11 sty 2018

Od Fushime cd Evelyn


Kage cały spektakl gadał z dziewczyną, najprostsze pytania, błahe tak na prawdę rzeczy. Kage w odpowiedzi na ostatnie pytanie zachichotał i mruknął:
- Niech Fushime sam ci odpowie. - znów się zaśmiał.
Dziewczyna spojrzała na mnie, ja tylko tępo patrzyłem się w scenę. Wstałem wzbudzając się z letargu i ruszywszy w stronę drzwi, gestem wskazałem aby dziewczyna poszła za mną. Będąc przy wyjściu z sali wróciłem wzrokiem do towarzyszki, siedziała patrząc pytając o na Kage. A ten na mnie, musiał iść, taka była jego rola i nie mógł zostać z Evelyn. Pożegnał dziewczynę smutnym spojrzeniem i przyszedł pod moje nogi.
- Czemu jesteś taki uparty? Czasem miło porozmawiać, albo chociaż pobyć z drugim człowiekiem.
Zaśmiałem się delikatnie na te słowa, zatrzymałem się za wyjściem, by po chwili ruszyć z dziewczyną do tego głównego. Wolnym krokiem przemierzaliśmy korytarze aby znaleźć się za chwilę w głównym holu, teatr był połączony z operą, dlatego prowadziło tu wiele korytarzy, do różnych sal.
- P-przepraszam. Nie chciałam Cię urazić czy coś. - powiedziała cicho, patrząc w podłogę.
- Patrz chociaż mi w oczy jak do mnie mówisz. - odparłem, przystając naprzeciw niej.
- Czyli nie jesteś niemy? - uśmiechnęła się i podniosła lekko głowę.
Pokiwałem przecząco głową. Evelyn widocznie unikała kontaktu wzrokowego, co troszkę drażniło.
- Nie patrz w podłogę. - westchnąłem.
Wyszliśmy z budynku, otulił nas chłodny acz przyjemny wiatr. Śnieg zaprzestał pruszyć i zamiast tego leżał spokojnie opatulając zmarzniętą ziemię, było już wyjątkowo cicho, księżyc schował się za mglistymi chmurkami, jednak większą część nieba była dobrze widoczna.
- Dokąd teraz zmierzasz? - zapytała idąc krok w krok ze mną.
Wyruszyłem nieznacznie ramionami, ruszyliśmy drogą prowadzącą przez mały lecz uroczy park, Kage stał się czujniejszy, zresztą Luvr również.
- On jest nieśmiały? - dziewczyna zwróciła się cicho do stworka.
Ten zaśmiał się w odpowiedzi i coś jej wyszeptał, później i tak mi powie co więc nawet nie zwracałem sobie tym głowy. Może jest wredny, jednak mimo wszystko to mój chowaniec, nie zrobi nic bez mojej wyraźnej zgody, wykona każde polecenie. Była to jedyna istota, której można ufać. Dotarliśmy do jeziora, piękne, duże, szmaragdowe. Ciemność spowijała wszelkie okolice, od tafli jednak odbijał się jakiś blask dzięki czemu było jasno, niebo było zachmurzone, źródło światła było mi nieznane. Zawiał lekki wiatr, z poszczególnych drzew pospadały ostatnie brązowe listki, oglądając na ziemię jakby z nieba spadały. Jakże smutnym jest faktem jest to, że wraz ze wschodem słońca tę harmonijną i spokojną atmosferę zburzą ludzie. Nikt inni jak oni. Westchnąłem cicho przymykając oczy.
- Nie wracamy jeszcze do domu? - zapytał Kage kręcąc się pod moimi nogami.
- Późno już. Pewnie chcecie już wracać do domu. - uśmiechnęła się smutno.
- Dopiero co wstałem. Szkoda marnować nocy. - mruknąłem. - Dla Ciebie może późno. Dla mnie to jak ranek.
- Gdybyś prowadziła nocny tryb życia... z pewnością częściej byśmy się spotykali.
- Nocny tryb życia?
- Tak. Odstawimy Cię pod dom jeśli chcesz. O tej porze jest już niebezpiecznie. - patrzyłem na punkt za dziewczyną.
Evelyn wyraźnie chciała coś powiedzieć ale tylko spuściła głowę.
- Albo iść z nami. O ile będziesz szła prosto, patrząc przed siebie.. Nie w ziemię.


Evelyn? Wybacz. Nieoczekiwana i nagła wyprowadza uniemożliwia mi korzystanie z internetu :<

<następne opowiadanie>

Ilość słów: 534

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz