3 lut 2018

Od Olivii c.d: Angelo


Posłuchałam się mężczyzny i pobiegłam za nim do pobliskiego lasu. Nie miałam ochoty już się z nikim bić. Musiałam się nauczyć panować nad swoją złością, chociaż w tamtej chwili, musiałam również go uderzyć. Warto było, może przy okazji się czegoś nauczy, ale wiedziałam, że to nie było dobre zachowanie. Przez mój wybuch złości, goniło nas kilku wielkich i potężnie zbudowanych kumpli tej biedaczyny. Co prawda Demon za nic w życiu by nie odpuścił sobie małą potyczkę, ale na moją prośbę miał grzecznie za nami biec. Wraz z blondynem, który również uciekał od problemów, schowaliśmy się w pobliskich krzakach. Byłam zbyt skupiona na przyglądaniu się nieznajomym, że nie zauważyłam jak nasze ciała się stykały. Dopiero po chwili, kiedy stwierdziłam, że czuję czyjś dotyk na ramieniu, odwróciłam swój wzrok na Angela, który patrzył na mnie zdezorientowany. Nie zauważył jeszcze, że niemal się do siebie przytulaliśmy.
- Tylko się nie zacznijcie całować - rzucił kpiąco czarny wilk. Spiorunowałam jego i mojego nowego znajomego wzrokiem. Co prawda blondyn zaczął się cicho śmiać pod nosem, słysząc komentarze mojego pupilka. Nie miałam siły na nich… „Faceci.” Pomyślałam, przewracając oczami. Nagle zauważyłam jak jeden z przyjaciół Arna odwraca się w naszą stronę.
- Cholera - przeklęłam cicho pod nosem. Jak na złość zapomniałam zabrać ze sobą noże do rzucania a został mi jedynie sztylet, którego byłby mi szkoda, jakbym miała go zgubić w potyczce z jakimiś matołami. Wyciągnęłam przed siebie dłoń i za pomocą magii lodowej formacji, stworzyłam dziesięć ostrzy, wykreowane na zwór kunai. Nie miałam na celu nikogo zabić. Chciałam ich jedynie zranić w taki sposób, by nie mogli już dalej nas szukać, tylko zostać w miejscu i czekać na pomoc albo powoli kuśtykać za nami.
- Zaraz wracam - powiedziałam i spojrzałam chłodno na Angelo. Byłam świadoma tego, że mnie obserwował i analizował każdy mój ruch. Jest to bardzo niebezpieczna umiejętność. Z moich gestów i ruchów można wiele odczytać, byłam niemal jak otwarta książka. Jak się chciało i potrafiło, można było zrozumieć, kim byłam lub czego się uczyłam, kiedy byłam dzieckiem. Wyskoczyłam zza krzaków i rzuciłam jednym z kunai podobnych ostrzy, który idealnie wbił się w nogę przeciwnika. Myślałam, że się podniesie i rzuci na mnie, jednak jego próg bólu był tak niski, że zwinął się w kłębek, po czym zaczął krzyczeć, jak małe dziecko. Jego koledzy się odwrócili w mgnieniu oka, jednak za wolno. Zdążyłam już do nich podbiec a co więcej, miałam jeszcze czas by wykonać atak. Rzuciłam jedno z noży idealnie w krocza mężczyzny. Zwinął się z bólu. Aż poczułam jego cierpienie.
- Jeszcze celniej… - powiedział przerażony moją precyzją wilk.
- Sorki… - pomachałam do biednego chłopca, który miał załzawione oczy i trzymał się bardzo mocno za krocza. Kolejny się rzucił na mnie, albo raczej kolejna, ponieważ była to dziewczyna. Co prawda z postury wygląda na silniejszą ode mnie, ale była za wolna. Chwyciłam ją za ramię i obróciłam ja plecami do siebie. Przyłożyłam swój sztylet do jej gardła i spojrzałam na resztę grupy.
- Jeden ruch a poderżnę jej gardło - spojrzałam na nich zimnym wzrokiem a mój głos był tak lodowaty, że miałam wrażenie, że zaraz nadejdzie zimna. Wszyscy spojrzeli na mnie z przerażeniem. Patrzyłam na gnojków swoim wzrokiem mordercy. Irytował mnie fakt, że nie mogłam ze spokojem spędzić tego wieczoru, przy winie i miłym towarzystwie, tylko musiałam użerać się z jakimiś słabymi magami. Angelo wykorzystał moment, kiedy wszyscy stali wryci w ziemię, wyskoczył zza krzaków i zaczął biec w stronę miasta. Zatrzymał się na chwilkę, czekając na mnie. Schowałam sztylet do pochwy i mocno popchnęłam dziewczynę, która upadła z hukiem na ziemię. Nawet nie spojrzałam na nią, jak próbowała się podnieść. Nie miałam czasu. Pobiegłam za blondynem, który posłał w moją stronę ciepły uśmiech.
- Muszę przyznać, że niebezpieczna z ciebie kobieta - powiedział lekko rozbawiony.
- Jak się mnie nie wkurza, to jestem potulna jak baranek - burknęłam niezadowolona z całego wieczoru, ale cóż mogłam zrobić? Mogłam usiąść w łóżku z kawą i owiniętą w kołdrę. Akurat musiałam wyjść sobie do baru, gdzie mnie jakiś napaleniec zaczepił. Naprawdę? Muszę mieć takiego pecha? Gdy tylko znaleźliśmy się przed barem, w którym rozwaliłam stół, na przywitanie wyszedł właściciel lokalu.
- Angelo! Wyskakuj z forsy! - wrzasnął na blondyna, który zaniemówił a po jego minie mogłam wywnioskować, że czekają nas kłopoty. - Ty piękna panno też! - spojrzał na mnie i zmarszczył czoło. Nagle za nim zauważyłam znajomy cylinder… Był to arystokrata. Pan Soars podszedł do barmana i podał mu małą sakiewkę pieniędzy.
- Mam nadzieję, że tyle wystarczy - oznajmił, jednak w jego głosie słyszałam smutek. Właściciel lokalu spojrzał na mnie i Angelo wściekłym wzrokiem, ale nic już nie mówiąc, wrócił do budynku. Spojrzałam na mojego pracodawcę, który wyglądał na bardzo zaniepokojonego. A co więcej, była z nim jego żona oraz jego córeczka, Irina. Kobieta była zapłakana i mocno trzymała dziewczynkę za rączkę.
- Co się stało? - zapytałam się, kładąc dłoń na ramieniu trzęsącej się pani Soars.
- Ktoś porwał Mikaela… - zaszlochała i podała mi karteczkę, na której była wypisana jakaś wiadomość.
Wasz syn, Mikael, jest przetrzymywany w takim pięknym, wysokim, opuszczonym budynku na wybrzeżach miasta. Rozpoznasz je po narysowanym pentagramie na wschodniej ścianie. Oczekuję okupu o wartości 60000 kryształów. Macie czas do świtu.

Buggy
Kiedy zobaczyłam podpis, przez moje ciało przeszły dreszcze. Kojarzyłam skądś to imię i nie miała najlepszych skojarzeń. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek o tej tajemniczej osobie, jednak nic nie przychodziło na myśl. Spojrzałam na Angelo, który rozmawiał z panem Soars. Podeszłam do blondyna i podałam mu kartkę, zadając od razu pytanie czy wie, gdzie znajduje się owy budynek. Nie miałam czasu się szwendać po całym mieście poszukując tego miejsca. Dobrze wiedziałam, że za darmo nie wskaże mi drogi, ale nie było nikogo innego w pobliżu, kogo mogłam się zapytać. A z tego co widziałam, to Angelo zna bardzo dobrze plan tego miasteczka.
-Pomożesz mi? - zapytałam się zniecierpliwiona, co można było zauważyć po moim zachowaniu. Cały czas ocierałam dłonie i zaciskałam je co jakiś czas.
- Ale nic za darmo - odpowiedział z delikatnym uśmieszkiem.
- Tak wiem, głupia nie jestem, ale potem. Czas mi się kończy - warknęłam i spojrzałam swoimi błękitnymi oczami na mężczyznę. Ku mojemu zaskoczeniu, się nieco uspokoiłam, gdy tylko się do mnie po raz kolejny uśmiechnął. Dzięki bogu, że blondyn się zgodził na taki układ. Poprowadził mnie w stronę rzekomego budynku. Im bardziej zbliżyliśmy się do celu, tym bardziej czułam strach, niepewność. Ogarniały mnie złe przeczucia a z każdym krokiem niektóre wspomnienia zaczęły się pojawiać w mojej głowie. W pewnym momencie, gdy zobaczyłam owy budynek, przeraziłam się... Przypomniałam sobie… wszystko. Miałam wtedy 10 lat. Byłam razem z Alanem oraz moim innym bratem, James… Naszą misja było zabicie jakiegoś bandyty, który uniemożliwiał transport broni, albo czegoś tam do naszego miasta. Niestety, było ich za dużo i nie powiodła się misja. Pojmano nas a potem… Czekały nas tortury...
- Dam radę już sama. Poczekaj na mnie - wydusiłam z siebie cichym i drżącym głosem.
- Wszystko w porządku? - zapytał się zmartwiony moją nagłą zmianą nastroju.
- Tak… - odpowiedziałam szybko, nie dając czasu mężczyźnie na zadanie kolejnego pytania. Zrobiłam kilka kroków przed siebie, po czym stanęłam przed wejściem. Wzięłam głęboki wdech i przekroczyłam próg tego, starego i opuszczonego budynku. Kiedy weszłam, poczułam chłodny podmuch wiatru i zapach cierpienia oraz śmierci. Wspomnienia wracały… zdecydowanie za szybko wracały. Sam zapach rozbudzał moje zmysły i pamięć. Miałam ochotę stamtąd jak najszybciej wyjść, ale wiedziałam, że wewnątrz czeka na mnie przerażony Mikael. Zacisnęłam pięści i weszłam po starych, skrzypiących schodach na pierwsze piętro. Bardzo ostrożnie stawiałam kroki, przez co byłam niemal niezauważalna. Każdy niewielki ruch, zwracał moją uwagę a dźwięk aktywował odruch, sięgający po sztylet. Miałam cały czas zgięte kolana, ponieważ dodawało to siłę i prędkość przy niespodziewanym ataku. Idąc ciemnymi korytarzami, zauważyłam, że większość pokoi była pusta oraz zakluczona. Na samym końcu piętra zobaczyłam małe światełko, które przedzierało się przez szparę, dzielącą drzwi od podłogi. Musiałam na chwilę przystanąć, by wziąć głęboki oddech i wyciszyć swój oddech. Chciałam jedynie słyszeć bicie mojego serca oraz kroki mojego celu. Kiedy stałam jeszcze w bezpiecznej odległości, stworzyłam za pomocą magii lodowej formacji, łuk oraz kilka strzał. Wolałam się przygotować na ewentualne starcie, dlatego dopilnowałam żeby końcówki łuku były ostro zakończone. Mogły się przydać jako dodatkowe ostrza. Nałożyłam jedną strzałę na cięciwę, lekko napiętą i poszłam przed siebie. Nagle usłyszałam ciche, zwierzęce kroki za sobą. Odwróciłam się, był to Demon, który z zaciekawieniem patrzył na mnie. Nic nie mówiłam, tylko dałam mu znak, że ma zaczekać na mnie kilka kroków przed pokojem. Ma się pojawić tylko w momencie, kiedy go zawołam, nieważne co by się działo. Jakby Mikael był cały i mógł uciekać na własnych nogach, to chciałam by towarzyszył mu mój pupilek. Nikomu nie ufam tak bardzo, jak jemu. Wiedziałam, że zrobi wszystko by doprowadzić go do jego ojca. Kiedy znalazłam się tuż przed drzwiami, zauważyłam, że jednak drzwi były lekko uchylone, co było na moją korzyść. Znajdując się zaledwie metr przed drzwiami, usłyszałam głośny płacz dziecka. Po głosie rozpoznałam Mikaela. Jeszcze tego samego dnia, słyszałam jak płakał. Gdy szlochał, brał krótkie oraz częste wdechy. Zacisnęłam dłoń na łuku ze złości. Błagałam, żeby nic ten psychopata nie zrobił temu biednemu dziecku… Wystarczy, że psychikę mojego starszego brata James, wyniszczył do końca. Przez kilka miesięcy musiał siedzieć w domu i mieć specjalne leczenie, ponieważ przestał radzić sobie z emocjami oraz z odrażającymi wspomnieniami. Jeszcze kilka sekund stałam przed wejściem do pomieszczenia. Próbowałam zlokalizować cel, przy pomocy jego kroków… Jednak on dobrze wiedział z kim będzie miał do czynienia, przez co bardzo szybko zmieniał swoje położenie, albo odgłosy jego kroków się nagle urywały a potem się pojawiały na drugim końcu pokoju. Nie chciałam już dłużej czekać. Wzięłam głęboki wdech i naciągnęłam cięciwę. W mgnieniu oka, stanęłam w drzwiach, które otworzyłam przy pomocy kopnięcia. W tym samym czasie wypuściłam daną strzałę. Byłam bardzo bliska celu, jednak nie trafiłam. Buggy był przewidział mój ruch. Pomimo swojej wielkiej postawy, poruszał się bardzo szybko. W dodatku używał magii pocisku.
- Piękny strzał, Olivio Kendrick - powiedział swoim, nieziemsko irytującym głosem. Zauważyłam jak, klękał przed płaczącym blondynem, który był związany. Podniósł się niemalże natychmiast w momencie, kiedy strzała utkwiła w ścianie kilka milimetrów od jego parszywej twarzy i odwrócił się w moja stronę. Przez moje ciało przeszły dreszcze i wszelkie wspomnienia z owym człowiekiem. Jego oczy były nadal przepełnione nienawiścią do ludzkości oraz pogardą w stosunku do arystokracji. - Dawaj pieniądze - rozkazał i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uniosłam jedną brew i zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Najpierw wypuść chłopaka, wtedy pogadamy - powiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
- Wątpię, że twoje „pogadamy”, oznacza to samo co moje - posłał w moją stronę swój okropny, przebiegły uśmiech, pokazujące jego żółte zęby.
- Chętnie pogadam z tobą na moich warunkach - rzuciłam obojętnie. W mojej dłoni już trzymałam kolejne strzały na wszelki wypadek, jakby mężczyzna nie chciał współpracować. Kątem oka zauważyłam kilka ciężkich belek na podłodze. Spojrzałam na spanikowanego chłopca. Zacisnęłam zęby i szybkim, zdecydowanym ruchem wypuściłam strzałę, która wbiła w ramię nieprzyjaciela. Cofnął się jeden krok. Był zdezorientowany. Jeszcze osiem lat temu, moje ataki były niezdecydowane a co ważniejsze, łatwe do przewidzenia. Trochę się już zmieniło. Nie byłam już przestraszonym dzieckiem, które nie potrafiło panować nad swoimi emocjami. W tamtym momencie czułam strach, jednak musiałam się uspokoić. Inaczej ani ja ani Mikael nie wyjdzie z tego cało. Przy pomocy magii telekinezy, uniosłam trzy drewniane belki i rzuciłam je na Buggiego, który upadł pod ich ciężarem. Od razu podbiegłam do dziecka i uwolniłam go z tych lin.
- Uciekaj Mikaelu, przed drzwiami czeka Demon. Idź do niego - powiedziałam mu a on jedynie przytaknął, po czym wybiegł z pokoju. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę, który próbował się uwolnić. Udawało mi się to powoli. Nałożyłam kolejną strzałę na cięciwę i wystrzeliłam ją, celując w jego nogę. Krzyknął głośno z bólu, ale nadal walczył o to by się uwolnić.
- Ty suko - warknął i „strzelił” w moją stronę niewidzialny pocisk. Nie trafił. Zapamiętałam jego umiejętność, która zostawiła na moim prawym ramieniu malutką bliznę. Po raz kolejny użyłam magii telekinezy. Uniosłam leżące na ziemi beczki i cisnęłam je w stronę leżącego wroga. Wiedziałam doskonale, że wydostał się stamtąd bez większego trudu, dlatego musiałam kupić sobie i Mikaelowi więcej czasu na ucieczkę. Wycofałam się z pomieszczenia, trzymając napięty łuk z ostatnią strzałą. Nie zwracałam już uwagi na to jak stawiałam kroki. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego przeklętego miejsca. Niestety, Buggy uwolnił się szybciej niż myślałam… A ja głupia, nie zwracałam uwagi na tyły. Nie zauważyłam wynurzającej się dłoni mężczyzny, która była uformowana na kształt pistoletu… Usłyszałam jedynie dźwięk strzału a potem przeszywający ból w nodze. Nie pisnęłam… Nie chciałam pokazywać wrogowi, że jego atak mnie zabolał. Odwróciłam się i niemalże, na oślep wypuściłam strzałę. Trafiłam go w żebro, ale owy atak nie zrobił na nim zbyt dużego wrażenia. Ułożył swoje dłonie w kształcie pistoletu i ponownie mnie zaatakował. Skubany trafił mnie w kolano i w ramię. Upadłam na podłogę i spojrzałam na niego zimnym wzrokiem.
- Ah ten piękny wzrok… - powiedział triumfalnym tonem i strzelając jeszcze do mnie kilka razy. Udało mi się uniknąć kilku pocisków, ale było ich zdecydowanie za dużo. Instynktownie zamknęłam oczy z bólu a gdy je otworzyłam przed sobą, zobaczyłam jego obrzydliwą i zarośniętą twarz. Jego brązowe oczy, przypominały mi najgorsze momenty z dzieciństwa. Mój brat, James został przez niego zgwałcony na naszych oczach, Alan był molestowany a ja byłam zdana na łaskę mężczyzny. Byłam i molestowana, ale też bita do nieprzytomności. Poczułam mdłości, dreszcze… A w oczach zbierały mi się łzy. Nie panowałam już nad swoimi emocjami, które raz znikały a potem się znowu pojawiały.
- Masz takie same oczy jak ta twoja piękna mamusia, Triss Kendrick… Przepełnione bólem i zagubieniem w tym szarym świecie… - przestałam słuchać jego nudzącego monologu. Próbowałam wstać, jednak nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Spojrzałam jeszcze raz na tego mężczyznę, który szykował się do kolejnego ataku… Jednak byłam świadoma, że nie będzie celować byle gdzie, ale w głowę, by mnie zabić. Nagle Buggy ostygł w ruchu. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna, idącego w moją stronę. Nie mogłam wstać, ale miałam nadal sprawne ręce. Chwyciłam rękojeść mojego sztyletu i wyciągnęłam ostrze. Po czym jednym, celnym rzutem trafiłam go w gardło. Kiedy zaklęcie przestało działać, jego działo upadło z hukiem na ziemię.
- Olivia? - obok mnie pojawił się mój ukochany wilk, który polizał mnie po twarzy. Nic nie odpowiedziałam… Stał przez kilka sekund przede mną, ale potem podszedł do umierającego mężczyzny, by wyciągnąć ten drogocenny sztylet. Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę. W mojej głowie pojawiło się zbyt dużo scen z przeszłości a emocje przyćmiły mój umysł. Całe moje ciało drżało ze złości, ale też strachu… Czułam się słaba i fizycznie, i psychicznie. Jeden mężczyzna, który zjawił się w moim życiu na kilka dni, a potrafił tak mocno rozdrapać moje wszystkie stare blizny? Nie wiedziałam co powinnam zrobić… Nie mogłam się przecież pojawić przed rodziną Soars w takim beznadziejnym stanie. W dodatku obcy mężczyzna stoi za mną i widzi, w jakim stanie byłam. Nie mogłam nawet poruszyć palcem. Wzrok Buggy’ego mnie sparaliżował. Cieszyłam się w głębi serca, że już nigdy więcej go nie zobaczę… Nigdy więcej nie zobaczę człowieka, który zgwałcił mojego brata.

Angelo?  

Ilość słów: 2531

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz