- Boże, Satoru - nie mogła powstrzymać się od leciutkiego szlochu - To było.. To było - próbowała znaleźć słowa, które opisałyby jej wszystkie emocje najdokładniej, ale było to niemożliwe - Nikt w życiu nie zrobił jeszcze czegoś takiego dla mnie, jestem największą szczęściarą na świecie - przypomniała sobie teraz moment, gdy ich kontakt wzrokowy po raz pierwszy trafił na siebie w kościele, przy najmniej sprzyjających ku temu warunkach, dziewczyna już wtedy wiedziała, że obudziło się w niej coś niezwykłego i że Satoru nie był dla niej byle jakim człowiekiem - Kocham Cię, najmocniej jak tylko mogę, Kocham Cię jak wszystkie gwiazdy na tym bezkresnym niebie - odparła, podchodząc do chłopaka i całując go czuje w usta; nie potrafiła mu to przekazać muzyką, bo nie była wielce utalentowana, ale mogła chociażby tak... A to, co chłopak zrobił dla niej, było jedną z najlepszych rzeczy w jej życiu.
~~*~~
W końcu jedli kolację, razem, w towarzystwie Henry'ego, który był nad wyraz szczęśliwy, że mógł widzieć ich oboje, takich uśmiechniętych, lecz Manon dobrze wiedziała, że już czas ponownie pokazać się w Klanie; nie mówiła nikomu, ale gdy tylko wyglądała za okno, widziała w ciemności blask żółtych, wiedźmich oczu; czekały cierpliwie, aż białowłosa w końcu wyjdzie, lecz dziewczyna wiedziała, że nie będą czekały wieczność. Mężczyźni jedli w spokoju, Manon zjadła wcześniej, ponieważ nie chciała obrzydzać im posiłku krwawym, surowym mięsem; poczuła się po nim naprawdę lepiej, jakby jej... Syn właśnie tego potrzebował, chociaż nie był jeszcze nawet małą fasolką; w końcu w połowie również był dziki, jak jego... Matka. Nawet same myśli, nazywanie go "synem", myślenie o sobie jak o "matce" przychodziło Manon z trudem. Czuła, że w końcu musi to wszystko powiedzieć, bo w końcu zacznie być to widoczne, a ciężko ukrywać coś przed własną miłością; może ją zostawić, ba, powinien ją zostawić, bo to wszystko było już poniżej pasa.
- Dzisiaj będę musiała wrócić, na kilka dni - palnęła mimochodem, a Satoru nagle przerwał posiłek; brawo, idiotko, znalazłaś na to najodpowiedniejszy moment! Zawsze nie potrafiłaś wyczuć chwili i popełniałaś głupstwa. Henry spojrzał na bruneta łagodnym wzrokiem, jakby próbował odgadnąć co myśli i... Jakby miał nadzieję, że chociażby tym go uspokoi.
- Znowu, Manon? - odparł, widać było w nim napięcie, smutek.. Dziewczyna nie mogła na to patrzeć, ale musieli liczyć się z tym, że Czarnodziobe nie dadzą im spokoju na długo, tydzień i tak był dla nich łaską.
- Wrócę, albo wybłagam, żebyś mógł... Mnie odwiedzić - i wtedy nawet ona zrozumiała, jak śmiesznie to brzmiało; Yoshida, odwiedzić Czarnodziobą, tak po prostu. Henry poklepał Satoru po plecach, dodając mu otuchy. - Przysięgam, że wrócę - uśmiechnęła się smutno białowłosa; zamierzała nigdy więcej już nie kryć się z tym, że kocha człowieka, kocha Łowcę.
~~*~~
Godzinę później dziewczyna powoli szykowała się do wyjścia, wiedziała, że już czas, że Asterin skryta gdzieś głęboko w krzakach nieopodal domu Yoshidy liczyła sekundy do nadejścia białowłosej; Manon nie mogła wyzbyć się pochodzenia, nieważne jak trudne to było, nazwiska nie zmyjesz, nawet tworząc nowe życie. Dziewczyna przytulała się na stojąco do swojego ukochanego, który był teraz bardzo sztywny, jakby na nowo wyzbywał się swojego cudownego luzu i uśmiechu, który łagodził nastroje wszystkich domowników w najbardziej burzliwe dni i w niesprzyjających warunkach. Satoru głaskał dziewczynę po głowie, jakby była małym kotkiem, a nie lwicą, która mogłaby pozabijać wszystkie żyjące w mieście istoty, traktował ją jak kogoś łagodnego, ludzkiego, a nie potwora w owczej skórze. Dziewczyna pocałowała go czule, na nowo obiecując, że widzą się za parę dni; bardzo marzyła, aby mogła spełnić tą obietnicę. Tuż przed wyjściem dała Henry'iemu sygnał, aby na chwilę wyszedł z nią na dwór, pod byle jakim pretekstem.
- Będę o niego dbał, Manon - uśmiechnął się wuj Yoshida, powoli kończąc palić kolejną z rzędu fajkę; białowłosa czuła, że on i Cassiopeia bardzo przypadliby sobie do gustu, byli tacy podobni; tak samo dobrzy, jak uzależnieni od nikotyny. Dziewczyna westchnęła, bo wiedziała, że ta rozmowa będzie dla niej trudna, a wolała nie skazywać Oru na kolejne zawały jednego dnia.
- Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia, ale nie wiem jak to zrobić, po prostu brakuje mi słów - wiedźma spojrzała na dół, jakby starała się liczyć źdźbła trawy na ziemi - Ja, bo, tak wyszło, że - zaczęła się jąkać i znów cała trząść. Nie mogła, nie potrafiła znaleźć na to wszystko słów, tak bardzo nie potrafiła przyznać się przed sobą słownie, że... Że będzie matką. Wzięła więc dłoń starszego mężczyzny i ze łzami w oczach położyła sobie ją na brzuchu, aby zrozumiał choć ten jeden, mały gest. - Proszę, powiedz mu, ja nie potrafię - uśmiechnęła się smutno i zamieniła w cień, znikając w pobliskim lesie.
Ale dałam zadanie naszemu Henryiemu D: Mam nadzieję, że nie padł na zawał pierwszy!XD Satoru?
ilość słów: 1184
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz