10 maj 2018

Od Shizune do Kurona

Siedziała, po prostu siedziała ze zwieszoną głową nad jedną z ulubionych lektur, jednakże nie dana jej była chwila odpoczynku, spożytkowana na bezkarne obijanie się we własnym mieszkaniu, gdyż natrętne stukanie do drzwi wyrwało Shizu z głębokiego myślenia, jakie krążyło wokół tematu zróżnicowanych płatków śniegu, przylepiających się do okna, szczelnie zasłoniętego koronkową firanką.
Zsunęła się z łóżka, uprzednio zrzucając z nóg gruby, fioletowy koc oraz odkładając książkę na szafkę nocną. Niepewnie stanęła na krótkich nogach i założyła puszyste kapcie, wówczas schludnie ustawione obok łóżka. Z wolna podeszła do wejścia, a po krótkim namyśle złapała za krągłą klamkę i opornie otworzyła drzwi, ukazując stojącą za nimi dumną sylwetkę. Hishuni, z szerokim uśmiechem na ślicznej buźce, wyniośle wkroczyła do skromnego salonu młodszej siostry, gdzie stanęła w lekkim rozkroku, zwracając się do rogatej, jaka nie próbowała ukryć zdumienia wymalowanego na jej twarzy.
– Wieczorem, Shizu, dobrze? Idziemy razem, tak? – zarzuciła kaskadą jasnych włosów, które spłynęły po idealnym biuście dziewczyny. – Nawet się nie sprzeciwiaj, ładnie proszę – puściła oczko do niedoświadczonego młodziaka. – I ubierz się stosownie, ponieważ wybieramy się w bardzo... urozmaicone miejsce, a wypadałoby przybyć tam, odkrywając nieco więcej niż się powinno – podeszła do siostry i położyła smukłą dłoń na jej ramieniu, szepcąc. – Mam coś u siebie, zajrzyj do mnie i coś wybierz, ale dopiero za kilka godzin. Dołączysz nieco później do naszej zabawy – zaśmiała się cicho i od tak wyszła, stukając czarnymi, lakierowanymi kozaczkami.
– Ale... co jak nie chcę? – skrzywiła się Shizune, kiedy starsze rodzeństwo w końcu opuściło mieszkanie dziewczyny. – Ja się nie nadaję, wszyscy to wiedzą – westchnęła, myślami już będąc poza granicami gildii, lecz powrót do czytania nie wchodził w grę, natomiast przyszło czekać na wieczorową porę i wybranie tej „tajemniczej, odsłaniającej” kreacji.
~***~
Nadszedł upragniony czas, a wraz z nim wybranie się do mieszkania Hishuni w określonych celach. Fioletowowłosa wślizgnęła się niepostrzeżenie do pokojów siostry, jednak nie musiała się niczego obawiać, gdyż starsza z rodu Xavieré zapewne wybyła z dobre minuty przed nią. Ostrożnie pozwoliła sobie zagościć w jej sypialni, gdzie czekały już odpowiednie stroje na zagadkową uroczystość. Zauważyła karteczkę, położoną nieopodal jednej z sukienek, a słowa na niej napisane, brzmiały tak: „Spotkanie odbędzie się na obrzeżach gildii, w pubie Good Night, ale nie musisz się niczego obawiać. Porozmawiasz, rozerwiesz się, nic szczególnego, lecz musisz się pospieszyć, bo zgarną nam najlepsze sztuki sprzed nosa.” Shizune fuknęła cicho i, nie czekając chwili dłużej, zgarnęła z kolorowej pościeli jeden ze strojów. Mimo, że totalnie nie przypadł jej do gustu, szybko go założyła i przelotne spojrzała w lustro.
Sukienka, o ile to coś można było tak nazwać, sięgała zaledwie do połowy uda, a czarny materiał z dodatkiem koronki zapewne zwracałby uwagę, gdyby nie uwydatnione piersi, dzięki wycięciu w serce.
– Kiedyś zabijecie mnie wszyscy – wzięła głębszy oddech, dobierając jeszcze długi płaszcz z obszernej garderoby Hishuni, aby w końcu znaleźć się na zewnątrz i truchtać po białym puchu.
~***~
Na miejscu znalazła się stosunkowo szybko, a tym samym nie była skazana na wściekłe spojrzenie starszej, którą wypatrzyła w tłumie, dzięki zwinnym ruchom i wprost oszałamiającemu wyglądu siostry.
– Jesteś! – powitała ją okrzykiem, przepełnionym słodkością i momentalnie złapała ją pod ramię, zaciągając do bliżej nieokreślonego kierunku. – Zapoznałam się z kimś wybitnym, naprawdę. Genialny, a na dodatek jaki przystojny. Powinnaś zaszaleć, nikt Ci nie broni – wykrzywiła usta w zadziornym uśmiechu, a po sekundzie popchała ją ku ladzie, przy której grzał już miejsce, wspomniany przedstawiciel płci brzydkiej. Alkohol wręcz bił od jego skórzanej kurtki, a nawet zaspa śniegu nie potrafiłaby zniwelować odoru tylu promili.
– Zostawię Was samych sobie, Perełki – zamruczała, dźgając, nieco nieprzytomnego, chłopaka w bok. – Mam nadzieję, że się nie pogryziecie – jej aksamitny śmiech przedarł się przez ciężką, klubową muzykę, aby zniknąć wśród tłumu.

[Tak, skopałam. Tak, wiem, wiem. Chciałam być Mickiewiczem, a nie opisywać seksy, noooooo]

Ilość słów: 624

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz