22 kwi 2018

Od Shizune do Tiago

Wychyliwszy głowę zza drzwi mieszkania, młoda dziewczyna bacznie zeskanowała wzrokiem cały korytarz, który i tak był już pusty od wielu godzin. Ostrożnie, oraz ze zbytnią uwagą, wyszła na spokojny hol i żwawo, na palcach, pobiegła do wyjścia z siedziby gildii Tartarus. Kołczan z kilkoma strzałami podskakiwał na plecach srebrnowłosej, dopóty nie przeskoczyła progu budynku. Teraz mogła pozwolić sobie na więcej, więc uśmiechnęła się do siebie delikatnie, a zarazem uroczo. Uniosła głowę do nocnego nieba i rozkoszowała się spokojem ją otaczającym. Wiatr otulał Shizune swymi ramionami, nijako zapraszając do kolejnej wyprawy w nieznane. Może tym razem las albo rozległe równiny z dala od wszystkiego? Pragnęła odskoczni od żmudnych i męczących dni, które nie przynosiły żadnego zysku czy zwykłego szczęścia z tego, co wykonywała. Westchnęła, uświadamiając sobie, że i tak radość spowodowana ucieczką zostanie zgaszona przez gniew mistrza, siostry i innych magów należących do gildii. Znowu jej się oberwie, a na to nic nie poradzi. Popatrzyła to na lewo, to na prawo i z wolna zrobiła następne, niepewne kroki przed siebie — w stronę oddalonego lasu. Czy to coś nowego dla dzielnej Shizune? Ależ oczywiście, że nie. Kolejne metry pokonała już truchtem, ale po ułamku sekundy nie pragnęła zatrzymywać wspaniałego uczucia wolności oraz swobody, które zewsząd otaczało niepozorne ciałko dziewczyny, a więc puściła się biegiem. Gnała bez wytchnienia, a momentami na twarzy dziewczyny pojawiał się delikatny uśmieszek. Miała wrażenie, że chude palce mroku wyciągają zimne dłonie ku jej nogom, pragnąc złapać jasnowłosą i już nigdy nie wypuszczać ze swych szponów. Przerażająca wizja, ale jak prawdziwa. Zwolniła kroku dopiero wtedy, gdy do jej nozdrzy dotarł ten charakterystyczny, rześki zapach lasu. Jej pilny wzrok zwinnie prześlizgiwał się z jednego krzaczora na drugi, bacznie wyczekując chociażby najmniejszego szmeru, który mógł dobiec znikąd. Bez cienia niepewności zagłębiła się w las, który należał do ulubionych miejsc dziewczyny, dlatego też, tam zazwyczaj przesiadywała. Sięgnięcie po pierwszą strzałę zapoczątkowało, że dziwny spokój ogarnął serce zmiennokształtnej, ale jednak nakłaniał do ostrożności i rozwagi. Zważyła jeszcze łuk w dłoni i naciągnęła drzewce, wyciągnięte ze zdobnego kołczanu. Grot skierowała ku ziemi, a następnie okręciła się wokół własnej osi, jak to mają w zwyczaju robić gibcy tancerze po zakończonym sukcesem występie. Dała susa przed siebie, a potem w bok, chowając się za przedwieczne drzewo, a jednocześnie obserwując teren gorliwym spojrzeniem, przepełnionym fascynacją do otaczającego ją lasu i tajemnic w nim ukrytych. Cisza jak makiem zasiał. Zamknięcie czerwonawych oczu i rozmarzenie się na temat niestworzonych rzeczy, skutecznie uniemożliwiła blada poświata, jaka w pewien sposób „wypłynęła” zza kępki soczyście zielonej trawy. Najpierw młodej ukazały się śnieżnobiałe pióra, składające się na majestatycznie skrzydła. Czarne koraliki, jakie po pewnej chwili okazały się smutnymi oczyma osadzonymi na niewielkiej główce, która mieściła się na pełnej gracji, gibkiej szyi skierowanej w nocne niebo. Spojrzenie ciemnych ślepi wwiercało się natrętnie ku oddalonym, enigmatycznym gwiazdom, nadającym sytuacji napiętego charakteru, a to można było wywnioskować z samej postawy Shizu, skrycie kulącej się między gałęziami niby w obawie przed czającym się nieopodal zwierzęciem, jakim był Łabędź. Piękne stworzenie z pewnością nie należało do tych zaniedbanych czy dzikich, ponieważ biła od niego dumna aura, ale szlachetności również nie zabrakło w tamtym momencie. Dziewiętnastolatka zaciągnęła kaptur od wysłużonego ubrania na głowę, a miała to w zwyczaju robić, podczas chęci dyskretnego wycofania się z nieprzyjemnej sytuacji, jakie chyba zdarzały jej się na każdym kroku. Już, gdy miała myknąć w kolejne gąszcze, niczym niezachwianą ciszę przeszył odgłos drącego się materiału bluzy Shizu, a wraz z nim okrzyk ptaka (mogła przysiąść, iż zaskrzeczał piskliwie ludzkim głosem „Uciekaj”), który zmieszał się z podburzonymi słowami, jakie czelność miały wypłynąć z ust mężczyzny, a ton ten był ponury, a także dziwnie podirytowany. Dziewczyna zajęta była rozpaczliwym ukryciem swej charakterystycznej cechy, do jakiej należały uporczywe rogi, ale zaprzestała czynności w chwili westchnięcia, które nie wydobyło się z jej warg.
– No idź stąd, ptaszorze – wycedził ktoś przez zęby, a warkot ten zakończyło tylko głuche uderzenie kamienia o taflę wody, prawdopodobnie niewielkiego bajorka, w jakim odbijał się dobry znajomy Shizune – Księżyc. Wytężyła słuchu, ale po kilkunastu sekundach wyczekiwania nie dotarł do niej żaden dźwięk, a więc czujnie wyjrzała zza pnia na pustą przestrzeń przetykaną gdzieniegdzie pojedynczymi, acz monumentalnymi drzewami oraz uprzednio wspomnianym stawie nakrapianym srebrem. Natomiast zagadkowy głos, jak i zwierzę, zniknęli, czego nikt nie umiałby wyjaśnić. Pod bujną czupryną rogatej zaczęła się intensywna analiza zaistniałej sytuacji, lecz kolejny okrzyk sprawił, iż w pewien sposób dziewczyna odżyła. Swe kroki z początku skierowała ku wodzie, ale dźwięk rozdzierający knieję z innego kierunku nijako nakazał oraz przyzywał ostrożne stąpania jasnowłosej. „Przecież nic nie może się takiego wydarzyć, gdyż o tej porze większość magów oraz pozostałych istot znajduje się w biernym spoczynku. Sen już dawno zmorzył każdego” – rozumowała kobietka. Trąciła niewielki kamień, spoczywający na jej drodze. Zapatrzona w czubki własnych butów, zdołała wychwycić zduszone plaśnięcie skałki o... Właśnie. Cóż to mogło być? Uniosła nieco zamglone spojrzenie na plecy pokryte czarnym puchem oraz rozłożone, zaciekle gestykulujące ramiona, na których falowały pióra. Nie zapowiadało się na odwrócenie nieznajomego, gdyby nie jeden, pochopny krok Shizu wstecz, jakiemu towarzyszyło otarcie piętą o wredny korzeń, a tym samym – bolesny upadek. Smolisty człowiek ukazał przed dziewczyną oblicze, które przysłaniały gęste kudły, zasłaniające całą twarz.
– Mówiłem, że ktoś za nami podąża – mruknął, a już po chwili wylądował nosem przy ziemi z powodu mocnego popchnięcia. Przez jego ciało, leżące niczym kłoda, przestąpiła następna, nieznajoma oczom Shizune sylwetka. – Mieliśmy iść, ale Ty się uparłeś – obruszył się Czarny, ale zniknął w tej samej chwili, gdy drugi mężczyzna bliski był nadepnięcia mu na twarz. Odziany w pióra, ciemnowłosy jegomość po prostu zniknął, czemu towarzyszył szum powietrza i nic więcej.
Zostali sami.
Dwie pary oczu zwrócone ku sobie nawzajem. Jedna z nich wystraszona, niepewna, mająca ochotę szybkiej ucieczki, natomiast spojrzenie drugiej na to nie pozwalało. Zdezorientowanie było skutecznie maskowane dzięki obojętności, jednakże pod tą kryły się także iskierki potężnego gniewu, a nawet wnerwienia. Ciężkie kroki zbliżyły się leniwie w stronę Shizune, która nadal leżała w bezruchu z powodu czystego strachu, jaki opanował całe jej ciało. Zdołała tylko przygryźć wargę niby w intensywnym myśleniu nad niefortunną pozycją, w jakiej się znajdowała, oraz spuścić głowę, dzięki czemu jasne włosy zakryły przerażone lico niedoświadczonej nastolatki. Rogi już dawno przebiły się przez nieco ubrudzone ubranie, a w tamtej chwili oświetlało je światło Księżyca.
– Zwykle „przepraszam” nie wystarczy, mam rację? – niełatwo było zrozumieć bełkot zmiennokształtnej, który zdołał przecisnąc się przez jej ściśnięte gardło, lecz była niemalże pewna, że osoba nachylająca się nad nią i niemal karcąca wzrokiem, zrozumiała co też takiego wymamrotała, jednocześnie nie będąc z tego faktu zadowolona. Przed oczyma Shizu, wbitymi wówczas w sporych okazów szyszkę, objawiła się para skórzanych, brązowych butów, w jakie wciśnięte były tego samego koloru spodnie. Jak wyglądał obcy? Tego mogła się dowiedzieć poprzez uniesienie podbródka, czego nie uczyniła, ale sam głos nieznajomego napełniał ją przestrachem, jak chyba zawsze podczas niezręcznej sytuacji. Odetchnęła cicho, wypuszczając z ust obłoczek pary, mieszającej się z zimnym, nocnym powietrzem.

< Tiago? Może i Klub Idiotów, ale ten umie genialnie pisać, czyż nie? >

Ilość słów: 1147

21 kwi 2018

Mag Gwiezdnych Duchów - Tiago Wolfstar

Liczy się tylko, co jesteś w stanie zrobić, a czego nie


Imię: Osobnik ten zwie się Tiago. Nie Tiaguś czy Ti. Po prostu Tiago. Niewyobrażalnie irytuje go przekształcanie jego imienia w jakikolwiek sposób. Jednak jeżeli już tak bardzo ci ono nie odpowiada, to możesz używać jego pseudonimu. Jest nim Remus. Tu też proszę o nie przekształcanie go.
Nazwisko: Nazwisko Tiago może kojarzyć się z wilkiem. Jednak nie radzę żartować z niego. Remus jest bardzo wyczulony na tym punkcie. Mianowicie, brzmi ono Wolfstar.
Wiek: No cóż… Jakiś bardzo młody to już nie jest. Nie tak dawno temu skończył dwudziesty piąty rok swego życia.
Płeć: Ktoś ma jeszcze wątpliwości gdy go widzi? Jeżeli tak to już je rozwiewam. Tiago jest stuprocentowym mężczyzną.
Orientacja: Niby jest osobą biseksualną, ale ma większe skłonności do mężczyzn. Chociaż jakby na to nie patrzeć, kobietą też nie pogardzi.
Związek: Jak na razie Tiago jest wolnym strzelcem i jakoś nie ma zbytnio zamiaru zmienić tego. Dobrze mu tak jak jest teraz.
Gildia: No cóż… Remus nie potrafił wybrać tylko jedną gildię, dlatego też aktualnie nie należy do żadnej.
Znak gildii: Nie posiada takowego.
Doświadczenie: Początkujący
~ilość punktów: 0
Typ magii: Magia Gwiezdnych Duchów
Ilość kluczy: Złoty Klucz Aquarius (Wodnik), Srebrny Klucz Deneb (Łabędź) i Srebrny Klucz Horologium (Zegar)
Ilość klejnotów: 15.000
Charakter: Przywitajmy oto pewnego choleryka zwącego się Tiago. Zapewne jedna z najbardziej zmiennych osób, jakie poznacie. Niektórzy uważają, że jest on bipolarny... Jednak ten cały czas zaprzecza temu i nie ma najmniejszego zamiaru uwierzyć w te brednie. Precyzując… Remus potrafi bardzo szybko zmienić swe nastawienie do czegoś. Tak samo bywa z emocjami. W jednej chwili widać, że jest naprawdę smutny, a w oczach lśnią mu łzy, a w drugiej już szeroko się uśmiecha. Nie ma jakiejś zależności w związku z tym. Po prostu tak się dzieje i nic nie można na to poradzić. Impulsywność… To coś czego nie można pominąć w charakterze tego oto osobnika. Działa on często pod wpływem chwili. Najpierw coś zrobi bądź powie, a dopiero potem pomyśli. Przez co w sumie dość często zdarza mu się pakować w kłopoty. Chociaż… I tak zazwyczaj udaje mu się z nich stosunkowo szybko wyplątywać. Z tym wszystkim wiąże się także wybuchowość. Jednak co tu dużo mówić. Tiago po prostu dość szybko zaczyna krzyczeć podczas kłótni.
Jeżeli ktoś jeszcze nie zauważył, że Remus często nie jest w porządku do innych, to tu powinno się to zmienić. Szczególnie patrząc na to jak wredny i sarkastyczny potrafi być. Ooo tak… Sarkazm i ironia to jego specjalność. Wręcz kocha ich używać. Zazwyczaj gdy ktoś nie wyczuje ich w jego wypowiedziach, przez co automatycznie nie rozumie ich sensu, po prostu przestaje mówić i jedynie przewraca oczami. Kłamca z niego jest wręcz idealny. Praktycznie nikt nie wie czy aktualnie mówi prawdę czy może ponownie oszukuje innych. Umiejętność ta bardzo pomaga mu w życiu. Dla jednych może to być wada, a dla drugich zaleta, ale trzeba wiedzieć, że jest on naprawdę upartym osobnikiem. Oj… I to bardzo. Kiedy coś sobie ubzdura to praktycznie nic nie jest w stanie go od tego odwieść. Będzie uparcie dążył do celu jaki sobie obrał. Nieufność to wręcz cecha charakterystyczna dla Tiago. Chyba większość zauważyła, że jego grono znajomych nie jest za wielkie i nie łatwo “wkupić się w jego łaski”. Remus po prostu woli ostrożnie dobierać grono osób, które dopuszcza do siebie. 
No i nadszedł ten pamiętny czas. Moment gdy światło dzienne ujrzą najlepsze cechy charakteru Tiago. Z całą pewnością na pierwszym miejscu znajdzie się lojalność. Bez względu na sytuację, zawsze będzie stał murem za osobami, które są mu bliskie. Szczególnie za rodziną. Tajemnice, które zostaną mu powierzone, za nic nie ujrzą światła dziennego. Wyjątkiem jest moment gdy osoba, która mu je powierzyła, wyrazi zgodę na to, aby komuś o tym powiedział. Drugie miejsce na równi zajmują troskliwość wraz z opiekuńczością. Remus stara się dbać jak najlepiej potrafi o rodzinę, jak i przyjaciół. Mimo tego, że nie widują się codziennie, jest on szczególnie zżyty ze swym młodszym bratem. Troszczy się o niego, a kiedy nie ma go przy nim, bardzo często zamartwia się oraz zastanawia czy wszystko jest okej. Czy nic mu się nie stało pod jego nieobecność. Można powiedzieć, że Will jest po prostu takim oczkiem w głowie chłopaka.
Zwierzę:
Ragnarus
Historia: Tiago naprawdę mało wie o swojej przeszłości. Nie ma bladego pojęcia co wydarzyło się przez pierwsze czternaście lat jego życia. Zna jedynie kilka szczegółów. Jednak słyszał tyle wersji, że zdążył się już w tym wszystkim pogubić. Jednego jest pewny, pewnego dnia po prostu obudził się w lesie, nie wiedząc co tam robił. Był z nim tylko jego brat. William. Przez jakieś dwa… a może trzy lata trzymali się razem. Jednak potem los sprawił, że ich ścieżki się rozdzieliły - A coraz częstsze kłótnie rodzeństwa jeszcze bardziej to wszystko przyspieszyły. Przez kolejne dwa lata… albo rok - nie zwracał zbytnio uwagi na upływający czas - wędrował sam. Tułał się tu i tam. Poznawał ludzi, z którymi i tak później tracił kontakt. W końcu przez czysty przypadek trafił do miejsca, w którym aktualnie postanowił pozostać. Na jak długo? Tego nikt nie wie...
Inne informacje: 
• Tiago jest bardzo dobrym aktorem. Czasami zdarza mu się używać swych zdolności do manipulowania innymi.
• Mimo, że wiele razy miał styczność z końmi, a także naprawdę je lubi, to nigdy w życiu nie jeździł na nich. Szczerze mówiąc to boi się wsiąść na tak “wielkie” zwierzę w jego mniemaniu... a co tu dopiero mówić o jeździe.
• Remus uwielbia oglądać nocne niebo. Fascynują go gwiazdy i kosmos. Czasami patrząc na nie, zastanawia się jakby to było żyć na innej planecie.
• Pije jedynie wodę niegazowaną i herbatę.
• Niektórzy mówili mu, że całkiem nieźle śpiewa.
• Tiago sam nie wie czemu, ale zwierzęta same do niego lgną. W szczególności koty.
• Wręcz nienawidzi typowych naparów ziołowych.
• Jednym z zainteresowań Tiago jest gotowanie. W sumie to nawet całkiem nieźle mu to idzie. Przynajmniej do tej pory jeszcze nikogo nie otruł swymi potrawami.
• Posiada młodszego brata, Williama, z którym już od kilku lat nie ma kontaktu. Kiedyś powiedziałby, że to dobrze, ale teraz… Jakby miał być szczery to tęskni za nim.
• Inne zdjęcia: [X] ; [X] ; [X]
Sterujący: Tiago [H]

Mag – Shizune Xavieré


Nie walczmy o to, czego pragniemy. Walczmy o to, czego potrzebujemy.


Imię: Shizune, a skrycie zdradzę, że przepada za wołaniem na nią "Shizu". 
Nazwisko: Nosi anachroniczne nazwisko jakie brzmi "Xavieré". 
Wiek: Przeżyła już dziewiętnaście wiosen. 
Płeć: Kobieta, jednakże możesz przekonać się o tym sam. 
Orientacja: Biseksualna, gdyż nic nie stoi na przeszkodzie, aby dziewczyna weszła w bliższy kontakt z przedstawicielką tej samej płci.
Związek: Jest na to gotowa, ale czy druga osoba wytrzymałaby z taką osobą jak Shizune?
Gildia: Mroczna gildia, jaką jest Tartarus
Znak gildii: W mało widocznym i dość intymnym miejscu — wewnętrzna część lewego uda.
Doświadczenie: Początkująca.
~ilość punktów: 0.
Typ magii: Magia Przejęcia oraz Magia Dymu
Ilość klejnotów: 15.000
Charakter: Czy te oczy mogłyby skłamać? Czy z tych ust kiedykolwiek usłyszysz przykre i bolesne słowa? Nie, ależ oczywiście, że nie. Pozwólcie, że charakter Shizune opiszę nieco szczegółowiej. Zacznę od jej głównych cech, niekoniecznie będącymi tymi najlepszymi. Skrytość i małomówność robią z dziewczyny solidnego łowcę, ale w oczach innych jest ona po prostu ekscentryczną, uległą osobą, co również jest prawdą. Nie potrafi sprzeciwić się większości rzeczy, a przez to często popada w kłopoty. Zawsze myśli kilkukrotnie przed wykonaniem pierwszego kroku, ale jednak bywa, że coś blokuje młodą od środka, a to także dobrze się nie kończy. Z pechem, wędrującym za nią od narodzin. Nie ma dnia, w którym nie przytrafiłby się Xavieré jakiś niefortunny upadek bądź nietypowe spotkanie z innym magiem, których szanuje bardziej niż siebie. To prawda, że ma zaniżone mniemanie o sobie, lecz tego już nic nie zmieni. Ponadto bywa dobrym towarzyszem we wszelkiego rodzaju wyprawach i misjach ze względu na głowę pełną pomysłów, ale niestety musisz stać się dla dziewczyny tym "kimś bliskim", — przyjacielem — aby mogła zdradzić Tobie kilka koncepcji. Bojaźliwa, to trzeba przyznać, a dodatkowo zbyt ufna, mimo zdrowego rozsądku. Wiele razy przekonała się o obojętności innych ludzi, lecz nie poddaje się i wciąż dąży do zawarcia bliskich kontaktów, co jednak może być potencjalnie problematyczne ze względu na jej nieśmiałość jak i pewne niedoświadczenie w życiu. Wspomnę jeszcze, iż jest to marzyciel nad marzycielami. Nie ma chwili, aby nie rozmyślała nad wolnością czy pozostałymi, abstrakcyjnymi pojęciami. Często bywa nieobecna duchem podczas i tak sporadycznej wymiany zdań na temat pogody albo innych bzdetów. Podczas samotności na jej pozornie niewinnej twarzyczce, zazwyczaj gości dyskretny uśmiech, jakim jeszcze nikogo nie obdarzyła, mimo szczerych oraz gorących chęci. Zatem z łatwością można wywnioskować, iż byłaby wiernym i lojalnym przyjacielem, gdyby tylko napotkała na swej drodze kogoś, kto zaakceptowałby większość wad dziewczyny, a także delikatny zarys tych plusów, jakich nie posiada zbyt wiele. 
Postać zmiennokształtna:
• {Marux} – podczas tej przemiany, Xavieré zmienia się w istotę z rodziny kotowatych. Tułów naznaczony jasnymi, pochodzącymi pod turkus paskami na smolistej sierści wraz z długim ogonem zakończonym kępką jedwabistego futra z pewnością nie wyrządzą Ci krzywdy, ale mogą zaprowadzić w pole czy zgubić w tajemniczej puszczy. Gubkie ciałko potrafi tak szybko pojawić się przed Tobą, jak i zniknąć za najbliższym drzewem. 
• {Sykee} – forma osobliwego stwora. Shizune panuje wtedy nad swoimi poczynaniami, lecz nikt nie śmiałby się do niej zbliżyć z powodu mało atrakcyjnego wyglądu, gdy znajduje się w sylwetce Sykee. Przybierając taką postać dziewiętnastolatka staje się bardziej energiczna niż dotychczas, co spowodowane jest jej wiekiem jako ten niecodzienny . Młode osobniki zachowują się zazwyczaj chaotycznie, jednakże to zależy od osobowości danej persony. Łatwo zranić zwierzę, lecz sprawę tę komplikuje para skrzydeł, jaka umożliwia Shizune wzniesienie się w powietrze i zostanie odległym punktem na bezchmurnym niebie.
Zwierzę: Na chwilę obecną zamieszkuje sama, mając za sąsiada z drzwi naprzeciw swą siostrę. 
Historia: Zacznę od samego początku:
Shizune urodziła się w dosyć spokojnej wiosce, niedaleko gildii Tartarus i wychowywała się tam przez osiemnaście lat wraz z siostrą i matką — ojciec pojawił się tak szybko w rodzinie, jak i zniknął. Odszedł na dobre tuż po narodzinach drugiej córy. Jasnowłosa miała mało przyjemne dzieciństwo, mimo starszego rodzeństwa i sprawiedliwej rodzicielki. Zapewne zapytasz: dlaczego? Dziewczę było zewsząd wyszydzane z powodu jej „odmienności“, którą stanowiły osobliwe rogi oraz niekiedy zbytni optymizm, czy wieczny uśmiech na jej twarzyczce. Celem drwin było również zakręcenie i niezdarność, które towarzyszą bohaterce do dziś. Będąc małym brzdącem przepadała za odkrywaniem nowych zakamarków bądź chowaniem, a nawet uciekaniem, od reszty świata — uwielbiała własne towarzystwo, lecz gdzieś tam w środku pragnęła mieć kogoś bliskiego sercu, ponieważ siostra nie spędzała z nią dużo czasu, a matka nie wystarczała dziewczynce. Wiele razy starała się znaleźć przyjaciela, ale niestety, każda próba kończyła się porażką, po której próbowała dalej i jeszcze bardziej zawzięcie. Nie licząc tego, że była obiektem plotek, nie miała innych przykrych chwil w swoim życiu, a zatem wyrosła na roześmianą dziewczynę, pełną nadziei na lepsze jutro.
Shizu dorastała szybciej niż większość dzieci w jej otoczeniu — rogatej istotce łatwiej przychodziła nauka, a sprawność fizyczna zawsze była ponad przeciętną, czego zazdrościli rówieśnicy. Owszem, zdarzały się wzloty i upadki, ale ważne było, aby poznać samego siebie i zdobycie zamierzonych celów. Mając zaledwie siedem lat nauczyła posługiwać się kataną, aby trzy lata później wyruszyć z siostrą na nieudane polowanie. Dlaczego dziewczyny nie odniosły sukcesu? Warte wspomnienia jest to, że młodą można łatwo rozkojarzyć i odwrócić jej uwagę. Tak też stało się podczas tego niefortunnego wydarzenia, ale najważniejsze jest to, że nikomu się nic nie stało. Pozostałe lata mijały dosyć spokojnie, aczkolwiek zdarzały się nieprzyjemne wpadki, czy nawet kłótnie, związane z wyborem gildii dla Shizune. Tartarus padł tylko i wyłącznie ze względu na wygląd dziewczyny. Nie pasuje tam charakterem i sposobem bycia, lecz co począć? Zmiennokształtna nie potrafiła się nikomu sprzeciwić, dlatego nadal tkwi w jednej z mrocznych działalności Earthland'u i posłusznie wykonuje zadania jej polecone. Ujmę jeszcze jeden istotny fakt: Shizu była kiedyś zauroczona, ale to skruszyło jej serce i sprawiło, że podchodzi do ludzi nieufnie albo w ogóle nie zawiera znajomości. Cóż rzec? Taki los. 
Inne:
> Bardzo pragnie mieć jakiegoś zwierzaka, lecz uważa, że bestia, którą trzyma w głębi siebie jej wystarczy.
> Nie ma szczególnych zainteresowań, ale biorąc pod uwagę nocne eskapady bądź „zwiedzanie“ przeróżnych zaułków, to chyba jakieś hobby jest, prawda?
> Jasnowłosa rysuje od najmłodszych lat, — nieudolnie, ale jednak — więc istnieje duża szansa na to, że znajdziesz jej dzieła w notesie, który trzyma na samym dnie szafy.
> Dziewczynie nie jest straszna żadna pogoda; uwielbia Słońce na równi z mgłą, czy śniegiem.
> Szkarłatnooka istotka nienawidzi jednej rzeczy, a mianowicie orzechowej czekolady. Dlaczego? Sama nie znam odpowiedzi na to pytanie, a zatem odpowiedzi szukaj u najmłodszej z rodziny Xavieré.
> Nie umie kontrolować swych rogów — pojawiają się, kiedy sobie tego zażyczą, bywa nawet, że w niefortunnych okolicznościach.
> Ma starszą o dwa lata siostrę — Hishuni Xavieré.
Dodatkowe zdjęcia: [X] [X] [X]
Sterujący: Luna1235 (Howrse) 

7 kwi 2018

Od Arvo cd Jae



Ten chłopak był całkowicie nieogarnięty, wyglądał jakby udawał, że mnie w ogóle słucha. Szliśmy spokojnie ulicą, pociągnąłem za sobą chłopaka w mniej uczęszczane części miasta. Weszliśmy po schodach pożarowych na dach jednego z domów jednorodzinnych.
- Lepiej chodzić dachami, mniejsze ryzyko, że Cię zobaczą, lepszy punkt obserwacyjny. Szybciej można uciec. - Powiedziałem spokojnie. Jae szedł za mną kiwając głową, co za dzieciak.. Dotarliśmy niedaleko mojego mieszkania.
- Powinieneś wrócić do siebie i się przebrać. - mruknąłem patrząc na niegospod opadającej, lekko posklejane krwią grzywki.
Chłopak przytaknął tylko i ruszył w swoim kierunku, miałem nadzieję, że następnym razem lepiej się przyłoży, skoro miał być przydatny, to nie może być tak lekkomyślny. Podążyłem za nim, upewniwszy się, że dotarł pod same drzwi wróciłem d o siebie. Wziąłem gorący prysznic aby zmyć z siebie plamy krwi, mialem tylko obserwować ale cóż, musiałem coś zrobić. Kiedy skończyłem się przebierać do głowy spa mi iście okropny pomysł. Miałem nadzieję, że po tym nie zrezygnuje, ponieważ na prawdę ma potencjał na bycie mordercą. Wyszedłem z mieszkania oknem, tak na wszelki wypadek, noc jeszcze młoda a mnie napadła ochota skrzywdzenia kogoś, chciałem zobaczyć ciemny, szkarłatny płyn, idealnie gęstą i odpychającą dla ludzi maź, dzisiejszej nocy zginie ktoś jeszcze. Zaśmiałem się strasznie i zszedłem na ulice pustego miasta. Kroczyłem spokojnie ale pewnie, szybko, a jednak powoli. Euforycznie i delikatnie stąpałem po zimnym, i przede wszystkim martwym, betonie. Zobaczyłem jakiegoś chłopaka, niewiele się zastanawiając rozejrzałem się szybko po okolicy i ruszyłem szybkim krokiem w stronę chłopaka. Jednym ruchem powaliłem go na ziemię i przyłożyłem ostrze dok jego krtani. Nacinałem lekko skórę ale po chwili się opamiętałem widząc.. swojego ucznia? Podniosłem go siłą, aby stanął na równe nogi.
- Co ty tu kurwa robisz? - wysyczałem.
Przez tego dzieciaka mam jeszcze większą ochotę kogoś zabić w prawdziwych męczarniach. Dzieciak patrzył na mnie wystraszony wzrokiem, oddycha ciężko i najwyraźniej nie wiedział co zrobić. Odwróciłem się na pięcie mega zdenerwowany i ruszyłem szukać innej ofiary, że też to musiał być on! Gdyby nie wychodził z cholernego domu już dawno bym się świetnie zabawiał! Widząc jakąś kobietę bez namysłu podszedłem do niej tknąć jej rękę w mało niebezpieczny sposób. Krzyknęła, po czym upadła, przytrzymałem ją wbijając jej ostrze w język. Szarpnęła się.
- Nie wierć się to nie będzie tak boleć. - wysyczałem.
Przerażona przestała się szarpać. Uśmiechnąłem się triumfalnie i szyderczo. - Grzeczna dziewczynka. - szarpnąłem jej włosy i wbiłem nóż w jej klatkę piersiową, zrobiła jeszcze ostatni wdech.
Ludzie umierają na wdechu. Tylko po to aby zobaczyć swoją śmierć i to co spaprali w życiu. Śmierć nie boli, ona przeraża ludzi, boją się spotkania z nią. Dłonie miałem we krwi, napawałem się widokiem martwej kobiety, czerwonej mazi i zapachem śmierci. Ktoś patrzył. Uśmiechnąłem się szaleńczo. Może dziś jeszcze będzie więcej ofiar, a ktoś się nawinął. Spojrzałem z dziką iskrą w intensywnie złote oczy, emanuujące czymś innym niż strach i obrzydzenie, wzrok mordercy, kogoś wartego mojego czasu i chęci. Jae w tamtym momencie przypatrywał mi się z nutą ciekawości w oczach, fascynacją. Wstałem żwawo i podszedłem szybkim krokiem do chłopaka.
- Chodź. - Powiedziałem tylko i ruszyłem w tylko mi znaną stronę. Piętnastolatek posłusznie ruszył za mną trzymając sie na dystans, jakby bojąc się, że jak się sprzeciwi to czego to co tamtą kobietę. - Jae to twoje prawdziwe imię? - zapytałem zatrzymując się na środku jakiegoś placu.
- Tak. Dlaczego-
- Nie możesz podawać komukolwiek swojego prawdziwego imienia. Nikt nie powinien to znać, tak dla bezpieczeństwa. Nazwiska tym bardziej. - przerwałem mu.
- Matt to nie jest twoje prawdziwe imię, prawda? Nie pasuje do kogoś takiego jak ty. - odparł.
- Oczywiście, że nie. Musisz mi dać prawdziwy dowód na to, że mogę Ci zaufać. - mruknąłem. - Mam dla Ciebie zadanie. Masz znaleźć teraz jakąś osobę i ją zabić. Krwawo. - spojrzałem mu prosto w oczy z przekonaniem, że zrobi to co mu każę.
Kiwnął niepewnie głową.
- Konkretniej coś? - zapytał.
- Nie. Wszystkim się innym zajmę. Masz tylko kogoś zamordować z efektem dramatycznym.
Chłopak tym razem lepiej się przygotował. Wrócił do siebie i wziął wszystkie potrzebne rzeczy, w drodze wyjaśniłem mu, że musi mieć zawsze przy sobie cokolwiek czym jest w stanie zrobić komuś większą krzywdę. Nawet dla samej samoobrony, gdyby go ktoś rozpoznał albo złapał. Szybko się ulotniłem, gdy na horyzoncie pojawił się człowiek. Z dachu spokojnie obserwowałem jego ruchy, to nie było jeszcze to, mój test miał dopiero nadejść. Chłopak wykonał mój rozkaz bardzo dokładnie, długo mu to zajęło ale ciało wyglądało jak po wypadku tira z samochodem osobowym. Nagle pojawiła się policja. Dopiero teraz zaczynała się moja zabawa. Zgarnęli Jae i zaczęli przesłuchiwać. Znalazłem się w odpowiedniej odległości aby słyszeć ale tak, aby mnie nie zauważyli.
- Jak się nazywasz? - zapytał jeden.
- To nieistotne. - mruknął.
- Widzieliśmy Cię. - warknął drugi. - Z tym mordercą, którego szukamy. Współpracujesz z niejakim Królem Kruków?
- Nie. - odparł bez zawahania.
Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w kierunku Jae i dwóch facetów.
- Możecie iść. - mruknąłem. Na co dwóch typów odeszło szybkim krokiem. Chłopak spojrzał na mnie zszokowany. - Arvo. - dodałem po chwili.
- Co? - spytał.
- Tak mam na imię. - odparłem ruszając w kierunku mieszkania. - Brawo. Zdałeś test. - dodałem ciszej.


Jae? Coś z Ciebie będzie. 

Ilość słów: 869

Od Nuali cd. Daigo

<poprzednie opowiadanie>

Gdy zaczął objaśniać ni stąd, ni zowąd zjawił się Aszm. Tuż przy nogach chłopaka.
- Aszm. Spokój. - powiedziałam, wąż zbliżył się do mnie. Wzięłam go na kolana i głaskałam.
- Pomożesz? - spytał. Mnie nie trzeba dwa razy prosić, a jeśli są w tym węże to Aszm już jest chętny do ocalenia swojego pobratymcą.
- No to chodzimy. - rzekłam. Aszm owinął się wokół mojego pasa, a łepek położył na ramieniu, tak się zgrał z otoczeniem, iż nawet można powiedzieć, że stał się niedostrzegalny. Nie lubi, zbytnio tłumów.
Daigo prowadził mnie do tego miejsca, gdzie znajdował się wąż. Weszłam tam i spuściłam ze smyczy Aszm. Usiadłam na schodach i czekałam. Aszm dotknął mnie swym pięknym ogonem, a to znaczyło tylko jedno. "Włącz światło" tak też zrobiłam. Spojrzałam przed siebie, ujrzałam podobnej rasy co Aszm tylko, że trochę większy. Może nie potrafił zmieniać swej wielkości. Wtem Aszm się zmienił, był na równi z tym drugim. Rozwinął swe błony i pokazał się z jak najlepszej strony. Tamten osobnik wydał się nieco inny. Wstałam i podeszłam do niego albo też niej. Przesunęłam się i pogłaskałam Aszm po łebku. Kucnęłam, jednak mój wężowy towarzysz pilnował, aby ten osobnik nie zrobił mi krzywdy.
- Dobrze, to czym jesteś. Obejrzyjmy cię. - powiedziałam. Obejrzałam ją i spojrzałam w kierunku chłopaka. - przynieś apteczkę. - dodałam. Poszedł, a ja ponownie mogłam się przyjrzeć. Była ranna i okazała się samica. Chłopak przyniósł to, co miał, a ja mogłam ją opatrzeć. Miała wbite jakieś ostrza oraz coś nie tak z skóra. Nie mogła jej zrzucić. Wyszłam z pomieszczenia wraz z chłopakiem i czekałam.
- Co się tam dzieje? - spytał.
- Mój wężowy towarzysz, pomaga temu drugiemu wężowi zrzucić skórę. Gdy to zrobi, oboje się tu zjawią. - powiedziałam. Przeglądałam paznokcie. Jeden z moich kluczy, a mianowicie Libra się zjawiła. Nie przyzywałam jej.
- Tak jak myślałam, się zjawili. Libra zwiększ objętość przeciwników. - powiedziałam. Tak jak powiedziałam, tak też zrobiła.
Jakoś po pół godziny węże się zjawiły. Ten większy udało mu się zmniejszyć objętość, a Aszm wpełzł na mnie. Tego drugiego węża umieściłam w koszu jak na piknik. Wyszłam, na zewnątrz wszyscy nie mogli się ruszać. Powędrowałam z chłopakiem na kraniec miasteczka i do lasu. Znaleźliśmy wodę i tam umieściłam węża. Tutaj nikt jej nie skrzywdzi, a jeśli spróbuję to, zaalarmuje inne.
- Skoro już tu jesteśmy, to możemy zostać. - powiedziałam i udałam się na polanę zza lasem.

Daigo?
Ilość słów: 402

Od Mishuri do Kuroo


Usta blondyna były cudownie miękkie, a jego tors doskonale wyrzeźbiony. Mimo, że pachniał papierosami miałam ochotę się na niego rzucić, jednak przeszkodziła mi w tym dłoń, która huknęła tuż obok uda jasnowłosego. Nad nami zawisł uciążliwy i karcący wzrok pseudo nauczyciela, jakiego miałam "przyjemność" spotkać w sklepie z bronią oraz na szkolnym korytarzu. Nie zdążyłam chociażby warknąć, a wykładowca już uprzejmie wyprosił nieznajomego z auli, co było dla mnie zdziwieniem. Już na pierwszej lekcji tak postępować z uczniami?
– Zwą mnie Kuroo. Kuroo Tetsurou. – zaczął coś pierdolić w tym stylu, ale szok na mej twarzy zapewne dawał we znaki, iż wciąż nic nie rozumiem. Z otępienia wybawił mnie dzwonek, jak i tłok na korytarzu, a także następne lekcje, podczas których zaabsorbowana byłam własną osobą i obserwowaniem uczniów z ostatniej ławki. Hole diametralnie opustoszały w chwili, gdy wszyscy wybiegli na świeże powietrze z zamiarem udania się do rodzinnych domów, którego nie posiadałam. Mieszkanie samemu było przyjemne, ale czasami dawało się we znaki na przykład kilkugodzinnym płakaniem w poduszkę i obżeraniem się czekoladowymi lodami z mnóstwem pustych kalorii.
Raz czy dwa razy okręciłam się wokół własnej osi, by następnie zauważyć sylwetkę wymykającą się za teren szkoły, jednakże po dłuższym przypatrywaniu się zaistniałej sytuacji, bez problemu mogłam stwierdzić, że był to bez wątpienia czarnowłosy mężczyzna, a takowego znałam – nauczyciel historii. Nawet nie hamowałam się przed sprintem, jakim puściłam się w stronę Pana Kuroo. Po pokonaniu następnych metrów, wyskoczyłam naprzeciw chłopaka bez najmniejszego celu, lecz usta wiedziały, co robić.
– Kim Ty do jasnej cholery jesteś? – uniosłam głos, wyczekując odpowiedzi Tetsurou, ale ten tylko zwinne mnie wiminął, burcząc coś pod nosem. – Nie waż się mnie ignorować, bo... Daj mi chwilę na wymyślenie dobrej groźby.
– Ty miałabyś mi coś zrobić, przepraszam bardzo? – pod sarkastycznym uśmieszkiem kryło się szczere rozbawienie, któremu jednak nie uległam, a wyprostowałam się, stając na równi z nauczycielem.
– Jeszcze mnie nie skreślaj, zaskoczę Cię kiedyś – wypięłam dumnie pierś i odważyłam się szturchnąć starszego w bok. Rozumienie różnych rzeczy zawsze szło mi nad wyraz opornie, ale w tamtej chwili nie umiałam nawet określić uczuć mną targających. Bycie miłym nie leżało w mojej naturze, więc dlaczego wtedy tak się właśnie zachowywałam?
– No dobra, dobra. Przekonamy się o tym obydwoje, ale – tutaj wystąpił uśmiech ciemnowłosego, jakby oznaczający coś więcej niż tylko wymuszoną uprzejmość – co powiesz na kawę? Powiesz w końcu coś o sobie i pokażesz się z lepszej strony, bo na razie kiepsko Ci to idzie – zauważył kąśliwie, ale jednak słusznie. Po dłuższej i nieco denerwującej chwili ciszy, zaproponował: – Może wszystko sobie omówimy przy kawie?
– Jesteś nauczycielem, – zauważyłam na moim poziomie IQ – a ja początkującą uczennicą. Czy to nie będzie dziwne, jeśli się spotkamy? Nie będziesz miał przez to problemów? – ja się... martwiłam?
– To w niczym nie przeszkadza – zaśmiał się pod nosem, a jego aksamitny głos w pewnym stopniu mnie uspokajał i cały czas czarował, jak nie wiem co, ale dalsze minuty przeszliśmy w całkowitym milczeniu. Ciepły wiatr wyciszał całe ciało, a obecność "znajomego" pokrzepiała.
Po dotarciu przed niewielki lokal, czarnowłosy otworzył szklane drzwi, przepuścił mnie pierwszą, po czym skierował się leniwym krokiem ku najbardziej oddalonemu stolikowi w kawiarni.
– Jakieś konkretne wymogi, Mishuri? – zrzucił z siebie ciemną kurtkę, odsłaniając dobrze umięśnione ramiona odkryte dzięki koszulce z krótkim rękawem. Powiesił ubranie na oparciu krzesła i wbił we mnie swój oziębły wzrok, od którego przechodziły ciarki.
– Liczę na Ciebie, Sir – uśmiechnęłam się sztucznie i odetchnęłam z ulgą, widząc jak oddala się w stronę lady z zamiarem zamówienia czegoś do picia. Wrócił z dwoma kubkami, jakie postawił elegancko na podkładkach, a następnie zajął miejsce naprzeciw mnie. Pokrótce uderzył mnie zapach czekolady mieszający się z nutą pomarańczy, co wywołało na mej twarzy szeroki, beztroski uśmiech.
– Może tak, hmm... Ja zadam pytanie, na które odpowiesz. Potem Ty zapytasz się mnie o pewne sprawy, jakie Cię interesują i tak dalej, i tak dalej. Odpowiada? – wzięłam pierwszego łyka cudownego napoju i podparłam się na łokciach, intensywnie patrząc chłopakowi w oczy. – A ja zacznę – zmarszczyłam brwi, rozpatrując ileż to miałam możliwości. Od razu mogłam zarzucić pytaniem z grubej rury, ale powstrzymałam się i westchnęłam – Na co Ci porządna lina oraz inne rzeczy, które zakupiłeś? Jak chcesz to ściemniaj, ale i tak się dowiem – wzruszyłam ramionami. – Tak nagradza uczniów? – zauważyłam w jego spojrzeniu dziki błysk. Kuroo odpowiedział tajemniczo, a w głosie chłopaka słychać było jakby grozę.
– Może kiedyś się przekonasz i to nawet w niedalekiej przyszłości. Założę się, że wtedy zmieniłabyś o mnie zdanie, a w ostateczności opuściła gildię Sabertooth – zaśmiał się gorzko. – Mniejsza. Teraz moja kolej – oblizał zęby, a po tym geście wiedziałam, że nie będzie się ze mną cackał jak pozostali nauczyciele, z którymi miałam sposobność rozmawiać oraz niekiedy spławić.

Ilość słów: 803

< Teraz Twoja kolej, Kuroo >

6 kwi 2018

od Daigo - CD Nuali

Daigo spojrzał na dziewczynę zza ramienia swojego znajomego, nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa to, po co przyszedł. Przed przybyciem tu zdążył usłyszeć co nieco o Nuali i jej temperamencie, uznał jednak, że to jedynie braterskie utyskiwanie - w końcu kiedyś, gdy jeszcze żyła jego własna siostra, również mieli w zwyczaju przedstawiać siebie nawzajem w niezbyt korzystnym świetle. Chociaż równie dobrze mogło być również tak, że chłód z jej strony wynikał z faktu, że Daigo został jej przedstawiony jako znajomy jej brata. Mag miał tylko nadzieję, że to mimo wszystko nie wpłynie negatywnie na jej decyzję - pilnie potrzebował pomocy kogoś takiego jak ona.
- Przepraszam za to najście - powiedział z lekkim zmieszaniem. - Przyznano mi jednak nie cierpiącą zwłoki sprawę i pilnie potrzebuję kogoś z twoimi zdolnościami.
"Przyznano", uśmiechnął się w duchu. Zadanie musiał wydrzeć siłą miejscowej gildii łowieckiej, która postanowiła wynająć maga do osłaniania tyłów, bowiem zwierzyna, na którą przyszło im zapolować, znacznie różniła się od ich standardowego repertuaru. Mianowicie była wężem. Dość sporym, egzotycznym dla tego regionu wężem, wywiezionym z rodzimych terenów przez szarlatana określającego się mianem zaklinacza. Mężczyzna był jednym z artystów występujących w cyrku, który zawitał do miasta parę tygodni temu, a jego głupota w połączeniu z nikłą wiedzą o magicznym zwierzęciu, które stanowiło jego główne źródło utrzymania, sprawiły, że wąż zdołał odhodować kły, których go pozbawiono, ukąsić śmiertelnie właściciela i zbiec. Wczoraj wieczorem jedna z mieszkanek Magnolii znalazła go w swojej piwniczce na wino, wezwano więc kogoś, kto mógłby pozbyć się problemu.
Na swoje nieszczęście łowcy trafili przy okazji przygotowań na Daigo, który nie zamierzał pozwolić, by biedne zwierzę straciło życie. Wymusił więc na nich dwudniową zwłokę i sam udał się znaleźć kogoś, kto pomógłby mu pochwycić i wywieźć węża w bezpieczne miejsce. Nuala wydała mu się najodpowiedniejszą kandydatką - poza tym, cóż, nie miał nikogo innego do wyboru.
Dziewczyna spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
- Jaką sprawę? - spytała podejrzliwie. 
Daigo minął swojego towarzysza i wszedł do pokoju. Oparł się o blat stojącego przy ścianie biurka i zaczął wprowadzać ją w szczegóły. Był w swoim żywiole.

Nuala?

5 kwi 2018

Od Kuroo cd Mishuri



Dziewczyna szybko się ewakuowała, zaśmiałem się w duchu i wróciłem do pokoju nauczycielskiego.
- Tetsurou! - zawołał za mną Francis, nauczyciel, który dzisiaj miał pierwszą lekcję z klasą Mishuri. - Pani dyrektor mnie potrzebuje, mógłbyś wziąść moją klasę? Wiem, że masz teraz okienko ale byłbym wdzięczny. - uśmiechnął się podewszywszy do mnie.
- Dość konfliktowa klasa.. - mruknąłem. - Niech ci będzie ale wisisz mi coś w zamian. - odparłem ze śmiechem.
- W jakiś dłuższy weekend idziemy gdzieś i ja stawiam! - zaśmiał się, ochoczo ruszając zapewne w stronę gabinetu dyrektorki. Niechętnie wziąłem papiery Francisa i udałem się do sali dwieście jedenaście, wszedłem do klasy spokojnie, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Odchrząknąłem - część się ucieszyła ale pierwszy rząd miał wyraźnie coś do powiedzenia. A wśród nich oczywiście gwiazda spektaklu - Mishuri. Szybkim krokiem podszedłem do ławki i z hukiem oparłem na niej dłoń. Dziewczyna aż podskoczyła, a towarzystwo poza całującą sie dwójką nagle się rozpierzchło.
- Dzień dobry Adamie. - uśmiechnąłem się strasznie. - Skoro masz czas na takie zabawy, to pewnie jesteś przygotowany do odpowiedzi. - mocno zaakcentowałem wyraz "takie". - Zaprszam, a ty siadaj. - warknąłem w stronę zaskoczonej dziewczyny.
- A-Ale ja nie jestem na dziś przygotowany. - odparł cicho blondyn.
- Spakuj się.
- Ale-
- Powiedziałem coś. - posłusznie spakował swoje rzeczy i wstał, wyszedł kiedy wskazałem dłonią na drzwi. - Ktoś jeszcze jest nieprzygotowany? - mruknąłem siadając za biurkiem. Na te słowa wyszły następne trzy osoby. - Mishuri, nie chodzisz do szkoły więc pewnie mnie jeszcze nie znasz. - zwróciłem sie do dziewczyny. - Nazywam się Kuroo Tetsurou. Uczę historii i języka. Dziś ci podaruje ale jeśli na następną lekcje będziesz nieprzygotowana to dołączysz do swojego chłopaka i reszty za drzwiami. - teraz zwróciłem sie do całej klasy. - Mam dziś z wami zastępstwo zamiast Pana Francisa. - usłyszałem ciężki szum, który przeszedł po klasie.
Zacząłem prowadzić zajęcia raz na jakiś czas spoglądając na otępiałą dziewczynę, triumfowałem w duchu, będzie musiała się w końcu podporządkować, ja już tego dopilnuje..
Na przerwach nie spotkałem już Mishy, skutecznie mnie unikała, to była dzisiaj jedyną lekcja jaką miałem z jej klasą. Starałem się zrozumieć czemu tak zależy mi na tych zajęciach, a także dlaczego w klasie dostałem prawie ataku złości widząc ich. Normalnie wyrzuciłbym z klasy całe to towarzystwo, a jednak coś mnie przed tym powstrzymało. Nawet nie zauważyłem jak szybko minął dzisiejszy dzień, spakowałem swoje "dokumenty" i ruszyłem w stronę wyjścia z opustoszałego już budynku. Zatrzymała mnie jednak jakaś drobna postać, a okazała się nią być Misha.. To znaczy Mishuri. Oczywiście, że Mishuri.
- Coś się stało panno Mish..uri? - zapytałem robiąc dłuższą przerwę w jej imieniu aby przypadkiem nie powiedzieć do niej per. Misha.
- Kim ty do cholery jesteś? - warknęła.
- Uważaj na słowa młoda damo. - uśmiechnąłem się cynicznie.
Wyminąłem ją i wyszedłem, dopiero kiedy byłem poza terenem szkoły dziewczyna dogoniła mnie.
- Odpowiedz.
- Przecież się przedstawiłem. Nie to co ty. Kultury za grosz. - mruknąłem lekceważąco, czym bardziej ją zirytowałem.
Spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem, jakbym co najmniej jej matkę harmonią zapie! To znaczy zabił. Nie zareagowałem na to, mój wzrok jak i wyraz twarzy pozostawał dalej pusty z cyniczny uśmiechem. Westchnąłem.
- Co powiesz na kawę?


Misha? Gomenn za czas.. i całokształt.. i to cos powyżej..


Ilość słów: 540

2 kwi 2018

Od Atalii cd. Lubbocka

<poprzednie opowiadanie>

Nawet jeśli była to zwykła grupa rzezimieszków, dlaczego miałabym im pozwalać na samopas? Z doświadczenia wiem, że nawet i tacy niby mało ambitni i niezbyt zdolni potrafią wyrządzić wiele szkód. Ktoś się tym zajmie? Dlaczego ja nie mogę się tym zająć, skoro mam taką okazję? Nic lepszego nie mam do roboty, więc taki rodzaj rozrywki nie byłby zły.
– A jeśli nie? – zapytałam, nie chcąc pogrążać się w niezręcznej ciszy.
– To panienkę ochronię choćby i własnym ciałem! – odparł niemalże od razu.
Skąd biorą się tacy ludzie, no skąd? Wszyscy krzyczą, piszczą, a temu tylko zabawa w głowie. Ja rozumiem, że przyszedł na festiwal z myślą o rozrywce, a nie zapewnianiu bezpieczeństwa innym... No może „ślicznym panienkom", ale jednak to... jakby to ująć? Natura maga powinna go pchać do nowych wyzwań, niebezpiecznych przeżyć. Dumnie trzymał uniesioną głowę i spoglądał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, wyczekując odpowiedzi. No tak, wyłączyłam się na chwilkę i nie słuchałam go od dłuższego czasu... Tak mi się właśnie wydawało, że jego usta otwierają się i zamykają, a z jego gardła wydobywa się coś na wzór słów. Nie wygląda na takiego, który by odpuścił po zwykłej odmowie. Rany, dlaczego muszę użerać się z natrętami?
– Niech się nie da pani prosić. Jemu chyba bardzo zależy – uśmiechnęła się kobieta za ladą. I ty przeciwko mnie?
– Jeśli ma ci to sprawić radość... Och, no dobrze. Chyba nic mi nie zaszkodzi.
Jego już i tak pogodne oblicze rozpromieniało jeszcze bardziej i zdawał się świecić mocniej od tych wszystkich lamp. Naprawdę sprawia im radość wydawania pieniędzy na obce osoby? Chyba nigdy tego nie ogarnę... Nie, żebym w ogóle chciała to zrozumieć.
Wróciliśmy do środka i zajęliśmy z powrotem swoje miejsca. W tle wciąż było słychać muzykę i wesołe śmiechy, od czasu do czasu przerywane były okrzykiem: Dawać pieniądze, to napad!. Dlaczego nie potrafią zorganizować cichych akcji, kiedy prawdopodobieństwo wplątania zwykłego przechodnia wynosi minimum?
– Nie zamartwiaj się tym panienko. Jedynie przysporzysz sobie zmarszczek i ucierpiałaby na tym twoja uroda! – Zaśmiał się wesoło, prosząc o dolewkę. – A ty, czego się napijesz?
– Hm... Sok... Malinowy – wydukałam dość nieśmiało. Nie lubiłam takich sytuacji. Tu ktoś próbuje być miły, a ja nie potrafię tego uszanować i jedynie, na co mam ochotę... to szczypać.
– Słyszałaś droga pani, soczek malinowy dla tej niewiasty!
Miałam wrażenie, że traktuje mnie jak dziecko. Niby chce towarzystwa i sprawia pozory, że stawia na równym, ale jednak... Ugh, jeszcze te idiotyczne zwroty, jakby po prostu nie mógł przejść na zwykłe ty. To zaczyna być krępujące. Niebawem dostałam pod nos swój upragniony napój.
– Dz-Dziękuję.
Oczywiście natychmiast rzucił, że to nic takiego, cała przyjemność po jego stronie. Wydawanie pieniędzy dla napotkanych dziewczyn musi mu sprawiać wielką przyjemność, aż dziwnie zrobiło mi się na serduszku, że i ja mogłam nieco uszczuplić jego portfel.
– Panienko... – chciał zacząć jakiś temat, ale szybciutko weszłam mu w zdanie, tj. przerwałam mu.
– Dość. Ta cała panienka zaczyna mi działać na nerwy. Nie obrażę się, jeśli zaczniesz zwracać się do mnie, jak do kolegi. – Czułam, że gdybym powiedziała do koleżanki, to dalej by wyjeżdżał z panienką. – Już bym wolała, gdybyś wołał do mnie po imieniu. – Przerwałam na chwilę, biorąc łyk różowego soczku. – Nazywam się Atalia. Egh... I myślę, że byłoby mi miło, gdybyś ty podał mi swoje imię.

Misiu?

Ilość słów: 555