13 mar 2019

Od Satoru c.d: Manon

Manon odchodziła, znowu. Obiecała, że wróci, Satoru wiedział, że zrobi wszystko, aby mogła dotrzymać tej obietnicy, ale wcale nie czuł się spokojny po tej obietnicy. Kochał Manon, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo, po prostu słów nie było na to, aby wyrazić wielkość i głębokość tego uczucia. Satoru nie chciał wypuścić Manon z rąk, starał się ją jakoś zagadać, jak głupie dziecko, które myśli, że zaczynając rozmowę zastopuje istny armagedon. Młodego Yoshidę po prostu bolało to, jak ich to cudne, jakże rzadkie uczucia, zostaje zawsze... rozrywane. Kiedy Manon pocałowała go na pożegnanie, Satoru nie potrafił odtrącić myśli, że było to równie coś tak ostatecznego, jak słowa jego starszego brata - Arsene'a. Mag obiecał sobie, że jeśli wuj go nie puści, po prostu będzie siedział w domu, prawie że pod drzwiami, jak pies, czekający na swojego przyjaciela-człowieka. Nie sądził też, że będzie mógł spać, póki nie upewni się, że Manon będzie tam bezpieczna. Musiała być tam bezpieczna - Satoru nie potrafiłby sobie wybaczyć, gdyby coś jej się stało, byłaby to jedna z najgorszych rzeczy, która mogłaby mu się przytrafić. Kiedy jego ukochana wychodziła przez drzwi, powiedział dwa, proste słowa: "Kocham cię", ale nie wiedział, czy Manon go usłyszała. Drzwi dla chłopaka zamykały się niemiłosiernie długo. Zniknęła za nimi czarownica i jego wuj - nie na długo, może na chwilę, może dwie. Potem z powrotem do domu wszedł wuj Yoshidy. Twarz miał opanowaną, w swój jego charakterystyczny sposób poważną - twarz profesjonalnego lekarza, który taką twarz przywdziewa, aby przekazać czekającym ludziom wyniki badań. Zamknął drzwi i spojrzał na Satoru - i tak już bladego, zasmuconego i patrzącego się uparcie w klamkę. Już miał rzucić się do wieszaka, zabrać swoją kurtę i polecieć za swoją ukochaną, kiedy za ramię złapał go wuj.
- Oru, nie dogonisz jej, rozpłynęła się jak mgła. Odłóż te głupie buty i usiądź, proszę - wskazał na stół, gdzie jeszcze wciąż leżały pozostałości po kolacji.
Satoru nie miał siły sprzeciwiać się mężczyźnie, poczuł się strasznie ciężki i stary, a miał dopiero dwadzieścia dwa lata. Nie wiem, jak wy, ale ja pewnie też byłabym załamana, gdyby osoba, na której zależy mi jak diabeł, musi iść - i to niezależnie od niej samej. Och... ich życie na prawdę było dramatyczną wiązanką wątków cudnych, radosnych i tych strasznych, pełnych grozy oraz samotności, mam nadzieję, że kiedyś Los pozwoli im być razem bez żadnych przeszkód. Młody Yoshida usiadł na stołku przy stole i spojrzał niemrawo na resztki jego jedzenia. Wuj zapalił wąskiego, białego papierosa i włożył go do ust; wyglądał teraz nie jak lekarz, ale jak prawdziwy dżentelmen. Zaciągnął się, patrząc na chłopaka, zastanawiał się, kiedy i w jaki sposób powinien powiedzieć Yoshidzie, że będzie miał dziecko - młodą istotkę, nad którą trzeba czuwać, opiekować się nią i nauczyć wszystkiego. W końcu Henry zadecydował, że powinien powiedzieć to szybko, jak zerwanie plastra. Strząsnął popiół z papierosa i zaciągnął się raz jeszcze, czekał, aż chłopak się uspokoi, chociaż trochę, po czym podsunął mu kawałek ciasta, który przyniosła wczoraj sąsiadka. Ciasto było twarde, ale dobre i słodkie.
- Satoru - zwrócił się do chłopaka jego pełnym imieniem i spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazie twarzy - będziesz ojcem.
Teraz żal mi było trochę serca Yoshidy, myślałam, że wyskoczy mu z gardła i potoczy się po całym stole jak piłeczka. Prawie zleciał z krzesła, kiedy to usłyszał. Nie potrafił się odezwać, nie potrafił nic powiedzieć, wydobyć z siebie jakiekolwiek odgłosu. Zastanawiał się, czy wuj... nie, jego poważna twarz mówiła wszystko. Chłopak ciągle słyszał drugą część zdania w głowie: "Będziesz ojcem", "Będziesz ojcem". To dlatego Manon ostatnimi czasy nie czuła się najlepiej... Dlatego też pewnie zapytała go o to, czy chciałby mieć dzieci! Ale on był głupi, że niczego się nie domyślił! Był idiotą, to wszystko była jego wina. Co on sobie, do jasnej cholery, myślał?! To nie tak, że nigdy nie chciał mieć dzieci, to nie tak, że nie chciał ich mieć z Manon! Może w jego marzeniach tak, lecz jego marzenia niestety znane mi nie są. Kochał Manon, kochał całym sercem i nie ma tu żadnego "Ale" - jest świadomość, że będzie ojcem. I to za jego lekkomyślny czyn. Teraz on MUSIAŁ dogonić Manon, MUSIAŁ do niej biec, MUSIAŁ z nią się spotkać, porozmawiać. Zerwał się z krzesła, jak strzała, naciągnięta na łuk, lecz zatrzymał go wuj krótkim:
- Dowiedziałem się chwilę przed tobą.
Satoru zadrżał, nigdy nie był w takiej sytuacji, nie miał bladego pojęcia, co miał zrobić, jedno wiedział, MUSIAŁ być z Manon - chciał z nią być, a zwłaszcza teraz. Bo teraz będzie... czy czarownice są w stanie wyczuć, że druga jest w ciąży? Co zrobią, jeśli tak? Yoshida miał tak wiele pytań, taki mętlik w głowie, że aż zakręciło mu się w głowie. Prosił wuja, aby sprowadził Manon tutaj, skoro nie mieli szansy jej znaleźć - błagał mężczyznę, ale ten tylko podszedł do chłopaka i położył mu rękę na ramieniu pocieszającym gestem.
- Twoje zachowanie na prawdę było nieodpowiedzialne - Satoru usłyszał głos wuja, lecz wcale mu to nie pomogło. - Myślałem, że jesteś rozsądniejszym chłopcem, Oru. Lecz czuję, że nie do mnie należy prowadzenie takich rozmów.
- Co... to niemożliwe, co mam zrobić?
- Teraz? Teraz prześpij się z tym, chłopcze. Manon bardzo cię kocha, a jak patrzę na ciebie w jej towarzystwie, to nawet nie mam wątpliwości, że ty ją również. Przetrwaliście wiele, śmierć, strach, rozłąkę, więc poradzicie sobie i z tym. Ja służę wam wsparciem, lecz odpowiedzialność za to ponosisz ty, Satoru. Powinieneś z nim porozmawiać.
- Z kim? - Satoru nawet nie zwracał uwagi na to, że wuj palił już któregoś z kolei papierosa. Chłopak trząsł się, bo na prawdę nie wiedział, od czego ma zacząć - gdzie była Manon, co się z nią działo! Te szaleńcze myśli ganiały po jego głowie niemożliwie szybko! Niemiłosiernie!
- Jak to "Z kim?" Z twoim ojcem. Powinien wiedzieć - młody Yoshida nawet nie miał czasu odpowiedzieć, pomyśleć, czy przetrawić słowa mężczyzny - jutro napiszę do niego notę, aby przyjechał.
Zdawać by się mogło, że Satoru zacznie błagać, aby wuj nie wysyłał tej noty - w końcu ojciec chłopaka był Łowcą. I to nie byle jakim Łowcą - z zimną krwią zabijał czarownice, potwory, a ich flaczki i paluszki zachowywał w formalinie na wielkich regałach. Jednak, Satoru miał dosyć tego, że to jego rodzina albo jego nazwisko decyduje o tym, co ma robić i kogo kochać - nie chciał tego! A nawet jeśli - był gotów porzucić swoje nazwisko, bo przy tym rozumowanie i logistyka jego ojca wydawała się być absurdalna.
Satoru skinął głową. Czy był gotowy do konfrontacji z ojcem? Och, na Boga, nigdy w życiu, na pewno nie teraz, ale wiedział, że jego wuj i tak nie zmieniłby zdania, i tak poszedłby wysłać notę.
"Będziesz ojcem". Znowu ta myśl rzuciła mu się na mózg, ze zdwojoną siłą, ze zdwojoną powagą i impetem.
- Świetnie, a teraz idź spać, Oru, proszę - wysapał Henry.
- Oczywiście - odpowiedział lekko bezbarwnym głosem Satoru.
Oczywistym było to, że na pewno nie szedł spać. On? Teraz? Wolał szamotać się po mieście, szukając swojej ukochanej.

Tamtamtaaam. Manon?

ilość słów: 1143

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz