9 mar 2019

Od Satoru c.d: Manon

Jak można opisać stan naszego biednego Yoshidy? Sama nie wiem, był on jednocześnie i ciężki, i pełen zawodu na sobie, ale też... tknięty nutką nadziei. Ciężko mi opisać, co też młody Łowca myślał, bo nigdy nie było mi blisko do takich uczuć, bywam człowiekiem raczej... trzymającym się z dala od takowych rzeczy, a tu proszę - przychodzi mi coś takiego opisać. Satoru chciał krzyczeć za Manon, kiedy wyszła z lochów. Wyrwał się do przodu, czując, jak kolce kajdanów dotkliwie ranią jego nadgarstki. Manon, dlaczego odchodzisz, zdawało się, że mógł krzyczeć, ale gardło miał w potwornym stanie. Manon, podejdź. Manon, proszę, potrzebuję cię tutaj. Manon, nie dam rady bez ciebie. Manon, Manon, Manon... Jeden wielki huk, który teraz rozbijał głowę Satoru, przerwał jego starszy brat:
- Nie wszystkich możemy pomóc.
Słowa Łowcy. Słowa mordercy. Satoru pokręcił głową, patrząc na swojego brata. On nie rozumiał, on nic, ale to nic nie wiedział. On czerpał satysfakcję z mordu, z tego, jak krew spływa mu po rękach i drażni nos.
Nawet nie wiecie, jak kochanie miecza i pożogi podobne jest do kochania drugiej istoty. W końcu to ta sama rzecz.
xxx
- Jeszcze raz, Satoru - Arsene, wtedy jeszcze mniejszy, z długimi do ramion, ciemnymi włosami patrzył na swojego młodszego brata z marsową miną.
- Egzorcizmas te...
- NIE! - szatyn walnął dłonią w stół. - Egzorcizamus! - poprawił Satoru.
Chłopiec, wówczas z włosami jasnymi jak jego ojca, speszył się i spuścił wzrok na swoje kolana. Siedział przy kuchennym stole ze swoim bratem od godziny i wałkowali we dwójkę ciągle ten sam egzorcyzm. Młody Satoru nie wiedział, po co im to znać w tak młodym wieku! Miał wtedy jakieś pięć lat, a czuł się jak poważny mężczyzna, który walczy przez całe swoje życie. Jeszcze chwila, a brat wciśnie mu karabin na srebrne kule i wodę święconą pod pachę. Masz, walcz i w imię Jego, a twoja dusza będzie zbawiona.
- Jeszcze raz, Sato. Proszę!
Uniósł wzrok na Arsene'a. Dostrzegł, że jego usta wykrzywiły się w grymasie rozpaczy, a oczy lśniły od łez. Wziął drżący oddech i spojrzał raz jeszcze na Satoru. Wszystko było "Jeszcze raz". Jeszcze raz zaśpiewaj to, jeszcze raz odmów pacierz, jeszcze raz strzel do tarczy, jeszcze raz uderz manekin. Jeszcze raz to powiedz. To ostatni raz, obiecuję. Wszystko to było kłamstwa i puste słowa.
- Nie - odpowiedział Satoru. - Nie chcę.
- Yoshida Satoru! - Arsene uniósł się, ponownie waląc dłonią w stół. Była cała czerwona i co przerażające, na knykciach miała już swoje pierwsze zgrubienie od walki.
- Tak, tato? - wówczas blondynek warknął, nie kryjąc frustracji.
- Chcę ci tylko pomóc, Satoru. Ojciec cię wyrzuci. A jak nie wyrzuci, to cię pobije i wróci ci tym właściwy tok myślenia. Nie chcę znowu patrzeć, jak jesteś tym, nad którym się znęcają. Jesteś Yoshidą, a to wiąże się z odpowiednimi obowiązkami, rozumiesz? Nie możesz tak się zachowywać! - Arsene westchnął, wcześniej tak gadatliwy i tak szczery, tak wylewny... - Pozwól sobie pomóc.
Młody Satoru sięgnął ostentacyjnie na swoje plecy, na łopatkę. Pod naciskiem palców czuł świeżą śliwę, którą zarobił wczoraj, kiedy zamiast w walce uderzyć z prawej strony, uderzył od środka. Ojciec walnął go jarzębinową laską. Chłopiec wzdrygnął się, musicie wiedzieć, że w tamtych czasach i w tamtych stronach bicie dzieci było normalne - nauczyciele w szkołach tak robili, rodzice w domach i pracodawcy młodym czeladnikom. Satoru dostawał od ojca nie raz. Wyprostuj się, mówił i ŁUP. Skup się, syczał i ŁUP. ŁUP, ŁUP, ŁUPI i jeszcze raz ŁUP. Dziwne jednak było myślenie naszego młodego Yoshidy - nie chciał być taki, jak jego rodzice, czy brat. I chciał do tego dążyć, chociażby codziennie go bito. Ściągnął swoje jaśniutkie brwi. Jego rodzina była zawsze poważna, on wolał się śmiać i cieszyć życiem; jego rodzina rozmawiała o śmierci, demonach, Piekle i mrocznych opowiadaniach Kafki, a on wolał rozmawiać o dobrym taco, o pogodzie, o magii i książkach fantastycznych albo sci-fi. Czuł, mimo młodego wieku, że tu się dusi. Jakiż on wtedy był dojrzały... Czyż to nie chore? Całe dzieciństwo przez palce mu przeleciało...
Zszedł z krzesła, tupiąc butami o parkiet i spojrzał na swojego brata burzliwym wzrokiem.
- Nie wszystkim możecie pomóc - warknął.
Możecie. Nie "możemy". On nie był z nimi na "my".
xxx
Pozwólcie, że przeniosę nas ponownie w czasie - obaj Yoshidowie, teraz dorośli, po dniach katowania się w lochach zostali w końcu wyciągnięci na dwór - na szafot. Satoru powłóczył nogami, a obok niego szedł Arsene - nieugięty, dumny z siebie do samego końca Łowca. Młodszy Yoshida nadal gdzieś w sercu chował tę nadzieję, nadal czekał. Szli właśnie w stronę kata, kiedy do mężczyzn doszedł głos Manon:
- Wypuścić ich, to nie są Łowcy.
Satoru zadrżał, zadrgały jego mięśnie twarzy, a najważniejszy mięsień naszego organizmu zagalopował niebezpiecznie. Czyżby Manon pamiętała? Czyżby... zmieniła zdanie? Miał tyle pytań... Tak wiele! A tak mało czasu, mało możliwości! Poczuł, że to tak beznadziejna sytuacja, lecz mimo tego, patrzył się nadal na białowłosą. Na Manon, jakby teraz - w tym obozie była tylko i wyłącznie ona. Wtem odezwała się jakaś inna czarownica, znacznie starsza. Obwieściła, że skoro tak też ich przywódczyni stwierdziła, tak też musi być. Dodała też, że przenoszą się na wyspę... Jakąś Zaginioną, o której Satoru nigdy w życiu nie słyszał. Była to jak szpila prosto w jego serce - "nasze ścieżki już nigdy się nie skrzyżują". Satoru chciał się kłócić, chciał podbiec do Manon, ale... jak to pewnie zauważyliście - młody Yoshida wiele chce, ale tak niewiele robi. Kazano ich ostatecznie rozkuć. Tutaj i teraz. Wpierw, Manon rozkuła Arsene'a. Satoru widział, jak bardzo stara się od razu nie rzucić na czarownicę. Później Manon podeszła do niego. Yoshida otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale ochrypł doszczętnie i tylko patrzył się na naszą białowłosą. Czuł jej skórę przy swojej, jej dłoń na jego dłoni, co wywołało bolesną świadomość tego, że już nigdy nie poczuje tego samego żaru, którym towarzyszył temu dotykowi.
- Życzę powodzenia z Emilią, Satoru, żyj godnie - powiedziała tak cicho, że ledwo ją dosłyszał.
Satoru zadrżał. Dlaczego, do jasnej cholery, wszyscy gadali o nim i o Emilii? Przecież świat nie obracał się wokół tej dziewczyny! Powiem wam szczerze, że jak się ktoś do was non stop zaleca, że nawet nie możecie, za przeproszeniem, gówna zrobić, to na prawdę kota dostajecie! Myśl, że Satoru nie chce Emilii, a chce Manon przestrzeliła jego mózg na wskroś. Białowłosa odsunęła się od niego, unikając jego spojrzenia.
Kiedy wleczono młodych Yoshidów, Satoru starał się odnaleźć Manon w tłumie Czarnodziobych, lecz ta była gdzieś z przodu, poza zasięgiem wzroku. Powoli wracało mu uczucie w kończynach, kiedy jego brat szepnął do Satoru, ściskając coś w dłoni:
- Pomyśl o swojej ukochanej, teraz, szybko!
Nim chłopak mrugnął, Arsene wyrwał się czarownicom, ewidentnie mikstura na niego nie działała. Wrzeszczał na prawo i lewo, a nagle w jego dłoni zalśnił długi, wąski miecz. Wyciągnął drugą rękę do przodu, w palcach ściskał srebrny, ogromny pierścień ze szczegółowymi zdrobnieniami. Satoru słyszał tylko słowa Arsene'a:
- Salomonie, przenieś Arsene'a Yoshidę, Satoru Yoshidę i Manon Czarnodziobą w miejsce, gdzie twe piekielne skrzydła dosięgają.
Czyżby... czyżby jego brat - miłujący Boga Łowców, niecierpiący demonów właśnie zwrócił się do... Księcia Piekieł?
Satoru nie wiedział, bo potem wszystko się rozmyło.
xxx
Obudził się na mchu. Głowa bolała go, jak diabli i słyszał szum strumyka za placami i szumiący wiatr. Wstał, opierając się na łokciach i obok niego, oparty o pień dębu, siedział Arsene ze swoją marsową miną. Kilka stóp od nich stała... Manon.
Satoru podniósł się na nogi, przełykając ślinę boleśnie zdartego gardła i wychrypiał, podchodząc jak łamaga do swojej ukochanej:
- Przepraszam cię, Manon, przepraszam!
Nie wiedział, jacy szatani nim zawładnęli, jaka moc go do tego podkusiła, ale po prostu chwycił Manon w swoje ramiona. Nie obchodziło go, jak wielki miał mętlik w głowie, jak niewiele rozumiał z tego, co się wydarzyło, ale o to i nikt nie celował do niego z włóczni, nikt nie groził rozdzieleniem go od Manon. Po prostu musiał trzymać ją blisko. Musiał. Po tych wszystkich przecierpianych godzinach...

Manon? sory, jeśli coś się nie łączy, jeśli są błędy, jeśli nic nie rozumiesz. po prostu tak bardzo Cię przepraszam, ale się wyjaśni

ilość słów: 1318

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz