3 mar 2019

Od Manon c.d: Satoru

Dziewczyna od paru godzin czuła się nad wyraz dziwnie, jakby uciekło jej życie... Próbowała sobie przypomnieć twarz młodzieńca, który właśnie tkwi na dole w lochach i pewnie błaga swojego Boga w myślach, aby mógł dożyć starości. Przechadzała się po swojej nowej kwaterze, ale jej piekielne ja za bardzo ukrywało jej przeszłość; pamiętała jedynie, że urodziła się jako wiedźma i tutaj żyła, to tyle, reszta była zamazana i zniekształcona. Poza tym, co chwilę do dziewczyny przychodziła Asterin i zadawała jej masę pytań, co Manon zamierza zrobić z więźniami i czy mogłaby jak najszybciej się ich pozbyć; to był kolejny znak, aby poszperać i bardziej zagłębić się w przeszłość swojego żywota. Próbowała przeczytać jakieś książki, ale wątpiła, że napisała autobiografię parę miesięcy temu, więc ostatecznie zrezygnowana odłożyła je na półkę. Wtem do jej pokoju weszła kobieta cień, nazywana przez wszystkich Cassiopeią, białowłosa od jakiegoś czasu miała dziwne przeczucie, że znają się dłużej, niż od dwóch dni, ponieważ odnosiła wrażenie, że może jej ufać tak, jak nikomu innemu na tej przeklętej ziemi, aczkolwiek nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego.
- Witaj Manon, jak minął ci ten tydzień? - powiedziała swoim donośnym głosem po czym usiadła na fotelu obok, jakby była u siebie; Przywódczyni już miała zwrócić jej uwagę, ale dobrze wiedziała, że z Cassiopeią się po prostu nie zadziera; ktokolwiek próbował, zawsze kończył źle. Zamiast syknięcia, jak to nasza białowłosa miała w zwyczaju, zwłaszcza ostatnimi czasy, gdy obdarowano ją tajemniczymi runami i zwiększeniem siły witalnej przez co zwiększono jej również ukrytą dziką bestię, dziewczyna usiadła po drugiej stronie stołu i zadecydowała, że przyłączy się do tej dopiero co rozpoczętej konwersacji przez starszą wiedźmę, miała nadzieję, że przynajmniej od niej się czegoś dowie.
- Dobrze, dążymy do zakończenia odwiecznej wojny z łowcami, aby móc na spokojnie rozwijać swoje Klany na terenach jeszcze teraz zamieszkanych przez ludzi, chciałabym, abyśmy przestały się bać i - dziewczyna przerwała, bo Cassiopeia podniosła do góry swoją dłoń na znak "stopu", prawda jest taka, że mimo, że była teraz krwiożerczą Przywódczynią, to i tak posiadała wielki respekt co do tej starej wiedźmy, była pewna, że Cassiopeia Czarnodzioba przeżyje jeszcze jej co najmniej pięć pokoleń, bo na razie wyglądała, jakby skończyła dopiero 50 lat, w rzeczywistości posiadała jakieś 250. Bardzo dobrze parała się czarną magią i różnymi eliksirami, lecz nie dzieliła się akurat tym darem z innymi, ponieważ krążą plotki, że aby kobieta mogła dostać te lata życia dla siebie, musi je odebrać komuś innemu, transakcja wiązana.
- Ja pytam o tydzień, a nie dwa dni wstecz - odchrząknęła i spojrzała na białowłosą, która teraz zaczęła zastanawiać się nad tym, jak wyglądał jej cały tydzień. Starsza wiedźma otworzyła jej szerzej umysł, sprawiła, że dla kobiety stało się dziwne to, jak wszyscy ją traktują oraz to, że ukrywają tak pilnie jej przeszłość; gdy o nią zapyta, to każda wiedźma opowiada jej zupełnie inną wersję, przez co Przywódczyni dobrze wiedziała, że żadna z nich nie jest prawdą. - Ja pytam o moment, w którym musiałaś pożegnać swojego ludzkiego mężczyznę, w którym wróciłaś i w którym odbiła ci szajba, więc teraz jesteś tym, kim jesteś, właśnie skazujesz na śmierć swojego wybranka serca i jego brata, który co prawda nie kipi do nas sympatią, więc jemu jak najbardziej się należy - uśmiechnęła się ironicznie sama do siebie - Dlaczego tego nie pamiętasz, Manon? Jak myślisz, dlaczego Satoru znał twoje imię i dlaczego tak ufnie się tobie przyglądał, on wyciąga do Ciebie serce, a ty bronisz się przed tym rękami i nogami, rób z tą informacją co chcesz - tak właśnie Cassiopeia Czarnodzioba zniknęła z pokoju Manon, żegnając ją tymi samymi słowami, którymi żegnała chłopaka w celi, namieszała im w głowach, ale również ponownie naprowadziła na prawidłową ścieżkę, którą jeszcze niedawno temu chodzili z miłością w oczach, a zarażali nią nawet samą starszą wiedźmę. Teraz wszystko było w ich rękach, Cassiopeia popchnęła ich ku sobie, ale czy dobrze to wykorzystają? Dziewczyna stała przez chwilę jak sparaliżowana, chciała jeszcze o coś zapytać, o cokolwiek, ale nie dość, że czuła gniew, którą pompowały w nią nieznane runy, to jeszcze jedno wielkie zagubienie, bo nie codziennie dostajesz wiadomość, że mężczyzna którego skazujesz na śmierć, jest równocześnie twoją miłością, o której również nie pamiętasz, bo masz cholerną amnezję. Dziewczyna wzięła z półki ogromną lampę i rzuciła ją w ścianę, że aż ta rozsypała się na miliardy kawałków, przez chwilę Manon przyglądała się tym odłamkom, ale widziała w nich jedynie wykrzywioną od gniewu twarz. Satoru.. Coś świtało jej to imię, gdzieś je już kiedyś słyszała, poza tym fakt, jak reagowała na słowa niebieskookiego powodował, że dziewczyna naprawdę uwierzyła w słowa Cassiopei, w końcu nie miała powodów, aby nie wierzyć swojej szamance, która specjalizowała się w mówieniu przykrej prawdy.
~~*~~
Przywódczyni próbowała zasnąć, ale słowa starszej wiedźmy nadal przeszkadzały jej rozsądnie myśleć, bardzo chciała dowiedzieć się prawdy, chciała być znowu sobą, jeżeli te ja, które posiada teraz, nie jest prawdziwą nią. Pasowało jej to życie, była uwielbiana i wychwalana przez tłumy wiedźm, lecz jeżeli to nie było jej życie, to ona go nie chce. Wstała, ubrała cierniową koronę, aby nie wzbudzać podejrzeń. Miała zamiar zakraść się do lochów, zrobiła to wszystko na takim spontanie, że jeszcze sama nie miała pojęcia o co ma zapytać i co dokładnie zrobić; wiedziała jedno, miała przy sobie zapasowe klucze, uwolni ich; jeżeli przysięgną, że więcej nie zbliżą się do legowisk Czarnodziobych. Straż o tej godzinie już nie pilnowała wejścia, bo ich wydostanie się w więzienia i tak było niemożliwe; jak mówiłam, z każdym ruchem szpilki wbijały się mocniej, nawet oddychanie zdawało się być dla nich ryzykowne. Dziewczyna weszła i stanęła na przeciwko dwóch klęczących młodzieńców, jeden z nich ponoć był miłością jej życia. Trzymała klucze w drżącej ręce, aczkolwiek jej wzrok nadal wskazywał na to, że jest Przywódczynią z zamarzniętym od wieków sercem. Oboje spojrzeli na nią, jeden trochę z niedowierzaniem, ale ukrytym szczęściem w oczach i właśnie dlatego nasza wiedźma odgadła, że to musiał być ten Satoru.
- Kim jesteś i dlaczego moje ciało tak dziwnie na ciebie reaguje, Panie Satoru? - mówiąc te słowa przywarła do ściany jak najdalej, jakby obawiała się tego, co za chwilę ma usłyszeć. Wypuści ich, jak już dowie się prawdy.

To jest takie meh;-; Satoruś?<3

ilość słów: 1013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz