15 lut 2019

Od Satoru c.d: Manon


Satoru czuł się okropnie, śledząc dziewczynę i tego mężczyznę tuż obok. Maga gnębiło wiele rzeczy, takich jak, czy to na pewno Manon? Co ona robiła? Czy mężczyzna znał ją długo? Jakie miał plany wobec kobiety? Z tylu głowy, rzecz jasna, znał odpowiedź, po co i dlaczego.
Satoru, przestać za nimi iść! Przestań! Co ty sobie w ogóle myślisz?! Zakochałeś się, czy co? Karał się w myślach.
Chłopak, osłupiały, stwierdził, że tak. Co za idiotyzm, prychają na niego oburzona część Łowcy.
Sam nazwał ją idiotyzmem. I to sięgającym granic, jak nie więcej.
Może i nie był z Manon, ale chyba martwić się o nią miał prawo, prawda? Co jak ten mężczyzna by ją skrzywdził? Satoru miał w planach tam stać i czekać. Najgorsze scenariusze układały mu się w głowie. Przed oczami stanął mu jak żywy obraz tego nieznajomego, którego w źrenicach i tęczówkach kryła się żądza, kiedy patrzył na swoją partnerkę. Manon zgodziła by się na coś takiego? Puściłaby to płazem? A może cieszyła się, gdy mężczyzna tak na nią patrzył? Może z chęcią zerwie z niego ubranie i...
STOP!
Chłopak zdecydowanie za bardzo fantazjował. Przeciągnął dłonią po twarzy, rozcierając rumieńce od chłodu i od nadmiaru emocji. Już myślał, że ochłonął, gdy szedł za parą, ale ponownie zaczął myśleć gorączkowo i niezdrowo. Wyobraził sobie, jak mężczyzna całuje Manon, a ona po chwili szepcze do ucha partnera słówka, które jeszcze bardziej go zachęcają.
Zapewne ten dżentelmen nie raz takowe słyszał. Nie raz pewnie też zapraszał młode kobiety - niektóre może znał dłużej, a inne - może krócej.
Satoru, jeśli chodzi o sprawy sercowe, specjalistą nie był, ale też coś tam wiedział. Z domu wyniósł zwyczaj taki, że najpierw należy kogoś poznać, a dopiero później, jeśli taka była potrzeba, zabrać do swojego łoża. Dosłownie. Pierwszy raz odważył się poznać bliżej wspomnianą Emilię w wieku siedemnastu lat. Dogadywali się, ona również należała do gildii Blue Pegasus; ona lubiła jego, on lubił ją. W końcu stwierdził, że pragnie z nią spędzić noc i spędził. Miejscami może i było niezręcznie, ale zabawnie. Później ich ścieżki się rozdzieliły. Bez zbędnych ceregieli się pożegnali i podziękowali sobie za znajomość. Satoru wtedy zaczął aktywniej działa w Blue Pegasus i gildia również wpłynęła na to, jak pojmował sprawy uczuciowe i... piękno. Stał się tam wrażliwszy i tam też, może nie nauczono, ale uświadomiono piękni swojej płci - mężczyzn. Wtedy to pojawiło się jego zainteresowanie obiema płciami. Ale o tym innym razem, nie teraz.
Teraz Satoru patrzył, jak mężczyzna otwiera drzwi kobiecie w płaszczu. Miał... pokaźny dom, albowiem była to kamienica o wiktoriańskich wieżyczkach, zdobieniach i balkonikami. Kolor kości słoniowej ciepło opatulał płaszcz żółtego światła z żyrandoli. Wielkie okna, a w nich wielkie szyby prezentowały prawie cały dobytek wewnątrz. Chłopakowi zaparł widok tak ładnej budowy dech w piersi. Zadarł głowę do góry. On pewnie nigdy nie będzie miał własnej kamienicy. I to tylko dla niego. Uświadomił sobie, że musiał poleźć wraz za nimi aż do dzielnicy bogaczy i ludzi show-biznesu. A wiec ten facet musiał być również nadziany. Kieszenie zapewne"dzwoniły" przy każdym jego kroku. Jeśli reż pomysł się w ten sposób, musiał mieć olbrzymie łoże. Satoru wzdrygnął się, i jak głupi, nie wiedząc, co uczynić, polazł w krzaki. Kiedy zanurzył się po czubek głowy w krzewach, zaklął. Świetnie, i co teraz?
Minęło mniej niż kilka minut, kiedy przed drzwi wyszła kobieta o niezwykle białych włosach. Oczy Satoru automatycznie otworzyły się szerzej. To ona, to ona, krzyczał w myślach, a serce łomotało w jego żebra, jak oszalałe. To była Manon, czarownica, którą miał już nigdy nie zobaczyć. I na którą w sypialni na górze czekał napalony mężczyzna.
Satoru zlustrował wzrokiem Manon, założyła krótką, czarną sukienkę, która lukami aksamitu rzeźbiła sylwetkę białowłosej. Wyglądała, cholender, niesamowicie. Ale również na zdenerwowaną i trzęsącymi się dłońmi chciała zapalić papierosa.
Satoru, zarumieniony jak głupie dziecko, złapał zapalniczkę, wyrzuconą w frustracji przez Manon.
- Wyjdź, zanim wywlokę cię z tamtąd na wpółżywego, kimkolwiek jesteś - usłyszał jej warknięcie. Tak, to była ta Manon, którą znał i za którą tęsknił, Bóg wie, dlaczego.
Wyszedł z krzaków, prawie płacząc z ulgi, że jest zdrowa i cała, że żyje.
- Satoru, co ty tu robisz? - wychrypiała.
Chłopak dopiero teraz zauważył, że czarownica się cała trzęsie... że płacze. Satoru nie chciał, by płakała. To przez niego, prawda? To jego wina, powinien nie przychodzić.
Niezgrabnym ruchem podał Manon chusteczkę.
- Tylko sprzątam - również wychrypiał.
Dopiero potem usłyszał, jak żałośnie zabrzmiało to, co powiedział i zaśmiał się gorzko. Chyba też przez łzy.

Manon? Było perfekcyjnie, ładnie i składnie <333

ilość słów: 740

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz