3 lut 2018

Od Atalii do Mishuri

Nie zdążyłam upić ani jednego łyka herbaty, gdyż napój wylądował na ziemi. Spojrzałam na osobę, która zabiła mi, choć odrobinę przyjemności i od razu poznałam swojego brata. Patrzył na mnie, jakbym to ja zabiła naszą matkę. Myślałam, że wyjdzie z siebie z nieznanych mi przyczyn i oczywiście dostanę za coś, czego nawet nie jestem świadoma. Właściwie, co on tutaj robił? Nie miał przypadkiem misji? Z tego, co słyszałam, gdyby wszystko dobrze poszło, wróciłby dopiero za kilka dni, a nie po dwóch godzinach. Coś go rozproszyło? Nie. Po prostu dla nie ma lepszego zajęcia niż nękanie młodszej siostry. Odwróciłam od niego wzrok, a następnie wstałam z krzesła i podeszłam do miejsca, w którym wylądował biały kubek w złote wzory. Syknął przez zaciśnięte zęby, po czym poczułam, jak coś ciągnie mnie do tyłu. Znów widziałam jego lekko zdenerwowaną twarz.
– O co chodzi? – zmęczona zapytałam. Ja chyba z nim dłużej nie wytrzymam, dlaczego po prostu wyjdzie i już nigdy nie wróci?
– Jak mogłaś o tym zapomnieć?
Wpatrując się w jego oczy, czekałam na jakieś wytłumaczenia. Niby mówił o czymś ważnym. O czymś, co wymaga natychmiastowej reakcji, ale jego działania wskazywały, że grał na zwłokę. Chciał coś na mnie zwalić, ale źle sobie to obliczył w swoim kalendarzyku? Kopnęłam go nieco niżej niż kolano i uciekłam z jego uścisku. Miałam zamiar po sobie, a raczej po nim, posprzątać i czym prędzej się ulotnić, ale wiedziałam, że uda mi się zrobić tylko jedną z tych rzeczy. Oczywiście, że lepiej jest opuścić pomieszczenie, w którym znajduje się rozgniewany goryl, niż próbować z nim porozmawiać na spokojnie. Skoczyłam do drzwi i chwyciłam za klamkę. Popchnęłam drzwi do przodu, ale w połowie ich otwierania, coś je zablokowało. Zaskoczona wyjrzałam zza drewnianego skrzydła i ujrzałam rozgniewaną twarz dziewczyny. Po wyglądzie i opisie, który usłyszałam, mogłam stwierdzić, że nie powinna być mi zupełnie obca, a mimo to nie potrafiłam jej przypisać do żadnej znanej mi tożsamości. Otworzyła szerzej drzwi i pociągnęła mnie za rękę. Nie, nie chciała mnie przytulić. Zrobiła to tak nagle i niespodziewanie, że po prostu nie wyrobiłam i nie utrzymałam się w pozycji stojącej. Wylądowałam na ziemi. Zła na nią spojrzałam, na co prychnęła.
– Skoro wolisz przepraszać w tej pozycji, proszę bardzo – uśmiechnęła się chytrze.
– Przepraszać? Zniżam się do twojego poziomu, aby z tobą porozmawiać.
Zauważyłam, że moja wypowiedź nieco zszokowała dziewczynę. Kiedy już do niej dotarło, że tak troszeczkę, ale tak odrobinkę ją obraziłam, zaśmiała się i skrzyżowała ręce na piersi. Podniosłam się z tej brudnej ziemi i stwierdzam, że ktoś mógłby tutaj posprzątać, przynajmniej poodkurzać i umyć podłogi, a nie wytrzeć podeszwą i ta da, czysto. Koleżanka czekała, aż zrównam z nią spojrzenia. Podejrzewam, że miała do mnie jakąś sprawę... A może to ja do niej? Otrzepałam się z kurzu i już miałam zapytać, czy przypadkiem nie ma nic innego do roboty, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, z pokoju obok wydobył się ryk wściekłego Lloyda. Nawet nie przejął się obecnością drugiej blondynki i postanowił mnie zbesztać przy publiczności.
– Miałaś iść jako pomoc Mishuri, a nie się obijać? Myślisz ty czasem?
Dopiero po zadaniu ostatniego pytania, zorientował się, że mówił o dziewczynie, która stała tuż obok. To prawie jak obgadywanie! Zaśmiała się i poprawiła swoje włosy, mówiąc, że po to tu przyszła. Oczywiście dałaby sobie radę sama, ale jednak potrzebowała drugiej osoby, tak dla wsparcia mentalnego. Dalej nie rozumiałam, o co może tutaj chodzić.
– Misja? – zapytałam.
– Krótkie zadanie – odparł, – ale to już możecie porozmawiać o tym same.
Pokiwałam głową i wzrokiem odprowadziłam brata aż do wyjścia. Dziewczyna poklepała mnie po ramieniu i przyłożyła palec do ust. Z jej twarzy nie zniknął ten uśmieszek i poprosiła, abym wykonywała jej polecenia, bo zrobi się bardzo, ale to bardzo nieprzyjemna. Jeśli będę sprawiać problemy, pozbędzie się mnie ot co. Już wiedziałam, co z niej za typ człowieka... Pewna siebie i przekonana o swojej świetności, czyżby bliźniaczka z charakteru? Zaraz się przekonamy.
– Martw się o siebie. Właściwie, w czym mam ci pomóc?
Siedziba gildii była umieszczona w górach, więc w pobliżu nie ma zbyt wielu wiosek lub osad, a jeśli już są, to mieszka w nich mało ludzi. Wątpię, żeby mieli jakieś poważne problemów, a więc pewnie musi chodzić o jakieś poszukiwania na dużym obszarze, skoro potrzebują aż dwóch magów.
– Owce – rzuciła krótko. Posłałam jej pytające spojrzenie, niech trochę mi o tym opowie, skoro idę tylko do pomocy.

Mishuri? Szykuj się na rakowisko Cinka.

Ilość słów: 733

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz