... Jeśli nie uda mi się go ukryć, to albo uda mi się go jakoś wybronić i sama pójdę tam siedzieć, albo będę ukrywać go do końca życia. Mimo zdania sobie właśnie sprawy, w jaką tragiczną sytuację się wpakowałam, uśmiechnęłam się. Cieszyło mnie to, że udało mi się uratować tego skończonego idiotę. 
Zdołałam zabrać nas do niewielkiego domku, gdzieś niedaleko lasu i z dala od wszelkich większych miast, a już zwłaszcza od Magicznej Rady. Sebastian nadal był nieprzytomny. Może za mocno go ogłuszyłam? Mniejsza. Jego skrzydła nie przypominały już tego, czym pierwotnie były. Udało mi się ułożyć go na łóżku. Wyglądał na spiętego i zmęczonego. Najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się go żal. Chciałam mu pomóc, ale jedyne, co w obecnej chwili mogłam zrobić, to czekać do jutra. Nie miałam już siły, żeby szukać jakichś lekarstw. Mój mały jeleniowaty również usnął, mając na oku demona, choć widać było, że czuł się trochę niepewnie w jego towarzystwie. Wyszłam przed domek i kiedy zamknęłam drzwi, opadłam na kolana. Powoli nastawał ranek. Pomimo mojej rangi, Magia Powietrza nadal była wyczerpująca i używana zbyt często zabierała mnóstwo mocy. Wschód tego dnia był piękny. Ostatnie, co widziałam, to padające na mnie ciepłe promienie słońca wyłaniające się zza wzgórz. Piękny widok. Potem zasnęłam, bo byłam już zbyt zmęczona, żeby zrobić cokolwiek innego. Jednak w duchu nadal cieszyłam się, że udało mi się go stamtąd wyciągnąć. 

Sebastian?

Ilość słów: 1348

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz