10 sty 2018

Od Evelyn C.D Kazuyi


Cały ranek nie rokował najlepiej. Zanim zdążyłam znaleźć sobie jakieś interesujące zajęcie, dopadł mnie przywódca gildii. Jose Porla potraktował mnie jak zwykle z chłodnym dystansem, nakazując zostać w siedzibie i wyczekiwać jakiegoś mężczyzny, a następnie przyprowadzić go do jego gabinetu. Praca wydawała mi się wyjątkowo nudna, ale jak zwykle nie kwestionowałam jego rozkazów. Już na początku udało mu się zdobyć mój szacunek, a moje nastawienie do niego pozostawało niezmienione. Kiedy tylko mistrz zniknął z pola widzenia, znalazłam sobie dogodne miejsce obserwacyjne na parterze i podniosłam jakąś porzuconą nieopodal gazetę. Przeczytanie jej całej zajęło mi sporo czasu, ale nic specjalnie nie pochłonęło mojej uwagi. Artykuły wydawały się smętne, jakby ich autor nie miał serca do swojego zadania. Różni członkowie gildii, jedni mi znani, inni nie, przechodzili przez hol, kierując się ku drzwiom. Kilka osób mnie pozdrowiło, ale nikt nie zatrzymał się na pogawędki. Chociaż sama nigdy nie miałam takiego zwyczaju, to teraz byłabym skłonna z kimś porozmawiać. Dostałam prawdopodobnie najnudniejszy przydział dzienny. Nawet jeśli z chłopakiem, który miał przyjechać, wiązały się jakieś potężne przedmioty magiczne czy jakieś ważne osobistości, na tym etapie nie będę miała z nimi żadnej styczności. Nie byłam zainteresowana brutalnymi morderstwami czy pogonią za zwariowanym psychopatą, ale ważne osobistości zazwyczaj były ciekawa. Samo obserwowanie ich należało do misji dość delikatnych, wykonywanie ich było często bardzo ryzykowne.
Z westchnięciem założyłam jedną nogę na drugą. Siedzenie w bezruchu było wyjątkowo monotonne. Rachubę czasu straciłam już długo przed odłożeniem gazety na swoje miejsce, a jedyną możliwością mierzenia czasu było obserwowanie miasta przez okno. Ludzi było dość wielu, więc najpewniej właśnie skończyli pracę i zmierzali do domu. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Wstałam, nie spiesząc się jakoś szczególnie. Skoro mogłam cały czas siedzieć na kanapie, czekając na tajemniczego gościa, to on mógł poczekać chwilę przed drzwiami. Kiedy już otworzyłam wejście, niemal od razu stwierdziłam, że to osoba, na którą czekałam. Chłopak pasował do opisu, który wcześniej przekazał mi mistrz. Dobrze zbudowany i wysoki, zdawał się mieć lat nieco więcej niż dwadzieścia. Ciemne włosy układały się w dziwną fryzurę, która jednak mimo wszystko wyglądała dobrze. Najbardziej rzucały się w oczy jego tęczówki o nietypowym kolorze. Zmarszczyłam brwi, po czym łypnęłam na niego ponuro, czego zdawał się nie zauważyć:
— Witam w siedzibie Phantom Lord — oznajmiłam, a w moim głosie nie można było dosłyszeć nawet grama entuzjazmu. — Oczekiwaliśmy Twojego przybycia, zapraszam za mną
Obróciłam się, niezbyt szczęśliwa. Facet był przynajmniej dwadzieścia pięć centymetrów wyższy i wyglądał na groźnego. Niekoniecznie miałam ochoty pokazywać mu moje plecy. Zaprowadziłam go na górę i wskazałam gabinet mistrza. Zanim zamknęły się drzwi dobiegł mnie jeszcze głos Jose'a:
— Evelyn-san, poczekaj proszę aż skończymy rozmawiać — niby mnie poprosił, ale tak naprawdę był to rozkaz.
Skinęłam głową i obserwowałam drzwi do gabinetu, kiedy się zamknęły. Oparłam się o ścianę nieopodal i wpatrzyłam w okno. Chwile mijały, a drzwi nadal pozostawały zamknięte. Po całym dniu oczekiwań na przybysza, byłam niemal zła, że nawet mnie nie uwzględnili w rozmowie. W końcu, po wielu minutach drzwi znów stanęły otworem.

<Kazuya?>

Ilość słów: 500

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz