21 sty 2018

Od Zero - Misja Tajemniczej Księgi

Po raz kolejny spojrzałem na kartkę z zadaniem. Nie wydawało się być specjalnie trudne - miałem jedynie zdobyć książkę pilnowaną przez paru zazdrosnych gości, którzy w dodatku nie potrafili władać magią. Nic prostszego. Dlaczego więc rada płaci aż tyle pieniędzy za taką błahostkę? Cóż, zapewne dowiem się na miejscu. Na razie pozostawało mi iść zapuszczoną drogą, która prowadziła do rezydencji, w której rzekomo potomkowie tego całego Mysto żyli - a przynajmniej tak twierdzili mieszkańcy z okolicznych wiosek. Istotnie, po krótkiej chwili przed moimi oczami zza zakrętu wyłoniła się całkiem zadbana – w przeciwieństwie do ścieżki, którą tu przyszedłem - spora budowla, przypominająca raczej mały pałac niż dom. Brama wjazdowa była otwarta na oścież, więc zbytnio się nie krępując wszedłem na teren posiadłości i skierowałem się prosto do drzwi. Wyglądały na masywne, a na samym ich środku wisiała srebrna kołatka w kształcie węża. Ciekawe. Popchnąłem je, ale ani myślały ustąpić. Klamki nigdzie nie widziałem, więc zapewne dało się je otworzyć tylko z jednej strony. Niechętnie więc zastukałem kołatką i zacząłem przyglądać się wzorom zdobiącym framugę. Wszędzie węże. To jakiś kult, czy właściciel po prostu tak bardzo je lubił? Na okiennicach również były wyrzeźbione, a co więcej zdawały się śledzić każdy mój ruch. Wreszcie drzwi skrzypnęły, a ja oderwałem wzrok od płaskorzeźb. W drzwiach stała mała dziewczynka w stroju pokojówki. Miała długie, blond włosy opadające miękkimi lokami na ramiona i wielkie, błękitne, ale jakby szklane oczy. Wyglądała prawie jak lalka. 

-Witaj. Proszę za mną-mówiła powoli, dokładnie i niemalże z czcią, jak gdyby te słowa były jedynym, co potrafiła wypowiadać. Nie czekając na moją odpowiedź odwróciła się i zaczęła sunąć przed siebie. W ogóle nie ruszała rękami, a nogami tylko na tyle, żeby zrobić krok. Zaczynała mnie troszkę przerażać. Nie uśmiechało mi się jednak zostawać z tymi wężami, więc pospiesznie wszedłem do rezydencji za nią. Drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem, a na ścianach zapaliły się niewidoczne do tej pory lampy, bardziej w sumie przypominające świece.  Odwróciłem się - tak jak myślałem, z tej strony była klamka. Starałem się zapamiętać, jaką drogą prowadziła mnie moja mała przewodniczka. To miejsce coraz bardziej przypominało mi miejsce, w którym się wychowywałem. Prawie widziałem te obrazy uruchamiające tajne przejścia. Te ściany jednak były puste, jeśli nie liczyć owych świecopodobnych lamp i dziwnych przetarć na tapecie, jak gdyby coś się tu systematycznie ocierało. Jeden zakręt w prawo, dwa w lewo, kolejne dwa w oprawo i wreszcie na końcu korytarza ukazały się drzwi – te były dla odmiany z ciemnego drewna, a zdobiły je ślady czegoś, co mógłbym spokojnie nazwać całkiem sporymi pazurami. Za nic nie chciałbym spotkać czegoś, co ma pazury tych rozmiarów. Uspokoiłem się jednak trochę, kiedy zdałem sobie sprawę, że coś takiego na pewno nie zmieściłoby się w tym korytarzu, nie mówiąc już o drapaniu w cokolwiek. Dziewczynka otworzyła drzwi i wreszcie zobaczyłem tu kogoś oprócz niej. Starszy mężczyzna siedział za biurkiem i trzymał ręce złożone na kolanach. Miał na sobie dziwną tunikę, która wydawała się na niego zbyt obszerna, a w dodatku wyglądała, jakby coś się pod nią wiło. Wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie jednego z węży wyrzeźbionego na oknie. Nie, na pewno nie miał pod ubraniami żadnych gadów. Skąd mi w ogóle przyszedł do głowy taki pomysł? Kiedy moje przewodniczka zamknęła za nami drzwi skinął głową w jej stronę i wstał. 

-Witaj. Nazywam się Kuollut. Wiem dokładnie po co przyszedłeś i niestety muszę odmówić. Ta książka nie może dostać się w ręce magów pod żadnym pozorem-jego głos był dziwny. Jakby bardzo dawno go nie używał i jednocześnie jakby wcale nie należał do niego. W dodatku dziwnie przeciągał wszystkie szeleszczące głoski. Znowu na myśl przyszedł mi wąż. To zdecydowanie musi być jakiś kult. Odetchnąłem głęboko. 

-A tak w sumie dlaczego początki magii są takie ważne? Przecież jest milion albo nawet i więcej podobnych książek. Dlaczego jest tyle problemu akurat z tą?-zapytałem i jakby od niechcenia rozejrzałem się po gabinecie. Jeśli to miejsce jest podobne do mojego rodzinnego domu, to na pewno są tu jakieś zakamuflowane przejścia. Muszą być. 

-Och, to bardzo proste-Kuollut wyjął spod szaty starą, prawie rozpadającą się książkę. Jeśli mam zamiar ją ukraść trzeba pamiętać, żeby nie dotykać jej gołymi rękami. Przy okazji zobaczyłem też błysk łusek i krew. Czyli jednak był tam wąż! Obrzydliwe.  

-Ta książka opisuje wszystko tak dokładnie, że nawet niemagiczni ludzie, tacy jak moja rodzina-wskazał na portrety wiszące na ścianach-mogą zakosztować mocy. Według tej całej waszej rady jest niebezpieczna i zarazem niezastąpiona, a dla nas jest całym życiem. Dlatego przykro mi, ale nie mogę ci jej oddać. Możemy się rozstać w pokoju, ale jeśli zrobisz chociaż jeden zły ruch...-nie dokończył zdania. Błyskawicznie porwałem miecz wiszący pod jednym z obrazów i odciąłem mu głowę. Upadła na podłogę i potoczyła się kawałek dalej. Oczy jednak dalej pozostawały żywe. Co więcej, głowa odezwała się. 

-To był błąd. W zasadzie i tak już byłem martwy-porwałem książkę, zanim dopadł do niej wąż, który wylazł spod jego szaty. Miałem już skierować się do drzwi, kiedy dziewczynka stojąca przy nich zamieniła się w wielką kobrę i zagrodziła mi drogę do wyjścia, rozkładając ostrzegawczo kaptur. Świetnie. Zapowiada się niezła zabawa. 

-Nie możesz pokonać tej magii, ona była pierwsza i pierwszą pozostanie!-ta głowa zdecydowanie zaczynała mi działać na nerwy.  

-Weź mi nie przeszkadzaj z łaski swojej-podniosłem ją z dywanu i rzuciłem w okno rozbijając szybę. Okiennice zatrzasnęły się i zaczęły z nich schodzić węże, które wcześniej mnie śledziły.  Kolejne gady wypełzały zza obrazów, a z ciała starca wyglądały już głowy następnych. 

-Straszna ta wasza magia. Jeśli cała książka jest o wężach, to przysięgam, że ją spalę i to bez żadnych skrupułów-jak najszybciej odciąłem głowy kilku najbliższym stworzeniom. Te zamiast paść w agonii zaczęły jednak dziwnie się świecić i po chwili na miejscu odciętej głowy pojawiły się dwie kolejne. No super. Chyba nie obędzie się bez użycia przejęcia. Nagle do ataku rzuciła się też i kobra. Nie było sensu dużej czekać. Pozwoliłem, żeby mój ulubiony biały potwór przejął moje ciało. Znajome uczucie siły rozeszło się po wszystkich moich mięśniach. Bez trudu wyminąłem największego węża i przytrzymałem jej głowę łapą. Drugą wyważyłem drzwi, a w zęby wziąłem książkę i po chwili zastanowienia i głowę Kuolluta. Będę tego żałował.  

 Teraz już doskonale wiedziałem, co pozostawiło ślady na drzwiach i dlaczego tapeta jest tak powycierana. Nagle w całym domu zaroiło się od różnokolorowych gadów. Żaden z nich nie wyglądał przyjaźnie. Nie oglądając się zbytnio popędziłem przed siebie. Chyba jednak nie chcę korzystać z tajemnych przejść. 

-Nie masz żadnych szans. Jad mojej rodziny zabije cię w ciągu sekundy. Wystarczy jedno ukąszenie i po tobie. Nie zdążysz nawet dojść do drzwi-ciekawe, ile dodatkowych klejnotów dostanę za głowę tego starego dziada. Nie mam zamiaru mu mówić, że moja skóra jest na tyle gruba, że nawet najostrzejsze miecze się na niej łamią i zęby jakichś małych, wijących się beznogich jaszczurek nie mają szans. Już prawie byłem przy drzwiach. Jeszcze kawałek. Ściana obok mnie rozpadła się w drobny pył i wielka kobra wyskoczyła na mnie z góry gruzu. Zacisnęła zęby na mojej łapie, za nic nie chcąc puścić. W sumie czemu nie. Może za nią też coś dostanę. Bezinteresowność bezinteresownością, ale brak kasy też nie jest fajny. Jedyne co niezbyt mi się podobało, to siła, z jaką ta mała dziewczynka zaciskała swoje kły. No i strużka czegoś ciepłego cieknąca mi po tej samej łapie też nie brzmiała pozytywnie. Nie czułem jednak zbytnio bólu, więc przyjąłem, że to po prostu jej jad. Nie, zdecydowanie jej się trzeba pozbyć. Wyważyłem kolejne drzwi i wyrzuciłem najpierw głowę i książkę, a potem zająłem się odrywaniem węża od siebie. Jej łuski skutecznie utrudniały jakiekolwiek zaciśnięcie szczęk. Na całe szczęście miała ten swój kołnierz. To był widocznie jej słaby punkt, bo kiedy tylko stabilnie złapałem, ona natychmiast puściła mnie i zaczęła się rzucać. Trochę szkoda mi było dziewczynki, którą była jeszcze chwilę temu, jednak nie powstrzymało mnie to przed oderwaniem głowy i jej. Będzie wspaniałym trofeum dla mistrza gildii. Kiedy upewniłem się, że nie żyje, zmieniłem się spowrotem w człowieka.  Podszedłem do głowy starca i książki. Pierwszą bezceremonialnie wpakowałem do paszczy węża, a drugą schowałem do torby, pamiętając, gdzie ten stary dziad ją trzymał i nie dotykając jej gołą skórą. Teraz zostało tylko wrócić i odebrać nagrodę. Obejrzałem się jeszcze raz na dom. Swoją drogą, ciekawe, czy ci potomkowie wspomniani w zadaniu to te węże. W końcu jacyś byli wspomniani w zadaniu, a oprócz dwójki, których głowy właśnie ciągnąłem za sobą nie było tam nikogo oprócz tych strasznych gadów. Nie omieszkam o to zapytać przy dostarczaniu księgi... 

 W podróży robili strasznie dużo problemów. Najpierw posądzili mnie o przewożenie zwierząt, potem o powiązania z mrocznymi gildiami, a koniec końców powiedzieli, że głowy za dużo ważą i że nie mogę ich mieć w pociągu. No po prostu chamstwo. Musiałem ograniczyć się do znalezienia jakiegoś na tyle przerażonego woźnicy, który zgodzi się zabrać mnie do rady, bo na piechotę iść nie zamierzam. Dziwnym trafem nikt jakoś nie chciał i wszyscy uciekali, kiedy tylko w zasięgu ich wzroku pojawiała się głowa kobry. Ciekawe dlaczego.  

*** 

-Żartujesz sobie?! Żadnych dodatkowych pieniędzy!-Gran Doma zdecydowanie nie wyglądał na chętnego do podwyżki z głowę starego dziada. 

-Mówiłem mu, że jestem bezwartościowy, ale oczywiście nie chciał mnie słuchać. Tak samo z książką. Ja wiedziałem, że.. 

-Oj zamknij się już-westchnąłem i wepchnąłem mu do ust materiał, w którym niosłem książkę. 

-W takim razie zostawiam wam go do towarzystwa, bo chyba wie więcej niż mówi, a ja nie będę go odnosił na miejsce...-postawiłem Kuolluta przed Gran Domem i wyszedłem, podrzucając w ręku worek w pieniędzy i dalej ciągnąć głowę kobry za sobą. No, to już tylko odstawić to do gildii i mogę iść spać. I miło byłoby wreszcie zobaczyć jakiegoś kota po tych wszystkich gadach... 

Ilość słów: 1598

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz