- Ubrania? Zabawki? On będzie z rodu wiedźm, Manon, rzucisz mu patykiem, to poleci i przyniesie ci w pysku, na co wiedźmiemu dziecku są zabawki? - wychrypiała oburzona, gdyż czuła, że to po raz kolejny łamie kodeks czarnodziobych; uspołecznianie dziecka i bawienie się z nim w ludzki świat było dla niej czymś nienaturalnym.
- Asterin - zaczęła jej tłumaczyć najstarsza - Zauważ również, że jest to ludzkie dziecko, dziecko Yoshidów, nie zostało poczęte w dniu krwawego księżyca, więc wcale też nie musi stać się Czarnodziobym; może być tylko człowiekiem, to dziecko poczęte w inny sposób.. Z miłości, a nie obowiązku - wymamrotała i skrzywiła się, gdy zauważyła oburzoną minę Asterin, która zaraz, po malutkiej chwili, zaczęła krzyczeć w niebogłosy, że Henry będzie Czarnodziobym i koniec kropka, a jeżeli nie, to sama przyczepi mu pazury. Manon powoli zaczęła obawiać się; komu oddaje pod opiekę los jej syna, gdy.. Gdy jej już nie będzie.
- Dajcie spokój, dobrze? Henry będzie człowiekiem, chce, aby nim był - uśmiechnęła się, gdy dotknęła swojego brzucha, czując przy tym kopnięcie i jakby dziwny skurcz, ale machnęła na to ręką, gdyż takie sytuacje zdarzały się już wcześniej - Nie chce, aby miał moce, inaczej Rhiannon, a raczej moja własna babka, będzie tropiła go przez resztę swojego jakże wieloletniego życia, a rodzina Satoru; nigdy go nie pokocha, nie pokocha go jak my, a to dziecko nie jest niczemu winne. Chciałabym, aby miał normalne życie, ludzkie i normalną rodzinę, z wami włącznie - kolejny skurcz przerwał chwilowo jej natłok myśli, gdyż zdawał się być bardziej bolesny, chociaż po chwili minął tak, jak wcześniejszy - Zróbcie mi tą przyjemność i wychowajcie go tak, żeby nie miał problemów i żeby nie musiał całe życie chować się w cieniu, a jeżeli już będzie miał pazury, to nauczcie go z nich korzystać, przyda mu się ta nadzwyczajna umiejętność - Manon uśmiechnęła się ponownie do wiedźm i schyliła, aby podnieść torby z zakupami, które nie były bardzo ciężkie, gdyż Asterin i Cassiopeia nie zgodziły się, aby białowłosa się nadwyrężała; same dźwigały masę tobołów, choć po czarnej jędzy wyglądało to tak, jakby miała ochotę je wyrzucić, bo Czarnodzioby nie będzie bawił się ludzkimi zabawkami, to uderza w ich honor! Białowłosa chwyciła za reklamówki, po czym uderzyło w nią dziwne uczucie, a zaraz po tym masa, bolesnych skurczów, więc opuściła przedmioty, które z impetem ponownie spadły na ziemie. Obie wiedźmy znalazły się przy Manon w niesamowicie szybkim tempie, na ich twarzach malowało się przerażenie.
- Chryste - warknęła Asterin sarkastycznie, na nowo wyśmiewając się z ludzkiego Boga - Manon, co się dzieje? - przykucnęła obok następczyni i spoglądała na okoliczne drzewa, jakby myślała, że trafiono ją jakąś strzałą.
- Odeszły ci wody, Manon - odpowiedziała Cassiopeia trochę szczęśliwym, chociaż przerażonym głosem - Twój syn chce przyjść już na ten okropny świat - powiedziała pomagając Manon wstać, gdyż te przeraźliwe skurcze utrudniały jej dosłownie wszystko. Nigdy nie sądziła, że to tak piekielnie może boleć i zaczęła współczuć wszystkim wiedźmom, które musiały zachodzić w ciąże jedna po drugiej i ciągle znosić te tortury; miała szklanki w oczach; raz robiło jej się zimno, zaraz znowu gorąco, a jej tętno niesamowicie podskoczyło do góry; do tego zaczynała już być na wpół świadoma tego, co właśnie się działo. "Twój syn", "chce", "okropny świat", docierały do niej jedynie urywki zdań najstarszej z wiedźm, więc te zaczęły delikatnie wlec ją do domu, zostawiając zakupy u jednej ze sklepikarek; obiecała, że je dla nich przytrzyma i odbiorą je, gdy dziecko będzie już na świecie,
Drzwi do domu Yoshidów otworzyły energicznie, powiedziałabym, że nawet "za" energicznie, bo prawie wypadły one z zawiasów, Henry szybko uniósł wzrok zza gazety, ale zaraz zjawił się przy białowłosej tak szybko, jak to tylko było możliwe, ponieważ zrozumiał, co właśnie zaczęło się dziać, Położył dziewczynę na sali operacyjnej, w której wcześniej operował ówczesną miłość swojego życia, lecz wiecie, co było najgorsze? Okazało się, że Satoru razem z Arsene na chwilę wyszli, obok, mieli zaraz wrócić, ale.. Jeszcze ich nie było, więc przez chwilę Cassiopeia musiała współpracować z Henrym.
- Nie ma czasu na wypominanie naszej historii, Cassiopeio, proszę cię pomóż mi i idź po morfinę - spojrzał wiedźmie głęboko w oczy i Manon widziała tą jego ulgę, gdy czarnowłosa skinęła głową i zniknęła za drzwiami - No już Manon, wszystko będzie dobrze, oddychaj - dziewczyna lekko, choć z bólem uśmiechnęła się do Henryiego, ponieważ skurcze powodowały, że dosłownie czuła, jakby zaraz miała umrzeć z bólu. Nie minęły 2 minuty, gdy koło drzwi w tym samym momencie pojawiła się Cass z morfiną i.. Satoru z miną bledszą, niż ściana obok której stał; przysięgam, że cały się trząsł, jakby nie mógł dowierzyć, że to właśnie się dzieje, że niedługo będzie mógł potrzymać na rękach własne dziecko. Porody wiedźm były cięższe, bardziej bolesne od tych ludzkich, ponieważ wiedźmie dzieci są.. Istotnie zabójcze; ten chłopczyk wydawał się współpracować, ale nie zmieniało to faktu, że ciało wiedźmy reagowało dalej tak samo. Henry raz po raz dawał jej jakieś polecenia, Satoru trzymał ją za rękę, później chodził zdenerwowany w kółko, chwilę później pomagał Henryiemu.. Tak naprawdę do Manon mało rzeczy dochodziło; czuła, że z każdym poleceniem "przyj", gdy było coraz bliżej tego cudu.. Uchodziło z niej życie, oddychała coraz gorzej, jej serce biło nienaturalnie za szybko, nawet Arsene zdawał się przejmować tym wszystkim, jakby gdzieś tam czuł, że będzie wujkiem, prawdziwym. Po trzy godzinnych staraniach, wielkich mękach wszystkich dookoła, Manon usłyszała dziecięcy płacz, w tym momencie łzy popłynęły jej z oczu, a Arsene musiał podtrzymywać swojego brata, aby zaraz nie zemdlał; Henry trzymał w ręce małego chłopczyka z heterochromią.. Jego jedno oczko było błękitne, niczym źrenice jego ojca, a drugie złote, przypominające, ba, nawet będące identyczne jak te Czarnodziobych. Widać było, że był i człowiekiem i Czarnodziobym, ponieważ miał predyspozycje do posiadania później ostrych pazurów wiedźm, chociaż całą resztę, razem z zębami; już miał ludzką. Henry dał syna Satoru na jego ręce, a ten przysięgam, że płakał również tak mocno, jak teraz nasza białowłosa.
- Mamy syna, Manon - odparł uśmiechając się do kobiety swojego życia i znowu patrząc na cud, który teraz trzymał. Manon ostatni raz spojrzała na swojego synka, pięknego, małego Henryiego i wiedziała, że będzie miał on tutaj dobre życie, po chwili ostatnia łza spłynęła jej z oczu, a przeraźliwe maszyny, sugerujące o biciu serca zamarły. Cassiopeia obudziła się jakby z transu i z szybkością rakiety atomowej doskoczyła do ciała dziewczyny, złapała ją za ramię i próbowała ocucić.
- Nie, Manon - krzyczała przeraźliwie - Błagam nie rób nam tego! - krzyczała jeszcze mocniej i zaczęła również płakać, lecz nikt jej nie odpowiadał - Henry błagam, zrób coś - dopiero po chwili reszta również zorientowała się, co właśnie się dzieje, gdyż Cassiopeia otrzymawszy wizje, zareagowała szybciej, niż jakiekolwiek bodźce dotarły do innych.
Lecz Manon nie odpowiadała.
Beng ;-; Halo Szekspir, ucz się pisania dramatów~
ilość słów: 1423
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz