Dałem gościowi nieźle po dupie, to trzeba było mi przyznać - i dobrze, kochałem wręcz momenty, w których moja skromna osoba - wygrywała. Czułem wtedy, że wszelkie starania nie poszły na marne - że w końcu, po tylu latach; uczeń przerośnie mistrza. Jeszcze zobaczysz, Ur - kiedyś okaże się, że mogę zostać jednym z Dziesiątki Świętych Magów - osobą, którą ty nie zdołałaś zostać za życia. Zancrow, mag, który ponoć włada najrzadszą z magii - Magią Zabójcy Bogów - poległ w walce z kimś, kogo magia jest ponoć na niższym poziomie jakościowo - czy miałem powód, żeby świętować? Oczywiście, ale czy to był moment, żeby świętować? Oczywiście, że nie. Z karczmy, która stała już praktycznie w ruinie, wybiegł sfrustrowany, czerwony ze złości, karczmarz Jacek. Żartowałem, wcale nie ma tak na imię, ale lubię czasami się pośmiać. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, co zrobiliśmy z jego jedynego dobytku po rodzinie - założę się, że naprawa będzie kosztowała go pół życia ciężkiej harówy na zmywaku, w jakiejś mało ekskluzywnej kuchni - w sumie może to i dobrze? Nauczyłby się szanować niektórych ludzi, o których ma tak niskie mniemanie, skoro sam nie ma dolnych zębów (jedynek na górze też nie, ale nie wypominajmy); pewnie dostał kiedyś porządnie w ryj za swoje barmańskie odzywki.
– Wy zwyrole! – krzyknął. – Trochę kultury! Jak mogliście doprowadzić do takich zniszczeń! Unieważniam konkurs, nagród nie będzie! - zaczął szamotać się we wszystkie strony. - Dzwonię do Rady Magicznej, tak nie może być! - na te słowa, moja pewność siebie zniżyła się do poziomu wielkości jego mózgu, a moja mina wyrażała tylko jedno --> Mam kłopoty. Ooba Babasaama, nasza Mistrzyni i poczciwa staruszka, która już dawno powinna pójść na emeryturę (to nie moje słowa), ma cholernie wybuchowy temperament. Jestem wręcz pewien, że nie przywita mnie mile w otoczeniu żołnierzyków z Rady - kocha, gdy Lamia Scale wygrywa, natomiast, gdy przynosi kłopoty - lepiej nie mówić. Jej skrzeczący wrzask będzie słyszał cały Earthland.
- A może się jakoś dogadamy? - westchnąłem i mruknąłem cicho - Nie chcemy przecież, aby Ooba padła nam na zawał, czyż nie? - uniosłem do góry jedną brew - Pamiętaj drogi karczmarzu, że wtedy będziesz współodpowiedzialny za śmierć niewinnej staruszki, ewentualnie milionów, jeśli zdążą usłyszeć jej przedśmiertny krzyk typu banshee! - próbowałem wzbudzić w nim poczucie winy, bez skutku. Mężczyzna nie miał za grosz uczuć i szybciutko powiadomił o całej sytuacji Radę Magii. Nie musiałem długo czekać, bo chwilę później pod wpływem czaru - za pewne Gran Domy - z nieba zaczął spadać cały korpus żołnierzy RM. Czy to nie aby przesada na jednego maga? Przez chwilę rozważałem ucieczkę, ale w tym momencie była ona niemożliwa. Wszystkie oczy były skierowane w moim kierunku, zasłaniając wszelkie drogi ucieczki.
- Tu jest, brać ją! - krzyknęli, a ja miałem zamiar właśnie dać nogę, chociaż, zaraz... Ją? Odwróciłem głowę z zamiarem opierdzielenia ich, że pomylili moją płeć, gdyż wyglądam na 100%-wego mężczyznę, a nie na laleczkę z porcelany, ale zauważyłem, że z tłumu wyciągają Atalię, więc poszedłem, aby pooglądać to komiczne widowisko. Drobna dziewczyna szamotała się wśród mężczyzn, ale z nimi - nie oszukujmy się - nie miała szans, było ich stosunkowo za dużo.
- Co za niewdzięczna dziewczyna - szepnąłem do jednego ze strażników - wygrać konkurs i z przypływu radości tak zdemolować chatę niewinnego karczmarza? Niespodziewane! - udałem zażenowanie obecną sytuacją, ale w tym momencie sam wkopałem się w grób, bo Jacek - meh, no dobra - karczmarz, zwrócił na mnie swoją uwagę. Niekoniecznie na to liczyłem.
- I ten też! To on zdemolował moją karczmę! - warknął - Brać go! - wskazał na mnie palcem, wyobrażacie to sobie? Co za tupet. Strażnik, któremu przed chwilą gadałem ów słowa na blondynę, spojrzał na mnie groźnym wzrokiem - oj gdybyśmy byli sam na sam... To od dawna nie miałby tych błękitnych oczu w oczodołach. Tak czy inaczej zostałem skuty "anty-magicznymi" łańcuchami wraz z Atalią. Zastanawiałem się tylko, co ona takiego zrobiła, że została zatrzymana? Biedactwo najwidoczniej samo nie mogło do tego dojść, ale w drodze do siedziby RM dowiedzieliśmy się, że została posądzona o użycie Czarnej Magii - skoro wygrała z Hildą. Czarnej Magii, czy to nie zabawne? Wygrasz z osobą, która jest od Ciebie no... Troszkę masywniejsza i od razu jesteś wstrętną, złą czarownicą - spalić na stosie, zanim złoży jaja! Zachichotałem na samą wizję tego zdarzenia, a blondynka wierciła mnie wzrokiem, jakbym to właśnie ja miał ją zaraz spalić - kuszące, doprawdy.
- A Tobie co; okres się zbliża? - mruknąłem - Jakiś problem masz, czy co? - ponownie uniosłem jedną brew w geście dezorientacji.
- Będziemy mieli kłopoty, a Ty sobie chichoczesz pod nosem. Nic nie zrobiłam, ale jestem skazana na twoje towarzystwo, co nie bardzo mi pasuje.
Pokazałem dziewczynie język. Bawiła mnie jej mina - a również ta cała "powaga". Ktoś taki, jak ona, nie wyglądał na osobę, która przejmuje się błahostkami. To raczej ja powinienem powoli się stresować, gdyż list od RM jest już gotowy do wysłania mej mistrzyni, a jej ryk wręcz obudzi potwora z Loch Ness, który wstawi się na jej wezwanie, aby mnie udupić. Później nic już nie rozmawiałem z blondyną, w końcu mało towarzyski ze mnie człowiek, a wychodziło na to, że nie lubiliśmy się z wzajemnością; najwidoczniej mamy jeden punkt wspólny! Żołnierze otworzyli wielkie, masywne, drewniane drzwi do pokoju, gdzie przebywała cała Rada Magii - od razu spostrzegłem "Najwyższego z Najwyższych" - Gran Domę.
- Gran, kope lat - mruknąłem oschle. Chciałem go odrobinę zirytować - skoro już jestem w dupie, to przecież wszystko mi jedno.
Atalia?
Liczba słów: 920
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz