Daigo przełkną ślinę i poczuł, jak chłodne ostrze na ułamek sekundy
jeszcze mocniej przyciska się do jego gardła, niemal przecinając
delikatną skórę. Uśmiechnął się swoim łagodnym, nieśmiałym uśmiechem do
ciemności zaułka, w który właśnie tak niefortunnie skręcił, i postarał
się rozluźnić. Jego urocza towarzyszka prawdopodobnie przejrzała jego
zamiary, gdyż uścisk przybrał na sile.
Nóż na gardle i groźby. Ha, jak za starych czasów!
- Oczywiście, słyszałem o kimś takim, jak Cornelia
- zapewnił ugodowym tonem, jakby ucinał sobie właśnie przyjemną
pogawędkę z sąsiadką z naprzeciwka, która po raz kolejny wpadła
pochwalić się swoimi robótkami ręcznymi i wyłudzić od niego nowe
szydełka. Poruszył głową; zamierzał skinąć, ale nagle się rozmyślił,
uznając, że taki ruch mógłby skończyć się dość...niefortunnie. - Trudno było nie usłyszeć po tym, co ostatnio wydarzyło się...
- Nie zmieniaj tematu - syknęła mu wściekle do ucha.
Zamilkł,
gdy nóż zmniejszył odległość od jego szyi o dość znaczący milimetr,
dając źródło cienkiej stróżce krwi, która wydała się magowi zaskakująco
chłodna. Tak, bez wątpienia miał do czynienia z kimś, kto władanie
ostrzami opanował mistrzowsko, a i najwyraźniej zabijanie nie było mu
obce. Może i nawet faktycznie dziewczyna była TĄ Cornelią, kto wie. Z
pewnością używały tego samego rodzaju magii.
Powinien zaryzykować i uderzyć już teraz?
Bez
wątpienia zdążyłby zmaterializować ostrze i dotkliwie ją zranić, nim by
z nim skończyła. Właśnie, tylko zranić. Jego towarzysze - oraz
prawdopodobnie przypadkowi przechodnie również - wciąż byliby zagrożeni;
szczególnie jeżeli nie przybyła do Magnolii sama.
Nie, to nie miało sensu. Powinien najpierw znaleźć sposób na ostrzeżenie członków gildii...tylko jaki?
Gonitwę myśli niespodziewanie przerwał kolejny syk rzekomej Cornelii, ewidentnie tracącej już cierpliwość.
-
No? - Poczuł jej ciepły oddech na uchu, tak zabawnie kontrastujący
temperaturą z chłodem nasiąkającego wciąż powoli krwią kołnierza. Wydało
mu się, że coś mignęło w głębi zaułka, ale nie miał czasu głębiej się
nad tym zastanowić. Z zaskoczeniem odkrył, że przestaje czuć zimno
ostrza, które powoli nagrzewało się od jego skóry.
Cóż, musiał jej przyznać, że jak na kogoś o takiej prezencji, miała w sobie zaskakujące pokłady cierpliwości.
-
Nie ma potrzeby uciekać się do przemocy - odezwał się znowu tym samym
łagodnym, uspokajającym tonem. Czuł się jak głupiec próbujący przemawiać
do dzikiej bestii w nadziei, że tej spodoba się brzmienie jego głosu i
nie rozszarpie go na strzępy. Wiedział, że miarka powoli się
przebierała, że jeżeli będzie zwlekał jeszcze chociaż chwilę, stróżka
zamieni się w morze krwi. Ale już prawie to miał. Jeszcze tylko
chwila... - Jakkolwiek dziwnie nie brzmiałoby to z ust kogoś takiego,
jak ja, przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem. Porozmawiajmy - poprosił,
lekko zmieniając tonację. Idealnie, idealnie. Kontynuował, nie
pozwalając, by pomyślała, że znowu zamierza zmienić temat. - Powiem ci,
do czego ja i moi towarzysze zdążyliśmy dotrzeć, odkąd powierzono nam
misję odszukania reliktu. A jest tego naprawdę niewiele - jak sama
wiesz, dokładne położenie ruin jest nieznane, a z pozostałości
starożytnych skryptów i zapisków podróżników trudno wywnioskować
cokolwiek. Mam jednak to.
Nie stawiała oporu, gdy oswobodził rękę i
powoli wsunął ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Strużka magii
zatańczyła dyskretnie na jego palcach i zgasła, pozostawiając w kieszeni
świstek papieru - dokładną kopię mapki z jego obecnie ulubionej,
ręcznie ilustrowanej księgi. Przedstawiała parę punktów na zalesionym,
górzystym terenie, przypominającym wszystko i nic, szczególnie gdy
pozbawiło się ją rzeczy tak istotnych jak legenda i tytuł.
-
Według jednego z tekstów, którego fragment udało nam się znaleźć, relikt
można zlokalizować na podstawie ustawienia pewnych posągów. - Bał się
kłamać, nie zamierzał jednak też wyjawiać jej pełnej prawdy. W wyniku
tego otrzymał półprawdę okraszoną właściwymi instrukcjami, mapką z
książki relacjonującej wyprawę naukową ornitologa sprzed dwóch dekad,
kurhanami przeistoczonymi w posągi i stekiem całkiem nowych,
prawdopodobnie brzmiących informacji. Miał tylko nadzieję, że nie uzna,
że za szybko udało jej się wyciągnąć z niego takie informacje.
Wyrwała mu świstek z dłoni i podejrzliwie otaksowała wzrokiem jego zawartość, na chwilę minimalnie rozluźniając uścisk.
To była chwila, na którą czekał.
Napiął mięśnie, gotowy do działania...I nie zdążył nawet kiwnąć palcem.
Nagłemu
rozbłyskowi towarzyszyło uderzenie gorąca. Daigo poleciał do tyłu, a
gdzieś między chwilami przytomności a zaćmieniami powodowanymi bólem
dostrzegł, jak Cornelia uderza o ścianę budynku naprzeciwko.
Ktoś,
kogo w obecnym stanie mag był w stanie opisać jako istotę składającą
się wyłącznie z połów powiewającego karminowego płaszcza, zbliżył się do
dziewczyny i przycisnął ją butem do ziemi. Wydobycie mapki z jej
zaciśniętej dłoni zajęło mu chwilę, a gdy w końcu mu się to udało,
ponownie cisnął nią o ścianę. Następnie posłał ku Daigo kolejną falę
energii i...cóż, magowi trudno było określić, czy zniknął, czy po prostu
odszedł, bo na chwilę urwał mu się film.
Nie mógł być
nieprzytomny zbyt długo, bo gdy się obudził, zaułek - nie licząc leżącej
na wznak Cornelii i jego - wciąż był ciemny i pusty. Jęknął i postarał
się usiąść, a gdy mu się to udało, spojrzał badawczo w stronę członkini
mrocznej gildii. Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem w milczeniu.
Cor? Odżyłam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz