8 sty 2018

Od Sashi do Kanekiego

Przed powrotem do Grimoire Heart po skończonej misji postanowiłam, że udam się do miasta. Po mojej małej wycieczce byłam przeraźliwie głodna, więc udałam się do gospody, jednak na moje nieszczęście, nie wiedziałam którą mamy godzinę. Chodziłam po ulicach, ale każdy lokal albo był zamknięty, albo pełen upitych oblechów. Chociaż raczej dałabym radę im uciec w razie czego, to zdecydowanie nie miałam ochoty jeść w takim towarzystwie. Nagle nad miasteczkiem pojawiły się deszczowe chmury i lunęło jak z cebra. Kiedy było już ciemno, cała przemoczona podeszłam pod tutejszy (oświetlony) ratusz, aby sprawdzić godzinę. Było siedem po północy... cudownie. Chociaż niby jestem z mrocznej gildii, nie uśmiecha mi się chodzenie nocą po mieście. Raczej nikomu by się nie uśmiechało. Siłą rzeczy musiałam wznowić poszukiwania miejsca, w którym mogłam się zatrzymać, zjeść i przespać. Odeszłam spod budynku w drugą stronę miasta, o wiele mniej zachęcającą, ale nie opuszczała mnie nadzieja na znalezienie tam noclegu. Wlokąc się po zapyziałej dzielnicy dostrzegłam pordzewiałą tabliczkę z nazwą "Karczma Pod Wielkim Księżycem - zapraszamy wędrowców!". Obok napisu dostrzegłam wyblakłą strzałkę, wskazującą na lewo. Podążyłam w tamtym kierunku. Przez dłuższy czas nie zobaczyłam niczego, co choćby trochę przypominałoby karczmę, aż natrafiłam na całkiem schludny, drewniany budynek. W środku słychać było gwar i śmiechy. Czyli jest otwarte! Wparowałam do środka i podeszłam do barmana.
- Przepraszam! - krzyknęłam, aby przedrzeć się przez hałas.
- Już idę panienko! - odkrzyknął mężczyzna. - Czego sobie życzysz?
- Ma pan jakiś wolny pokój? - zapytałam z nadzieją w głosie. On zlustrował mnie wzrokiem i chyba wykonał trudne procesy myślowe, po czym odparł.
- Nie wydaje mi się. Pokoi mam jedynie pięć, a klientów dużo. Bardzo mi przykro...
- Proszę, to dla mnie niezwykle ważne. Pańska gospoda jest jedyną otwartą w tej okolicy, a ja nie mam gdzie spać, na pewno nic się nie znajdzie? - on tylko westchnął.
- Jest co prawda jedno miejsce, ale w tym pokoju  mieszka już jakiś chłopak. Nic o nim nie wiem,  nie chciałbym, żeby coś się tobie stało, więc nie polecam tej opcji. - podrapał się po brodzie. 
- Zapewniam pana, że potrafię sobie poradzić. - zniecierpliwiona uderzyłam dłonią w blat. Barman powiedział, że mogę przenocować za darmo, co bardzo mnie ucieszyło. Dostałam klucz z numerem do pokoju i udałam się na piętro, gdzie mieścił się rząd drzwi. Wzrokiem zaczęłam szukać pokoju numer cztery, który umieszczony został na końcu korytarza. Ruszyłam klamką - zamknięte. Włożyłam klucz do dziurki i przekręciłam go, ale za nic w świecie nie chciały się otworzyć. Zaczęłam szarpać drzwiami i walić pięściami. W końcu usiadłam pod nimi, oparłam się i postanowiłam zaczekać, aż mój łaskawy współlokator mnie wpuści. Długo czekać nie musiałam, bo za mną usłyszałam szuranie, a potem szczęk zamka. Niestety - nie zdążyłam wstać, a kiedy chłopak otworzył drzwi upadłam do tyłu i uderzyłam głową o kant... czegoś.
- Ała! - krzyknęłam i podniosłam się z podłogi. On tylko popatrzył na mnie z zażenowaniem i chciał zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, ale ja przytrzymałam je. Zauważyłam, że chwilę wczesniej moja głowa wylądowała na boku łóżka.
- Czekaj, czy ty przystawiłeś drzwi łóżkiem? - teraz to mnie wkurzył. Czyli nie mogłam wejść, bo on zrobił sobie barykadę. - Ty jesteś w karczmie, czy na wojnie? - prychnęłam, a on mnie odsunął.
- Kim ty do jasnej ciasnej jesteś? Jeśli masz do mnie sprawę, to z przykrością muszę ci odmówić rozmowy. - chłopak znowu chciał zamknąć pokój, ale chwyciłam walizkę i wcisnęłam się do środka.
- Hej, co ty wyprawiasz?!
- Jestem twoją współlokatorką na jedną noc i oboje jakoś musimy to przeżyć, więc proponuję zrobić tak: ty mi nie wchodzisz w paradę, a ja tobie nie wchodzę w paradę. A tylko spróbuj coś ukraść, to pożałujesz, że się urodziłeś. Przysunęłam łóżko użyte do barykady pod ścianę i rzuciłam na nie bagaż.
- Zaraz, chyba nie sądzisz, że ja tak po prostu uwierzę w to, co powiedziałaś?Wybacz, ale mam swój własny rozum.
- W to nie wątpię - parsknęłam śmiechem. On podszedł do mnie i spytał.
- Może byś się tak chociaż przedstawiła? Wchodzisz tu sobie jakby nigdy nic, a potem zaczynasz się rządzić. Ponowię moje pytanie: Kim do ch*lery jesteś? - mój współlokator naprawdę się zdenerwował.
- W porządku. A więc nazywam się Sashi Servey, mam szesnaście lat i jestem magiem. A ty? Ja też muszę wiedzieć, z kim będę dzielić pokój. 
- Kaneki, mam 19 lat i też jestem magiem. - kiedy to powiedział, usiadł na swoim łóżku. Ja natomiast poszłam do łazienki znajdującej się obok naszego pokoju, aby przebrać się do snu.

<Kaneki?>


Ilość słów: 754

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz