21 sty 2018

Misja na Klasę S - Lucy Heartphilia

Mój dzień rozpoczął się tak jak każdy inny... Pobudką przy pewnym umięśnionym i głośno chrapiącym chłopaku. Popatrzyłam na niego. Wyglądał na spokojnego, mimo tego, że wydawał z siebie okrutne dźwięki. Tak, jakby zarzynania jakiegoś ogromnego zwierzaka. Kiedy zauważyłam, że jego ręka leży nie na tym miejscu, co trzeba, uderzyłam go dość mocno pięścią w głowę. Wydawało mi się, że poszło echo... Happy oraz moja kotka Rosalie obudzili się, patrząc na nas jak surykatki. Natsu otworzył oczy, a potem przeciągle ziewnął, wyciągając się. Zupełnie ,,przypadkiem" lekko uderzył mnie w głowę. Cholerny Smoczek! Dostał kolejny raz po łbie, a potem go skopałam z łóżka.
-Wyłaź stąd zboczuchu! Dlaczego znowu śpisz w moim łóżku?!-krzyknęłam, ale nie otrzymałam odpowiedzi, prócz kolejnego ziewnięcia.
Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, że nic się nie dowiem. On tak już był. Po chwili ponownie usłyszałam głośne zarzynanie ogromnego stworzenia. Rzuciłam na niego pościel i poduszkę, którą dosłownie pochwycił, a potem ułożył pod swoją głową. Exceed chłopaka również usnął, a moja towarzyszka podniosła się, przecierając oczka łapkami.
-Ahooj...-mruknęła.
-Rosalie, wiem, że jesteś zmęczona, ale chciałabym dzisiaj zrobić jak najwięcej. Twoja pomoc przy tym bardzo by mi się przydała.
Kotka kiwnęła głową i ruszyła w swoją stronę. Nigdy nie wiedziałam, co robi rano, nie chciałam się wtrącać. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że ciekawiło mnie to. Sama ja jednak podeszłam do swojej szafy, biorąc ubranie na dziś. Przewiesiłam, co chciałam, przez ramię, a potem poczłapałam do łazienki, zamykając się. Wolałam, aby Natsu nie wszedł tutaj w najmniej odpowiednim momencie. Kiedy opuściłam toaletę, miałam na sobie niebiesko-biały top z dekoltem w kształcie serca. Do koszulki była doczepiona marynarka, a raczej kamizelka, gdyż nie miała ona rękawów. Do tego ubrałam brązową, przyległą do ciała spódnicę do jednej czwartej uda. W talii miałam biały pasek, do którego bardzo uważnie doczepiłam swoją kaburę z kluczami. Na nogach miałam najzwyklejsze, czarne botki. Włosy związałam w dwa kucyki, a potem wraz z moją kotką opuściłam swój dom. Zastanawiałam się, czy pozostawienie chłopaka samemu sobie było dobrym pomysłem. Wątpię. Zanim wyszłam na ulicę, zajrzałam do skrzynki, a tam proszę, list z pieczęcią Fairy Tail. Czyżby Makarov coś napsuł? Otworzyłam list, czytając jego treść dla Rosalie.
-Witaj Lucy! Mówiłem ci wczoraj, że wyglądałaś cudownie w tej przykrótkiej koszulce? Wracając, dostałem właśnie informacje od Gran Domy, że zakwalifikowałaś się do egzaminu na Maga Klasy S! Możesz być naszą pierwszą dumą! Twoim zadaniem, jest udanie i się do jego siedziby i stoczenie walki z genetycznie zmodyfikowanym potworem przez samego Guru Rady Magii. To zaszczyt, ale ci nie zazdroszczę. Monstra te są skonstruowane tak, że tylko prawdziwy Mag Klasy S może je pokonać. To wysoki poziom, ale wierzę w ciebie. Nie daj się zabić, bo nie zniosę, gdy stracimy tak cudowną i seksowną kobitkę z gildii! Podpisano, twój mistrz Makarov Dreyar.
Moja kotka wytrzeszczyła oczy, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Ja? Mag Klasy S? Z jednej strony byłam szczęśliwa, z drugiej odczuwałam strach. To taki zaszczyt i obowiązek. Miałam wrażenie, że mogę sobie nie dać rady. Jednak z determinacją spojrzałam na list i schowałam go do kabury, w której miałam klucze. Moja ruda Exceed przyglądała mi się, nadal z widocznym zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się do niej.
-Lecimy do Gran Domy. Przystąpię do egzaminu.-powiedziałam.
Rosalie się uśmiechnęła i zaczęła mi klaskać. Z dumą wyszłam z domu, a następnie pozwoliłam się unieść swojej towarzyszce. Spojrzałam na ludzi z góry oraz na moją kochaną gildię Fairy Tail. Już za niedługo, wszyscy w Magnolii będą znali imię Lucy Heartphilia! Zamknęłam na moment oczy, pozwalając, aby bryza poranku wiała po mojej twarzy. Wyobraziłam sobie, jak jestem już Magiem Klasy S. Widziałam dumę w oczach moich kolegów i koleżanek. Leciałam wraz z kotką nad lasami, paroma rzekami, aż nareszcie stanęłam przed drzwiami do siedziby Guru Rady Magii. Zapukałam, a wrota same się otworzyły. Spojrzałam na Rosalie, która wzruszyła łapkami. We dwie wkroczyłyśmy do pomieszczenia, idąc powoli długim korytarzem. Rozglądałam się wokoło z lekkim przerażeniem, bo nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nagle jakby hol się skończył, a ja wraz z kotką ujrzałam ogromny pokój, widocznie przygotowany do walki z potworem. Z sufitu zwisała kładka, a na niej stał Gran Doma. Popatrzyłam na niego, a ten stuknął trzy razy swoją laską z zakończeniem w kształcie głowy węża.
-Witaj Lucy Heartphilio! Jak dobrze wiesz, spotkał cię zaszczyt tego, aby stać się Magiem Klasy S. Zapewne twój mistrz, Makarov, już powiedział ci, na jakie zadanie masz się przygotować. Moim zadaniem teraz, jest ci to przypomnieć. Musisz pokonać genetycznie zmodyfikowanego przeze mnie potwora. Wiem, moja droga, że zadanie może ci się wydawać ciężkie, ale jestem świadom tego, że nadajesz się na stanowisko Maga S. Zasługujesz na to! Więc teraz, przygotuj się, za minutę odbędzie się twoja walka!-krzyknął.
Moja Exceed podleciała do mnie, mocno mnie przytulając. Potem ruszyła ku Guru Magii, stając obok niego. Widziałam w jej oczach strach. Jestem świadoma, że to bardzo niebezpieczne zadanie. Wyjęłam z kieszeni swoje dwa złote klucze. Zastanawiałam się, czy przyzwać Leo, czy Capricorna, ale chyba ten drugi był lepszą opcją. Lew ostatnio nieźle się namęczył podczas misji, a dodatkowo nadużyłam jego mocy. Spojrzałam na zakrytą płachtą, ogromną klatkę. Przybrałam pozycję obronną, a kiedy drzwi do więzienia potwora się otworzyły, uniosłam klucz do góry.
-Otwórz się Bramo Koziorożca! Capricorn!-krzyknęłam.
Po chwili, przede mną pojawiła się duża, humanoidalna koza. Duch ten jest dobrze zbudowany i wysoki. Ma on białe futro, przy uszach posiada zakręcone rogi, wyglądające trochę jak u barana. Koziorożec ma też długą bródkę oraz ogon kozy. Na nosie ma wiecznie czarne okulary przeciwsłoneczne. Jego ubiór składa się z czarnych kantówek, białej koszuli z szarym krawatem, kamizelki w kolorze krawatu, na którą nakłada czarny, rozpięty frak.
-Witaj Lucy-sama. W czym mam ci pomóc?-zapytał, kłaniając się lekko.
-Potrzebuję twojej pomocy w walce. Masz ściągać na siebie uwagę, zrozumiano?
Ten jedynie kiwnął głową i zamachał lekko ogonem. Po chwili ruszył biegiem na potwora, który swoim wyglądem przypominał niedźwiedzia. Na jego czole widniał znak spirali, który lekko połyskiwał. Ciało zwierzęcia było błękitne jakby przeźroczyste z gwiazdami w środku. Oczy monstrum były czerwone. Kiedy Koziorożec zajął się stworzeniem, atakując je ze wszystkich stron, ja złapałam za swój bicz, zachodząc zwierzę od drugiej strony. Uderzyłam je mocno rzemieniem w bok, a te ryknęło i od razu skierowało spojrzenie na mnie. Spirala na czole potwora zaczęła obierać kolor krwistej czerwieni. Capricorn wskoczył na grzbiet niedźwiedzia i zaczął okładać go pięściami w kark. Monstrum zaczęło się miotać, chcąc zrzucić przeciwnika z siebie. Nadal uderzałam zwierzę z każdej strony, próbując odnaleźć jakiś jeden słaby punkt. Jednak nic nie miało po bokach. Ataki jedynie ją bardziej nakręcały. Stanęłam przed pyskiem stworzenia, a to ryknęło bardzo głośno, zamykając oczy. Wykorzystałam tę okazję, kierując rzemień bicza na spiralę na czole. Kiedy wydobyło się plaśnięcie, usłyszałam głośny pisk. Ja oraz Duch musieliśmy zakryć uszy. Otworzyłam jedno oko. Znamię zrobiło się szkarłatne i pulsowało. Oczy potwora obrały ten sam kolor, a potem monstrum zaczęło się powiększać. Koziorożec zeskoczył z niedźwiedzia, stając przede mną i chroniąc mnie rękoma.
-Boli... Boli...-usłyszeliśmy słowa z ust zwierzęcia.
Nie chciałam go krzywdzić, ale takie było właśnie moje zadanie. Dotknęłam dłonią miejsca, gdzie było moje serce. Capricorn uważnie przyglądał się dla przeciwnika, nawet na chwilę nie odwracając wzroku. Po chwili niedźwiedź przestał rosnąć i chwycił mojego Ducha, unosząc go do góry. Widziałam, jak z początku humanoidalna koza się szarpie, a potem gryzie łapę zwierzaka. Dopiero po kilku bardzo mocnych atakach, puściła go, a ten, zamiast padać na ziemię, ponownie wskoczył na kark zwierzęcia. Teraz jednak z łatwością potwór zrzucił go z siebie, a ten padł na ziemię.
-Wybacz Lucy-sama...-rzekł i znikł w gwiezdnym pyle.
Bardzo szybko wyjęłam mój drugi Złoty Klucz. Wycofałam się kawałek, celując w zwierzę kluczykiem. Niedźwiedź jakby zaśmiał się, a znamię na jego czole zaczęło pulsować jeszcze mocniej niż wcześniej. Drżącą dłoń z przedmiotem, podniosłam ku sufitowi.
-Otwórz się Bramo Lwa! Leo!-krzyknęłam, a po chwili pojawił się słynny Loke.
Miał na sobie elegancki garnitur z rozpiętą marynarką, luźne spodnie, które były podtrzymywane przez biały pas ze złota klingą oraz koszulę z krawatem w kolorze czerwieni. Uniósł do góry jedną pięść, a na jego palcach błyszczały dwa pierścienie, z których jeden miał kształt litery ,,X", a drugi był zwykły. Duch od razu zrozumiał powagę sytuacji i bez zbędnych tłumaczeń, ruszył w stronę niedźwiedzicy. Od razu dojrzałam, jak jego dłoń obejmuje złota aura, a po uderzeniu potwora, jego ,,żyły" zaczęły iskrzyć białym światłem. Potwór odsunął się kawałek z takim impetem, że wywołał drobne trzęsienie ziemi. Leo odskoczył, stając tuż przede mną. Po chwili wycelował dłonią w potwora. Pojawił się magiczny krąg, a z niego wyleciało światło w kształcie głowy lwa z otwartą paszczą. Kiedy dla ataku przeszkodził nasz przeciwnik, ugryzło go, a potem wytworzył się ogromny wybuch. Rudowłosy osłonił mnie, a ja zamknęłam oczy. Czułam, jak ciepło roznosi się po całym pomieszczeniu. Kiedy wszystko nieco opadło, spojrzałam na potwora, który nadal stał, potrząsając głową. Niby był lekko podrapany, oszołomiony, ale stał i widocznie nadal był zdolny do walki. Nie wiedząc co mam zrobić, zacisnęłam w dłoni bicz i biegiem ruszyłam w stronę niedźwiedzia. Nim jednak zdołałam zaatakować, zwierzę pochwyciło mnie w łapę, dość mocno ściskając. Pisnęłam, kaszląc. Leo zmrużył oczy, biegnąc w stronę monstrum. Uniósł rękę do góry.
-Regulusie! Daj mi siłę!-krzyknął, a potem wyskoczył w powietrze. Z krzykiem pokierował atak na spiralę na czole stworzenia. Kiedy uderzył go, wydobył się bardzo głośny pisk, a w pomieszczeniu gdzie byliśmy, zrobiło się okropnie jasno. Biel zmieszana z żółcią objęła całe to miejsce. Nie wiedziałam nic, jednak poczułam, jak upadam na podłogę i słyszałam dźwięki walki Loke z potworem. Nagle światłość opadła, a czerwień, która była w znamieniu zwierzęcia zanikła. Teraz, obierała kolor biały, a wręcz lekko szarawy. Stworzenie upadło na ziemię, a jego oczy były puste. Przeźroczyste ciało zaczęło się rozpływać i lekko parować, a jego łapy oraz inne kończyny, były czarne. Wyglądały na spalone. Potrząsnęłam mocno głową, przyglądając się dla mojego Ducha. Był on we wnętrzu przeciwnika, uderzając tam wszystko, co popadnie. Wstałam z ziemi i chwiejnym krokiem podbiegłam do ciała monstrum. Przyglądałam się temu, jak wnętrze potwora raz na jakiś czas rozbłyskiwało okropnie jasnym światłem.
-Leo!-krzyknęłam, ale ten nadal walczył w środku.
Zastanawiałam się dlaczego. Potem popatrzyłam na oczy stworzenia. Były one puste, ale czasami widać było w nich iskierki czerwonej energii. Czyli żył, a on walczył tak, aby je dobić. Wspierałam Ducha swoimi myślami, aby udało mu się. Sama wczołgałam się na grzbiet niedźwiedzia i dotknęłam jego czoła. Znamię zaświeciło się na żółto, a moje oczy też obrały ten kolor. Słyszałam myśli potwora. Potrząsnęłam głową, zabierając od niego rękę. Szybko zeszłam ze stwora, a kiedy już Loke ukończył swoje zadanie, do buzi naszego byłego przeciwnika wsadziłam rzemień bicza. Zodiakalny Lew się go chwycił, a ja pomogłam mu się stamtąd wydostać. Kiedy ten zaczął otrzepywać swoje ubranie, jak głęboko się ukłoniłam.
-Dziękuję ci! Zawsze mogę na ciebie liczyć!-powiedziałam głośno, a potem z uśmiechem przytuliłam się do Leo.
Ten zaśmiał się pod nosem i pogłaskał mnie lekko po głowie. Po chwili znikł, a ja popatrzyłam na Gran Domę. Na twarzy staruszka pojawił się banan. Pierwsze widzę, aby się uśmiechał. Rosalie zleciała na dół, od razu rzucając się na mnie i mocno obejmując. Krzyczała, piszczała, miauczała i mruczała. Widziałam, że była szczęśliwa. Po chwili odleciała kawałek ode mnie.
-Brawo Lucy! To było superaśne! Ahoj!-pisnęła.
-No, nie ciesz się tak Rosa. Nic jeszcze nie wiadomo, prawda? Zobaczymy, co ma nam potem do powiedzenia dziadziuś.-powiedziałam.
Kotka pokiwała głową, a Gran powiedział, że mogę teraz pójść i odpocząć. Tak też zrobiłam. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić. W korytarzu, stała jakaś kobieta. Z uśmiechem wskazała mi drogę do łazienki, a potem do jadalni, gdzie czekała na mnie oraz na Rosalie porcja jedzenia. Spokojnie poszłam do toalety, wykonałam wszystkie potrzeby fizjologiczne, wzięłam prysznic, aby zmyć z siebie pyły walki. Potem w moim poprzednim, wybrudzonym ubraniu, poszłam do jadalni, gdzie od razu zjadłam przygotowany mi posiłek. Po kilkunastu minutach otarłam buzię chusteczką i ruszyłam skocznym krokiem do pomieszczenia, w którym wcześniej walczyłam z niedźwiedziem. Po drodze wyjęłam moje dwa Złote Klucze i pocałowałam je.
-Dziękuję wam za dzisiaj.-powiedziałam, a potem z powrotem ukryłam je w kaburze.
Otworzyłam wrota, a Gran Doma stał i już na mnie czekał. Podeszłam do niego, patrząc mu z determinacją w oczy. Chciałam, aby powiedział mi te cztery słowa...
,,Zostałaś Magiem Klasy S"...

Ilość słów: 2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz