18 lut 2019

Od Manon c.d: Satoru

Dziewczyna pierwszy raz osiągnęła tak błogi spokój, gdy chłopak obdarowywał ją pocałunkami czuła, że w końcu do kogoś należy; że nie jest nijaka i ma wartość, w końcu dla kogoś coś znaczyła. Każdy z jego pocałunków oznaczał coś innego, ukazywały one jednocześnie wspomnienia jak i uczucia, które w tę noc eksplodowały niczym Wezuwiusz, na nowo niszczący Pompeje. Było to może trochę egoistyczne, ale dziewczyna chciała tego więcej, chociaż nie do końca wiedziała z czym to się wiązało. Przytulali się i całowali w zgodnym rytmie, jakby od dawna odnaleźli harmonię, jakby byli zaginionymi jing i jang, którzy nie mieli prawa nigdy spocząć od siebie daleko. Manon wiedziała, jak bardzo to wszystko jest pokręcone, jak bardzo zakazane, ale nie chciała przestać, spodobały jej się pocałunki, którymi się tak hojnie obdarowywali przez większość nocy. Mimo wszystko nie przeszli przez granicę, było stanowczo za wcześnie, chociaż serce wiedźmy krzyczało: Przecież co się może stać! Na szczęście dziewczyna rzadko słuchała się jego głosu; mimo, że i tak bardzo tego chciała. Gdyby doszło do czegoś więcej, mogłaby wyniknąć z tego masa problemów, a już i tak mieli ich trochę na głowie. W końcu oboje zasnęli, otoczeni własnym ciepłem i uczuciami, które bujały ich do snu. Noc minęła bardzo przyjemnie, dziewczyna ani razu nie zerwała się w nocy; czuła się bezpiecznie przy Satoru, przy Yoshidzie, przy nazwisku, który wymordował połowę jej populacji. Obudziła się wraz ze wschodem słońca, chłopak spał tak błogo, że nie miała serca go budzić, chociaż bardzo chciała; niewiadome było, za ile uda im się spotkać i czy w ogóle na nowo do tego dojdzie, aczkolwiek wiedzieli, że są dla siebie wszystkim i odległość nie może tego zniszczyć; tak bynajmniej podpowiadało jej serce, z którym od czasu do czasu musiała się zgodzić; los pokaże, czy było to słuszne podejście, bo niestety nie zawsze okazywało się nim być. Dziewczyna założyła swoją wczorajszą sukienkę, ponieważ idąc w rzeczach Satoru, naraziłaby się na węszenie Asterin, albo co gorsza; odkrycie całej prawdy. Nasza podła Czarnodzioba, wiedźma z krwi i kości, rządna mordu bestia, okazała się na tyle emocjonalna, że zostawiła chłopakowi karteczkę z napisem "W razie, gdybyś zapomniał, to... Kocham Cię". Przez moment miała ochotę wyrzucić ją do śmietnika, ale ostatecznie zostawiła ją na poduszce, na której jeszcze godzinę temu spała. Miała nadzieję, że chłopak nigdy ją nie zrani, ponieważ od życia już dostała wyraźnie za dużo problemów, odsłoniła swoją naturę przed nim całkowicie i liczyła, że się nie zawiedzie; uchroń Boże, żeby tak było. Założyła swój czarny kaptur, opatuliła się doszczętnie płaszczem, jeszcze raz zerknęła na schody, jakby oczekiwała, że może jednak wstał
I wyszła.
~~*~~
Na dworze było zimno, mróz zaatakował jej wycałowane przez większą część nocy usta i policzki przypominając jej, aby przestała śnić na jawie; wraca do domu, do Czarnodziobych, jej jeden, szczęśliwy dzień, właśnie dobiegł końca i musiała zastanawiać się poważnie nad tym, jak wyjaśni fakt, że nie jest w ciąży. Dotarła do portu, wiedźmy wracały z potarganymi włosami; niektóre szczęśliwe, inne smutne i rozpaczające, że właśnie tak przyszło im żyć; nienawidziły Łowców, to przez nich musiały szybko podbudowywać plemię wiedźm, a dziewczyna właśnie z jednym z nich przeżyła swój pierwszy pocałunek. Weszła na pokład, próbując odwracać się możliwie od każdego, unikając niewygodnych pytań. Asterin chwilę później zaczęła liczyć przybyłe kobiety, aby upewnić się, że mogą bezpiecznie odpływać.
- I jak wam poszło, dziewczęta? - krzyknęła radośnie; Manon dałaby sobie rękę uciąć, że jej noc się udała i była szczęśliwa przez to, co robiła z własnym ciałem, ale nie były ludźmi, żeby móc decydować o swoim losie, oni mieli zdecydowanie łatwiej. Asterin skierowała swój wzrok na Manon, która siedziała w samym rogu pokładu, jak najdalej od wszystkich, znajdujących się na statku wiedźm. - Manon? Przyniesiesz nam to szczęście w postaci dziecka? - uniosła jedną brew, zadając to pytanie na tyle głośno, aby już każdy bacznie im się przyglądał. Białowłosa próbowała nie dać nic po sobie poznać, wymyśliła już, co powie, ale nie wiedziała, czy miało to w ogóle jakiś sens, czy było dobrą wymówką..
- Niestety nie, Asterin - wszystkie wiedźmy czujnie przysłuchiwały się rozmowie - Trafiłam do domu jednego mężczyzny późno w nocy, aczkolwiek okazał się być Cavasakim - wymamrotała, a wszystkie kobiety wzdrygnęły się na to nazwisko; Ród Cavasaki, Muppetów i ród Yoshidów, to właśnie cała trójca, która polowała na Czarnodziobe od zalania dziejów. Asterin wzięła w tym momencie naszą białowłosą następczynię "na stronę", aby móc porozmawiać z nią w cztery, wiedźmie oczy.
- Boże, Manon, mam nadzieję, że do niczego między wami nie doszło? - przerażona zaczęła spoglądać na brzuch białowłosej w nadziei, że nie rozwija się w nim potomek ich wroga. Manon uspokoiła dziewczynę i wyjaśniła, że szybko pozbyła się problemu, nie zdążyli nawet zdjąć ubrań, gdyż wiedźma szybko wychwyciła spisek. Asterin westchnęła z ulgą; lepiej wrócić bez dziecka, niż z dzieckiem wroga - Ty masz jakieś niesamowite szczęście do spotykania na swojej drodze Łowców, wiesz? Najpierw ten bezużyteczny Yoshida, teraz Cavasaki… Chryste, może oni zawarli jakiś pakt?! - Czarnodzioba zaczęła gdybać, że to oznaczałoby wojnę, kolejną, a one nie są przecież jeszcze na nią gotowe! W takim bądź razie musiałyby podwoić tempo, a to oznacza ciąże co 9 miesięcy, co cholernie wykończyłoby ich układ rozrodczy, jak również psychikę; noszenie w sobie prawdziwego demona nie jest przecież takie proste. - Właśnie, miałam Ci mówić, do miasta wróciła Emilia, była dziewczyna Satoru, coś słyszałam, że strasznie się za nim stęskniła - uśmiechnęła się Asterin, jakby dowiedziała się właśnie o intrydze Hitlera przed drugą wojną światową (to tylko porównanie, brzydzę się nazizmem) - Ułoży im się, a ty będziesz mogła spać spokojnie, słyszałam też, że nawet go odwiedzi - poklepała białowłosą, jakby była jeszcze dzieckiem, po czym wyszła z pomieszczenia tłumacząc, że musi pilnować kierunku, w którym płyną, ponieważ przepłynięcie całego oceanu nie jest tak dostatecznie proste. Dziewczynę osaczyło nieznane dotąd uczucie, miała prawdziwą chęć mordu, jak pełnokrwiste Czarnodziobe, z jej dłoni na nowo wyrosły pazury, zdolne tylko rozszarpywać. Przysięgała sobie, że jeżeli ta Emilia chociażby dotknie Satoru to, to... Dziewczyna znów przyłapała się na bestialskich myślach, a przecież nie chciała taka być, lecz ciężko odeprzeć swoją naturę. Nie wiadomo kiedy się spotkają, mężczyźni mają swoje potrzeby, które trzeba zaspokajać, prawda? Co zrobi Manon, która jest po drugiej stronie oceanu? Zacisnęła dłonie w pięści, zazgrzytała z wściekłości zębami i bezsilnie usiadła, za moment miały dopłynąć do wioski.

To taki bezsens;-; Satoru?

ilość słów: 1033

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz