31 gru 2017

Od Evelyn C.D Fushime


Ławka wydawała mi się wyjątkowo twarda, a siedzenie na niej niemal zaczęło sprawiać mi fizyczny ból. Zimno docierało do mojej skóry pomimo ubrań, które miałam na sobie. Sekundy zdawały się dłużyć w nieskończoność, ale nie ruszyłam się z miejsca. Nadal wpatrywałam się w drzwi, a właściwie wrota, rezydencji. Chęć, żeby się podnieść i podejść nie dawała mi spokoju. Przejście przez znane mi tak dobrze korytarze czy naciśnięcie starej klamki wydawało się właściwe. W najwyższym oknie zauważyłam sylwetkę dziewczyny, a cała moja uwaga skupiła się na niej. Soraya wyglądała tak samo jak poprzednio, bawiła się zamyślona puklami włosów opadającymi na ramiona. Pewnie rodzice teraz zmuszali ją do treningów, po których stała się wrakiem człowieka. Ich metody wychowawcze nie zostawiały widocznych blizn, jednak wykańczały człowieka psychicznie. Zamknęłam powieki i wstałam. Ruszyłam w kierunku miasta, czując pustkę w sercu.
~~*~~
Nie zwracałam uwagę dokąd idę. W zasadzie nie zwróciłam uwagi na nic, póki drogi nie zagrodziło mi... coś. Stwór, który zastąpił mi drogę wyglądał jak skrzat, o wielkich diamentowych oczach. Sprawiał wrażenie niegroźnego, ale trudno mi było to stwierdzić dokładnie. Jego rasa nie była mi znana i mogła mieć w zanadrzu jakieś sztuczki.
Czemu za nami idziesz?  zasyczał w moją stronę, groźnie mrużąc przy tym oczy.
Stanęłam jak wryta, nie do końca wiedząc co mam odpowiedzieć. Przechyliłam lekko głowę, nie wiedząc co ma na myśli. Nie miałabym żadnego interesu w śledzeniu zwierzęcia, o bliżej nieokreślonej rasie ani właścicielu. Dopiero wtedy zauważyłam chłopaka, który stanął kilka kroków za swoim pupilem. Miał przy sobie także kota, który najwyraźniej był zirytowany zachowaniem drugiego zwierzęcia.
 Odpowiedz chociaż jak masz na imię — wydawał się nieco zrezygnowany. Nieco zdziwił mnie fakt, iż kot miał więcej autorytetu od tej tajemniczej istoty. Jeszcze bardziej osobliwy wydawał mi się chłopak, który nie miał nic do powiedzenia.
— Evelyn — pozwoliłam sobie na leciutki uśmiech.
Zwierzę zmieniło swój kształt i ulokowało się właścicielowi na ramionach. Wymamrotał mu coś do ucha, ale nie byłam pewna co dokładnie powiedział. Najwyraźniej nie było to przeznaczone dla moich uszu, po czym zwrócił się w moją stronę:
Panienka Evelyn ma może ochotę wybrać się z nami na spektakl? — spytał się mnie, jakby zupełnie zmieniając swoje nastawienie do mnie.
— Panienka? — głos nieco mi zadrżał. Już wcześniej zdarzały mi się sytuacje, w których ludzie zwracali się do mnie z drwiącym szacunkiem. Zapraszanie mnie jednak tym samym do teatru było nowością.
Chłopak wyciągnął do mnie rękę, jakby chcąc mnie wziąć pod ramię. Po chwili wahania ujęłam jego dłoń. Wprowadził mnie do sali, kupując po drodze bilety. Nadal nie odezwał się nawet słowem, ale nie zamierzałam na niego naciskać. Kiedy zajmowaliśmy miejsca, przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Stwór najwyraźniej to zauważył, bo pospieszył z wyjaśnieniami:
Fushime Saruhiko. tak się nazywa. Nie licz, że sam coś ci powie — zastanowiłam się moment nad jego słowami. Doszłam do wniosku, że Fushime mógł być albo małomówny, albo nawet niemową. Gadatliwy stwór-strażnik byłby idealnym kompanem dla niemej osoby.
Zwierzę znów zmieniło postać na coś, co przypominało wombata o diamentowych oczach, po czym usadowiło mi się na kolanach. Podrapałam go po karku, na co rozległo się cichutkie mruczenie.
— A Ty jak masz na imię? — spytałam zwierzaka cicho, starając się nie przeszkadzać innym ludziom.
Kage, miło mi poznać — odpowiedział
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi. Mój sąsiad przez cały spektakl wpatrzony był w scenę, ale ja nie do końca mogłam się skupić. Cała sytuacja, która przed momentem zaistniała, wydawała mi się mocno abstrakcyjna. Przyjaciel mojego towarzysza jakoś w połowie sztuki zasnął na moich kolanach, oddychając równomiernie. Kiedy znów zapaliły się światła, zamrugałam zaskoczona. Czas spędzony w teatrze minął mi zaskakująco szybko. Kage również się obudził, po czym przeciągnął się leniwie. Kot Fushimy wpatrywał się we mnie intensywnie.
— Dokąd się wybierałeś po teatrze? — spytałam, nie do końca wiedząc czy powinnam nawiązywać z chłopakiem rozmowę. Zapewne znów odpowie mi zwierzę o diamentowych oczach, ale mimo tego wpatrywałam się w niego.  Nadal nie wykluczyłam opcji, że nie może mówić. Zwróciłam wzrok na Kage'a — Fushime nie jest niemy, prawda? — miałam nadzieję, że chłopak tego nie słyszał, bo gdyby jednak był niemy, mógłby uznać to za obrazę.

<Fushime? :3>


Ilość słów: 693

Od Fushime do Evelyn

Białe płatki delikatnie opadały na ziemię, droga znajdująca się przede mną wyglądała jakby nigdy się nie kończyła. Prowadziła przez las, ogromny i żywy jak na te porę roku. Tylko słabe lampy i ksiezyc oswietlały droge. Puch nie przeszkadzał dzikim zwierzętom aby tu żyć, ptaki uganiające się za sobą w powietrzu. Lisy szukające pożywienia, wilki podróżujące na wschód. Wszystko w tym lesie emanowało życiem i wolnością, piękny las kończył się wraz z pierwszymi widocznymi budynkami. Dotarłem tu, przekroczywszy bramę otoczyło mnie duszące i gęste powietrze. Jak na wieczór było tu dużo ludzi. Kaszlnąłem cicho i pewnym krokiem ruszyłem przed siebie, zmierzałem do mniej uczęszczanej części gildii.
- Gdzie idziemy? - odezwał się Kage. 
Przyglądałem się budynkom, tutaj było niezwykle cicho, nie to co w centrum czy przy głównej bramie. Pod moje nogi przyszła Luvr, wziąłem kotkę na ręce i ruszyłem dalej. 
- Fushime, ktoś się zbliża. - mruknął stwór, umieszczając swoją niekształtną postać na moich barkach. 
Jakie szczęście, że nie często ktoś go widzi bądź słyszy. Rozejrzałem się nieznacznie jednak nikogo nie zobaczyłem, jak gdyby nigdy nic szedłem dalej, uważnie jednak przyglądając się każdemu szczegółowi. Nie ruszyłem prosto do domu, tak jak zamierzałem, udałem się w stronę jednego z najlepszych i najbardziej znanych teatrów pośród gildii.
- Dalej za Tobą podąża. Czemu to ignorujesz? - mruknął.
Wszedłem do pięknego budynku, tutaj wyjątkowo łatwiej byłoby zgubić ogon niżeli na zewnątrz. Wnętrze było przepiękne, jak to zwykle w teatrach starano się utrzymać wystrój wręcz antyczny i niepowtarzalny. Ręcznie malowane obrazy wisiały na ścianach długich jasnych korytarzy, odpowiednio dobrane podłogi i ściany do ciemnobrązowych mebli. Kage zszedł z moich ramion i przybrał postać stworka z diamentowymi oczami. Zniknął za zakrętem, podążyłem za nim aby kawałek za nim zobaczyć dziewczynę, przyglądała się Kage.
- Czemu za nami idziesz? - syknął, patrząc w oczy dziewczyny.
Spojrzała na mnie nie wiedząc co zrobić. Kotka syknęła do chowańca, zrozumiał, że ma zostawić dziewczynę i odpuścić.
- Odpowiedz chociaż jak masz na imię. 
- Evelyn. - odparła.
Miała ładny głos, włosy koloru wielu odcieni brązu i fiołkowe oczy. Kim jest ta istota średniego wzrostu?
- Zastanawiasz się pewnie, czemu się nią zainteresowałem. - Kage znów powrócił do pierwotnej postaci i ułożył się na moich ramionach.
Zdjąłem kapelusz i uchyliłem głowę w geście przeprosin za Kage. Dziewczyna stała lekko zdziwiona i milcząc przyglądała mi się uważnie.
- Panienka Evelyn ma może ochotę wybrać się z nami na spektakl? - znów odezwał się stwór.
Coś ty znowu wykombinował?
- P-panienka? - zapytała zdziwiona.
Wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny, niepewnie ja chwyciła i ruszyła za mną do głównej sali teatralnej. Kupiłem bilety, po czym zajęliśmy miejsca. Zdążyliśmy idealnie na początek spektaklu, przyciemniały światła, mimo tego doskonale widziałem jak Evelyn mi się przygląda.
- Fushime Saruhiko. - powiedział Kage, dziewczyna spoglądała na niego. - Tak się nazywa. Nie licz, że sam coś ci powie. 
Przybrał postać diamentowych oczu i wpakował się Evelyn na kolana.

Evelyn? Kage jest bardziej rozmowny niż Fushime XD


Ilość słów: 489 upomnienie

Mag Ognistego Zabójca Smoków - Saruhiko Fushime

Phantom Lord Symbol

Nie wiem, czego chcę. Nie wiem, kim, do cholery jestem

Imię: Saruhiko
Nazwisko: Fushime
Wiek: 19
Płeć: mężczyzna
Orientacja: Bi
Związek: Był niegdyś zakochany; nieszczęśliwie. Po tym nie szuka miłości. 
Gildia: Phantom Lord
Znak gildii: prawe oko, źrenica.
Doświadczenie: Rekrut
~ilość punktów: 500
Typ magii: Magia ognistego zabójcy smoków
Ilość klejnotów: 0
Charakter: Saruhiko jest osobą nadzwyczaj zrównoważoną, spokojną i cichą. Oaza spokoju i nie do zbicia obojętność. Niewiele mówi, no chyba, że naprawdę ma coś do powiedzenia. Nie lubi zbędnego ględzenia i gadania bez sensu. Jeśli zaszczycił choćby jednym słowem możesz czuć się wyróżniony. Na pytania nie odpowiada, ewentualnie obdarza wzrokiem przepełnionym politowaniem. Jest zawsze szczery, o ile się odezwie. Nienawidzi głupoty, gardzi ludźmi głupimi i naiwnymi. Zdaje sobie sprawę z bolesnej prawdy i z okrutnego życia. Nie jest pesymistą, optymista jednak z niego zrobić się nie da. Fushime kocha grać na fortepianie, tak oddaje swoje uczucia. Nie potrafiąc rozmawiać z ludźmi przekazuje to co czuje przez muzykę. Chłopak od zawsze był wyobcowany, wiele osób uważa go za osobę nieśmiałą, nic bardziej mylnego. Saruhiko najzwyczajniej w świecie nie lubi ludzi i nie chce się zbliżać do poziomu tych naiwnych istot. Fushime jest typem osoby zamkniętej w sobie, nie raczy nic o sobie powiedzieć bez wyraźnego powodu. Wyznaje zasadę "im mniej wiesz, tym krócej zeznajesz". Uwielbia przebywać na zewnątrz, podobają mu się efektywne i ostre kolory, wręcz jadowite. Mówiąc, zwykle brzmi jakby niezbyt obchodziło go cokolwiek. Ma donośny i melodyjny głos, który niewiele osób ma zaszczyt usłyszeć. Saruhiko ma w zwyczaju życie nocne, w dzień śpi a dopiero po zmierzchu wychodzi. Nie zawsze dni przesypia, jednak siedzi wtedy w domu. Nie lubi słońca, jego oczy są przyzwyczajone do ciemności, wychodząc za dnia to sprawia aż ból.
Zwierzę: Posiada chowańca imieniem Kage, wredny ale bardzo użyteczny... stwór? Jest to istota bez określonego kształtu, zwykle jednak przybiera postać małego stworka, zależnie od danych potrzeb Fushime, zmienia swoją postać. 
A także piękną kotkę syjamską imieniem Luvr. 
Historia: Fushime wychowywał dziadek, jego rodzice rozwiedli się, nazbyt oboje chcieli aby cudne dziecko było u nich. Kłócili się gdzie i z kim będzie mieszkał, dopóki chłopca nie przygarnął dziadek. Jako jedynemu zależało mu na chłopcu a nie na jego talentach. Chłopiec jak na swój wiek był nadzwyczaj utalentowany, od dziecka uwielbiał grać na fortepianie, jego rodzice szybko podłapali to i próbowali jak najwięcej na tym zyskać. Saruhiko do piątego roku życia nic nie mówił, zresztą teraz też niewiele mówi. Sielanka skończyła się równie szybko jak się zaczęła, jego ówczesny opiekun zmarł niespodziewanie. Poznawczy swoją moc, długi czas doskonalił ją. Bardzo wcześnie dorósł i stał się samowystarczalny.
Inne informacje: Kocha grę na fortepianie; Prowadzi życie nocne; Gustuje w dobrych słodkich winach; wielbi koty; nie lubi węży; choruje na agorafobie - znalezienia się w miejscu, z którego trudno uciec lub w którym, według subiektywnego przekonania, gdyby coś się stało, nie możnaby uzyskać pomocy. 
Sterujący: Mrs.Darkness

30 gru 2017

Od Seary do Alistair

Jak to ktoś mądry kiedyś powiedział "Wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną". Jeśli te słowa, mają aż tak wielkie znaczenie. To, co powiedzą, gdy wpuszczą mordercę do ich grona. Właśnie, co wtedy? Wszystko się ułoży, bo przecież jakby inaczej. Nudziło mi się, aby się czymś zająć. Wzięłam jedną z ksiąg, które miałam. Zaczęłam ją czytać, była w jednym ze starożytnych języków. Wpierw historia o smokach. Choć widziałam, zgliszcza ich bardziej kości, ale to szczegół. Rozpoczynała się tak przyjemnie, choć wiedziałam. Wiedziała, że coś tu nie gra.. Zbyt czarująca mało krwi i akcji. Każda kolejna strona stawała się coraz ciekawsza.
Nagle zaczęłam czytać na głos, wciągnęła mnie. Czułam się tak trochę, jakby to wszystko się działo. Jakby wróciło. Takie to niespotykane. Została mi niemal ostatnia strona. Było tak miło, dopóki ktoś nie zaczął mi walić w drzwi. Wkurzyłam się i użyłam mojej mocy, aby rozwalić drzwi. Walenie ustało, wraz z drzwiami. Mogłam dalej się zająć czytaniem. Gdy skończyłam. Schowałam księgę i wyszłam. Przeszłam obok osób, kierując się do tablicy z zadaniami do wykonania. Jest tych opowieści, bardzo wiele, były nawet z początku gildii. Taj jakby regularnie coś nowego się pojawiało. Moja jedna z nielicznych ksiąg. Wybrałam misje, aby zdobyć płynny pył z wysoko prawie dosięgalnego szczytu. Używają, go w celach medycznych oraz coś tam jeszcze było. Podeszłam do lady i pokazałam zlecenie, zostało odhaczone. Ruszyłam wpierw spakować trochę prowiantu.

Po jakimś kwadransie już szłam, mijałam ciekawskie oczy. Kawałek drogi, może znajdę podwózkę. Choć zawsze, mogę zwrócić się o coś na kształt pomocy. Wsiadłam do pociągu i ruszyłam. Krajobraz za oknem był zadziwiająco cudowny. Jakoś czułam tak jakby i widziałam smoki. Może to przez ta historie, zwykle tak jest. Jeśli zacznę czytać je na głos mam jakieś takie zwidy. Tyle smoków, choć ja szukałam tylko tego jednego. Wielkiego i potężnego, nie widziałam go. Tak jakby coś się nie zgadzało. Wysiadając z pociągu, ruszyłam w stronę wioski. Na miejscu spotkałam jakiegoś chłopaka. Może jakiś taki laluś, któż by to wiedział.
- Już jesteście to dobrze. Miło mi, że Fairy Tail oraz Lamia Scale. Na najwyższym szczycie znajduje się płynny pył, napełnijcie te otóż bańki. Gdy będą pełne, same się zamkną i zmniejszą do wielkości jajka. Do tego miejsca jest trudny dostęp, prawie nie ma jak się tam dostać, wcześniej była tam ścieżka, ale pnącza je zasłoniły. Nikt nie może przez nie przejść. Nagroda zostanie ujawniona po wykonaniu zlecenia. - powiedział, siwy pan. Choć był już w podeszłym wieku, to po nim tego nie było widać. Tak jakby ich wioska żyła dzięki tej płynnym pyle. Mężczyzna ruszył się, ja zostałam z lekka z tyłu. Miałam pewne pytanie.
- Nie lepiej było, by stworzyć rzekę, abyście mieli ją zawsze przy sobie? - spytałam. Wtem jakaś dziewczynka wręczyła mi kwiat. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Oczywiście, że byłoby lepiej, ale wtedy bandyci mogliby nam je odebrać. Choć byłoby nam łatwiej. Tę decyzję zostawimy w twoich rękach. - rzekł, uśmiechnął się i poszedł.
Ruszyłam do dziewczynki i pokazałam jej sztuczkę. Delikatnie przyśpieszyłam wzrost kwiatu i jej go dałam. Kwiat z takiego małego stał się takim pięknym szkarłatnym z delikatnymi przebłyskami niebieskiego. Dziewczynka się ucieszyła. Mnie też to jakoś ucieszyło. Zrobiło się cieplej. Koniec końców musiałam ruszyć.

Iście na szczyt jakoś nie okazało się trudne, po drodze musiałam go jakoś zgubić. Może poszłam inną drogą, podobno jest tylko jedna. Nawet to nie było prawda. Może jednak. Napotkałam pnącza, aby się ich pozbyć, musiałam je najpierw zniszczyć. Na szczęście wyszło bez szkód. Weszłam na szczyt i napełniłam bańkę tym płynnym pyłem. Jak się okazało, był to kwiat, ten otóż kwiat. Miał bardzo rzadko spotykane płatki, każdy mielił w kolorach tęczy. Gdy odpadały, zmieniały się na płynny pył. Więc jak już bańka została napełniona. Jeden z płatków zaczął opadać, tak jakby kwiat umierał. Cofnęłam czas, tak aby jeszcze żył i delikatnie podrósł. Siedziałam niedaleko i patrzyłam przez kule przyszłości. Zaciekawiło mnie to, co się wydarzy w tej wiosce. Leżałam na trawie i gdy usłyszałam kroki, podniosłam się i zobaczyłam, kto nadchodzi.
- Zgubiłeś się, czy co. - rzekłam.
- Szukałem drogi. - powiedział.
Pokazałam mu, co ma zrobić, a ja czekałam. Miałam przeczucie, że wioska może potrzebować pomocy.

W drodze powrotnej do wioski można było zobaczyć kule ognia oraz lodowe stworzenia. Czyżby ktoś z gildii, a może jednak przeciwnicy. Trochę rozrywki, w końcu będziemy mieć.
- Zapewne się jeszcze nie przedstawiłam. Jestem Seara, a twa godność. - spojrzałam na niego z ukosa.
- Alistair, mi także miło cię poznać. Pomóżmy osobom w wiosce. - wyciągnął swoje klucze. Już widziałam podobne, kiedyś jeden z dziewczyna z poprzedniej gildii miała takie. Tylko, nie wiem, co się z nią stało. Pamiętam, że z jej gwiezdnymi duchami mogłam się zaprzyjaźnić oraz ćwiczyć... Ochrona wiosek, pomoc, współpraca. Trochę to ostatnie jest obce mojej osobie. Sama bym sobie poradziła. Cóż mus to mus.

Alistair?

Ilość słów: 796

Od Lyona do Atalii

Światło odbijało się od ochoczo przepływającego strumienia rzeki. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak bardzo tęskniłem za lodem. Jego chłód przyciągał mnie niczym magnes. Trawa była miękka, ale to nie to samo, co przyjemne uczucie zimna, spowodowane okolicznym śniegiem mej starej wioski. Leżałem tam już dłuższy czas, nie opierając się promieniom słońca, które głęboko wchodziły w moją bladą skórę i zastanawiałem się nad sensem istnienia. Sherry tymczasem latała za jakimś motylkiem. Proszę bardzo, o to mój wilk, który specjalizuje się w obronie! Jest niesamowicie szybki i z precyzją nie potrafi złapać chociażby głupiego motyla... Wstałem i podszedłem do wilczycy, która spuściła uszy na dół, jakby zrobiła coś niestosownego. Pogłaskałem ją po białej główce i nakazałem, aby podążyła za mną. Miałem już powoli dosyć tej mieściny, ale szukałem kogoś - konkretną osobę, która obróciła moje życie w pył już dawno temu i Sherry wiedziała dokładnie o kogo chodzi. Szczerze powiedziawszy, to zwierzę wiedziało o mnie więcej, niż jakikolwiek inny człowiek na tej przeklętej ziemi. Prowadząc życie samotnika, czasami trzeba się wygadać, a nikomu nie ufam tak, jak jej. Mijając ulicę targową, zauważyłem, że parę osób przygląda mi się z istotnym zaciekawieniem - tak, jakby krzyczeli; "Boże, to on", "Czego tutaj chce?", "Trzeba powiadomić Fairy Tail!" - a proszę was bardzo, moglibyście w ten sposób ułatwić mi zadanie, bo szukam tego gnojka już od paru miesięcy - lecz ciągle jest w trasie, jakby ktokolwiek go potrzebował, dla przykładu Ur, której przez przypadek się umarło. Westchnąłem i uśmiechałem się do nich fałszywie, ale też promiennie, żeby chociaż udawać, że mam dobre zamiary. Nie złapali haczyka, bo ich mina dalej wyrażała to samo. Byłem potworem w tym mieście. Coś ty im Greyu nagadał? A może... to ja byłem sprawcą śmierci Ur? Żałosne. Potknąłem się o łapy Sherry, która kochała wchodzić mi pod nogi, to było jej hobby, przysięgam na swoje blado-niebieskie włosy. Wilczyca podkuliła ogon, gdy zgromiłem ją wściekłym wzorkiem. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przez przypadek zauważyłem plakat jakiejś karczmy "Zawody w siłowaniu się na rękę" - oho, to teraz mamy to, co pingwiny lubią najbardziej! Uśmiechnąłem się szeroko do wilczycy i ruszyłem w stronę ulicy, która widniała na ulotce - miałem tylko 15 minut do rozpoczęcia zabawy, o zgrozo. Teraz już nie szedłem, a biegłem do tej zapyziałej dziury. Gdy tylko dotarłem, zająłem sobie miejsce w najciemniejszym kącie i zamówiłem zimną herbatę - tego właśnie potrzebowałem przed starciem. Przeciwnicy zapisywali się na listę, więc i ja musiałem to zrobić, chociaż dziwiło mnie to, że kobiety również brały udział w tej konkurencji.
- Karczmarzu! - zwróciłem się do człowieka za ladą - Powiedz mi, czy kobiety i mężczyźni, to osobna kategoria w walkach tego wieczoru? - spojrzałem na niego troszkę znudzonym wzrokiem.
- Osobne, chociaż nie masz pojęcia, jak niektóre kobiety potrafią dać w kość - zaśmiał się, był szczerbaty, więc pluł swoją śliną na prawo i lewo. Miał też jedno oko, przez co wyglądem przypominał mi pirata, a nie kelnera. O ile tą funkcję można tak tutaj nazwać. Wzdrygnąłem się nieco, gdy część z jego ustowopodobnego tworu, wylądowała blisko mojej ręki.
- Nie wątpię - mruknąłem z niesmakiem, gdy zauważyłem kobietę o mięśniach jeszcze lepszych od moich. Nie wiedziałem - czy czuć odrazę, czy poniżenie, że kobieta więcej przebywa rąbiąc drewno u swojego męża drwala, niż ja. Brakowało jej jedynie długiej, rudej brody, żeby wyglądać identycznie, jak jej mężczyzna. Ale nie to było tutaj najdziwniejsze - moją uwagę przykuła drobna postać dziewczyny, która właśnie zdeklarowała swój udział w zawodach. Przecież nie miała szans z rudym yeti! Pokręciłem przecząco głowę sam do siebie. Pierwsza walka nie była dla mnie trudna, załatwiłem czarnowłosego pajaca zanim zdążył chociażby mrugnąć. Zaraz przyszedł czas na rundy dziewczyn, gdyż zawody były zorganizowane w ten sposób, że najpierw było parę rund męskich, później żeńskich i tak do upadłego. Widziałem tylko jak rudowłosa Hilda, niszczy wszystko na swej drodze. Każda z innych kobiet, nie mogła oprzeć się jej gorylim mięśniom. Widziałem też, jak niektórzy z facetów sikają z jej powodu w gacie. Nie powiem, dobra była, ale dałbym jej spokojnie radę. Usłyszałem teraz głos prowadzącego.
- Grocelyn aka Hilda zmierzy się teraz z Atalią Weinberg. - wszyscy w tym samym momencie odwrócili głowę do drugiego, najciemniejszego kąta w Karczmie. Nie mogłem uwierzyć, że ta drobna dziewczyna, z takim zapałem siada na krześle, na przeciwko Yeti.
- Pamiętacie zasady? - odparł stary gbur, który kochał pluć na wszystko i wszystkich - Żadnej magii, tylko siła waszych mięśni - kończąc zdanie, spojrzał z ironicznym uśmiechem na wątłe rączki...bodajże..Atalii? Wygodnie rozłożyłem się na krześle, to powinna być szybka walka, ale jakoś trochę zrobiło mi się żal blondynki, która wyglądała teraz jak mała sarenka. Po cichu życzyłem jej powodzenia, chociaż miałem w dupie co tak naprawdę zaraz się wydarzy. Nie chciałem widzieć tej klęski - mimowolnie odwróciłem wzrok, sufit wydawał się odrobinę ciekawszy.

Atalia? Skopiesz jej tyłek?

<następne opowiadanie>

Ilość słów: 808

Konkurs

Czas do - 13 stycznia 2018r.

Postanowiłam, że z racji dobrego startu bloga - ogłoszę konkurs, w którym jedna osoba będzie mogła w najszybszym tempie zostać Magiem Klasy S. Co jest tematem pracy? Na pewno nie coś łatwego.

Proszę wszystkie osóbki, żeby przeczytały ten post bardzo uważnie -  w s z y s c y, którzy wezmą udział w konkursie zostaną jakoś nagrodzeni.

Zadanie numer 1 - polega na tym, aby narysować Mistrza swojej gildii na kartce papieru - dodając do niej cokolwiek chcecie (dla przykładu - jak ściska dłoń z inną osobą z Gildii - to już wasza własna inwencja twórcza). 
Zadanie numer 2 - "Karta z pamiętnika Mistrzów" - w opowiadaniu, który powinien liczyć co najmniej 1800 słów - chciałabym, żebyście własną wyobraźnię przelali na słowa i opisali jeden moment z życia Mistrza swojej Gildii (przeszłość) - dla przykładu - Moment, w którym tworzył Gildię. Jak to się odbywało? Czy miał jakieś trudności z tą sprawą? Opowiadanie nie musi zgadzać się z prawdziwą przeszłością Mistrzów z Anime. Chciałabym, aby praca była 100% wasza.

Możecie wybrać sobie jedno zadanie, które wykonacie. Życzę wszystkim powodzenia:)


Nagrody

1 miejsce - Mag Klasy S + 100.000 klejnotów + Wybrany przez siebie Klucz/Zbroja/Broń; w przypadku tych Magów + 5 pkt do rankingu Gildii na start (bez wliczania punktów za Maga Klasy S)

2 miejsce - 70.000 klejnotów + Wybrany przez siebie Klucz/Zbroja/Broń; w przypadku tych Magów + 4 pkt do rankingu Gildii na start
3 miejsce - 50.000 klejnotów + Wybrany przez siebie Klucz/Zbroja/Broń; w przypadku tych Magów + 3 pkt do rankingu Gildii na start
Reszta - 25.000 klejnotów + Wybrany przez siebie Klucz/Zbroja/Broń; w przypadku tych Magów + 2 pkt do rankingu Gildii na start

Od Snow do Hikaru

Nienawidzę podróży. Ta dłużyła mi się wyjątkowo niemiłosiernie. Miarowy stukot kół pociągu, chrapanie mężczyzny, który siedział naprzeciwko mnie, a w dodatku deszcz bębniący w szyby. Krople wody biegły po szybie w moją stronę, jak gdyby naśmiewając się ze mnie, że są po drugiej stronie, podczas gdy ja tkwię w środku. Jakby tego było mało, do przedziału co chwila zaglądał uśmiechnięty chłopak w mundurze i w kółko pytał, czy czegoś mi nie potrzeba, jak gdyby jeszcze bardziej chciał mnie zirytować. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie wziąć przykładu z gościa naprzeciwko, ale stwierdziłam, że nie ma sensu udawać, że śpię. To i tak by nie wyszło. Nie minęło dużo czasu, zanim zdecydowałam się przejść, byleby tylko uciec od tej irytującej monotonii. Nie rozglądając się zbytnio pozwoliłam nieść się nogom w pierwszym lepszym kierunku. Że też musiałam jechać aż do Clover Town! Kto w ogóle wymyślił, żeby robić tylko jeden sklep z kocimi akcesoriami na całe królestwo? Nie wybierałabym się w tą podróż, gdyby moje własne nie ucierpiały podczas pewnego nocnego spaceru, kiedy to przypadkiem wpadłam na niewłaściwe osoby i na popsutych uszkach się nie skończyło. No ale cóż, konsekwencje to konsekwencje. Co w ogóle nie zmieniało faktu, że zwymyślam właściciela za tylko jeden lokal. Nie do pomyślenia… Nagle moją uwagę przykuło coś za oknem. Biały jeleń? Czy mi się tylko wydawało? Natychmiast przylgnęłam do szyby. Zwierzę, i to takie tak blisko miasta? Może nie powinnam się dziwić – w końcu wiele osób miało swoich czworonożnych przyjaciół, no ale. Jelenia jeszcze nie widziałam, a białego to już w ogóle chyba nigdy w życiu. Może kiedy wreszcie wysiądę z tego przeklętego pociągu uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. Ale najpierw kocie uszy! Tak, definitywnie nie mogę tracić swojego celu z oczu. Zdecydowałam się wrócić do przedziału, jednak w drodze powrotnej cały czas wypatrywałam jakichś śladów po majestatycznym zwierzęciu, które jakby rozpłynęło się pośród deszczu. Na próżno – jeleń równie dobrze mógł być wytworem mojej wyobraźni. Drzwi do przedziału były otwarte, dokładnie tak samo jak zostawiłam je wcześniej, jednak chrapiący mężczyzna wreszcie się obudził. Nie wyglądał jednak na rozmownego, co bardzo mi odpowiadało. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu przy oknie i wlepiłam wzrok w coraz bardziej przybliżające się miasto. Jeszcze chwilka. Po kilku strasznie długich minutach mogłam wreszcie wyskoczyć na deszcz z tej przeklętej maszyny. Nie spiesząc się zbytnio i podziwiając urokliwe ulice miasta ruszyłam prosto do mojego ukochanego sklepu. Tutaj spotkała mnie kolejna niespodzianka. Następny punkt do listy rzeczy niszczących ten dzień. „Zamknięte do odwołania” uderzyło we mnie znienacka sprawiając, że miałam ochotę po prostu zamrozić całe to miejsce, z przeklętym pociągiem włącznie. Tyle czasu… Tyle męczarni. I wszystko na nic. Naburmuszona odwróciłam się i powstrzymując irytację jak najszybciej skierowałam się do mojej ulubionej kawiarni. Ona na szczęście miała więcej niż tylko jeden lokal i do tej pory trafiłam na nią w każdym mieście, które miałam okazję odwiedzić. Weszłam do środka, uprzednio wycierając buty. Nie chciałam zbezcześcić tego miejsca błotem. Przywitał mnie zapach czarnej herbaty, cytryny, goździków i pomarańczy. Piękne powitanie. Cały lokal, jak większość w których byłam był utrzymany w jasnej tonacji. Kremowe ściany, małe, dwuosobowe stoliki wykonane z jasnego drewna, krzesła o fantazyjnym kształcie nóg z tego samego materiału. Każdy stolik otoczony półprzezroczystą, beżową półścianką, gdzieniegdzie poustawiane duże donice z roślinami idealnie wpasowującymi się w klimat kawiarni. Na ścianach obrazy, głównie stałych bywalców z właścicielem, jak wszędzie. To chyba jakaś tradycja w tej sieci. Zamówiłam swoją ukochaną herbatę i usiadłam przy jednym z tych lepiej ukrytych stolików – w samym koncie, ale przy oknie zajmującym całą frontową ścianę budynku. Perfekcyjne miejsce na obserwacje. Nagle coś mnie tknęło. To samo uczucie, kiedy zobaczyłam jelenia. Wytężyłam wzrok, próbując zobaczyć coś na ulicy, jednak nikt nie miał zamiaru w taką pogodę wychodzić z domu, więc wręcz ziało tam pustkami. Pobieżnie przeleciałam wzrokiem po ludziach w kawiarni. Nie było tu nikogo godnego uwagi. Chociaż… Zaintrygowana wróciłam do chłopaka wciśniętego w najdalszy kąt. Może nie miał najmniejszego związku ze zwierzęciem, ale… Coś mi podpowiadało, że jest inaczej. Wbrew mojej zasadzie, według której nigdy nie podchodzę pierwsza, wstałam i dosiadłam się do niego. Całkowicie mnie zignorował. No cóż, ale spróbować warto.
-Wybacz, że przeszkadzam, ale nie widziałeś może gdzieś w okolicy białego jelenia?

*Hikaru?*


Ilość słów:  697

29 gru 2017

Mag - Evelyn Queen


We all got both light and dark inside of us. What matters is the part we choose to act on. That's who we really are.


Imię: Evelyn
Nazwisko: Queen
Wiek: 18 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Biseksualna, chociaż ze wskazaniem raczej na pociąg do tej samej płci
Związek: Chętnie się w jakiś zaangażuje
Gildia: Phantom Lord
Znak gildii: Na karku, zazwyczaj jest niewidoczny, schowany pod włosami
Doświadczenie: Rekrut
~ilość punktów: 1000
Typ magii: Magia Związku, Magia Skrytobójstwa
Ilość klejnotów: 0
Charakter: Z natury delikatna kobieta, wyszkolona na bezwzględną wojowniczkę. Teraz stała się mieszanką charakterów, gryzących się ze sobą. Wierzy w dobro wszystkich ludzi. To był główny powód dla porzucenia ideałów swojej rodziny. Jest to zapewne jej największą słabością, którą można łatwo wykorzystać. Okazywanie zbyt wiele litości oraz ufanie ludziom nie pomaga jej w życiu. Nawet jej własne moce kłócą się z charakterem. Magia związku, którą dobrze rozwinęła już w młodości, pozwala jej na chronienie samej siebie, ale także krzywdzenie innych, w szczególności tych, którzy jej chcą zrobić coś złego, przychodzi łatwo, od niechcenia. Wcześniej nigdy nie miała potrzeby by rozmawiać, ale to się zmienia. W przeszłości rodzice karali ją czasem za samo odezwanie się bez powodu. To nauczyło ją obserwacji, umiejętności słuchania. Stanowi świetnego odbiorcę wypowiedzi, okazuje odpowiednią ilość współczucia. Zapamiętuje jednak większość informacji, które później potencjalnie mogłaby skierować przeciwko danej osobie. Potrafi dochować tajemnic, ale ma to swoje granice. Jeśli dana informacja mogłaby na dużą skalę jej sytuację bądź gildii, nie ma wątpliwości, iż ujrzy światło dzienne. Uważana jest za inteligentną, chociaż bardziej trafne w jej przypadku byłoby określenie przebiegła. Evelyn jest wytrwała, mimo wielu czynników zewnętrznych. Stara się załatwiać sprawy pokojowo, ale zawsze stanowczo i wytrwale. Można liczyć na nią oraz na to, że praca którą się jej powierzy będzie dobrze wykonana. Niektórzy postrzegają ją jako słabą, jednak nie to jest na rzeczy. Jej siła leży gdzie indziej, jest subtelna, ale stale obecna. Drastyczne wychowanie było w przypadku tej dziewczyny złym wpływem, który spowodował wiele lęków oraz wewnętrznych obaw. Stopniowo zaczyna akceptować siebie, swoją moc, przeszłość, ale ma jeszcze daleką i żmudną drogę do pokonania.
Zwierzę:
Historia: Jako najstarsze dziecko w rodzinie od zawsze stawiano jej wysokie wymagania. Nawet jej imię było dobrane w ten sposób, żeby zawsze przypominać jej kim jest. Imię Evelyn symbolizuje wieczór [eve], czyli nastający mrok lub zwyczajnie zło [evil]. Rodzice od zawsze pragnęli realizacji swoich celów, które nigdy nie były szlachetne ani dobre. Byli bezwzględnymi brutalami, którzy często traktowali swoje dzieci źle. Przez drastyczne metody wychowawcze rodzicieli, Evelyn do dzisiaj miewa koszmary. evelny miała być chłopakiem, silnym, mądrym i wytrwałym. Rodzice przez to traktowali ją bardziej okrotnie. Dziewczyna z początku godziła się na wszystko, starała się sprostać oczekiwaniom. Uczyła się zabijać z zimną krwią oraz trenowała swoje umiejętności do perfekcji. Już jako młoda dziewczyna dołączyła do gildii Grimoire Heart, czyli ojczystej gildii swojej rodziny. Prędko po tym zmieniła swoje nastawienie do życia. Fundamentalne zło wydaje jej się czymś abstrakcyjnym. Zmieniła więc gildię i ograniczyła kontakt z rodziną do sporadycznych rozmów ze swoją siostrą bliźniaczką. Nadal dąży do swoich celów, chociaż stosuje mniej radykalne środki.
Inne informacje:
— Jej siostra bliźniaczka, Soraya, jest o dwa dni młodsza. Poród dla jej matki był niesamowicie ciężki oraz kłopotliwy. Pomiędzy urodzeniem pierwszej, a drugiej dziewczynki, minęło niemal 27 godzin
— Mimo nowo nabytej niechęci do swojej rodziny, dziewczyna postanowiła nie zmieniać ani imienia ani nazwiska. Czasem wiążą się z tym kłopoty
— Dowodem na jej przynależność do rodziny są oczy o dziwnie intensywnym fioletowym kolorze. Kiedy jest skupiona robią się purpurowe
— Wygląda niegroźnie, co w zasadzie nie jest mylne. Mimo, że potrafi zabijać doskonale, teraz boi się nieco samej siebie. Zdarzają się chwile, kiedy jej własne moce wydają jej się przerażające
— W otwartej walce już nie radzi sobie tak dobrze jak kiedyś, za to jest wybornym szpiegiem. Pozyskiwanie informacji przez obserwacje lub swobodne wyciąganie prawdy z ludzi wychodzi jej wyjątkowo dobrze
— Jest średniego wzrostu i szczupłej figury. Piersi ma dość pokaźne, chociaż sama nie zdaje sobie z tego sprawy
— Ma bardzo gęste włosy, które zazwyczaj ma luźno opuszczone na plecy
— Przepada za biżuterią, w szczególności złotą
— Lubi kwiaty, chociaż samodzielna pielęgnacja nigdy jej się nie udawała, kwiatki zwyczajnie umierały
— Można by się spodziewać, że jest wegetarianką, ale nie. Nadal do pewnego stopnia jest bezwzględną wojowniczką, która potrzebuje odpowiedniej ilości jedzenia, żeby funkcjonować
— Nie przepada za zbroją, wydaje jej się mało kobieca. W przeszłości bardzo często była zmuszana do jej noszenia, ale teraz stara się to ograniczać
Sterujący: moonhorse [na howrse]; Królewna [na chacie, discordzie]

Biały Zabójca Smoków Klasy S - Hikaru Belserion


Trzy osoby mogą dochować tajemnicy, jeśli dwie z nich nie żyją.


Imię: Hikaru ( z japońskiego: Blask)
Nazwisko: Belserion. Nigdy nie przedstawia się używając nazwiska, brzydzi go jego ojczysty ród, z którego pochodził. Nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Wiek: 20 lat
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Heteroseksualny
Związek: Broń Boże. Chłopak jest wystarczająco aspołeczny, żeby nie myśleć o przyszłości z kimkolwiek. Skoro ciężko dla niego o kontakt z osobą ludzką (i to jakikolwiek), to jakim cudem mógłby znaleźć sobie kogoś bliskiego jego sercu? To dwie sprzeczności, które nie mają prawa połączyć się w całość.
Gildia: Blue Pegasus, chociaż kiedyś należał do Gildii Grimoire Heart. Mimo wszystko, doszedł do wniosku, że przeszywająca go ciemność rośnie w siłę, więc nie powinien kontynuować nauk w najgroźniejszej dotychczas Mrocznej Gildii. Odszedł i ostatecznie został w Blue Pegasus, chociaż rzadko się tam pojawia. Towarzystwo mu nie sprzyja, to wolny duch.
Znak gildii: Biały, na prawym ramieniu
Doświadczenie: Legenda
~ilość punktów: 22.000
Typ magii: Magia Białego Zabójcy Smoków oraz dzięki samurajskiemu mieczowi, podarowanemu przez Weisslogię, włada również Magią Miecza
Charakter: Hikaru jest typem samotnika - znudzony wszelkimi zasadami, zwyczajami i etykietą, szwęda się po okolicach - nigdy, przenigdy nie podlega żadnym konwenansom, więc jest typowym ignorantem wszelkich wartości. Najlepiej czuje się bez towarzystwa, to jego żywioł. Kłótnie ma w małym paluszku, a sprzymierzy się tylko z tymi, którzy popierają jego zdanie, więc zwykle zraża do siebie otoczenie, aby mieć spokój na wieki wieków - co jest dla niego dobre, w końcu i tak nie znosi towarzystwa. W dodatku jest cholernie tajemniczy - nie da po sobie poznać o czym myśli i co czuje - zawsze zachowuje kamienny wyraz twarzy, jakby nic i nikt nie potrafiło go rozśmieszyć. Mimo wszystko kryje gdzieś głęboko w sobie pewne zalety - ukradkiem nie stroni od tego, aby ulepszać świat, tylko bez świadków, aby nikt nie wiedział, że zrobił coś dobrego, bądź pożytecznego. Nie wygląda na taką osobę, ale jego umysł jest w ciągłym ruchu - myśli i analizuje każde wypowiedziane przez siebie słowo (o ile ktoś zmusi go do mówienia - to bardzo trudna do opanowania sztuka) oraz wypowiedziane przez jego rozmówcę. Swoje zdanie ma na piedestale, więc jeżeli chcesz wbić mu do głowy swoje racje - lepiej uważaj, bo Hikaru odznacza się wyjątkowym brakiem odporności nerwowej - wygląda na oazę spokoju, a tak naprawdę drzemie w nim urodzony smok. Miał kiedyś przyjaciela, do którego potrafił się nawet uśmiechać, ale co najlepsze - potrafił również z nim żartować z przeróżnych spraw. Dziś, otaczający świat go niezmiernie nudzi. Ludzie rodzą się i umierają, normalne arytmie życia codziennego, które nie mają nic wspólnego z zabawą. Na pierwszy rzut oka, Hikaru wyda Ci się niezmiernie spokojnym typem człowieka, który nie ma nic ważnego do powiedzenia, lecz w jego głowie wciąż kotłuje się masa różnych spraw. Poznaj go, a może wyciągniesz z tej pokutnej duszy jakieś cząstki uczuć, które ponoć przeminęły z wiatrem.
Zwierzę: White - Magiczny typ Jelenia. Nienawidzi obcych - zupełnie, jak jego Pan. Jest strasznie nieufny, dba tylko i wyłącznie o bezpieczeństwo Hikaru (zwykle pojawia się na jego zawołanie). Jeżeli jest szczęśliwy, bądź dumny, odważny czy zły - jego rogi świecą się białym światłem, który wedle jego uznania jest w stanie krótkotrwale oślepić wroga i dać czas na ucieczkę jemu oraz swemu Panu.

Historia: Hikaru nie pamięta dobrze swoich rodziców. Wie jedynie tyle, że jego matka "wżeniła" się w bogaty ród Belserionów, aby dogodnie żyć. Posiadała krótkie, blond włosy (zupełnie jak teraz jej jedyny syn) i władała Magią Gwiezdnych Duchów, dlatego też chłopak ma z nimi dobry kontakt. Rzadko chcą go atakować, więc zwykle sprzeciwiają się swoim panom podczas walki - Hikaru wykorzystuję sytuację i zadaje wtedy ostateczny cios, przez co wygrywa z zamkniętymi oczami. Jego ojciec bardzo dobrze znał Mistrza Grimoire Heart - Hadesa, więc dzięki tej znajomości wbił się w szereg ów Gildii bezproblemowo. Wszystko było pięknie, dopóki jego ojciec nie zaczął uczyć się Zakazanej Magii. Stał się istnym potworem i na oczach chłopca - zabił jego ukochaną matkę. Białowłosy po tej sytuacji, często nie może zasnąć w nocy, gdyż słyszy echo kołysanki, którą śpiewała mu droga matka. Uciekł z domu w wieku 7 lat oraz na zawsze opuścił Mroczną Gildię, przez którą narastała ciemność w jego młodym sercu. Po jakimś czasie odnalazł go smok Weisslogia - początkowo malec bał się wielkiej jak dziesięć domów bestii, lecz po czasie przyzwyczaił się do jej opiekuńczego zachowania. Weisslogia nauczył Hikaru Białej Magii Zabójcy Smoków, którą chłopak po niewiadomym zniknięciu smoka, opanował do perfekcji. Dzięki ów bestii - w samym centrum życia chłopaka, na nowo zakorzenia się kropla dobra, która sprawia, że czasami robi coś dobrego dla społeczeństwa, chociaż bardzo rzadko. Nie muszę przecież dodawać, że Hikaru krąży po całym świecie tylko dlatego, żeby odnaleźć Weisslogię, jego przyszywanego ojca, prawda? No więc tak właśnie robi. Nie potrafi ustać w miejscu. Dołączył do Gildii Blue Pegasus tylko dlatego, żeby otrzymywać różnorodne misje - i na różnych kontynentach szukać smoka. Skończyło się na tym, że Hikaru najszybciej z wszystkich dołączających z nim Magów, stał się Magiem Klasy S, lecz nie odnalazł ojca. W końcu stracił nadzieję i porzucił marzenia o ponownym spotykaniu z nim, przez co stał się zgorzkniałym egoistą, który ma głęboko w poważaniu innych ludzi.
Inne informacje: Często mierzy nowe osoby swoim własnym, smoczym wzrokiem (tłumacząc na polskim: groźnym, po prostu groźnym), aby zasugerować, że mają się nie zbliżać do jego osoby co najmniej na 25 metrów i 4 centymetry. Jeżeli się uprze, może nawet zmierzyć to linijką, więc uważaj. Jego przykrym nawykiem jest to, że lubi się chować przed każdą, żyjącą i poruszającą się istotą. Meh - jeszcze jedno! Na plecach ma wielki, biały tatuaż Weisslogii i mapy Earthlandu z zaznaczonym "X" miejscem, gdzie ostatni raz widział smoka. Co najważniejsze - pomimo swej niezwykle potężnej mocy, zawsze posiada przy sobie biały, samurajski i cholernie ostry miecz, którym lubi walczyć. Otrzymał go od Weissologi w dniu, w którym bestia zniknęła na dobre.
Sterujący: Administracja

Od Shirley do Shinaru

To był niezwykle... hm... ciekawy dzień? Nie, to zbyt prozaiczne słowo, które żadną miarą nie oddaje tych wszystkich spraw, które nagromadziły się zaledwie w przeciągu dwunastu godzin i czterdziestu minut! Był zajmujący! Tak, zajmujący to odpowiednie słowo. Ciężko byłoby znaleźć inne, równie dobrze pasujące do niego określenie. Kiedy podzieliłam się swoimi przemyśleniami z Miriam, która szła tuż obok i co jakiś czas łapała mnie za łokieć, mówiąc "Shirley, krawężnik" czy też "Uważaj, zaraz wejdziesz w krzaki!", stwierdziła, że równie dobrze mogłabym w takim razie opisać go jako chociażby interesujący czy niecodzienny.
- Ów wyraz, "zajmujący", nieodmiennie kojarzy mi się z romantyczną przygodą - wyjaśniłam, wzdychając cicho, pogrążona w zadumie. Chłodne, wieczorne powietrze przyjemnie owiewało moją twarz, gdy szłam z Miruś pod rękę przez miasto. Czułam się, jakby dobra wróżka prowadziła mnie tuż nad skrajem przepaści w stronę Dobrej Krainy, ale zaledwie jeden nieostrożny krok mógłby zabrać mnie w ciemne, piekielne otchłanie, w których, miast mleka, miodu i przyjemnej woni kwiatów, byłby jedynie przykry zapach siarki i kwasu. To wyjątkowo miłe uczucie, kiedy możemy całkowicie komuś zawierzyć. Rzecz jasna, było nieco straszne, szczególnie na początku, ale kiedy odkryłam, że przy Miriam nigdy nie dzieje się nic złego, na dźwięk imienia czy głosu dziewczyny w myślach zawsze stawał mi obraz anioła. Na dobrą sprawę, nawet nie wiem, jak naprawdę wygląda. Rzecz jasna, dotykałam jej twarzy, by wyłonić sobie jako taki obraz, a Braciszek wyjaśnił mi, iż jej długie, falowane włosy są kruczoczarne i błyszczące. Miał Willcio szczęście. - Mianem "interesującego" można określić równie dobrze człowieka, który miły wcale nie jest. A kiedy opisujemy coś jako zajmujące, od razu musi nasunąć się myśl, że i było to bardzo przyjemne doświadczenie. Z czym kojarzy ci się to słowo, Miruś? Mina sam jego dźwięk nasuwa się na myśl muzyka aniołów. Jak myślisz, na czym one grają? Ktoś mi kiedyś powiedział, że na wszelkich możliwych instrumentach, ale wyobrażasz sobie, żeby tak bajeczne stworzenia mogłyby grać na czymś tak przyziemnym jak chociażby... no, powiedzmy, perkusja?! Albo gitara elektryczna?!
- Kochana, może chodziło temu słodziakowi o jakieś takie bardziej... wiesz, stare instrumenty?- odparła Mir wesolutko.
Wydęłam wargi, chociaż częściowo mi ulżyło. Mimo to, owa kwestia nadal nie dawała mi spokoju!
- No to weźmy, na przykład, na saksofonie? To zupełnie nieromantyczny instrument!
- Ale piękny - uzupełniła moja towarzyszka, wielbicielka orkiestry.
- Jasne, jasne - przytaknęłam niemal rzewnie. - Ale kompletnie nie umiem wyobrazić sobie delikatnego lica anioła o miodowych włosach, odzianego w powłóczystą, białą szatę, który grałby na czymś takim! Nie, oni znają pewnie muzykę ze skrzypiec, harf i pianina!
- W swoim czasie się dowiemy - ugodowo uznała.
- Nie zniosłabym, gdyby się okazało, że w niebie nie ma muzyki, to byłoby straszne! - zgroza przejęła mnie na samą myśl. - Jeśli jest doskonałe, z pewnością cały czas będą się tam unosić jakieś słodkie nuty! No, ale dość. Jak z tobą? Z czym ci się kojarzy słowo "zajmujący"? Też czujesz taki przyjemny dreszcz, gdy je słyszysz? Brzmi prawie jak dźwięki harf!
- Nie wiem, Miśka - odparła rozbawiona, a ja byłam całkowicie niemal pewna, że w tym momencie jej oczy (błękitne niczym niebo, jak opisywał Braciszek) musiały patrzeć właśnie w nieboskłon. Przez chwilę szłyśmy w przyjemnej ciszy, aż w końcu dziewczyna zdecydowała się. - Chyba z gotowaniem!
Pocieszny ton i przyziemna przyjemność tak dobrze oddawały jej charakter!
- Naprawdę to kochasz, prawda? Bardzo się cieszę, że możesz oddać całą duszę pasji. Mam nadzieję, że i mnie kiedyś przyjdzie tak samo z biologią. Przechodzi mnie taki okropny, zimny dreszcz, niemający nic kompletnie wspólnego z przyjemnością, gdy nagle myślę sobie, że być może moje plany się nie powiodą. Wyobraź sobie tylko, musieć pogrzebać tak piękną ideę przez jakieś prozaiczne trudności! Byłaby to doprawdy tragiczna ofiara, nad której grobem z pewnością wylałabym morze łez. Czasem sobie myślę, że wszelkie nadzieje i marzenia muszą mieć swój własny cmentarz. Jak myślisz, kto się nim zajmuje? Osobiście zawsze wyobrażałam sobie, że te obowiązki musiały przypaść duszom narcyzów w niebie. Czyż to nie byłoby romantyczne? Gdybym mogła, po śmierci chciałabym stać się takim kwiatem. Może fiołkiem? Mają śliczny zapach, czyż nie? Mama też je podobno bardzo lubiła i kiedy jednego dnia wyszła z tatą na łąkę, gdy byli dopiero zaręczeni, ten oświadczył się jej właśnie z bukietem fiołków w ręku, pośród których ukryty był pierścionek! Myślę, że tak naprawdę ma duszę romantyka, chociaż dziadzio opowiada, że stąpa bardzo twardo po ziemi. Ale miłość wydobywa z człowieka wszystkie najlepsze cechy, nawet te ukryte bardzo, bardzo głęboko, prawda?
- Oj tak - potaknęła Mir cicho, a ja mogłabym przysiąc, że na jej blade policzki wstąpił delikatny rumieniec, który rozkwitł niczym róża w blasku zachodzącego słońca. Raz jeszcze przemknęło mi przez myśl, że Braciszek to wielki szczęściarz. Ja na dobrą sprawę też. - Też to kiedyś zrozumiesz.
- Przecież sama to właśnie stwierdziłam - odparłam buńczucznie, zaplatając ręce na piersiach.
- Kochana, ale wiedzieć to i rozumieć to dwa zupełni różne światy! Miłość romantyczna to jedyne w swoim rodzaju uczucie!
Miruś zazwyczaj była osóbką raczej przyziemną, chociaż bardzo uroczą, ale kiedy sprawy schodziły na romantyczne tematy, mogłaby stawać w szranki z samym Szekspirem. Kochała Willcia całym sercem, a ja obawiałam się, czy on kiedyś aby doceni, jak wielki ma skarb. Braciszek musi zdecydowanie ograniczyć te niebezpieczne wyprawy, obojętnie jak bardzo by nie kochał przygód. Doskonale rozumiałam jego żyłkę awanturnika, ale odkąd stał się się głową nowej rodziny, a jego dziecko musiałoby się wychowywać bez ojca, spirala nienawiści tylko coraz bardziej by się nakręcała. Miałam cudowną rodzinę, ale dobrze wiedziałam, czym jest ból niemożności poznania swojego biologicznego rodzica.
- To niezwykle zajmujące - szepnęłam wdychając zapach ciepłego wieczoru, który niósł ze sobą zapach róż i fiołków - myśleć tylko o drugiej osobie, prawda?
- Tak - przyznała. Mimo wszystko, częściowo ją i rozumiałam. Przecież z całego serca kochałam swoją rodzinę, nawet jeśli los nie postawił na mojej drodze chłopca, z którym chciałabym spędzić resztę życia. W marzeniach ów wybranek był dzielnym rycerzem na srokatym koniu, ale mi raczej było nieśpieszno. Zresztą, sama byłam zajęta raczej sprawami gildii, daleko od rodziny.

***

- No, ja już idę - oznajmiła Miruś, kiedy już odprowadziła mnie niemal pod samą furtkę. - Zaraz mam pociąg, więc muszę uciekać. Dasz sobie radę ze wszystkim?
- Jasne, dzięki za wszystko. Pozdrów tam wszystkich, dobrze? - przytuliłam mocno przyjaciółkę. Ta po chwili oddaliła się, a ja stałam jeszcze przez chwilę nieruchomo, słuchając jej lekkich kroków. Celowo przyjechała na tydzień, by nieco mi pomóc, za co też byłam jej ogromna wdzięczna, musiała jednak już wracać do rodziny, gdzie zostawiła męża i malutkie dziecko. Sami nie potrafią zawiązać sobie nawet butów!
Ostrożnie unosząc nogę, by nie zahaczyć o próg, weszłam do domu, gdzie powitało mnie wesołe szczekanie Akamaru.
- Idziemy do gildii? - ukucnęłam, a lisek wpadł w moje ramiona. Zaczęłam gładzić jego aksamitną sierść, a po ruchach stworzonka wywnioskowałam, że zapalczywie macha ogonkiem. - No to w drogę!
Weszłam tylko szybko w głąb mieszkania, lawirując, by nie natknąć się na żadne przeszkody. Aku warczał ostrzegawczo za każdym razem, gdy byłam bliska wpadnięcia na coś - wzięłam jedno z ciasteczek czekoladowych upieczonych przez bratową i narzuciłam na siebie cieńszą kurtkę.
Nieco niepewnie wyszłam na brukowaną ulicę - po tygodniu chodzenia z Mir pod ramię, dość ciężko było mi się przestawić na samodzielne wędrówki, nawet jeśli Aku dreptał tuż obok moich nóg. Całe szczęście, mieszkałam w cichej, spokojnej okolicy, gdzie ryzyko wpadnięcia na kogoś było doprawdy znikome.
Niestety, stało się - całkowicie pochłonięta rozmyśleniami o tym, co takiego smacznego można by upichcić w gildii, nie słyszałam korków drugiej osoby. Oczywiście, wyższej ode mnie, więc tylko odbiłam się i cofnęłam o parę kroków. Dosłownie parę kroków od siedzimy Blue Pegasus, jak też wywnioskowałam - jak mieć moje szczęście, to mieć je porządnie!
- Przepraszam! - złożyłam dłonie. - Nie zauwa... znaczy, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś idzie! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
Miałam nadzieję, że chociaż mówię w  dobrą stronę...

< Shin~? >


Ilość słów: 1317

Mag - Atalia Weinberg


Jeśli zawsze martwisz się o zmiażdżenie mrówek pod tobą... nie będziesz mógł chodzić.


Imię: Atalia
Nazwisko: Weinberg
Wiek: 17 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Biseksualna
Związek: Zakochana we własnym bracie, ponieważ miłość do własnego odbicia w lustrze jest już przereklamowana ~ Brak jakiegokolwiek związku.
Gildia: Sabertooth
Znak gildii: Przy lewym biodrze
Doświadczenie: Elita
~ilość punktów: 18.000
Typ magii: Magia Ucieleśnienia, Magia Pocisku
Ilość klejnotów: 55.000 klejnotów
Charakter: Wcześniej była to ucieczka przed myślami o swoich słabościach, o swojej niestabilności. Maska, którą założyła, wszyła się w jej skórę i dziś jest jej prawdziwym obliczem. Obliczem odrobinę chamskiej dziewczyny, która jest chodzącą arogancją. Do wszystkiego podchodzi z lekceważącym stosunkiem. Swoich przeciwników, rozmówców ma za nic. Swoją pewnością siebie rozbroiła niejednego przeciwnika, który już na samym starcie był przekonany o jej świetności w walce. Nie można jej odmówić zdolności i umiejętności, ponieważ na polu bitwy radzi sobie nad wyraz świetnie. Sprytu i pomysłowości również jej nie brakuje, dzięki temu nie raz wyszła z opresji w stanie prawie nienaruszonym. Wydawać by się mogło, że dziewczyny nie da się przegadać, a z jej ust słowa płyną nieustannie, a tu was zdziwię. Atalia uchodzi za osobę małomówną, ponieważ zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia. Znaczy, jeśli nadarzy się okazja, nie szczędzi sobie ani troszkę i z satysfakcją buduje kolejne zdania, które najczęściej mają na celu ubliżyć osobie, w której stronę są kierowane. Cudownie, czyż nie? Mówi się o niej, że podczas pojedynku zachowuje spokój i trzeźwość umysłu, tak jest zazwyczaj. Kiedy przeciwnik nie jest jakoś szczególnie zadowalający, dziewczyna męczy się i po prostu stara się go roznieść w taki sposób, by móc sobie wynagrodzić ten trud. Zupełnie inaczej wygląda walka, która zaczyna się jej podobać i aż pragnie włożyć w nią więcej serca. Wtedy na jej twarzy można nawet dostrzec uśmiech szczęścia i spełnienia! Miałoby to sens, gdybym wam już wcześniej przedstawiła brak umiejętności radzenia sobie z emocjami, często ma z nimi problemy. Zdaje sobie sprawę, że w niektórych momentach powinna czuć radość, smutek, gniew czy żal, ale nie zawsze tak się dzieje. Zdarza jej się udawać emocje, aby nie zostać wyłamana ze społeczeństwa (którym gardzi, hah). Czasami źle dobierze odczucie do danej chwili i wtedy bywa czasami naprawdę dziwnie... Atalia nie zawsze je kontroluje, przez co całkowicie się w nich zatraca. Wówczas uczucia przejmują nad nią władzę i jakby to ująć... dziczeje... Tracąc nad sobą panowanie, nie odnosi wrażenia, że postąpiła źle, nawet nie stara się tego powstrzymać, w końcu może cieszyć się emocjami, które na co dzień są dla niej mało dostępne.
Zwierzę: Vien, odrażające zwierzę, które przypomina wilka. Idealnie pasuje do swojej właścicielki.

Historia: Od zawsze sprawiała problemy i pakowała się w kłopoty. Była żywym sreberkiem i utrzymanie jej w jednym miejscu na dłużej graniczyło z cudem. Nic dziwnego, że jej rodzice w końcu nie dali sobie z nią rady i najzwyczajniej w świecie udali się w podróż na drugą stronę, chociaż wcale nie tak najzwyczajniej. Atalia nie pamięta dokładnie tamtego dnia, ale za każdym razem, gdy próbuję wrócić do tych wspomnień, odczuwa chłód, bardzo mocny chłód, który wydzielał się od lodu, który spowił cały jej domek, a również uśmiercił jej najukochańszą mateńkę i najwspanialszego ojczulka. To ją zabolało i odznaczyło się na niej w sposób szczególny, ale jeszcze wtedy nie była tego świadoma. Nie tęskniła za rodzicami, było jej po prostu żal, że dali się z łatwością zabić, przez co musiała trafić pod opiekę starszego brata, który nie potrafił przyzwoicie pełnić funkcji opiekuna. Oczywiście starał się zapewnić Atalii wszystko, co najlepsze, ale nie radził sobie ze zwykłymi rozmowami, a czasem po prostu brakowało mu czasu. Nie radził z nią sobie za dobrze, więc pozwalał jej na wszystko, na co tylko miała ochotę. Chyba nie muszę pisać, że nie wyszło mu to na dobre? Samowolka dziewczynki szybko dobiegła końca, bo w zaskakującym tempie podpadła komuś istotnie ważnemu, komuś, komu nie podpada się przez całe życie. Odbiło się to na jej bracie, przez co się... delikatnie mówiąc, wkurzył. Zmądrzała (z lekką pomocą) i odrobinę się uspokoiła. Całe szczęście wcześniej ujawniły się jej moce, w innym wypadku już dawno byłaby czyjąś damą do towarzystwa lub gosposią. To też milutki braciszek stał się wymagającym mistrzem i nie było „przeproś". Nie miała mu za złe, że cisnął i momentami dobijał, sama do tego doprowadziła, więc teraz musi żyć w ten sposób. Hej, ale jeszcze miał kawałek serduszka, które kochało młodszą siostrzyczkę i czasem pozwolił jej na nieco więcej lub ulżył w jednym czy dwóch treningach. No i ba, sprezentował jej nawet zwierzaka! Kilka dni później, po tym, jak Atalia otrzymała Viena, jej starszy brat został poważnie ranny i mało brakowało do tego, aby dołączył do rodziców. Całe szczęście, że został szybko odnaleziony, bo o własnych siłach nie wróciłby do domu sam. Kiedy chłopak wyjawił powody bójki i tożsamość przeciwników, serce jego młodszej siostry przypomniało sobie uczucie, które pojawiło się po raz pierwszy przy śmierci matki i ojca. Wówczas zrozumiała swoją niechęć do magów lodu i zapragnęła, aby ci już nigdy więcej nie pojawili się w jej życiu. To było oczywiście niemożliwe, ale cóż można na to poradzić? Wyrządzili krzywdę jej rodzinie, a umysł około dwunastoletniej dziewczynki nie potrafił jeszcze myśleć tak, jak trzeba. Kilka lat później postanowiła dołączyć do gildii, w której tak naprawdę była od zawsze. Chciała obrać sobie jakiś cel w życiu, koniec końców nie ma żadnego.
Inne informacje:
~ Czuje nienawiść względem wszystkich magów lodu i śniegu, mimo że większość z nich na tę nienawiść nie zasłużyła.
~ Trudno jest określić jej relację z bratem. Z jednej strony go uwielbia, z drugiej rozszarpałaby na miejscu.
~ Nigdy nie miała przyjaciółki ani przyjaciela (nie licząc Viena).
~ Nigdy nie rozstaje się ze swoim szalikiem ze względu na sentyment.
~ Świetnie sobie radzi w walce wręcz, chociaż cela też ma dobrego.
Sterujący: Kaory

Mag Klasy S - Shirley Madelyn Tarumi

Szczęście jest jak ciastko - bez smaku, gdy łykamy je za szybko.

Shirley Madelyn Tarumi
Wiek: Dziewczynie dane już było zobaczyć, jak dziewiętnaście razy zakwitają chabry na okolicznych łąkach i jak śnieg dziewiętnaście razy pokrywa świat grubą, białą pierzyną. Tyleż samo razy była świadkiem, jak anioły z farby przeznaczonej na malowanie nieba w czasie wschodu i zachodu słońca barwią liście na ciepłe, jasne kolory i jak złote łany zboża szumią cicho na łąkach. Widziała dziewiętnaście równonocy wiosennych - na świat przyszła własnie w jedną z nich, otwierając miodowe oczy po raz pierwszy, kiedy to promienie słońca zaczęły swój nowy taniec.
Płeć: Kobieta, co do tego nie ma żadnych wątpliwości
Orientacja: Hetero, choć kocha dosłownie cały świat - od wróbelka, który przysiadł na rynnie, po pierwszy krokus w śniegu, aż po swoich bliskich, za których wskoczyłaby w ogień
Związek: Poza swoimi ciastkami? Raczej nikogo takiego nie ma, jest zbyt nieśmiała w kontaktach z płcią przeciwną. Nie pomagają jej również mało przyjemne doświadczenia z dawnym przyjacielem w roli głównej - choć nie stroni od kontaktów, gdy dochodzi do czulszych gestów, wycofuje się możliwie delikatnie.
Gildia: Blue Pegasus. Choć wydawałoby się, że Shir zginie w całym tym chaosie, niemal od początku jej serce zapałało szczerą miłością do całej gildii - i członków, i cały ten rozgardiasz. Traktuje tam wszystkich jak swoją rodzinę i najlepszych przyjaciół, choć często ma wrażenie, że jest krok za wszystkimi - jak sama jednak mówi, dzięki temu może łapać każdego, który będzie potrzebował oparcia.
Znak gildii: Prawe ramię, parę centymetrów nad łokciem - chciała umieścić błękitny znak tak, by był dobrze widoczny dla wszystkich. "Należę do was przede wszystkim sercem, ale chcę, by każdy wiedział, skąd pochodzi Shireley Madelyn Tarumi. Z najwspanialszej gildii na świecie - Blue Pegasus".
Doświadczenie: Elita
~ ilość punktów: 19.000;
~ punkty "Świętego Maga": 20.
Typ magii: Shirley znana jest wszystkim jako dziewoja w gruncie rzeczy sympatyczna i pomocna, jednak nieprzydatna w starciu ze względu na jej magię telepatii, której używa raczej do komunikowania się z ludźmi, co bardzo ułatwia jej życie. Dlatego trudno się dziwić, iż w mieście, szczególnie wśród mieszkańców, którzy ze słyszenia kojarzą Shirley - jej przybycie do gildii na początku było przyczyną wielu plotek i oporów - twierdzą, iż mistrz gildii przygarnął ją raczej z litości, być może chcąc spłacić komuś dawną przysługę. Mało kto zna jednak główny rodzaj magii dziewczyny, sama bowiem nie lubi o niej mówić, a na bezpośrednie pytania, odpowiada możliwe zdawkowo, usiłując zmienić temat - dawno, dawno temu, poznała bowiem magię Historii Trupów, którą sama uważa za coś strasznego - co nie zmienia faktu, iż opanowała ją perfekcyjnie. Nie pamięta nawet, kto ją tego nauczył - jak przez mgłę widzi tylko ciepły, łagodny uśmiech. Być może należący do jej biologicznego ojca...?
Trzeci typ magii Shirley zdołała opanować stosunkowo niedawno, bo tuż po zdobyciu rangi maga S - zawzięła się srogo na treningi, by móc dobrze radzić sobie w walce, co nie było łatwe - zarówno przez pacyfistyczny charakter dziewczyny, jak i jej ślepotę, która wykluczała wiele typów magii. Ostatecznie jednak, choć z dużym trudem i kosztem wielu godzin wyczerpujących treningów, zdołała przyswoić sobie tajniki Magii Przejęcia. Nie zdołała jednak przekonać się ani do goszczenia w swoim ciele ani demonów, ani innych potworów, skupiła się zatem na zwierzętach - na chwilę obecną, jest w stanie przemienić się zarówno częściowo, jak i całkowicie w dużego, podobnego wyglądem do sokoła ptaka, błękitnego tygrysa, rybę (choć najczęściej korzysta z syreniej formy, dzięki czemu ma wolne ręce), a także w ogromnego węża. Gdy zatem staje do walki i przyjmuje postać danego zwierzęcia, wyostrzają się jej zmysły, głównie słuchu i węchu, zależy od danego gatunku - bardzo przydatna jest też działająca wówczas na pełnych obrotach magia telepatii, która pozwala jej dekoncentrować i lokalizować przeciwników.
Ilość klejnotów: 400.000
Sterujący: Ayame
Charakter
Jaka jest Shirley? Bliscy dziewczynie ludzie zazwyczaj określają ją jako zadziwiająco pogodną i wytrzymałą - trzeba przyznać, że sporo w tym prawdy. Z jej twarzy praktycznie nigdy nie schodzi ciepły, łagodny uśmiech, którym to uwielbia dzielić się z innymi. Pomimo wszelkich napotkanych w życiu trudności, a może właśnie i dzięki nim, mało co jest w stanie ją złamać lub wyprowadzić ją z równowagi. Znana jako oaza spokoju, nigdy nie podnosi na nikogo głosu i nierzadko już brała udział w rozwiązywaniu sporów jako mediator. Dąży do pokojowych rozwiązań, szuka złotych środków, które zadowolą wszystkie strony. Pomimo delikatnej aparycji i spokojnego charakteru, nie daje sobie wejść na głowę, ma plany i ambicje, do których zawzięcie dąży. Równocześnie jednak, nie uznaje zdobywania celu metodą "pójścia po trupach", jeśli uznaje, że dane rozwiązanie może skończyć się krzywdą dla zbyt wielu osób, szuka innych możliwości. Obiektywna i cierpliwa, zawsze gotowa do wysłuchania każdej ze stron, szybko zapomina o urazach i rzadko kiedy żywi do kogokolwiek nienawiść. Jest jednak przeciwniczką brutalnych rozwiązań i ma raczej nadzieję na to, że pewnego dnia świat znajdzie jakoś wspólny język dzięki pokojowym rozmowom. Uparta, ale nie zadziorna - woli raczej pozostawać bardziej w cieniu, unika kłótni i hałaśliwego stylu życia, z racji swojej nieśmiałej natury, rzadko kiedy stara się o bycie w centrum uwagi, chyba że otacza ją grono przyjaciół. Ciężko pracuje, by osiągnąć swoje cele, zawsze daje z siebie wszystko i nie używa wymówek takich jak zmęczenie czy lenistwo.
Wychowywana w duchu rodzinnych tradycji, do których to jest niezwykle przywiązana. Większości rzeczy nauczyła się od dziadzia, a także ojca, obaj zaś wyznawali stare wartości, które to przekazali i jej. Nawet jeśli są jej przyszywaną rodziną, dziewczyna jest do nich niezwykle przywiązana.
Empatyczna i wrażliwa, z sercem na dłoni - pomoże zawsze i wszędzie, nie zwraca uwagi na pochodzenie czy zamiary innych, jeśli wymagają pomocy, udzieli im jej od razu. Bliscy Shirley często mawiają, iż można z niej czytać jak z otwartej księgi, nie ukrywa swoich emocji, jednak te negatywne trzyma na wodzy. Określana nie raz i nie dwa jako urocza, szczególnie przez przedstawicieli płci przeciwnej, sama jednak zdaje się tego nie zauważać - nie w głowie jej romanse, skupiona raczej jest na rozwijaniu pasji i ukochanej gildii.
Ma bardzo dużo pokładów energii i wyobraźni. Ciągle wpada na nowe pomysły, którymi to często dzieli się podczas pogawędek z przyjaciółmi lub wieczornych dyskusji z dziadziem nad kubkiem parującej czekolady - tęskni za czasami, gdy mogli robić to codziennie twarzą w twarz. Swoją kreatywność nauczyła się wykorzystywać już od dziecka - najpierw uwalniała ją w formie zamków z piasku i małych opowiastek, dziś w formie wierszy. Opiekuńcza i troskliwa, szczególnie o rodzinę - te dwie cechy szczególnie mocno łączą ją z bratem.
Marzycielka z głową w chmurach - nigdy praktycznie nie schodzi na ziemię, nawet gdy chodzi można odnieść wrażenie, że zaraz odleci w stronę nieba. Równocześnie, ma całkiem rozwinięty zmysł praktyczny i jest niezłą organizatorką - wszystko to rujnuje jednak przykra przywara, jaką jest jej zapominalstwo, bywa też leniwa - choć gdy już raz zabierze się za pracę, mało kto dorówna jej tempu, ślepota w niczym jej nie przeszkadza - znakomicie wykształciła sobie zmysł słuchu, na którym polega w głównej mierze.
Nieśmiała z niej duszyczka, która rzadko kiedy zaczyna rozmowę, kiedy już jednak dyskusja schodzi na interesujące ją tematy, mało kto jest w stanie ją przegadać. Przywykła do życia w gronie rodziny, ciężko jej wychodzić odważnie do nieznajomych, na początkach znajomości można ją poznać raczej jako wycofaną i cichą... no, zazwyczaj. Kiedy nawiąże już z kimś głębsze relacje, staje się wyjątkowo rozgadana i trajkocze wesoło przez kilka godzin chociażby o perłowej barwie kwiatów wiśni. Romantyczna z niej duszyczka, która kocha marzyć. Często dzieli się swoimi przemyśleniami i, nieświadomie, zdarza jej się najzwyczajniej w świecie zanudzać ludzi bardzo długimi wywodami na tematy iście z kosmosu. Nietuzinkowa i wesoła, co jednak często odkrywa się w dalszych etapach znajomości z nią, ma tysiące pomysłów i przemyśleń, nad którymi to uwielbia się rozwodzić.
Inteligentna, szybko łączy fakty, "dodając dwa do dwóch", logiczne myślenie jest jej mocną stroną - uwielbia dumać nad zagadkami maści wszelakiej. Po poznaniu zespołu, dobrze wychodzi jej praca w grupach, jednak rzadko kiedy chce zajmować stanowisko lidera, woli raczej wykonywać swoją część, żywo i uczestnicząc w dyskusjach.
W kilku słowach podsumowania - Shirley to spokojna, ale wesoła dziewczyna, która umie się otworzyć dopiero po pewnym czasie. Kiedy już komuś jednak zaufa, odda za tę osobę życie i nigdy nie zwątpi w jej słowa. I, wbrew pozorom, potrafi być bardzo żywiołową gadułą.
Towarzysz
Lisek imieniem Akamaru, oczko w głowie Shirley - nazywa go pieszczotliwie Kuleczką, czemu maluch zdecydowanie się sprzeciwia, odkąd skończył drugi rok życia - nie od dzisiaj wiadomo jednak, że kocha Shirley, którą nazywa Maleństwem. Pomaga jej we wszystkich, ma silnie rozwinięty zmysł chronienia bliskich mu osób i zachowuje się jak opiekun Shirley, choć, równocześnie, nic nie traci ze swojego uroku - wręcz przeciwnie! Istotka bardzo dumna, która swój honor będzie bronić zębami i pazurami do ostatniej kropli krwi. Bardzo łatwo go urazić, czujnie przewierca dopiero co poznane osoby na wskroś, szukając choćby cienia chęci na obrażenie jego osoby. Ma duże mniemanie o sobie i uważa się za przedstawiciela najszlachetniejszej rasy, jaka w ogóle istnieje - on sam natomiast, sprawa oczywista, ze wszystkich swoich braci i sióstr, jest tym najlepszym (najcudaczniejszym, jak często dodaje jego towarzyszka).
Równocześnie jednak, cały czas uważa na Shirley. Podąża za nią niczym cień - czasem idąc dumnie przy nogach dziewczyny, czasem bezszelestnie niczym duch w mrokach konarów drzew. Udziela ostrych reprymend, kiedy "Mała" chce robić coś lekkomyślnego lub popełnia błąd, ale w duszy tak naprawdę to właśnie on uważa się za jedynego godnego strażnika Shirley, a wszystkie nowe osoby w jej otoczeniu poddaje wnikliwej obserwacji.
Samotnik chodzący własnymi drogami - o tak, Jego Lisowatość to podręcznikowy przykład indywidualizmu, nie daje sobą sterować, a bierze do siebie jedynie słowa Shirley. Długo zajmuje mu nawiązanie kontaktu i zaufanie kogoś, jak to kotowaty, jest raczej ostrożny.
Inteligenty i przebiegły. Piekielnie bystry, czujnym okiem obserwuje wszystko w zasięgu wzroku, szukając potencjalnego niebezpieczeństwa. Chce sprawiać wrażenie nieustraszonego, który mężnie staje naprzeciw wszelkim stworom, tylko Shirley wie o jednej, maleńkiej rzeczy - na samą myśl o niej, Maku czuje nieprzyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zwie się to zbiornikiem wodnym.
Słówko o jego mocach - jego młody lisek, nie ma ich za wiele, w żyłach Akamaru płynie jednak elfia krew, a co za tym idzie, został obdarowany kilkoma niezwykłymi umiejętnościami. Pierwsza z nich to, rzecz jasna, niezwykle wyczulone zmysły, szczególnie węchu - "Nosowi Akamaru nie umknie nic podejrzanego, jak mistrzowi Bob żaden uroczy pan!", jak zwykła mawiać Shirley. Lisek jest też w stanie przenosić ogromne ciężary, praktycznie nie odczuwając, może nawet nieść na grzbiecie swoje "Maleństwo", nawet pomimo zdecydowanych sprzeciwów.
­
Historia
Losy, jakie spotkały Shirley w ciągu pierwszych lat jej życia, osnute są mgłą tajemnicy, przez które dziewczyna nigdy nie zdołała się przedrzeć - czy to zaklęciami, czy to rozpytywaniem ludzi w niemal wszystkich zakątkach miast, w których bywała. Wiadomo jedynie, iż jej matka, prawdopodobnie będąca druidką, zginęła od strzały wystrzelonej z łuku nieznajomego napastnika, który zdążył zbiec zaraz po dokonaniu zbrodni. Nieprzytomne i pozbawione pamięci, kilkuletnie dziecko, znalezione przez Horacego, cudem odratowane, zostało i przez niego przygarnięte. Znając jedynie imię dziecka, mężczyzna uszanował ostatnie słowa jej rodzicielki i tak ją ochrzcił, dał jej jednak drugie imię, a także zaakceptował jako córkę, dzięki czemu została włączona w poczet rodu Tarumi.
Rodzina ciepło przyjęła małą, nawet jeśli nikt nie wiedział zupełnie nic ani o niej samej, ani o jej ojcu czy matce. Po kilku miesiącach wzmożone zainteresowanie postacią dziewczyny ucichło, a wszyscy mieszkańcy wioski traktowali Shirley jako swojaka, zaś ani Horacy, ani nikt z jego rodziny, nigdy nie dał odczuć dziewczynie, że do nich nie należy. Przeciwnie, Małą od najmłodszych lat otoczono ciepłem ogniska domowego, w co szczególnie zaangażowana była Lily. Jak można się więc domyślić, życie podrzutka przebiegało naprawdę szczęśliwie - rozwijała się zdrowo i prędko, a dziadzio cieszył się, że znalazł w przybranej wnusi zapowiedź na porządną magiczkę. Dni w Chatce Ech mijały ciepło i szczęśliwie - tak, jak w każdej rodzinie winny przebiegać. Całodzienne zabawy z bratem i rówieśnikami z wioski, mocne, acz delikatne dłonie ojca sadzającego córkę na kolana wieczorami, świeżo upieczone ciasto babci, opowieści dziadka, ciepły pocałunek matki - cudowny lek na stłuczone kolano, wspólne posiłki, praca w domu czy też nauka - wszystko to definiowało to, z czego składało się życie Shirley.
Cień na rodzinę Tarumi padł, kiedy to dziewczynka wchodziła w swoją dwunastą wiosnę - wtem to, w chłodny, jesienny wieczór, jeden z pierwszych tego roku, ostatnie tchnienie wydaje Lily, resztką sił wydając na świat córkę, nazwaną po matce - Lilianne. Krótko później, być może częściowo z wyniku szoku po stracie jedynej córki, umiera seniorka chatki. Dom, znany z gwaru i wesołego rozgardiaszu, nagle tonie w ciszy i apatii, tonąc niczym rozbitek na morzu, który nie ma nawet sił wyciągnąć ręki na ratunek. Zdaje się, że wszyscy domownicy zostali pozbawieni dusz, które uniosły się w górę razem z ostatnim tchem zmarłej. Jakby ktoś zgasił ognisko, które od zawsze rozgrzewało ściany chatki, do tej pory przecież tak otwartej, niemal pękającej z radości.
Nie wiadomo, co właściwie przełamało to wszystko. Może to była pierwsza próba raczkowania małej Lilianne. Patrząc na nieudolne próby córki, której życie zostało przecież okupione życiem najukochańszej małżonki, Horacy przysiadł i zaczął bawić się z latoroślą - pierwszy raz zauważając jej istnienie, odkąd przyszła na świat. I tak stopniowo zaczęło być lepiej. Śmiech Shirley, kiedy obserwowała "ganianego" rodzeństwa, Michael opowiadający pierwsze nieśmiałe żarty i opowieści, ojciec strugający w kącie zabawki dla dzieci - życie powoli znowu zaczynało toczyć się swoim rytmem. Opornie, jakby od niechcenia, ale stopniowo nabierając tempa, by już po kilku zakrętach zacząć podskakiwać wesoło pomimo napotykanych wyboi. W międzyczasie, Will, chłopiec znany z łobuzerskiego usposobienia, staje się mężczyzną i bierze sobie żonę, a Horacy błogosławi ich związek. Krótko później, na świat przychodzi mały Andy. Shirley coraz śmielej zaczyna kreślić swoje przyszłe plany, coraz dobitniej dociera też do niej, że być może jej los nie będzie na zawsze związany z tą maleńką wioską, która przecież stanowiła dla niej cały świat. Siadając wieczorami w kącie, głaszcząc aksamitną sierść liska, patrzyła w okno, na ścianę drzew, która stała się dla niej murem. Powoli zaczynała jednak godzić się ze świadomością, że coś woła ją do siebie, a głos ten dobiega gdzieś z oddali, bardzo, bardzo daleko od jej gniazda, jej bezpiecznej przystani. Od zawsze była przekonana, że, nawet jeśli jest podrzutkiem, spotka ją taki sam los, jak wszystkie inne dziewczęta - nauczy się wszystkich rzeczy potrzebnych żonie, znajdzie dobrego męża, zamieszka w zbudowanej przez niego chatce, urodzi mu dzieci, a potem doczeka się wnucząt. Stworzy rodzinę, stworzy nowy krąg życia, by w ten sposób odpłacić się ludziom, którzy ją wychowali. Chciała opanować zwykłą, pomocną w codziennym życiu magię, by uszczęśliwić dziadzia. Nauczyć się piec ciasto równie dobre, co jej babcia, a także wyszyć mnóstwo serwetek i pościeli. Stworzyć dobrą, ciepłą atmosferę w swoim przyszłym domu. Która dziewczyna o tym by nie marzyła?
Do tej pory doskonale pamięta dzień, kiedy obwieściła rodzinie, że wyrusza w podróż. Nie wie, gdzie, nie wie, po co, nie wie, kiedy wróci, czy wróci. Wie tylko, że wyrusza. Dzisiaj, zaraz, nieodwołalnie. Bo musi. O dziwo, na twarzy rodziny dostrzegła tylko smutny uśmiech. Pierwszy odezwał się ojciec. Mówiąc tylko krótkie "Niech ci Bóg błogosławi na drodze, córko", zamyka Shirley w niedźwiedzim uścisku. Żegna ją brat, jego żona i syn, dziadek, siostra. Z każdym długo rozmawia. Je ostatni obiad, który osobiście przyrządza. Mięso dzika, upolowanego przez ojca, pieczony rano chleb, trochę fasoli z ogrodu, sok z porzeczek - dziewczyna do tej pory doskonale pamięta smak i zapach tego wszystkiego.
Wyruszyła po południu, nie zwracając uwagi na porę. Z małym zawiniątkiem zaczęła wędrować, mając przy boku Akamaru. Najpierw wędrowała tylko po okolicznych lasach, wsiach. Potem dotarła do miasteczek, z każdym dniem coraz bardziej oddalając się od domu. Po jakimś czasie, idąc zakrętami i licznymi wybojami, trafiła w końcu pod skrzydła mistrza Boba - do gildii Blue Pegasus.
Szuka czegoś, czego powinna. Czego chce.
Inne/ciekawostki
- Pierwsze imię otrzymała od biologicznej matki, kiedy to umierająca kobieta wcisnęła dosłownie małą Horacego, wraz z ostatnim tchem wypowiadając imię dziecka. Drugie natomiast po serdecznej przyjaciółce przybranej matki, która jest dla niej jak ciocia-dobra wróżka - zawsze może się niej zwrócić i zapytać o radę. W domu nazywana bywa często Misią lub Maleństwem, w gronie znajomych jest natomiast znana po prostu jako Shir.
- O nazwisku: Tarumi, stary, niegdyś powszechnie znany i szanowany ród, który dziś już praktycznie zniknął - Shirley jest jedną z jego ostatnich przedstawicielek, a, jako kobieta, ma małe szanse na przekazanie nazwiska swojemu potomkowi. Tym bardziej, że jest tylko przyszywaną członkinią klanu Tarumi, choć, jak twierdzi ojciec, ma wszystkie cechy, które każdy prawowity potomek rodu Tarumi mieć powinien. Silnie przywiązany do tradycji, a równocześnie otwarty - choć wcześniej jego członkowie słynęli z wielu znamienitych wojowników, teraz prowadzi małą kawiarenkę - "Shiroi Tsuki - Tarumi", w której serwują pyszną kawę.
- Z domu wyniosła nawyk oszczędzania pieniędzy na czarną godzinę - stara się nie marnować ich na głupoty, w czym pomaga fakt, że sama pracuje na chleb - a żarłok z niej przedni, to prawda dawno objawiona, choć nikt nadal nie znalazł odpowiedzi na frapujące wszystkich pytanie, jak to wszystko mieści się w drobnym ciele dziewczyny.
- Szybko się uczy, często wystarczy jej choćby raz przeczytać lub usłyszeć dany tekst, aby go zapamiętać. Ma też znakomitą pamięć do ludzi, zarówno twarzy i imion, jak i całych sytuacji oraz rozmów, wyzwaniem są dla niej jednak krótkie formułki - złudna nadzieja, że zapamięta listę zakupów.
- Często przygarnia zwierzęta na krótki okres czasu, szczególnie te chore: kiedy je wyleczy, od razu wypuszcza na wolność. Obcowanie z różnymi gatunkami, pomaga jej poznać ich zwyczaje, a co za tym idzie - rozwija swoje pasje, żywo interesuje się bowiem biologią.
- Bardzo dobrze moduluje głos. Kiedy jest sama, lubi ogrywać monologi lub scenki z udziałem wielu osób, grając równocześnie wszystkie. Lubi też śpiewać, acz wstydzi się swojego głosu i robi to tylko w zaciszu, kiedy jest pewna, że żaden człowiek jej nie usłyszy.
- Kiedy miała pięć lat, wylała na siebie gorącą wodę, czego śladem jej blizna na ramieniu.
- Po kawie robi się senna.
- Kiedy się denerwuje, lubi zawiązywać supełki - oby tylko mieć czymś zajęte palce.
- Woli asymetryczność, nie przepada, kiedy wszystko jest idealnie uporządkowane.
- Urodzona idealistka i optymistka, wyraża to szczególnie poprzez swoje obrazy.
- Bardzo dobrze gotuje, jej specjalnością są łakocie, kocha też smażyć naleśniki. W gildii często coś pichci dla członków, od czasu do czasu lubi też sobie poeksperymentować - z różnym skutkiem.
- Panicznie wręcz boi się małych, zamkniętych przestrzeni - jej terenem naturalnym są łąki, wrzosowiska czy też lasy.
- Jest ślepa - nie od urodzenia, odkąd skończyła dziesięć lat, kryje się za tym ponura historia, z którą się raczej nie obnosi - zamieszany jest w nią dawny najlepszy przyjaciel Shirley.
- Ma awersję do magów lodu
- Ma całkiem pokaźną rodzinkę:
przybrany ojciec Horacy - mąż postawny, o mocnej aparycji, tubalnym głosie, spracowanych dłoniach drwala i gołębim sercu. Pochodzi ze znamienitego rodu, acz, w przeciwieństwie do licznej męskiej części rodzeństwa, wolał zająć się kawiarnią, niż nauką sztuki wojennej i szermierki. Córeczka jest jego oczkiem w głowie, oddałby życie za nią bez wahania życie. On właśnie nauczył ją wszystkiego, co sam wie o co lasach i zwierzętach w nim żyjących, a gdy wracał z pracy, od czasu do czasu przynosił ze sobą odratowane stworzenia, takie jak jeże czy myszy, z rzadka też sarenki. Raz nawet przyniósł młodego liska, z którym to Shirley żyje aż po dziś dzień.
przybrana matka Lily - złota kobieta, która samym uśmiechem potrafiła sprawić, że słońce zaczęło jaśniej świecić, a trawa stawała się zieleńsza. Traktowała Shirley jak swoją własną córkę, zmarła jednak po narodzinach szóstego dziecka - Lilianne.
przybrany dziadzio Halt - siwiuteńki staruszek, liczący już sobie półtora wieku. Podręcznikowy przykład maga, który całe życie poświęcił na studiowanie tajników tego, czym jego rodzina zajmowała się od pokoleń - magii. Na dzień dzisiejszy zajmuje się jednak głownie wnuczętami, którym to często wieczorami opowiada historie "ze starego świata", ubarwiając swe bajki dymnymi postaciami, które tworzy za pomocą magii.
przybrana babcia Pauline - zeszła z tego świata jako starowinka kilka wiosen temu. Zapamiętana jako wyprostowana, dumna i pracowita do końca życia, na pierwszy rzut oka nieco surowa, troszczyła się jednak o bliskich z całego serca. Nauczyła Shirley tkactwa i haftowania, a także sztuki gotowania. Młode lata przeżyła w mieście, dopiero po ślubie przeniosła się na skraj lasu, gdzie też urodziła córkę.
przybrany starszy brat Will - mężczyzna liczy sobie już niemal dwadzieścia dziewięć wiosen, zdążył znaleźć żonę, zbudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna, który na chwilę obecną liczy sobie trzy lata. Will, pomimo bycia wzorową głową całej rodziny, przykładnym mężem i troskliwym ojcem, zachował też w sobie coś z dziecka.
starsza, przybrana siostra Marianne - zdecydowana i pewna siebie dwudziestotrzyletnia dziewczyna o ciętym języku i uporze godnym osła - do owego zwierzęcia często porównywana jest przez Michaela. Obecnie rzadko przebywa w domu, studiuje tajniki medycyny pod okiem jednak z najlepszych lekarek tego stulecia, dlatego rzadko kiedy wraca do domu - zazwyczaj jakieś dwa-trzy razy do roku
starszy, przybrany brat Magnus - kompletne przeciwieństwo siostry - "Brat, dostała po prostu jaja, które powinieneś mieć ty...", jak często mawia Michael. Pomimo faktu bycia bliźniętami, poza bardzo podobnym wyglądem z Marianne, chłopak to dwudziestotrzyletnia ciamajda, która najchętniej nigdy nie wychodziłaby z bezpiecznego kąta. Wyjątkowo kiepsko dogadują się z Michaelem, który to uważa starszego brata za słabeusza. Magnus również opuścił już rodzinny dom i słuch o nim praktycznie zaginął - krążą słuchy, że zaciągnął się do jednej z mrocznych gildii.
młodszy, przybrany brat Michael - osiemnastoletni śmieszek rodzinny, znany ze swoich licznych uszczypliwości względem bliskich mu osób, sypie żarcikami jak z rękawa, nawet jeśli przez obce osoby określany jest jako zamknięta w sobie, aspołeczna osoba. Z całego rodzeństwa, to on najlepiej dogaduje się z Shirley, którą to nazywa pieszczotliwie Pysią. Ma dar do snucia opowieści, szczególnie upodobał sobie te z dreszczykiem.
młodszy, przybrany brat Daiki - dziesięcioletnie żywe srebro, które skacze z jednego kąta w kąt i nigdy nie przestaje mówić. Razem z najmłodszą Lilianne są promykami całej rodziny - młody kocha zwierzęta i wszystko, co żyje, znany jest ze znoszenia do domu stworzeń maści wszelakiej, od mrówek, przez żaby, aż po sarny.
przybrana młodsza siostra Lilianne - uroczy, niewinny aniołek liczący sobie siedem przepięknych wiosen. Przyrównywana nieraz do matki, do której z każdym dniem staje się coraz bardziej podobna - nie tylko z wyglądu. Jest promyczkiem całej rodziny, a jej śmiech często budzi do życia całą drewnianą chatkę.
"prawie bratowa" Miriam - niewiasta o oczach jak morze i mlecznej skórze, która słynęła w całej wiosce ze swojej urody. Nieco leniwa i roztrzepana, ale i kochana, stara się jak tylko może, by zyskać miano przykładnej gospodyni. Pomimo, że zdążyła już powić dziecko, wciąż zostało w niej coś z małej dziewczynki.
"prawie bratanek" Andy - dziecko żywotne, zdrowie i słodkie - Shirley kocha wręcz się nim zajmować. Kiedy wraca do domu i odwiedza brata, często zabiera jego syna na przechadzki do lasu i pokazuje mu pulsujące tam życie.
nieznana matka - zginęła od strzały wypuszczonej z tajemniczej ręki, sprawca nigdy nie został odnaleziony. Utraciła dużo krwi, gdy, już ze strzała wbitą w bok, uciekała jak najdalej, znacząc krwią pokaźną trasę. Przybyła zapewne z zachodu, w okolicznych wioskach przez jakiś czas jej śmierć i domysły, dla których tu przybyła, były głównym tematem rozmów w tawernach. Przypuszcza się, iż przybyła ze wschodu - być może z puszczy, gdzie żyją druidki...
nieznany ojciec - Shirley nie wie niczego na jego temat, podejrzewa jedynie, iż mógł być magiem jednej z mrocznych gildii. Kiedy wędruje po różnych państwach, często rozgląda się w poszukiwaniu znajomej twarzy - jest przekonana, że kiedy go zobaczy, coś przecież poczuje.
- Ma silne łaskotki praktycznie na całym ciele.
- Od dłuższego czasu utrzymuje stały, listowny kontakt z rodziną, od czasu do czasu ktoś - głównie Michael - wpadnie też się z nią zobaczyć.
Nazywana nieraz niziołkiem - mierzy sobie bowiem zaledwie 155 centymetrów. Ów niski wzrost i drobna budowa są często powodem, przez który ludzie mylą ją z dzieckiem.
- Ma słabość do słodyczy.

Mag - Seara Aresis

Twoja ścieżka jest albo mroczna albo też owiana światłem... Może też zdarzyć się taka przeplatana mrokiem i światłem...

Seara Aresis
Wiek: 19 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Hetero
Związek:
Gildia: Fairy Tail
Znak gildii: Na prawej łopatce
Doświadczenie: Doświadczona
~ ilość punktów: 1.100.
Typ magii: Magia Ciemności i Magia Łuku Czasu
Ilość klejnotów: 0
Sterujący: [Hw] Zenddi
Charakter
Seara jest osobą, której osobowość jest ciężka do odgadnięcia. Posiada ona niechęć do ludzkości, która graniczy z nieufnością. Jest ona bardzo zdolną aktorką, potrafi świetnie udawać niewinną i zaciekawioną dziewczynę. Wypowiada się uprzejmy i spokojny sposób. Jednakże pod tą maską kryje się, psychopatyczna kobieta, która się szaleńczo śmieje i nie ma żadnego poszanowania dla ludzkiego życia, które traktuje jako marnowanie powietrza. Za jej poczynaniami jednak stoi jakaś pokręcona sprawiedliwość, z racji tego, że głównie zabija różnego rodzaju bandytów i dręczycieli zwierząt. Dodatkowo, jej główny cel wydaje się być szlachetny. Jest sarkastyczna i jednocześnie miła. Seara w całej tej psychozie, posiada pewną słabość, a są nią małe zwierzątka. Z racji tego, kiedy w parku zobaczyła chłopców znęcających się nad małym kotkiem, zabiła ich, ale z powodu ich czynów. Ponadto, posiada częściowe pragnienie prowadzenia normalnego życia, i odkupienia swoich win. Dziewczyna nie uważa się za dobrą istotę i nawet nienawidzi, jak ją ktoś tak nazwie. Gdy ktoś taki jak mistrz gildii próbuje jej pomóc otwiera się w niej coś nowego. Lubi być chwalona i głaskana za dobre uczynki po głowie. Gdy się z nią dłużej pobędzie, można odkryć iż dziewczyna jest wesoła, czasem emocjonalna i samotna. W tym tez jest smutek. Lubi dokuć i kusić. Można też czasem zauważyć, że odczuwa uczucia. Choć dla niej to nie jest zbyt ważne. Nie pokazuje jaka jest naprawdę.
W gildii próbuje być dobra choć niekiedy woli brać samotne misje, czy też wyruszać sama albo z jedną bądź dwiema osobami, które się jej nie obawiają.
Towarzysz
Ive
­
Historia
Osierocona dziewczyna, która została przyjęta do mrocznej gildii. Wykazywała się ogromną mocą i chciała znaleźć swój dom. Miała zaledwie kilka miesięcy, gdy została przygarnięta do swojej pierwszej gildii. Chciała się uczyć z roku na rok, więcej i więcej. Gdy miała koło trzech lat, przypadkowo zabiła kilka osób. Nie była świadoma tego, co zrobiła. Chciała ochronić małego kotka. Był ranny. Dopiero gdy wrócili z wyprawy. Byli dumni z tego, co zrobiła. Powiedzieli jej, co uczyniła z wielką dumą. Dziwnym fartem spodobało jej się to. Gdy podrosła do lat czterech oddali ją innemu mistrzowi mrocznej gildii. Rozwijała się i coraz bardziej się odnajdywała. Nie podobał jej się fakt, że wciąż się to powtórzyło. Mówię właśnie o kolejnym przeniesieniu. Przenosiłam się tak, aż skończyła 18 lat i sama zdecydowała się odejść. Nie wiadomo, tylko czemu, przenosili ją. Była w Raven Tail, Oración Seis, Grimoire Heart, Phantom Lord i Sabertooth. Wybrała się na samotną podróż w nieznane. Chciała odkryć siebie i to, gdzie chce należeć. Trafiła do Magnolii za listem gończym jednej z jej ofiar. Miała znaleźć i zarobić. Jednak trafiła na mistrza Makarov’a. Pokazał jej gildie, po rozmowie zdecydowała się dołączyć.
Inne/ciekawostki
- Kocha koty.
- Nie doskwiera jej samotność.
- Lubi zbliżać się do chłopców, nawet jeśli się rumienią i próbują ją odtrącić.
- Bawi się przednio.
- Lubi gryźć.
- Ma w sobie nadal coś z mordercy i czasem to ukrywa.
- Lubi oglądać połykające się pary, bijących się osobnik i wszelkiego rodzaju sceny brutalne jak i romantyczne – jedząc popcorn.
- Bawi ją wiele rzeczy.
- Niezbyt przepada, za co po niektórymi osobami z gildii.
- Dziewczyna jest wytrzymała.
- Ma silną głowę do trunków jak i do innych smakołyków.
- Nie przepada za zimnem.
- Szybko zawiera przyjaźnie z dziewczynami.
- Czasem z nudów uczy się starożytnych języków i innych mało przydatnych rzeczy.
- Mieszka ona w gildii, bo jakoś nie potrzeba jej innego domu.
- Obawia, że jeśli ktoś odkryje jej przeszłość zostanie znienawidzona. Tylko tutaj czuje się jak w prawdziwym domu. Tak jakby odnalazła swoje miejsce w końcu.

28 gru 2017

Mag - Levy McGarden

Fairy Tail symbol

Ten kto nigdy nie przeczytał choć strony książki, nie wie co to prawdziwa wyobraźnia

Imię: Levy
Nazwisko: McGarden
Wiek: 18 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Biseksualna
Związek: Raczej nie
Gildia: Fairy Tail
Znak gildii: Biały na lewej łopatce
Doświadczenie: Rekrut
~ilość punktów: 500
Typ magii: Magia Solidnego Rękopisu, Magia Nekosoku
Ilość klejnotów: 0
Charakter: Levy ma pogodną i optymistyczną osobowość, jest w stanie dogadać się z wieloma członkami z gildii. Jej duch żywi niechęć do angażowania się w wiele bijatyk gildii, bo jest zbyt miła do walki dla zabawy. Jeśli jednak trzeba, potrafi wykazać się odwagą i gotowością do walki. Umie odpowiednio wykorzystać swój umysł i zdolności w bitwie, by ochronić swoich przyjaciół. Należy do ludzi bardzo wyrozumiałych, którzy potrafią wybaczyć nawet największe błędy, jeśli widzą, iż dana osoba naprawdę chce się zmienić. Cechą charakterystyczną dla Levy jest zamiłowanie do czytania; jest to dla niej odskocznia od codzienności, z której chętnie korzysta. Z tego też powodu zaliczana jest do ludzi inteligentnych, którzy potrafią spojrzeć na jedną sprawę z różnych perspektyw i na chłodno ją ocenić. Z jakiegoś powodu inni ludzie bardzo szybko zaczynają jej ufać, czego dziewczyna nigdy nie wykorzystuje i zawsze dotrzymuje danego komuś słowa.
Mimo swojego młodego wieku Levy jest bardzo dojrzała, gotowa do poświęceń w imię dobra gildii i całej rodziny. 
Zwierzę: Gardan
Historia: Levy nie wychowywała się z rodzicami zbyt długo, ponieważ już w wieku jedenastu lat postanowiła, wraz z dwójką swoich przyjaciół - Jetem i Droy'em - dołączyć do Gildii Fairy Tail. Przeżyła tam wiele przygód, poznała wspaniałych ludzi, dowiedziała się co to znaczy prawdziwa przyjazn i poświęcenie. Teraz, po pięciu latach nieobecności powraca do swojej ukochanej Gildii.
Inne informacje: 
- Posiada okulary do czytania, które umożliwiają jej czytanie 18x szybciej.
- Zna kilka języków starożytnych
- Potrafi przepisywać runy i odwracać ich działanie
- Umie całkiem dobrze gotować
- Jest bardzo niska i drobna
- Posiada dwóch najlepszych przyjaciół, którzy się w niej podkochiwali 
Sterujący: Miśka098