19 mar 2019

Od Asthi c.d: Angelo

Wiatr agresywnie lawirował pomiędzy drzewami, siadał na gałęziach, które pod wpływem jego ciężaru, uginały się we wszystkich kierunkach. Szorstko ocierał się o liście, a ich chór, prowadzony porywem, nieustannie wyśpiewywał wrogą etiudę. Ostrzegał… Ostrzegał przed samym sobą, kapryśnym i nieokiełznanym żywiołem, symbolem zmienności, nietrwałości, porywczości i próżności.
Sunąc palcem od lewej do prawej skroni, zebrałam pasma włosów, tak niemożliwie irytująco przysłaniających mi świat. Wicher ani myślał odpuścić, szamotał moimi włosami, rwał je i plątał, ciskał piaskiem w oczy. Zjadliwym uśmiechem zawtórowałam kolejnemu zrywowi, w myślach przeklinając jego narowistą naturę, a on kontynuował zabawę, nie zwracając na mnie uwagi. Bawiła go moja złości, zachęcała do dalszym igraszek.
Myśli na przemian zajmowało mi przeklinanie tego cholernego wiatru i przeklinanie konieczności wykonania kolejnej nudnej misji. Od dawna nie trafiło się nic godnego uwagi, każda wykonywana przez mnie misja przytłaczała, łatwością, schematycznością, prostotą, ogólnie szeroko zakrojoną nudą. Nie była do końca pewna, co ostatecznie przypieczętowało decyzję mojej wyprawy. Chęć przygody? Nie, nigdy nie lubiłam robić niczego z polecenia jakiegoś robaka. Z Nudy? Nie, nie można robić nie czego wbrew upodobaniom, a ja właśnie upodobałam sobie nudną bezczynność. Chęci zarobku? Śmiechu warte. Wszystkie te misje oferowały śmieszną płacę, stanowią obelgę, w ten sposób, zleceniodawcy niemal plwają na magów. Więc co? Najprawdopodobniej było to, to niespotykane nigdy wcześniej przeczucie. Nadzieja głupich, ta maluteńka iskierka, szepcząca do ucha „wydarzy się coś niesamowitego”.
Nie zwalniając kroku, sięgnęłam ku cienkiej, czarnej wstążce, którą wiązałam włosy, a spod której większość już dawno uciekła. Ciągnąc za jeden z końców, rozplątałam supeł, sprawiając, że pozostałe pod nią włosy, również zaczęły tańczyć z wiatrem. Niedługo jednak nacieszyły się wolnością, już po kilku sekundach, złapane w stalowy uścisk. Udało mi się pochwycić wszystkie wolno latające kosmyki, prócz tego jednego, złośliwego, zbyt krótkiego, by dobrać, go do reszty. Stanowczym ruchem, zwinęłam włosy w coś, co kształtem przypominać miało kok, lecz wyraźnie odstawało, od ogólnie przyjętego wyglądu tej fryzury. Nie było to jednak nic zniechęcającego, liczyło się tylko to, by dłużej nie irytowały, wijąc się po twarzy.
Droga była łatwa, nie męcząca, mogłaby być również przyjemna, gdyby nie ten wybryk natury. Na szczęście po kilku godzinach intensywnego marszu, dotarłam do jakiejś gospody, z pewnością są tam pokoje, w których będę mogła przenocować. Był tylko jeden, maluteńki ambaras, a mianowicie nie miałam grosza przy duszy. Wszystkie moje „oszczędności” rozpłynęły się o wiele szybciej, niż zakładałam, ale i na to znajdzie się sposób.
Obchodząc budynek dookoła, dokładnie badałam każdy jego element, odgadywałam sposób rozmieszczenia pomieszczeń. Nie znałam się zbyt dobrze na tego typu rzeczach, ale udało mi się zdobyć informacje, o które mi chodziło. Z tyłu gospody, rozciągały się okna pokoi dla gości, pięknie wspierane filarami, pomiędzy którymi rozciągały się małe balkony. Właśnie one, czyniły mój plan tak prostym do zrealizowania.
Jeszcze stojąc na dole, triumfalny uśmiech zagościła na moich ustach, całą ta operacja wydawała się śmiesznie łatwa. Kręcąc z politowanie głową, wzięłam rozbieg, w dwóch krokach, wspinając się na kupkę ułożoną z drewnianych klocków. Wybijając się z ich szczytu, złapałam za poszycie pierwszego balkonu. Bez większych trudności, podciągnęłam się, pokonanie barierki było już tylko formalnością. Teraz pozostało już tylko sprawdzenie, pokoi. Zerkając przed szyby, łatwo było stwierdzić, które z nich są zamieszkałe. Na moje nieszczęście, tutaj- wszystkie. Lekko wskoczyłam na barierkę, mistrzowsko balansując ciałem, wystarczył delikatny podskok, by dosięgnąć kolejnego piętra, tam również wszystko było zajęte. Trzecie, okazało się bardziej przyjazne, wnętrze jednego, jedyne, okazało się puste. Zamknięte oko, nie okazało się przeszkodą, przed dostaniem się do środka. Wyjęłam z małej, skórzanej torby, jeszcze mniejszy wytrych. Szpara pomiędzy skrzydłami okazała się wręcz idealna, bez trudu włożyłam w nią zagięty drut, za pomocą którego wyciągnęłam haczyk z zaczepu.
Wskoczyłam do środka, nie zwracając uwagi na dźwięk wydobywający się spod podkutego buta uderzającego o drewniane klepisko. Pozycja słońca malowała w pokoju delikatny cień przysłaniający szczegóły jego wątpliwego wystroju. Z całą pewnością nie było to nic szczególnego, ot zwykłe drewniane, ale nad wyraz przytulne pomieszczenie gościnne. W środku znajdowało się sporych rozmiarów, pojedyncze łóżko, skrzynia z widocznie przerdzewiałymi zawiasami, komódka, stolik, dwa krzesła i jeszcze kilka innych mebli. Rozglądając się raz jeszcze, upewniłam się, czy aby nic nie uszło mojej uwadze, zgodnie z przewidywaniami, nie było takiej rzeczy.
Niedbale cisnęłam torbę w kąt, sama bezceremonialnie rzucając się na łóżko, nie zdejmując nawet, zabrudzonych kurzem butów. Leżąc na wznak, dopiero poczułam jak strasznie bolą mnie stopy, to co miałam na nogach i ośmielało nazywać się butami, było skrajnie niewygodne, o obtarciach nawet nie wspominając. Zbierając w sobie nieco sił, opierając podeszwę palców lewego buta na pięcie drugiego, zsunęłam, ledwie trzymającego się w kupie oficerka, po chwili, tą samą metodą pozbawiając się też drugiego.
Nie minęło wiele czasu, gdy dobiegły mnie kroki zza drzwi, z pewnością był to jakiś mężczyzn i ktoś jeszcze, ale nie byłam w stanie, stwierdzić kto.
-Dzisiaj najprawdopodobniej dotrze do nas Angelo- odezwał się głos, posiadacza zidentyfikowanych przez mnie kroków. Unosząc głowę, zaczęłam wpatrywać się w stronę, z której dobywał się dźwięk. - Mam nadzieję, że cały i zdrowy- dodał po chwili.
Drugiej części wypowiedzi towarzyszył głośny szczęk zamka, mimo to nikt nie wszedł do środka. Najwyraźniej był to gospodarz, zawczasu otwierając drzwi do pokoju, wyczekiwanemu gościowi. Skwitowałam całość sytuacji, obojętnym grymasem. Biedny Angelo będzie musiał pogodzić się z faktem, że nie ma tu już dla niego miejsca.
Po godzinie zaniechałam dalszych prób pogrążenia się w śnie, z reguły nie miałam problemu z zaśnięciem w dowolnie przez siebie wybranym miejscu, tym razem jednak coś usilnie nie dawało mi odpocząć.
Przewracając się na bok, sięgnęłam do torby po osełkę, była szorstka za to twarda i lekka. W wyciągniętej dłoni pojawił się jeden z moich ulubionych mieczy. Zaczęłam ciągnąć brusem wzdłuż ostrza, wydające z siebie kojący syk, najprzyjemniejszy dźwięk na świecie.
Z zamyślenia wyrwało mnie ciche skrzypnięcie zawiasów, nie zwróciłam większej uwagi na wchodzącego mężczyznę, mimo to kątem oka bacznie badałam jego ruchy, a raczej ich brak. Przestępując prób, stanął jak wryty, nie spodziewając się mnie siedzącej na łóżku. Widząc jego zmieszanie i zaskoczenie na jego twarzy, trudno było powstrzymać się od wybuchnięcia dzikim śmiechem, była to wręcz bezcenna mina. Choć rozbawienia mieszało mi nieco szyki, z uporem trwałam ze stoickim spokojem. Dopiero gdy wypadająca mu z ręki torba uderzyła o podłogę, po której potoczyła się większość jej zawartości, zaszczyciłam prawowitego mieszkańca pokoju spojrzeniem.
-Huh?- mruknęłam, marszcząc brwi.-A ty tu czego?
Zaskoczenia na twarzy blondyna pogłębiło się, ale w oczach malował się pewnego rodzaju opanowane i stanowczość, które podkreślały spleciona na piersi ręce.
-Tak się niefortunnie składa, że tu mieszkam – stwierdził sprawiając wrażenie niezbyt przejętego. -A ty, jeśli można spytać?
Blondyn o ładnej buźce i przenikliwych, szmaragdowozielonych oczach, napastliwie taksował mnie wzrokiem.
-Wybacz Algolo, byłam pierwsza- stwierdziłam, wzruszając ramionami z udawanym smutkiem na twarzy.
-Co? Zaraz, skąd znasz moje imię?- spytał, robiąc jelcze śmieszniejszą minę, w skład której wchodziły lekko uchylone usta, szeroko otwarte oczy i zmarszczone brwi.
-Wiem dużo rzeczy- stwierdziłam triumfalnie, karmiąc się tym małym zwycięstwem.
Nie zdążył zareagować, gdyż, do pokoju wpadła kolejna osobistość, w postaci gospodarza, którego donośny głos rozbrzmiał, odbijając się od ścian.
-Angelo wszystko w porząd… - Urwał w pół słowa. - Kim ty jesteś i co tu robisz?
-Sam chciałbym to wiedzieć- mężczyźni popatrzeli po sobie.
Odłożyłam osełkę na bok, wstając, skierowałam się ku obydwóm:
-Wypad, chcę iść spać- rzuciłam.
-Ale chyba nie tu, to mój pokój- zaprotestował blondyn, teatralnie potrząsając dłonią.
-Właśnie tu- wskazałam palcem na łóżko.
-Nie możesz tu zostać, nie zapłaciłaś- dodał gospodarz.
-Bo nie mam z czego- odparłam.
-Ale...- zaczął lokator.
-Nie ma „ale”, ja tu śpię i tyle, no, chyba że chcesz się sprawdzić?- wymierzyłam sztych w kierunku Angelo, w taki sposób, że czubek broni niemal dotykał jego nosa.
Gospodarz chciał jakoś zareagować, ale nie wiedział co zrobić, bał się, albo spokój blondyna przekonał go, że nic robić nie musi.
-Dobrze, zmierzymy się, ale nie w walce- stwierdził z lekkim uśmiechem, dwoma palcami odsuwając ostrze miecza.
-To niby jak?- spytałam, można walczyć nie na miecze?
-Zagramy w kości o to, kto zostanie w pokoju, co ty na to?
-No dobra- przytaknęłam, po krótkim namyśle.
-Danet, masz jeszcze kości?- spytał, zwracając się do mężczyzny, niezmiennie trwającego u jego boku.
-T-tak- odparł, jakby wyrwany spod jakiegoś uroku.- Już przynoszę.
W chwili, gdy gospodarz zniknął na ciemnych schodach, zaczęłam nieco żałować swoich słów, w końcu nie miałam w to grać. Były niewielkie szanse, że da mi się wygrać, ale i w przypadku przegranej, nie przewidywałam mojej eksmisji.
Chwilę później wrócił, wrócił Danat z dwoma woreczkami, które podał blondynowi, ten z kolei przekazał mi jeden z nich. Wysypałam na dłoń jego zawartość, były to ładne, czarne kości z białymi oczkami, mój przeciwnik dostał dokładnie takie same, jedynie z odwrotnymi kolorami.
-No więc, jak w to się gra?- spytałam obracając pięć kostek w dłoni.
-Nie umiesz?- zdziwił się. –To nieco komplikuje sprawę – westchnął. –W takim bądź razie, zagramy w łatwiejszą wersję tej gry. Słuchaj uważnie, bo zagramy tylko jedną rundę. Rzucamy kostkami, im więcej wypadnie kostek z tą samą ilością oczek i im wyższa będzie ich ilość, tym lepiej. W drugiej turze, możemy wybrać te kostki, którym ilość oczek nie przypadła nam do gustu i rzucić nimi raz jeszcze.
„Zagramy w łatwiejszą wersję tej gry” kto normalny, ułatwia przeciwnikowi wygraną? W tej sytuacji miałam realno szansę na wygraną.
Oboje usiedliśmy na podłodze, naprzeciwko siebie, cały czas czułam na sobie wzrok obojgu, zwłaszcza, gdy cisnęłam kostkami, które wydały cudowny dźwięk, uderzając zeszlifowanymi rogami o drewnianą podłogę. Wypadły mi trzy kostki po cztery oczka, jedna szóstka i jedynka, blondynowi z kolei każda inna. Czułam w powietrzu wiszące zwycięstwo. W drugie turze udało mi się zdobyć jeszcze jedną czwórkę i znów jedynkę.
Wynik rozpalił potworny błysk w moich oczach, wygrana była pewna, jak nic. Nawet nie zauważyłam, kiedy jadowity uśmiech wpełzł mi na usta.
-Poczekaj, ma jeszcze rzut- odparł, zauważając moją pewność co do wyniku tego starcia.
Jego białe kostki zniknęły nakryte palcami. Delikatnie potrząsając pięścią, uniósł ją do ust, dmuchnął i rzucił.
-Remis!- wykrzyknął gospodarz, nie mogąc uwierzyć, że jego znajomy w jednym ruchu wyrzucił, aż cztery te same kostki.
Ja również nie mogłam w to uwierzyć, jak można mieć aż takie szczęście?
-Jak widać, będziemy musieli się jakoś dogadać- dodał, po chwili triumfując.
Zgrzytnęłam zębami, nie podobał mi się ten stan rzeczy, jednak do przeżycia, w gruncie rzeczy, nie chciało mi się już dochodzić wyłącznych praw do mieszkania tu. Miałam ochotę się czegoś napić, pójść spać i mieć wszystko gdzieś, tylko tyle. To chyba niezbyt wiele?
Ostatecznie udało nam się dojść do pełnej ugody, gospodarz nie chciał żadnym rozrób, którymi groziłam w razie próby wyrzucenia mnie z pokoju, więc pozwolił mi zostać, zwłaszcza że kości wskazały remis.
Angelo, poprosił Danata o wino, po które mężczyzna pognał w te pędy. W tym samym czasie ustaliłam z blondynem, jak będziemy rozmieszczeni tej nocy. Nie wzbraniał się długo przed odstąpieniem mi łóżka, co było raczej oczywiste. Przestałam słuchać w momencie, gdy zaczął mówić o swoim miejscy do spania.
Leżąc, obserwowałam, jak zbiera swoje rzeczy z ziemi. Po chwili ruszył w ich poszukiwaniu na schody, nie było go dłuższą chwilę, z pewnością, spotkał na nich gospodarza i ucięli sobie jeszcze pogawędkę.
Wrócił do środka, dzierżąc w dłoni na powrót pełną torbę i dwie butelki wina. Ich widok spowodował u mnie wykwit uśmiechu. Bardzo lubię ten rodzaj alkoholu, można powiedzieć, że tylko ten.
Mężczyzna zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki.
Już po kilku minutach, dotarł do mnie słodki zapach wina. Przeczekałam około godziny, czekając aż różnego rodzaju dźwięki, wydawane świadomymi ruchami ucichną. Po upływie tego czasu faktycznie większość ucichła, zastąpiona cichym pochrapywaniem. Wstając cichutko, podkradłam się do łazienki, zerkając przez szparę uchylonych drzwi, dostrzegłam Angela śpiącego w wannie z butelką wina w dłoni. Niewiele myśląc, weszłam do środka, wyjmując naczynie z jego ręki, wychyliłam ostatni łyk. Wino było mocne i bardzo smaczne, dokładnie takie jak lubię, w końcu prawdziwe wino zaczyna się od 12%, a to z pewnością ma więcej. Podmieniłam pustą na pełną butelkę i wyciągając korek, zaczęłam pić.

Angelo, moczymordo? Masz ten swój odpis :3

ilość słów: 1970

1 komentarz:

  1. yay! ^^

    ~tsa, moja postać jak zwykle pijana jak bela już na początku wątku ♥XD~

    OdpowiedzUsuń