11 lut 2018

Od Atalii – „Błotniste spotkanie”

Obudziły mnie ciężkie kroki mojego brata, który wtargnął do mojego pokoju z wielkim hukiem. Chciałam przetrzeć oczy, aby móc zobaczyć go wyraźnie, a następnie zapytać o powód, dlaczego tak głośno zachowuje się z samego rana. Nie zdążyłam i dostałam coś mocniejszego na pobudzenie. Po chwili poczułam, jak oblewa mnie zimna woda i powoli spływa po moim ciele, wsiąkając się do włosów, ubrań, a na końcu do pościeli i łóżka. Burknęłam zła i miałam już wybuchnąć na niego krzykiem, ale momentalnie zabrakło mi mowy i jedynie, na co miałam ochotę, to poszukać ciepłego miejsca i owinąć się cieplutkim kocykiem, popijając sobie gorącą herbatę. Odwróciłam się i zauważyłam, że okno jest otwarte, które pozwalało zdrajcy na swobodną wędrówkę między chatką a z tym, co znajduję się na zewnątrz. W nocy miło chłodził po wyczerpującym treningu, nad ranem siłą trzymał w łóżku, żeby przypadkiem nie obudzić się na dobre, a teraz wręcz pragnie mojego wyziębienia! Zdradliwy wiatr... Lloyd jak się pojawił, tak też zniknął. Nawet nie dał na siebie powrzeszczeć... No nic, jeszcze go dopadnę.
– Pośpiesz się, bo ci misja przepadnie! – krzyknął zza ściany.
Misja? Co za misja? Przydałoby się jakąś zrobić, żeby nie wyjść na nieroba. Westchnęłam i szybko pomknęłam do kuchni, w której siedział ten niemożliwy facet. Uśmiechnął się do mnie i zapytał, czy wszystko ze mną w porządku, czy może miałam koszmary w nocy, że jestem taka mokra. Wyklęłam go przez zaciśnięte zęby i usiadłam naprzeciw niego. Złapał za jakiś skrawek papieru i zaczął nim machać, pytając się, czy podobnie jak on chce zostać magiem klasy S. Nie rozumiałam jego podekscytowania, to tylko status. Jego blask przygasł, a jego twarz nabrała zupełnie innego wyrazu. Rzucił mi pod nosem listem, więc chwyciłam go w dłonie, a następnie otworzyłam. Jego treść była oczywista i bez wątpienia wypadałoby, choć spróbować wykonać to zadanie. Mistrz Jiemma się postarał, bo własnoręcznie napisał ten list i nawet zapamiętał na tę krótką chwilę moje imię. Cóż za poświecenie! Nie mogę teraz go zawieść, prawda? Wróciłam do czytania wiadomości i zdałam sobie sprawę, na czym polegać będzie moje zadanie. Pokonać jakąś bestię? Nie ma problemu. Tylko co ma znaczyć coś podobnego do Deliory? Ach no tak, coś takiego grasowało, ale komuś udało mu się go powstrzymać. Łatwo chyba nie było, skoro został określony jako to zło. Całość powiadomienia o misji dopełniła groźba, która miała mi dać jasno do zrozumienia, że porażka nie wchodzi w grę. Chyba że wolę opuścić Sabertooth, to mogę tam nawet umrzeć, no nie?
– Kto i w jaki sposób pokonał Deliorę?
Brata widocznie zaskoczyło to pytanie, ponieważ z jego ręki uciekł widelec, a następnie mocno zmarszczył brwi. Powinnam to wiedzieć? Coś burknął pod nosem i chwilę musiał sobie pomruczeć pod nosem, zanim zdecydował się na to, aby wydusić z siebie coś ciekawego. Długo się do tego zbierał i właściwie nie dowiedziałam się niczego, co mogłoby mi pomóc. Zapieczętować za pomocą magii lodu? Całkiem praktyczny i użyteczny pomysł, o ile takową magię się posiada. Co ja biedna mogę zrobić ze swoją materializacją czy pociskiem? No nic, mam nadzieję, że mój przeciwnik będzie bardziej podatny na ataki fizyczne. Inaczej może być naprawdę, ale to naprawdę ciężko...
Nie potrzebowałam wiele czasu na to, aby móc spokojnie się zebrać, dlatego też całkiem wcześnie dotarłam do budynku, w którym mieściła się siedziba Rady Magicznej. Nie wiedziałam do końca, jak właściwie mam się znaleźć w tym labiryncie, skoro nie dostałam żadnych współrzędnych, więc pomyślałam, że najlepszym sposobem byłoby przyjście właśnie tutaj. Kazali mi jeszcze chwilkę poczekać, tak też zrobiłam. Usiadłam na wolnym miejscu i patrzyłam, jak inni wchodzą lub wychodzą. Chyba odrobinę się stresowałam, niby tylko status, tytuł, a jednak dużo wymagają... Nie bardziej martwiła mnie groźba mistrza. Grr... Raczej nikt inny nie będzie chciał kogoś takiego jak ja w swojej gildii, to przykre. Po chwili usłyszałam, że zaraz ktoś mi wytłumaczy, jak mam rozpocząć swoje zadanie. Podniosłam się na równe nogi i powoli skierowałam się w stronę wielkich drewnianych drzwi.
– Rozpoczynasz już dzisiaj? Nie wolisz się do tego... jakoś bardziej przygotować? – szepnął do mnie jeden ze strażników. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ciężkie są te zadania...
Wzruszyłam ramionami. Właściwie nie zastanawiałam się nad tym, czy dam sobie jeszcze kilka dni na przygotowania, bo nie po to ciężko trenowałam przez lata, żeby teraz udawać, że kilka porządnych ćwiczeń załatwi sprawę. Gotowa czy nie, nie mam ochoty zwlekać z tym dłużej. Westchnął, po czym pozwolił przejść mi dalej i sam poinformował przewodniczącego, że jestem gotowa na wrzucenie do labiryntu. Uch, zapomniałam zapytać o jeden drobny szczegół... Zastanawia mnie, co mają na myśli poprzez wrzucenie? Na początku myślałam, że po prostu wskażą mi drogę do labiryntu, ale teraz już nie jestem tego pewna. Niektórzy uśmiechali się pod nosem, a przewodniczący wstał ze swojego wygodnego siedziska i wykonał niby zwykły gest ręki. Przez krótką chwilę przyglądałam się jego ruchom, gdy nagle zamiast niego zauważyłam... chmury? Zabrakło mi również gruntu pod nogami, a więc już po chwili mogłam poczuć, jak spadam. Wylądowałam w błocie, dzięki czemu upadek nie był tak bardzo bolesny. Czyli to tak wygląda to wrzucenie do labiryntu? Mogliby to zrobić nieco delikatniej, a nie próbować mnie zabić już na samym początku. Ociężale podniosłam się z błota i próbowałam dłonią strącić sporą jego ilość z własnych ubrań. Uch, to będzie sprawiać wielki kłopot...
Rozejrzałam się wokół. Nie widziałam nic oprócz ładnie ozdobionych, brukowych ścian pokrytych mchem i liśćmi oraz wyjścia, które koniec końców poprowadziło mnie do ślepego zaułka lub wolności. Przybliżyłam się do ściany i dłonią przejechałam po jej fragmencie. Są stare, ale wciąż mocne i jeśli przyjdzie taka konieczność, raczej nie dam rady przebić się przez nie. Dzięki wykutemu wzorze po ścianach dałoby się wspinać, ale niestety... Palce ślizgają się po jej powierzchni i nie da rady wejść wyżej niż na połowę ich wysokości. No szkoda, bo w ten sposób muszę przemierzać wszystkie korytarze w poszukiwaniu swojego przeciwnika... A tak miałabym nawet możliwość zaatakowania z góry, z zaskoczenia. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie, co prawda spodziewałam się, że na starcie nie będę mogła liczyć na walkę, ale jednak trochę to nudne... Mam wrażenie, że znacznie więcej czasu zejdzie mi na jego szukania niżeli na sam pojedynek. Męczące. Czy on w ogóle tutaj jest? Wszystko zdaje się pozostać w spoczynku. Otaczała mnie cisza, która raz co jakiś czas przerywana jest przez mój oddech lub kroki. Nie zdążyłam zobaczyć zbyt wiele, gdy powoli zbliżałam się do celu, ale z pewnością mogę stwierdzić, że całość labiryntu znajduje się w wielkiej puszczy. Ciekawe, czy to wina tej bestii, która się tutaj ulokowała. Skoro jest częścią egzaminu klasy S, pewnie odstraszyła ludzi i inne stworzenia. Demon podobny do Deliory, do tego zła, co? Zastanawiam się, czy ktoś inny już próbował się z tym zmierzyć. Byłoby jakoś lżej na duchu, wiedząc, że nie jestem tą pierwszą. Z drugiej strony... Nie, lepiej nie myśleć o rzeczach zupełnie niepotrzebnych. Powinnam wykorzystać ten czas poszukiwań na wymyślaniu sposobów, jak go pokonać. Powinnam, ale trudno jest wymyślić jakąkolwiek strategię idealnie dopasowaną pod przeciwnika, skoro się go nie zna. Mogę się jedynie domyślać, że jest piekielnie silny, ale to wciąż tylko domysły. Jeszcze to błoto... Jakie ono jest wkurzające! Jeden upadek i wolny spacer wystarczył, żeby być już cała wybrudzona. Jak dalej tak pójdzie, to zostanę wykończona przez brud i już widzę te cudowne ploteczki... Przystąpiła do egzaminu, a dała się pokonać nikczemne nieczystości! To by było przykre, nawet bardzo przykre.
Od dłuższej chwili wyczuwam czyjąś obecność, a z każdym kolejnym krokiem coraz wyraźniej słyszę coś w stylu pomrukiwania. Huh, czyżbym nie została wykryta przez tę bestię? Muszę jednak uważać. Wątpię, by udało się go pozbyć poprzez zabicie go przez sen... To by było zbyt proste. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam biec, zwalniając jedynie przy zakrętach. Uciążliwe było to, że zamiast normalnie stawiać kroków po podłożu, najczęściej się po nim ślizgałam. Niby ułatwienie, nie zmęczę się tak bardzo, ale gdyby tak przyjrzeć się temu bliżej, nie zawsze będę mogła wyhamować czy też zrobić unik tak, jak chciałam... W końcu dobiegłam do miejsca, gdzie spoczywał potwór. Powoli przekroczyłam próg wyznaczony przez dwie ścianki, a moim oczom ukazało się pomieszczenie, całkiem podobne do tego, w którym znalazłam się na początku. Zaczęłam się wszystkiemu dokładnie przyglądać. Włączając to wyjście, można było się stąd wydostać za pomocą pięciu korytarzyków. Było tutaj mnóstwo przestrzeni, jednakże na ziemi walało się sporo śmieci, odpadów. Nie zabrakło również wyniesień w postaci małych wzgórz lub wielkich skał. Naprzeciwko mnie, na drugim końcu leżał podejrzany ogar, który zaraz podniósł łeb, jak nieco się do niego zbliżyłam. Wpatrywał się we mnie czerwonymi oczyskami i podążał wzrokiem za każdym moim ruchem. Poczułam się nieswojo, chyba to określenie jest najodpowiedniejsze do tej sytuacji. Gdyby okoliczności były inne, mogłabym go przygarnąć, bo na swój sposób był całkiem uroczy. Jedynie czego przydałoby się pozbyć to tej żądzy krwi, która swoją drogą nasila się z każdą sekundą. Wykorzystam tę chwilę. Uniosłam dłoń do góry, a jej palce ułożyłam w charakterystyczny sposób. Rewolwerek Atalii gotowy do pracy... Mam nadzieję, że działa, chociaż w małym stopniu. Wymierzyłam dokładnie w głowę zwierzęcia, a następnie wystrzeliłam pierwszy pocisk. Choć leciał z zawrotną prędkością, nie trafił. Spodziewał się, że zaatakuję umiejętnością dalekodystansową, więc nie musiał zbytnio się przemęczać, by wykonać unik. Strzał jednak dosięgnął skały, która znajdowała się tuż za nim. Roztrzaskał ją, a otoczenie przez chwilę wypełniło się mgłą spowodowaną okruchami. W tym czasie mój nieprzyjaciel zdążył przetransformować się do innej formy. Wyglądał straszniej i na o wiele silniejszego niż wcześniej, ale ten monstrualny wzrost wcale nie musi pociągać za sobą bestialskiej siły, prawda? Odrobinę mi ulżyło, gdy w jednej łapie trzymał najzwyczajniejszy miecz. Był tylko odrobinę większy od tych, które dotychczas widziałam i z pewnością nie będzie pozwalał mu na szybkie ataki, dzięki czemu będę mieć chwilę, aby uderzyć, gdy ten będzie brał zamach... Osłabię go mniejszymi atakami, a kiedy nadejdzie odpowiedni czas, zadam śmiertelny cios. No i obejdzie się bez nadmiernego użycia magii. Patrzyłam z niedowierzaniem, kiedy potwór w ułamku sekundy zniknął mi z oczu, a następnie znalazł się za moimi plecami, chcąc pogłaskać mnie swoją bronią. Całe szczęście zdążyłam sobie przygotować jakikolwiek miecz i w odpowiedniej chwili odbiłam jego uderzenie. Pod wpływem jego siły stal, której kawałek trzymałam w dłoni, po prostu pękła i rozkruszyła się na kilka części. Prawdopodobnie, gdyby trafił, mogłabym pożegnać się ze swoim lewym ramieniem, a tak bardzo je uwielbiam... Uśmiechnął się do mnie pod nosem i oblizał swój pysk, szykując się do następnego ataku.
Nie umrzyj za szybko – odezwał się ludzkim głosem.
– W takim razie ja powiem coś zupełnie innego. – Ucieczka nie ma sensu, a nie pokonam go samymi unikami. Muszę przejść do ofensywy... Niebawem pojawił się nowy miecz, choć bardziej przypominał on kawał zimnego metalu niezgrabnie wyciosanego. Zauważyłam, jak się zdziwił, gdy w mojej ręce pojawiła się wierna kopia jego ostrza. Zaniepokoił się. Postawiłam pierwszy krok w jego stronę. Na początku był to zwykły marsz, następnie trucht, a na samym końcu już po prostu biegłam. – Zdychaj jak najszybciej! – krzyknęłam do niego, zmniejszając odległość między nami.
Zorientowałam się, że machanie tą zabawką nie stanowi dla niego większego problemu i po prostu posługuje się tym, jakby miał do czynienia z lekką szabelką. Jego ruchy były płynne, a z każdym kolejnym atakiem, coraz trudniej było go sparować lub robić uniki. Było źle, bardzo źle. Mój oręż wyślizgiwał mi się z dłoni, wykonanie precyzyjnego cięcia stało się rzeczą niemożliwą. Właściwie to nie miałam nawet czasu, na to, aby wykonać jakiekolwiek pchnięcie, gdyż co chwilę musiałam poprawiać swój chwyt. W dodatku to podłoże... Już rozumiem, dlaczego błotnisty i obślizgły labirynt. Znalazłam również główny powód trudności tego zadania i wbrew pozorom nie polegała ona na potędze przeciwnika, a na specyfice pola walki. Zdarzało się, że i jego ostrze przejechało po mojej skórze. Nie umknęły mi żadne obrażenia, wiedziałam o każdej ranie, czułam każdą drobną stróżkę krwi, która powoli spływała po moim ciele. To była moja taktyka, ukradł mi ją... Co za złodziej. Uniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Moje cięcia okazały się głębsze i bardziej mu zaszkodziły, niż te, które mi zadał. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedziałam, że jestem usatysfakcjonowana tym faktem. To znaczy, że jestem w stanie go pokonać, tylko muszę się bardziej postarać. Postarać się bardziej... To proste, prawda? Zawsze robiłam to za słabo, przynajmniej tak uważał Lloyd, więc jak mam sobie poradzić teraz? To banalne. Podczas zbierania sił i swoich niepotrzebnych rozmyślań, piekielny ogar postanowił zaimponować mi magią. Cholera. Był już przy mnie, nie zdążę unieść broni i się zasłonić. Jednak jeśli nie zablokuje tego ciosu, może się to źle skończyć. Muszę, chociaż spróbować... Chwyciłam mocniej za rękojeść i z całych sił próbowałam jak najszybciej umieścić go między mną a ostrzem przeciwnika. Udało mi się to zrobić, ale zaraz po tym wylądowałam na plecach w błocie, a miecz wypadł mi z dłoni i wbił się w stopę bestii. Zabolało go to bardziej niż cokolwiek innego, gdyż wypuścił swoją zabawkę i wydał z siebie przeraźliwy ryk. Miałam wrażenie, że powietrze zaczyna drżeć pod wpływem tego hałasu, a ja sama powoli tracę słuch. Powoli zaczęłam się podnosić i gdy już miałam wstawać z kolan, uderzył mną o ścianę. Kolejna lekcja latania z serii niekoniecznie przyjemnych, naprawdę świetnie. Całe szczęście nie rzucił się po to, by mnie dobić, a próbował coś zaradzić na swoją okropną ranę. W tym momencie poczułam, że straciłam odrobinę władzy w prawym ramieniu. No tak, to ono przyjęło na siebie cios i pozwoliło mi na chwilę oderwać się od ziemi. Złapałam się za nie i z pomocą ścianki, na której wylądowałam, wyprostowałam się.
– Yhh, blisko było, prawie mnie załatwiłeś.
Rozgniewany spojrzał w moją stronę, a wokół jego łapy zaczęła gromadzić się niespodziewanie silnie energia. Chyba sobie żartujecie, on nie zamierza tym wystrzelić, prawda? Powoli przyjmowało to kształt czerwonoczarnej kuli i z każdą sekundą robiła się coraz to większa i większa. Nie dam rady tego zablokować, a więc jedynym co mogę zrobić to ucieczka. Rzuciłam się pędem do najbliższego wyjścia z tego pomieszczenia, ale jak na złość znów się poślizgnęłam i upadłam na bolące ramię. Syknęłam z bólu. Ratunku pozostało mi szukać u skały, za którą się poczołgałam. Skuliłam się, jak tylko mogłam i liczyłam na szczęście. Uderzył, ale nie trafił. Odetchnęłam z ulgą.
– Następna trafi – warknął groźnie.
Nie ośmielam się w to wątpić, bo trafienie mojej osoby wcale takie trudne nie jest, no nie? Czyli wszystko muszę postawić na jedną kartę. Podczas przygotowania tego ataku jest całkowicie bezbronny i zbliżenie się do niego nie powinno stanowić problemu. To moja jedyna szansa, ale czy dam radę wykonać idealny ruch, który zabiłby rywala? Moja dominująca ręka została zneutralizowana, nic nią nie zrobię. Co się stanie, jeśli nic nie zrobię? Umrę. Co się stanie, jeśli mi się nie uda? Umrę. W obu przypadkach efekt jest taki sam, więc jeśli mi się uda, powinnam zwyciężyć. Wystarczy, że skupię się na samym ataku, a obronę całkowicie oleję. Spróbujmy.
Nie byłam przyzwyczajona to takiej ilości bólu, zazwyczaj go nie czułam, a teraz... Zawadzał mi i z trudem potrafiłam ustać na prostych nogach, w dodatku przez zmęczenie zdecydowanie ciężej mi się oddychało... Jaka ja jestem głupia... Naprawdę, chyba ten blond mnie przezwyciężył. Pocisk, przeszywający pocisk powinien zadziałać, jeśli wystrzelę go odpowiednio silnego. Oparłam się o miecz, a sprawną dłoń skierowałam w kierunku bestii. Palcem wycelowałam prosto w jej pierś, licząc na to, że serce ma po lewej stronie ciała. Gdybym była przygotowana na taką dawkę błota, ten pojedynek wyglądałby dużo lepiej, a nie przez przypadek zrobiłam mu straszną krzywdę... Grr...
– To koniec.
Wystrzeliłam jasny pocisk, a następnie wytworzyłam najostrzejszy miecz, jaki w tej chwili potrafiłam stworzyć. Z trudem wystartowałam biegiem i dobiegłam do potwora. Wbiłam w niego ostrze, teraz jestem pewna, że tego nie przeżyje. Zachwiał się na nogach, a następnie ułożył swą ciężką dłoń na moim barku. Powoli zaciskał na mnie swoje ogromne palce, chcąc zmiażdżyć. Patrzył na mnie, jakbym zabiła mu matkę... Niestety kolego albo ty, albo ja. Z wymalowaną złością upadł na ziemię, a z jego pseudospodni wypadła mapa. Raczej nie wyglądał na takiego, który zna wszystkie korytarzyki na pamięć...

Ilość słów: 2660

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz