— Niech Fushime sam ci odpowie — zaśmiał się Kage.
Spojrzałam na chłopaka oczekująco, ale najwyraźniej nie miał zamiaru się odzywać. Być może należał do osób również głuchych i nie miał najmniejszego pojęcia, że właśnie coś do niego powiedziałam. Mogłabym spróbować na migi, ale nigdy nie czułam potrzeby, żeby się go porządnie nauczyć. Znałam podstawowe znaki, oznaczające Witaj czy Dziękuje. Fushime nakazał mi gestem, żebym za nim podążyła. Nie ruszyłam się z miejsca, patrząc zdezorientowana na jego chowańca. Kiedy chłopak znalazł się przy drzwiach, gestem przywołał do siebie zwierzę. Najwyraźniej nie Kage nie mógł go na dłużej zostawić. Po krótkim namyśle wstałam i ruszyłam w ich kierunku. Chociaż Fushime nie był najlepszym towarzyszem, jego kompan wyjątkowo przypadł mi do gustu. Podążyliśmy wspólnie do głównego holu, chociaż sama nie byłam do końca pewna którędy tam dotarliśmy. Cały teatr wydawał mi się istnym labiryntem. W końcu kiedy milczenie wydawało mi się już zbyt bardzo niezręczne, postanowiłam coś powiedzieć:
— P-przepraszam. Nie chciałam Cię urazić czy coś... — bąknęłam pod nosem, wpatrując się uporczywie w nitkę, która musiała się odpruć od szwu sukienki.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu odpowiedział:
— Patrz chociaż mi w oczy jak do mnie mówisz — spojrzałam na niego automatycznie.
Fushime przystanął naprzeciwko mnie, intensywnie mi się przyglądając. Zaczerwieniłam się i ponownie opuściłam głowę. Kiedy uświadomiłam sobie, że właśnie o to mu chodziło, ponownie uniosłam nieco podbródek:
— Czyli nie jesteś niemy? — na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech.
— Nie patrz w podłogę — upomniał mnie raz jeszcze, po czym ruszył przed siebie.
Nie odpowiedziałam już. Kiedy wyszliśmy na dwór, poczułam świeży powiew powietrza. Śnieg przestał spadać, ale na chodnikach dało się zaważyć jeszcze jego cienką warstwę. Zanim nastanie ranek zdąży się rozpuścić. Oderwałam wzrok od białego puchu i zerknęłam na mojego towarzysza.
— Dokąd teraz zmierzasz? — spytałam, ale w odpowiedzi otrzymałam jedynie wzruszenie ramion. — On jest nieśmiały? — zwróciłam się do Kage'a.
— Z nim nigdy nie wiadomo — mruknął. — Chociaż zazwyczaj niewiele mówi
Zanim się obejrzałam, opuściliśmy miasto. Budynki zostały zastąpione drzewami, a warstwa śniegu wydawała się grubsza. Droga pod moimi stopami była oblodzona, ale nie wydawała się stanowić zagrożenia. Nigdy nie mogłam narzekać na brak koordynacji ruchowej. Przed nami zamajaczyło jezioro, w tak nikłym świetle wyglądało tajemniczo i pięknie. Ciszę przerwał Kage:
— Nie wracamy jeszcze do domu?
Pytanie nie było skierowane do mnie, jednak odpowiedziałam:
— Późno już. Pewnie chcecie już wracać — westchnęłam.
Perspektywa położenia się do łóżka wydawała się cudowna, ale opuszczenie nowych znajomych wprawiło mnie w nieco melancholijny nastrój. Fushime nie wydawał się osobą, która pielęgnuje znajomości, szansa że zobaczę go ponownie wydawała się niewielka.
— Dopiero co wstałem. Szkoda marnować nocy. Dla Ciebie może późno. Dla mnie to jak ranek — znów nie spodziewałam się, że się odezwie.
W mojej głowie zaczęły się kłębić myśli, przypominające mi o mojej rodzinie. Mój ojciec zawsze był zwolennikiem podobnej teorii. Uważał, iż noc, a także cienie, dają osłonę. Łatwiej załatwiać sprawy po cichu, kiedy wszyscy śpią. Od jakiegoś czasu starałam się funkcjonować w świetle dnia. Wydawało mi się to bardziej ludzkie.
— Gdybyś prowadziła nocny tryb życia... z pewnością częściej byśmy się spotykali — zauważył Kage.
— Nocny tryb życia? — spytałam, chociaż nie byłam pewna czy chciałam usłyszeć odpowiedź. Wszystkie myśli związane z ojcem wzbudziły we mnie niepokój.
— Tak. Odstawimy Cię pod dom jeśli chcesz. O tej porze jest już niebezpiecznie. Albo iść z nami. O ile będziesz szła prosto, patrząc przed siebie. Nie w ziemię — propozycja Fushime nieco mnie uspokoiła. Wydawał się mieć inny interes w chodzeniu po ciemku, a sam fakt, iż widział w nocy pewne niebezpieczeństwo wydawał się krzepiący.
— Jutro mam dużo spraw do załatwienia — uśmiechnęłam się lekko. — Możecie odprowadzić mnie do domu?
Chłopak skinął głową, po czym ruszył znów w kierunku miasta. Obserwowałam świat wokół siebie, tym razem nie zakłócając ciszy. Wkrótce znów otaczały nas latarnie uliczne. Wskazałam mu dom, w którym znajdowało się moje mieszkanie.
— Dziękuje, że mnie odprowadziliście. Stąd już sobie poradzę. Miło było was poznać — pomachałam im i ruszyłam ku drzwiom.
Fushime skinął mi na pożegnanie głową, a jego chowaniec mruknął za mną:
— Żegnaj Evelyn
~~*~~
Następnego dnia rano, obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Bez zbędnego marnowania czasu przeszłam do mojej porannej rutyny. Umyłam się, zjadłam śniadanie. Przewidując przed sobą długi i pracowity dzień, ubrałam fioletową bluzkę oraz czarne legginsy. W przypadku jakiegoś bardziej niebezpiecznego zadania będę musiała się przebrać w siedzibie.
Dotarcie na miejsce nie zajęło mi wiele czasu. Przystanęłam jedynie, żeby zerknąć na poranne gazety. Nagłówki nie wyglądały obiecująco, także odpuściłam sobie jej kupno. Wchodząc do siedziby gildii Phantom Lord, usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię.
— Evelyn — rozpoznanie głosu zajęło mi chwilę.
Kage. Spojrzawszy w górę zauważyłam Fushime, stojącego kilka kroków za nim. Najwyraźniej wybierał się teraz do domu, skoro całą noc był na nogach.
— Jesteś członkiem tej gildii czy przypadkowo się tutaj znalazłeś? — spytałam, a po namyśle dorzuciłam jeszcze — I w ogóle to miło was widzieć.
<Fushime? Jeśli Cię drażni to, że powtarzam wątki z innej perspektywy to przestanę :< Dopiero w połowie sobie uświadomiłam, że znowu to zrobiłam>
Ilość słów: 851
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz