24 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru

Dni mijały nieubłagalnie szybko dla naszej Czarnodziobej, a ta nie mogła znaleźć nawet ani jednego pretekstu, który pozwoliłby opuścić jej drugą stronę oceanu. Jeszcze te myśli, myśli, które przeszywały ją na wskroś, zabijały od środka i powodowały, że dziewczyna nie mogła racjonalnie myśleć. W przeciągu tych dwóch dni od powrotu Manon, zaczęło się zbieranie po lesie różnych ziół, zmarzniętych jagód po jesieni lub patyków zdatnych do rozpalenia ogniska, aby ciężarne wiedźmy miały odpowiednią opiekę; w końcu to w nich siedzą zalążki odbudowania imperium i ostatnia nadzieja dla Klanu. W każdym bądź razie białowłosej wszystko wychodziło tak dennie, wolno i niechętnie, w jej głowie wciąż przyćmiewała informacja o tym, że do miasta wparowała Emilia. Emilia, o której nigdy wcześniej nie słyszała, ale dowiedziała się, że była dziewczyną Satoru w dawnych dziejach; była tym, kim Manon powinna być, a siedzi gdzieś hen daleko. Niby nie powinna się martwić, ale sam fakt o tym, że nie wiedziała nic o tej kobiecie, o jej planach, zamiarach czy nawet nie wiedziała, jak wygląda, napawał ją strachem; ponownie stawała się tym, przed kim próbowała uciec, jej serce zamarzało niczym zbierane przez nią zioła, na nowo uczyła się być Czarnodziobą, zaczynała z każdym dniem zapominać, co napisała naszemu brunetowi na kartce; było to wtedy ludzkie zachowanie, całkowicie ludzkie, a Manon przecież nie była człowiekiem. Może lepiej byłoby Satoru, gdyby na nowo pokochał Emilię? Ta myśl spędzała sen z powiek dziewczynie jeszcze przez kolejne dwa dni, coraz mniej miała ochotę wracać, gdyż jej sercem znów zapanowała ówczesna pustka.
- Nie ma się co nad tym tak zastanawiać - zza jej pleców wyrosła Cassiopeia; osoba, która jako jedyna starała się zrozumieć Manon i jej uczucia. Dziewczyna cieszyła się, że posiadała chociaż jedną osobę, która mogła wspierać ją w tych trudnych chwilach; była rozerwana, rozerwana pomiędzy ludzką naturą, którą tak dzielnie próbowała się nauczyć, a tą wrodzoną, typowym, bestialskim DNA, zdolnym jedynie mordować. - Kochasz go, niestety, współczuję - zaśmiała się pod nosem starsza wiedźma, która wcześniej opowiedziała Manon, że sama miała romans z człowiekiem; kiedyś, bardzo dawno temu, gdy za jej dziewictwo można było się pokroić. Była kobietą niezwykle urodziwa, przepiękna, a zakochała się w zwykłym człowieku, zupełnie jak matka Manon. Mieli przelotny romans, ale to wszystko, mężczyzna chwilę później ożenił się z bogatą arystokratką, która nie miała metalowych pazurów, którymi mogła grozić nawet samemu Gran Domie. - Ludzka miłość jest bardzo.. Ulotna. Wystarczy czas, który wszystko weryfikuje, ponieważ ludzie, to gorsze bestie od nas, Manon. Oni zamiast zabijać, to każą umierać w męczarniach; a nic nie równa się bólowi psychicznemu, tego w środku, który właśnie zżera twoje ostatnie nadzieje - mówiąc to podała papierosa naszej białowłosej, która po spotkaniu z Satoru zaprzysięgła sobie, że już więcej go nie tknie; wzięła go ostrożnie i podpaliła drugi koniec, ewidentnie zrezygnowana własnym życiem. Kopnęła kamień,  który śmiał się właśnie stanąć jej na drodze i zaczęła warczeć, niczym syrena, która ma ochotę wypatroszyć pierwszego, napotkanego rybaka; ta miłość ją niszczyła. Paląc zaczęła drapać drewno, aby dać upust emocjom; chwilę później połowa drzew została pozbawiona większości kory, która została z premedytacją zdrapana. Cassiopeia przyglądała się temu wszystkiemu już w milczeniu, ponieważ sama dobrze wiedziała, że strata to najgorszy ból, jakiego można doświadczyć, a przecież chciała przed tym uchronić Białowłosą.
~~*~~
Minął dzień piąty, od kiedy dziewczyna znalazła się w Klanie. Znowu zaczęła polować, cieszyć się zapachem krwi i stawała się coraz bardziej.. Dzika. Podczas codziennych ćwiczeń i pojedynków zawsze wygrywała, nawet Asterin nie mogła oprzeć się dzikiej furii, która emanowała z przyszłej następczyni; w każdej z nich doszukiwała się Emilii i w każdej z nich ją widziała, dlatego tak łatwo udawało jej się wygrać; nie widziała Czarnodziobych, tylko wrogów, których starała się po kolei zabijać. Większość wiedźm po starciu z białowłosą, musiała skorzystać z pomocy medyka, ponieważ rany, których doznały, nadawały się do szycia.
- Jestem z Ciebie dumna, Manon, będziesz idealną następczynią - mówiąc to, Rhiannon Czarnodzioba, głowa klanu Czarnodziobych, najbardziej dzikich i rządnych mordu wiedźm w historii, nałożyła na głowę białowłosej czarną, cierniową koronę, która miała świadczyć o tym, że od dzisiaj, mimo, że nie włada sama, staje się kimś na równi z samą Matroną. Cassiopeia widziala emanującą złość od dziewczyny, tak wielką, że byłaby w stanie sama przedrzeć się przez wojsko Rady Magii bez najmniejszego szwanku. Dziewczyna z samego rana wysłała el diablo na zwiad, miał powiedzieć jej co dzieje się u Satoru, czy.. Czy trzymają się blisko z Emilią. Lecz gdy wrócił, świat kobiety odwrócił się do góry nogami. Wywerna stała z głową spuszczoną ku dołowi, jakby próbowała uniknąć kontaktu wzrokowego z Manon.. Chciała coś ukryć, ale sama jej reakcja dała znać kobiecie, że jest bardzo źle.
- NIECH TO SZLAG - warknęła tak okropnie, że jej ryk mało przypominał głos człowieka, a nawet samej wiedźmy. Ze skóry dziewczyny, dotąd bladej, emanował czarny cień śmierci, ukazując jej przemianę. Przemiany wiedźm następują rzadko, zwykle potrzeba na to ogromu emocji, jakby wewnętrzna, wiedźmia natura potrzebowała centralnego bodźca, informacji, żeby zbudzić pradawną magię do ochrony Klanu. Ciało dziewczyny przykryły czerwone, stare jak świat wiedźmie runy, jej oczy emanowały czystym złotem, świeciły się nawet z jasnym blaskiem księżyca; nie były już żółte, one wręcz świeciły niczym słońce, oślepiając osoby, które chciały prosto w nie spojrzeć. Przemiana w Wiedźmę z Salem wyzbywała z emocji, kobieta nie była już Manon, jej ciało przeszył pradawny duch, duch, który nie wiedział co to empatia i nigdy nie mógł się dowiedzieć. Jej wspomnienia zostały przykryte magią, ciężko było odwrócić przemianę, gdy już taka miała miejsce; była reakcją obronną każdej wiedźmy, lecz tylko matronowa krew w Klanie, mogła cieszyć się aż takim ogromem mocy. Twarz dziewczyny zwykle ostra, aczkolwiek z akcentem, który ukazywał ukrytą dobroć zniknęła, zastąpił ją grymas złości, czystego mordu i chęci do plądrowania niewinnych.
~~*~~
Wiedźmy wypłynęły w nocy, na ich czele nie stała już Asterin, a sama Manon w cierniowej koronie, potwór w wiedźmiej skórze. Wracały na drugą stronę oceanu, aby znów napadać, zabijać i szczycić się podbojami, niczym wikingowie. Pozbywały życia kolejne wioski, powoli i spokojnie. Chowały się w lasach, Rada Magii nie mogła ich znaleźć, ponieważ las był ich domem, znały na wskroś wszystkie sztuczki i pułapki, które można było wykorzystać przeciwko innym; w starciu z naturą nawet sama magia nie da rady. Dziewczyna czuła się z tym dobrze, uśmiechała się piekielnie, niczym metresa samego Diabła.
- Manon co ty na to, aby odwiedzić pewne miejsce? - zapytała Asterin, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Złapała Następczynie za dłoń, zakończoną ostrymi, metalowymi pazurami i kazała podążać za nią. Manon nie rozumiała, gdzie idą, ale Asterin była jej zaufaną osobą, więc ostatecznie zgodziła się. Stanęły przed domem, który coś przypominał naszej białowłosej, aczkolwiek dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć dostatecznie co; może kiedyś plądrowała ów dom? Zajrzały przez okno i zobaczyły trzech mężczyzn i jedną kobietę; kobieta ta siedziała obok bruneta i ewidentnie próbowała wpoić się z nim w jakąś relację; Manon czuła się dziwnie, miała ochotę zabić tą kobietę, aczkolwiek nie rozumiała za co; możliwe, że chęć mordu już tak nią zawładnęła, że bezsensownie chciała pozabijać wszystkich, lecz wiadomość o tym, że wiedźmy znów wróciły do ich miasta szybko się rozprzestrzeniła, ponieważ ilość śmiertelnych ofiar również szybko poszła w górę. Wszyscy wiedzieli, że tu są, nie mogły tak po prostu wbić się do kogoś w centrum miasta. Manon jeszcze raz spojrzała na całą rodzinę, po czym odwróciła się i tak po prostu odeszła. Przypuszczenia Asterin potwierdziły się, Manon nic nie pamiętała. Kuzynka naszej następczyni wróciła z nią do obozu, które rozbiły w środku lasu uśmiechając się na tą informację złowieszczo.

Hehhe jednak żenada D: Satoru?

ilość słów: 1235

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz